O miłości ojczyzny (Libelt)/całość
<<< Dane tekstu | ||
Autor | ||
Tytuł | O miłości ojczyzny | |
Wydawca | Wilhelm Zukerkandel | |
Data wyd. | ok. 1924 | |
Druk | Wilhelm Zukerkandel | |
Miejsce wyd. | Lwów — Złoczów | |
Źródło | Skany na Commons | |
Inne | Pobierz jako: EPUB • PDF • MOBI | |
| ||
Indeks stron | ||
Artykuł w Wikipedii |
KAROL LIBELT.
O MIŁOŚCI
OJCZYZNY. LWÓW — ZŁOCZÓW.
Nakładem i drukiem księgarni Wilhelma Zukerkandla. KAROL LIBELT urodził się 8. kwietnia 1807 r. w Poznaniu, umarł 9. czerwca 1875 r. w Brdowie (w W. Ks. Poznańskiem). Zasłużony działacz i pisarz. Słynna rozprawa »O miłości ojczyzny« pojawiła się po raz pierwszy w czasopiśmie poznańskiem p. t. »Rok« 1844 r.Redakcya „Biblioteki Powszechnej.“
|
O pater, o patria, o Priami domus![1]
|
W księdze 3. Cycerona de oratore rozdz. 26.
|
Słodka miłości kochanej Ojczyzny![2]
|
Podobno od najdawniejszych czasów, jak się tylko plemiona rozkrzewione, przez zajęcie stałych siedlisk, w narody zawiązały, miłość ojczyzny zawięzywała się oraz w ich sercach i owładywała ich uczucia. O ojcze! o ojczyzno! o progi przodków moich! woła stary poeta Roscyusz, którego Cycero przytacza; a w tych rzewnych wyrazach, co aż do czasów wojny trojańskiej, do południowego nieba, i pierwiastkowych siedlisk narodów się odnoszą, równa czułość się odzywa, jak z pod wiersza naszego Krasickiego, poety na północy, w trzy tysiące przeszło lat później. Lecz nie wiem, czy w którym innym narodzie miłość ojczyzny tak górującem, jak u nas, stała się uczuciem. My Polacy słynni jesteśmy pomiędzy narodami, żeśmy kraj nasz pokochali nad wszystko; i dlatego, gdy garstki naszych, jak niegdyś Trojanie po zburzeniu Ilium, unosząc ze sobą ojczyste bogi, szły przez szerokie krainy Europy, szukając gościnnej ziemi, na którejby wypielęgnowali najdroższe nadzieje serc swoich — otaczały ich chwała, współczucie i szacunek ludów, jako tych, co za kraj swój wszystko poświęcili. Miłość ojczyzny jest Polakowi bóstwem na ziemi; ona całą duszę jego przenika; po Bogu kocha ojczyznę najbardziej. Zasiądź w gronie zsiwiałych starców, i opowiadaj im dzieje przeszłości, tryumfy i klęski nasze, a oko omdlałe blaskiem życia, jak konająca lampa raz jeszcze zajaśnieje, i łza gorąca po zmarszczkach twarzy się stoczy. W łzy rzewne się rozpłynie na wspomnienie ojczyzny wezbrane uczucie kobiety, i z ramion kochanka owisłe ręce opadną, załamie je dziewica, i okiem niebieskiem, jak okiem Magdaleny Tysiewicza, pojrzy w niebo, i tam u Królowej Nieba błagać będzie ratunku i pociechy. Idź wśród włościan, wśród tego, ludu prostego, zaniedbanego, którym ojczyzna, gdyby ją w swobodach upatrywać mieli, była macochą — idź, a przekonasz się, że oni inaczej rzeczy czują i rozumieją — oni ojczyznę jako matkę prawdziwą kochają, i wiedzą, że tylko ojczyma mieli, co ich z dóbr matki wyzuł, albo jako Jakób przebiegły z prawa pierworodztwa obrał. Niech tam między nimi stanie wojak o szczudle, i niech im prawi o walkach i o ojczyźnie, a oczy wszystkich i dusze wszystkich w słowach mówiącego utoną i oblicza ich wymownie wypowiedzą, co serca ich czują; poświadczą dowodnie, jakimi silnymi węzłami losy i nadzieje kraju spoili z swą myślą i dolą. Pieśni nasze narodowe, te najrzewniejsze, które dolę ojczyzny malują, a kiedy je krasna, dziarska pieje młodzież, wyraz po wyrazie, ton po tonie, wsiąka i napawa gąbczatą wyobraźnię podrastającej dziatwy, mołojcom męstwo się zapala, bohaterska odwaga wstępuje w czułe serca dziewicze, a sędziwa myśl matron i mężów ginie w ułudnej krainie marzeń, unosząc się po pamiątkach przeszłości.
