Nowy zwrot wśród fermerów amerykańskich/II
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Nowy zwrot wśród fermerów amerykańskich |
Pochodzenie | Pisma. Pierwsze zbiorowe wydanie dzieł treści filozoficznej i społecznej. Tom I |
Wydawca | Związek Polskich Stowarzyszeń Spożywców |
Data wyd. | 1924 |
Druk | R. Olesiński, W. Merkel i S-ka |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst Całe Pisma ekonomiczne Cały tom I |
Indeks stron |
Przewrotowa rola wielkiego kapitału nie ograniczyła się tylko do sfery przemysłu. Zmiany, jakie on dokonał w rolnictwie, mają tem donioślejsze znaczenie, że wyjaśniają stanowisko i położenie fermerów.
Proces koncentracji, odbywający się w rolnictwie wytworzył właśnie te warunki, które zgnębiwszy ostatecznie tę klasę, zepchnęły ją raz na zawsze z drogi zachowawczej, po której iść usiłowała. Wskutek zmiennej polityki państwowej rozwój jej odbywał się mniej jednostajnie i szybko i nie zagarnął produkcji rolnej tak całkowicie, jak przemysłową. Raz protegowany przez państwo szafowaniem ziemi kompanjom kolejowym, to znowu tamowany tworzeniem homesteadów, zdołał on jednak doprowadzić do tego stopnia wielkie kapitały rolne, że mogły dyktować swoje prawa całemu rynkowi i rujnować rolę gospodarczą europejską.
Dla przykładu, jak szybko postępowała koncentracja w rolnictwie weźmy okres 1870—80.
W dziesięcioleciu tem ubyło: ferm 3-akrowych 37%, ferm 3—10 akrowych 22%. ferm 10—20 akrowych 14%, ferm 20—50 akrowych 8%.
Ogółem mniejsze fermy straciły przez te 10 lat — 11% ziemi; przytem zauważyć łatwo, że najmniejsze fermy największej uległy redukcji.
W tym samym okresie czasu, wielkie fermy wzrastały w następującym stosunku: fermy 50—100 akrowe wzrosły o 37%; fermy 100—500 akrowe — o 200%; fermy 500—1000 akrowe — o 378%; fermy większe niż 1000 akrowe — o 668%. (Stiebeling). Ogółem więc większe fermy powiększyły swą przestrzeń o 112%, przyczem najbardziej wzrosły największe fermy.
Proces ten odbywał się drogą zwykłej walki rynkowej. Wielkie kapitały rolne, stosując do gospodarstwa najnowszą wiedzę rolniczą, produkując przy pomocy maszyn i kooperacyjnego systemu pracy olbrzymie masy taniego towaru, wszędzie wychodziły zwycięsko. Złote czasy kilkusetakrowych właścicieli minęły bezpowrotnie. Do walki z niemi stanęli tacy potentaci ziemscy jak markiz Tweeddal, posiadający 1.700.000 akrów, Byron H. Evan — 700.000 akrów, ks. Sutherland — 425 tys. akrów, Wilhelm Whalley — 310 tysięcy akrów, Robert Tenant — 230 tysięcy akrów, Ellerhausen — 600 tysięcy akrów i inni.
Dawniej fermer, posiadając 500 akrów, mógł zbierać kapitały na tym kawałku ziemi, a na starość jako dostatni rentjer usuwał się do pobliskiego miasta i uciułany grosz wypożyczał na różne dobre interesy. Teraz wypiera go zewsząd wielka kapitalistyczna ferma, zalewając wszystkie rynki masami swej taniej bawełny i pszenicy.
Jako typ takiej postępowej fermy może służyć np. folwark koło miasta Casseltona położony, mający 30 tys. akrów. Przy żniwie jest tam zatrudnionych 400 robotników, przy włóczeniu 500 do 600 ludzi; folwark używa 250 par koni i mułów, 250 pługów, 115 żniwiarek i 27 młocarni parowych. Zbiór wyniósł 20 buszli z jednego akra, czyli 600 tys. buszli ogółem, a dochód czysty — 300.000 dolarów. Wszelkie najnowsze zdobycze wiedzy agronomicznej i techniki rolnej mają tu zastosowanie; gospodarstwo przybiera charakter wielkiej fabryki rolnej.
