O krasnoludkach i o sierotce Marysi/XI/II
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | O krasnoludkach i o sierotce Marysi |
Wydawca | M. Arct |
Data wyd. | 1909 |
Druk | M. Arct |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Smutna i ciężka była droga biednego kronikarza. Już wiatr jesienny nad borem latał, liście z drzew rwał, z szumem je niósł i o ziemię ciskał. Pola pożółkły, poczerniały łąki, ostatni skowronek dawno już śpiewać przestał. Blade, jakby przygaszone słońce przeglądało przez chmury, wiatrem północnym pędzone. Żórawie z krzykiem porywały się we mgłach, lecąc daleko, za morze.
Głodny i zziębnięty, byłby Koszałek-Opałek na nic zmarniał, gdyby nie owe gromadki pastuszków, które na polach, na rżyskach palą ognie i kartofle pieką.
Gdzie więc tylko pod lasem, czy w szczerem polu siną smugę dymu i mały ogienek zobaczył, tam szedł, przy chróście siadał i pastuszków o kartofle prosił. Dawali mu je chętnie, bo im, jedząc, dziwy powiadał, a dzieci słuchały, otworzywszy gębki.
— Ho! ho! — mówił — Nie w takich ja już drogach byłem! Raz, pamiętam, służyłem w wojsku — byłem adjutantem — a Król Jegomość miał z całą armią kwaterę pod kominem u jednej baby. Aż tu wypadł nam marsz od pieca do samego proga.
Posyła król mnie, jako adjutanta swego, pytać, czy wojsko maszerować może. Wychodzę z pod komina, patrzę, baba przędzie.
Kłaniam się grzecznie i pytam:
— Czy może wojsko nasze maszerować przez izbę?
Wytrzeszczyła baba oczy, ale mówi:
— Można.
Takem zaraz skoczył do króla, król bębnić kazał, zrobił się ruch okrutny pod kominem, muzyka zagrała marsza i całe nasze wojsko przeszło, prezentując broń przed babą. Kiedy opowiadała później o tem, to nikt wierzyć nie chciał.
— Reta! — mówią pasztuszki, szerzej jeszcze otwierając gęby.
A Koszałek-Opałek chróstu dokłada, kartofle gorącym popiołem przysypuje, aż znów prawić zacznie:
— Drugi znów raz tak było:
Żenił się jeden nasz Krasnoludek, ale biedny był i nie miał co na wesele gościom dać. Więc idzie do owczarka i mówi:
— Dajże mnie to najmniejsze jagnię, a ja cię na wesele prosić będę.
Owczarek dał. Niedługo przychodzą drużbowie i na wesele go proszą.
— Gdzież będzie to wesele? — pyta owczarek.
— A w mysiej norze — odpowiadają drużbowie.
— Ano dobrze.
Wystroił się owczarek w nową kapotę, buty sadłem wysmarował, wstążeczkę u koszuli zawiązał — idzie.
Ciężko mu było wejść, ale jak się dobrze przygiął, tak i wszedł.
Dopieroż się zadziwił!
Myślał, że w takiej mysiej norze, to będzie i ciasno i brudno, a tam wszystko od złota aż lśni. Tu muzyka przygrywa, tu panna młoda w pierwszą parę idzie, tu stół zastawiony choć na sto osób, tylko się pieczenie smakowite z tego jagniątka kurzą.
Najadł się owczarek do syta, wytańcował, ile chciał, jeszcze mu i na drogę muzyka grała. To jak wyszedł na ziemię, tak tylko precz śpiewał a śpiewał, a to wesele wspominał, póki tylko żył!
— Laboga!... — wrzasną znów pastuszki, wytrzeszczywszy na Koszałka-Opałka oczy. A ów głową kiwa i rzecze:
— Tak! tak! Krasnoludki, choć małe, mocne są i dużo rzeczy wiedzą.