Czem się dzieje, że lud, co tyle ukochał ziemię swoją, który na jej ołtarzu złożył tyle ofiar i poświęceń, dla którego i dziś jeszcze sam wyraz ojczyzna ma coś świętego, uroczego, co serce jego elektryzuje i wstrząsa — czem się dzieje, że naród taki przyszedł do upadku? Oto ojczyzna była mu oblubienicą, on jej oblubieńcem; miłość jego była, jak pierwsza miłość młodzieńca, gorąca, ognista, szalona; była miłość bez granic, bez miary, ślepa, porywcza, nie namyślająca się w niczem, nie kładąca nic na szali rozsądku. Miłość ta była ideałem, nie rzeczywistością; ojczyzna była bóstwem, gdzieś w samych polotach wyobraźni unosząca się, a nigdy nie zstępowała na ziemię, do rzeczywistych stosunków życia. Nic zatem dziwnego, że kiedy inne narody dojrzewały na mężów, rozpatrywały się w stosunkach obcych i swoich, i przemyśliwały w spekulacyach o zwiększeniu dobytku i mienia swego, że wśród nich naród-kochanek przytulający do serca ojczyznę-kochankę, uniósł z sobą sam jej ideał, który mu żadna siła z łona jego wydrzeć nie zdołała, a dał się wyzuć z rzeczywistości, nawet z samej ziemi ojczystej, gdy wyrodni owi ojczymowie ludu, owi Jakóbowie, nią frymarczyli, a obcy z tej słabości i frymarki korzystali.
Otóż rzecz niniejsza, traktując o miłości ojczyzny, o przedmiocie napozór powszechnie znanym, bo w sercach prawych każdego rodaka zaszczepionym, będzie rozbierać go wszakże ze strony całkiem nowej, której mało kto dopatrywał, a z której przecież miłość ojczyzny pojętą w końcu być musi, jeżeli usiłowania jakiegokolwiek narodu nie mają być jak obłoki malowane i cudnie strojne, które przecież lada wicher rozpędza, i z których, gdy się ściągną w burzliwe chmury, chyba luną na ziemię rzęsiste krople płaczu kilkomilionowego ludu.
„Pour les coeurs bien nés que la patrie est è!“
„Czują cię tylko umysły prawdziwe.“ |
Są ludzie, liczący się do oświeconych, którzy przez źle zrozumiany kosmopolityzm ojczyznę, i wypływające stąd narodowe stosunki i interesa, nazywają ograniczeniem postępu, szkodliwem dla ludzkości, a w szczególności dla narodu zaślepionego patryotyzmem i stawającego z zaciętością w obronie partykularnych swoich interesów. Mienią, że to, co nazywamy ojczystem, nie ma żadnej podstawy. Nie jest niem język, bo ileż to narzeczy różnych w samej dawnej Polsce; nie jest religia, bo są różnowyznawcy; nie jest położenie geograficzne, bo to się zmienia coraz innemi granicami państwa; nie są obyczaje, bo te w każdej prowincyi inne; nie jest rząd, ani swobody polityczne, bo masy ludu nie mają w nich udziału; — więc cóż jest, pytają się, ową urojoną ojczystością, w imię której wyosobniamy się i nie łączymy z innymi narodami, co wybiegli przed nami w oświecie, co dzierżą siłę materyalną i moralną, w których ręku złożone losy przyszłości? — Po co się tyle upierać za językiem narodowym, jeżeli obcy język więcej wydoskonalony, więcej dlatego wart, byśmy go sobie przyswoili; skoro światło rozumu złożone wśród obcych, nie wśród nas? — Po co tworzyć osobne obozy i nie zmięszać się raczej z narodem, który albo politycznie i w cywilizacyi nas przewyższa i z jednego, jak z drugiego stanowiska, przynosi nam korzyści i owoce tak potęgi, jak naukowych zasobów swoich? Jakbyśmy się dziś śmiali z parafianina, co na powiat, w którym mieszka, albo na wieś ojca swego, w której się urodził i wychował, ograniczaćby chciał ojczyznę i narodowość, tak się z nas kiedyś śmiać będą, żeśmy się jak żółwie oskorupili w naszej narodowości, broniąc amalgamacyi z narodami, wyższymi od nas w oświecie.
Tak rozumują mędrkowie kosmopolici, i lubo większość instynktem odpycha takie rozumowania od siebie, nieprzystające do uczuć serca, to jednak mało kto zdolny odeprzeć je dowodami, dlatego, że pojęcie ojczyzny rzeczywiście nie jest wyrozumowane, i że każdy czuje tę miłość dla kraju i narodowości w całym sobie, ale jej pojęcia wypowiedzieć i rozebrać sobie nie umie. Prawdzi się tu najwidoczniej, cośmy powiedzieli wyżej, że kochamy ojczyznę idealnie. Jest to obraz złożony w głębi naszej duszy, jaśniejący kameleona barwami, których w jeden kolor ująć nie potrafisz, i kontury tego obrazu w mglistej niewyraźnej dali się rozpływają. Widzimy niebezpieczeństwo takiego stanowiska, krok jeden, a najszlachetniejsze z siebie uczucie zamienić nas może w rycerzy idealnych, goniących za złudzeniem, nakształt rycerza z La Mancha, co dla urojonej pani serca swego puszczał się na awanturnicze wyprawy.