Lecz proces rozwojowy nie zatrzymał się na takim typie folwarku. Zjawia się dążność do zniesienia wzajemnej konkurencji, określenia cen i zupełnego zmonopolizowania rynku dla wielkich kapitałów. Powstają syndykaty rolne.
Związek przedsiębiorców opanowuje rolnictwo podobnież jak i produkcję fabryczną. Towarzystwa kolejowe posiadają 100 milj. akrów ziemi, centralizują w swym ręku produkcję i handel zbożowy. Syndykat angielski Nr. 3 w Texas ma 3 miljony akrów; holenderskie towarzystwo rolne w Nowym Meksyku — 4.500.000 akrów; angielski syndykat w Mississipi — 1.800.000 akrów; niemiecki syndykat rolny — miljon akrów; szkocki syndykat we Florydzie — 500.000 akrów; missuryjska kompanja rolna 165.000 akrów i wiele innych, posiadających setki tysięcy akrów.
Olbrzymie składy z elewatorami przerzucającemi na godzinę 8.000 buszli z kolei na okręt; młyny ze stalowemi wałami, mielące w przeciągu dnia taką ilość mąki, jaką duży młyn europejski z żarnami kamiennemi zmełłby zaledwie w ciągu całego roku; własne agentury handlowe, odnogi kolei żelaznych, gospodarstwo maszynowe, racjonalna kultura ziemi, wszystko to zapewnia syndykatom i towarzystwom rolnym zupełny monopol rynkowy, pozwala im ustanawiać ceny zboża, niszczyć wszelką konkurencję i dyktować prawa zgodnie z interesami wielkiego kapitału.
Wobec takich olbrzymów, jak mogli poradzić sobie fermerzy? Zanim zdołali wyprodukować i zawieźć płody swych ferm kilkusetakrowych już zastawali rynek przepełniony tanią pszenicą, bawełną i t. d. syndykatów i towarzystw kolejowych; a przytem agentury syndykalne, młyny, elewatory, koleje żelazne, gniotły ich wysokiemi cenami, często nawet bez ceremonji rugując ich towary ze sfery wymiennej.
Jednocześnie odbywał się inny proces. Monopol wielkiego kapitału doprowadził rynek zbożowy do przesilenia. Ogromny wzrost produkcyjności pracy i wydajności gruntów[1] wzrost spowodowany rozwojem wielkich zcentralizowanych przedsiębiorstw wytworzył dwa, wzajemnie na siebie działające zjawiska. Z jednej strony rynek przepełnił się niezmierną ilością pszenicy, bawełny i t. d.; z drugiej zwiększyła się niepomiernie liczba zbytecznych rąk roboczych, wypartych przez centralizację i ulepszenia techniczne. Wyrzucony na bruk przez kartele dwumiljonowy tłum włóczęgów utracił zdolność nabywczą; odpowiednio do tego zacieśnił się i rynek miejscowy. To samo odbyło się i na światowym rynku; europejska centralizacja przemysłowa, mnożące się kartele, niezależnie od tego pojawiające się przesilenia, wszystko to wyrzucało coraz to większe masy proletarjuszów, nikomu niepotrzebnych i nic kupować nie mogących. Doszło więc do tego, że wobec miljonowych mas głodnych, pszenica amerykańska nadaremnie wyczekiwała nabywców. Wielki kapitał doszedł do absurdu: wszystko zrobił, żeby jak najtaniej i jak najwięcej wytworzyć, a jednocześnie wyrzucił nabywców z rynku.
Tym sposobem zjawił się obecny kryzys rolny. Ceny ferm w przeciągu ostatnich lat dziesięciu spadły o 1/3; wywóz zboża, bydła, trzody, baranów, zmniejszył się w zatrważający sposób. Wywożono zboża w 1881 r. za 730 miljonów dolarów, w 1882 r. za 500 milj. dolarów, w 1879 r. wywieziono 79.129 świń wartości 700.262 dolary i 251.000 baranów wartości 1.082.000 dolarów. Zaś w 1888 r. wywieziono 23.755 świń wartości 193.017 dolarów i 143.000 baranów wartości 208.490 dolarów. Jednocześnie spadły ogromnie ceny zboża: miarę kukurydzy w 1861 r. ceniono 63 cent., w 1888 r. — 38 cent.; miarę pszenicy w 1879 r. — 110 cent., w 1888 r. — 87 cent.; miarę owsa w 1867 r. — 61, w 1888 — 33 cent.
