O miłości ojczyzny (Libelt)/II
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | O miłości ojczyzny |
Wydawca | Wilhelm Zukerkandel |
Data wyd. | ok. 1924 |
Druk | Wilhelm Zukerkandel |
Miejsce wyd. | Lwów — Złoczów |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron | |
Artykuł w Wikipedii |
„Pour les coeurs bien nés que la patrie est è!“
„Czują cię tylko umysły prawdziwe.“ |
Są ludzie, liczący się do oświeconych, którzy przez źle zrozumiany kosmopolityzm ojczyznę, i wypływające stąd narodowe stosunki i interesa, nazywają ograniczeniem postępu, szkodliwem dla ludzkości, a w szczególności dla narodu zaślepionego patryotyzmem i stawającego z zaciętością w obronie partykularnych swoich interesów. Mienią, że to, co nazywamy ojczystem, nie ma żadnej podstawy. Nie jest niem język, bo ileż to narzeczy różnych w samej dawnej Polsce; nie jest religia, bo są różnowyznawcy; nie jest położenie geograficzne, bo to się zmienia coraz innemi granicami państwa; nie są obyczaje, bo te w każdej prowincyi inne; nie jest rząd, ani swobody polityczne, bo masy ludu nie mają w nich udziału; — więc cóż jest, pytają się, ową urojoną ojczystością, w imię której wyosobniamy się i nie łączymy z innymi narodami, co wybiegli przed nami w oświecie, co dzierżą siłę materyalną i moralną, w których ręku złożone losy przyszłości? — Po co się tyle upierać za językiem narodowym, jeżeli obcy język więcej wydoskonalony, więcej dlatego wart, byśmy go sobie przyswoili; skoro światło rozumu złożone wśród obcych, nie wśród nas? — Po co tworzyć osobne obozy i nie zmięszać się raczej z narodem, który albo politycznie i w cywilizacyi nas przewyższa i z jednego, jak z drugiego stanowiska, przynosi nam korzyści i owoce tak potęgi, jak naukowych zasobów swoich? Jakbyśmy się dziś śmiali z parafianina, co na powiat, w którym mieszka, albo na wieś ojca swego, w której się urodził i wychował, ograniczaćby chciał ojczyznę i narodowość, tak się z nas kiedyś śmiać będą, żeśmy się jak żółwie oskorupili w naszej narodowości, broniąc amalgamacyi z narodami, wyższymi od nas w oświecie.
Tak rozumują mędrkowie kosmopolici, i lubo większość instynktem odpycha takie rozumowania od siebie, nieprzystające do uczuć serca, to jednak mało kto zdolny odeprzeć je dowodami, dlatego, że pojęcie ojczyzny rzeczywiście nie jest wyrozumowane, i że każdy czuje tę miłość dla kraju i narodowości w całym sobie, ale jej pojęcia wypowiedzieć i rozebrać sobie nie umie. Prawdzi się tu najwidoczniej, cośmy powiedzieli wyżej, że kochamy ojczyznę idealnie. Jest to obraz złożony w głębi naszej duszy, jaśniejący kameleona barwami, których w jeden kolor ująć nie potrafisz, i kontury tego obrazu w mglistej niewyraźnej dali się rozpływają. Widzimy niebezpieczeństwo takiego stanowiska, krok jeden, a najszlachetniejsze z siebie uczucie zamienić nas może w rycerzy idealnych, goniących za złudzeniem, nakształt rycerza z La Mancha, co dla urojonej pani serca swego puszczał się na awanturnicze wyprawy.
O zbyt święta i wzniosła jest miłość ojczyzny — jej światło opromieniające, jak światło słońca, w które pojrzeć gołem okiem nie można, krople nawet wody w brylanty połyskujące zamienia. I tać to podobno jest przyczyna, że fałszywe kamienie bierzemy nieraz za prawdziwe, a w czczej i uczuciowej tylko przechwałce tak zwanych patryotów nie doglądamy tego, że każdy z osobna umarzył sobie z ojczyzny swoją Dulcineę z Toboso, w której imię walcząc, rzuca się na wiatraki.
Miłość ojczyzny, jak każda inna miłość, dopóki na samem uczuciu polega, nie umie sobie zdać sprawy, dlaczego właśnie ten lub ów przedmiot stał się jej tak ulubionym, iż człowiek całego siebie przelał weń, że nim i w nim tylko żyje. Gdyby ktoś podział rodzaju ludzkiego na dwie płci uważać chciał tylko materyalnie, jedynie jako środek do utrzymania gatunku ludzi na ziemi, tak jak owi kosmopolici uważają ziemię tylko za mieszkanie, język ojczysty tylko za środek zrozumienia się, dziwiłby się podobnie, jak oni, czemu para osób tak w sobie zakochana, gdy przecież tyle tysięcy innych osób te same, a nawet wyższe mają zalety? Cóż jest, mogliby się pytać, co tak ubóstwiasz w oblubienicy twojej, żeś dla niej wszystkie inne piękniejsze kobiety wyłączył, żeś świat twój cały w tę jedną osobę stoczył? Czemuś tak zaślepiony, że nie widzisz wad i ułomności w kochance twojej, a u jej rówienniczek, cudowniejszych przymiotów duszy i ciała bardziej nie uwielbiasz? Czemu dla urojenia, którego sobie wytłumaczyć nie możesz, oskorupiłeś się przysięgą wierności, a później włożyłeś na się kajdany ślubu małżeńskiego, i nie masz oka ni serca na świat rozkoszy pełen, na raj ziemski, hurysek nadobnych mieszkanie. — W koniecznem następstwie powinniśmy się pytać dalej: czemu matka nie odepchnie od łona swojego dziecię, które pod sercem nosiła, a nie przybierze obce, dorodniejsze, albo świecące geniuszu promieniami, których tamtemu niedostaje? Czemu ojciec majątek skrzętnie zarobiony między dzieci, a nie między obcych rozdziela, którzy by go może lepiej użyć mogli? — Jedna na to odpowiedź: bo uczucie równie ma swoje prawa, jak rozum; bo jest sympatya przyrodzona, silna, nieprzeparta, nie dająca się mierzyć stopą rozsądkową; nie przeto jednak zła i naganna, i owszem świętą jest miłość i niepokalaną, jest ona ciepłem w nas bożem, i biada człowiekowi, kto ją do iskierki z serca swojego wyziębił.
Tak się więc ma i z miłością ojczyzny, jako uczuciem; jest niepojętą, ale świętą. A jako nieprawdziwa tylko matka pozwoliła na wyrok Salomona, by rozciąć dziecię sporu na dwoje, aby się sprawiedliwości stało zadosyć, — tak tylko nieprawy syn ojczyzny pozwolić może na opuszczenie własnej podupadłej matki, i chcieć przejść pod opiekę innych matek dlatego, że zamożniejsze i świetniejsze.
Takie jest stanowisko tych wszystkich, którzy samem uczuciem miłość ojczyzny pojmują. Uczucie samo jest święte i niepokalane. Ale czyny z uczucia tylko płynące są ślepe lub fantastyczne, bez gwiazdy przewodniej rozumu, równie do zguby jak do zbawienia powieść mogą. Poznajmy więc, co jest ojczyzna.