[58]
MADONNA LYRICA
Oto się do mych okien przekradły jaśminy
I róże zapachami szlochają w komnatach,
Już przychodzą wieczory rozkochane w kwiatach
I gwiazdy się zatliły na sklepieniu sinem.
Smutna pani dziedziczka przeczuła twe przyjście,
Już płyną ku nam łąki nawilgłe od rosy,
I głowy nam się chylą leniwie jak kłosy
I jak serca trzepocą po alejach liście.
Oto wraca kochanek poległy na wojnie
I wrota się rozwarły, w dworku ktoś zapłacze,
A księżyc się po stertach przewala wieśniaczych
I zaszumy po rżyskach idą niespokojne.
Oto noce nadchodzą bijące mnie skrzydłem
Spłoszonych nietoperzy — i łąkami dzwonią.
Purpurowe natchnienie chyli się ku skroniom
I wzrok wodzi po ścianach krytych malowidłem.
[59]
O jak dobrze jest odejść i nie znać już smutku
Co duszę całą przeżre i w źrenice wtłoczy —
Pójść ku gwiazdom i palmom kędy niosą oczy
I dłonie Beatryczy uścisnąć na krótko.
Niech mnie lato zaleje nocą księżycową
I niebo się wspaniałe nademną pochyli,
Odpędźmy blady smutek, z którymeśmy byli
I ciebie wielki darze odepchnijmy — mowo.
Niechaj nam róże pachną i drżą pod oknami
I płatami wilgnemi spowiną zwątpienie,
I niech białe muśliny drżą niepostrzeżenie
I niech ziemia — nie oczy — połyskuje łzami.
O, jak dobrze jest teraz. Odejdźmy przez bramy,
Niech się drzewa pochylą, a dworek niech płacze
I niech pójdą poszumy po polach, a raczej
Niech cisza będzie wielka — to wszystko, co mamy.