Porównywując okres od 1867 — 1887 r. widzimy jak
olbrzymi kryzys rolny rozwinął się w ciągu tego czasu: w 1867 r. 65 milj. akrów uprawnych dawało 1284 milj. dolarów dochodu, zaś w 1887 r. — 141 milj. akrów uprawnych dawało tylko 1 milj. dolarów dochodu i to pomimo wzrostu techniki rolnej i postępów stosowanej agronomji.
Taki stan rzeczy podkopał zupełnie podstawy dotychczasowego dobrobytu fermera. Wielcy monopoliści zagrodzili mu drogę do rynku, kryzys obniżył wartość jego ziemi i zmniejszył dochody; towarzystwa kolejowe, będąc zarazem wielkiemi właścicielami ziemskiemi, rujnują go wysokiemi cenami przewozu; syndykalne młyny i elewatory zdzierają zeń znaczną część wartości dostarczanych płodów. Oprócz tego wszystkiego, napotyka on jeszcze olbrzymie stowarzyszenia spekulantów, które zniszczyły konkurencję i zmawiają się, by kupić zboże lub bydło za najniższą cenę. Taki np. trust „big four“ — trust „czterech olbrzymów“, czterech głównych rzeźników bydła w Chicago, zmonopolizował sobie sprzedaż mięsa w ośmiu stanach; za bydlę, które w 1882 r. płaciło się 35 dolarów, w 1890 r. płaci 11 dolarów; hodowcy i spożywcy są od nich zależni; płacą jak chcą mało i jak chcą drogo sprzedają.
Takie położenie fermerów zostało nawet urzędownie stwierdzone. Odezwa departamentu rolnictwa w Waszyngtonie mówi: „Jedna z przyczyn zniżenia się cen tkwi w koalicjach przedsiębiorców transportu i spekulantów handlowych, którzy zmawiają się, aby zagarnąć sobie lwią część tego dochodu, jaki przynosi sprzedaż płodów fermy. Dlatego też hodowcy otrzymują dziś ze swych wołów zaledwie 7/10 lub 3/4 tej ceny, jaką otrzymywali przed laty, kiedy mięso w detalicznym handlu sprzedawane jest po najwyższych cenach, jakich tylko dosięgło w ostatnich 20 latach. Mleko kupione w fermach po cenie za świerć miary, jest sprzedawane spożywcom new-yorskim po 800“.
Wobec tych trustów fermer jest zupełnie bezsilny; wyzyskiwany na tem co kupuje i na tem co sprzedaje, gnieciony przez potężnych monopolistów, ledwie koniec z końcem związać potrafi. Sprzedając, musi przejść przez cały czyściec wyzysku kolei, elewatorów, trustów handlowych, żeby w końcu spotkać niezwyciężonych współzawodników i znaleźć rynek zawalony taniemi ich płodami. Kupując, spotyka się z podwyższonemi cenami kartelowych towarów; musi drożej płacić za cukier, naftę, narzędzia rolnicze i t. d. dzięki różnym sugar trust, standard oil trust i tym podobnym potęgom. Jednem słowem — gdziekolwiek się tylko fermer ruszy, jakąbądż czynność wykonywa, jako sprzedawca, czy jako nabywca, wszędzie jakiś trust lub kartel przyciska go do muru potężnemi rękoma, drwi z niego, szydzi z gbura, co własnoręczną pracą dorobiwszy się mająteczku, chce wedrzeć się na wyżyny kapitalizmu. Chłopem byłeś w chłopa się obrócisz, — mówi mu wielki kapitał; przywędrowałeś tu mając tylko siekierę, parę rąk żylastych i energję; z pomocą państwa zyskałeś swoje 200 akrów i w naiwności sądziłeś, że ci się uda urzeczywistnić robinsonowską sielankę ideologów, że ty — mieszkaniec zagrody, zapanujesz nad całą produkcją, a twoje głupie oszczędności rozwiną się w kapitały. Czas jednak, abyś się rozczarował, czas, abyś się przekonał, że dla takich jak ty, niema miejsca w świątyni pieniędzy, że twój z pracy poczęty kapitalizm nie ma innej przyszłości, jak grzęznąć w długach hipotecznych lub prowadzić marny żywot w chałupie homesteadu.
I rzeczywiście, co ma począć fermer osaczony przez tak potężnych wrogów? Co ma począć właściciel 200—500 akrów ziemi, wobec zastoju rynkowego i drapiestwa spekulantów zewsząd nań czyhających?
W trudnej walce z monopolistami zwalił na siebie cały ciężar hipoteki. Jeszcze za dobrych czasów zaciągał pożyczki na kupno bydła, maszyn, na rozszerzenie gruntów, zwiększenie budynków. W czasach gorszych znowu zapożyczał się dla płacenia procentów. Dług stał się olbrzymi. Ankieta 1887 i 88 r. podaje: w stanie Ohio dług hipoteczny wynosił 36 milj. dolarów, w st. Indiana — 26 milj. dol., w st. Illinois — 147 milj. dol., w st. Michigan z 90.803 ferm było 43.079 ferm obciążonych hipotecznie na 46% swej wartości; w Kanzas — 270.000 ferm miało milj. dol. długu hipotecznego. W r. 1889 dług hipoteczny fermerów w Stanach Zjednoczonych wynosił 3.450.000.000 dolarów.
W jakim stopniu interesy te pogarszają się można stąd sądzić, że w Illinois długi hipoteczne, wynoszące w 1887 r. — 147 milj. dol. z końcem 89 r. powiększyły się o całe 10 miljonów.
Zamożna klasa fermerów, ta niegdyś chluba kraju, duma amerykańskiego patrjotyzmu, staje się coraz to bardziej marą przeszłości. Kwitnące fermy, dostatnie i wzorowe gospodarstwa średnich właścicieli prowadzone z taką prawdziwie chłopską zapobiegliwością i umiłowaniem, gospodarstwa, co w taki zachwyt wprawiały Careyów, Millów, pozwalając im rozwijać najbardziej różowe nadzieje, wszystko to pierzcha teraz jak senne marzenie, niszczone potężną pięścią monopolistów.
Z całej klasy fermerów zostanie to tylko, co zdołało się schronić pod opiekę państwową, wcisnąć się w ramki homesteadów. Zostaną więc 200 akrowe fermy, z dwiema parami wołów roboczych, z pięciu dojnemi krowami, wozem, 20 owcami i 12 świniami — prawnie określony, niepodzielny i nieulegający obdłużeniu homestead.
Lecz dla fermera amerykańskiego z wymaganiami wyższej kultury, taka zagroda jest nędzą prawie, a tembardziej w warunkach obecnych, ściśnięta wielkiemi monopolami, wyrzucona z rynku, prześladowana na każdym kroku przez różne kartele i trusty. Ciężka praca, proste jedzenie, odmawianie sobie wielu rzeczy, niemożność zaspokojenia umysłowych i kulturalnych potrzeb, zapewniony do śmierci dach nad głową i kawałek chłopskiego chleba — to są jedyne przywileje właściciela osady.
Fermer życie takie odpycha ze wstrętem; wymagania jego i ambicja sięgają znacznie dalej; w skorupie drobnej własności on, potomek awanturniczych przodków, zamknąć się nie może i nie chce.
Bankrutujący, przeciążony długami, zgnębiony przez wielki kapitał, nie pozbywa się jednak marzeń o lepszej przyszłości i zamiast pogodzić się z losem właściciela zagrody, chwyta się wszelkich środków, aby stanąć na wyżynach rentjerskiego dobrobytu, aby się nie dać pożreć ostatecznie kartelowemu smokowi.
W takich to warunkach fermerzy amerykańscy rozpoczęli swoją walkę obronną, która z konieczności musiała doprowadzić do obecnego ataku i zrewolucjonizować zachowawczą dotąd klasę społeczną.
- ↑ Według Lafargue’a wzrost produkcyjności pracy rolnej w Ameryce przedstawia się tak:
1849 r. — ilość wyprodukowanego zboża, przypadająca na 1 mieszkańca wynosiła 1 hektol. 52; w 1859 r. — 1 hekt. 93; 1869 — 2 hekt. 46; w 1879 — 3 hekt. 24; t. j. w ciągu 30 lat ilość zboża przypadająca na każdego mieszkańca wzrosła o 115%. R. Meyer oblicza w następujący sposób wzrost produkcyjności pracy w okresie 1870—1880. Ilość produktów rolnych wytworzonych przez jednego robotnika wynosiła w buszlach:1870 r. 1880 r. Wzrost zboże i jarzyny 262 378 44% wełna i bawełna 261 381 46% tytuń 44 61 28% hodowla bydła — — 18%