O zbyt święta i wzniosła jest miłość ojczyzny — jej światło opromieniające, jak światło słońca, w które pojrzeć gołem okiem nie można, krople nawet wody w brylanty połyskujące zamienia. I tać to podobno jest przyczyna, że fałszywe kamienie bierzemy nieraz za prawdziwe, a w czczej i uczuciowej tylko przechwałce tak zwanych patryotów nie doglądamy tego, że każdy z osobna umarzył sobie z ojczyzny swoją Dulcineę z Toboso, w której imię walcząc, rzuca się na wiatraki.
Miłość ojczyzny, jak każda inna miłość, dopóki na samem uczuciu polega, nie umie sobie zdać sprawy, dlaczego właśnie ten lub ów przedmiot stał się jej tak ulubionym, iż człowiek całego siebie przelał weń, że nim i w nim tylko żyje. Gdyby ktoś podział rodzaju ludzkiego na dwie płci uważać chciał tylko materyalnie, jedynie jako środek do utrzymania gatunku ludzi na ziemi, tak jak owi kosmopolici uważają ziemię tylko za mieszkanie, język ojczysty tylko za środek zrozumienia się, dziwiłby się podobnie, jak oni, czemu para osób tak w sobie zakochana, gdy przecież tyle tysięcy innych osób te same, a nawet wyższe mają zalety? Cóż jest, mogliby się pytać, co tak ubóstwiasz w oblubienicy twojej, żeś dla niej wszystkie inne piękniejsze kobiety wyłączył, żeś świat twój cały w tę jedną osobę stoczył? Czemuś tak zaślepiony, że nie widzisz wad i ułomności w kochance twojej, a u jej rówienniczek, cudowniejszych przymiotów duszy i ciała bardziej nie uwielbiasz? Czemu dla urojenia, którego sobie wytłumaczyć nie możesz, oskorupiłeś się przysięgą wierności, a później włożyłeś na się kajdany ślubu małżeńskiego, i nie masz oka ni serca na świat rozkoszy pełen, na raj ziemski, hurysek nadobnych mieszkanie. — W koniecznem następstwie powinniśmy się pytać dalej: czemu matka nie odepchnie od łona swojego dziecię, które pod sercem nosiła, a nie przybierze obce, dorodniejsze, albo świecące geniuszu promieniami, których tamtemu niedostaje? Czemu ojciec majątek skrzętnie zarobiony między dzieci, a nie między obcych rozdziela, którzy by go może lepiej użyć mogli? — Jedna na to odpowiedź: bo uczucie równie ma swoje prawa, jak rozum; bo jest sympatya przyrodzona, silna, nieprzeparta, nie dająca się mierzyć stopą rozsądkową; nie przeto jednak zła i naganna, i owszem świętą jest miłość i niepokalaną, jest ona ciepłem w nas bożem, i biada człowiekowi, kto ją do iskierki z serca swojego wyziębił.
Tak się więc ma i z miłością ojczyzny, jako uczuciem; jest niepojętą, ale świętą. A jako nieprawdziwa tylko matka pozwoliła na wyrok Salomona, by rozciąć dziecię sporu na dwoje, aby się sprawiedliwości stało zadosyć, — tak tylko nieprawy syn ojczyzny pozwolić może na opuszczenie własnej podupadłej matki, i chcieć przejść pod opiekę innych matek dlatego, że zamożniejsze i świetniejsze.
„A czy znasz ty, bracie młody,
Twoje ziemie, twoje wody, Z czego słyną, kędy giną, W jakim kraju i Dunaju?“[3] Pieśń o ziemi naszej. |
Ojczyzna jest naprzód ciałem, materyą, i ma materyalną swoją stronę i dlatego korzyści, które przynosi, tudzież fizyczne jej wpływy, są jedną, z podniet miłości do niej. — Ojczyzna jest to naprzód ta ziemia, na której mieszkamy, z całą rozmaitością okolic, rozlicznością płodów, z całym osobnym typem, charakterem kraju tego; jest to klimat, niebo, powietrze i woda, z wszystkiemi miejscowemi własnościami; powtóre jest to jeden lud, jeden ród, jedno plemię, z którego wyszli nasi rodzice, którego sami jesteśmy cząstką; nakoniec jest to państwo z wszystkiemi swobodami — i korzyściami moralnemi.
Nie można zaprzeczyć, by pomiędzy ziemią a człowiekiem tę ziemię zamieszkującym nie było bezpośredniego fizycznego powinowactwa. Zmiana, pokarmu i powietrza wyraźny na cały organizm człowieka wpływ wywierają, i działają przez ciało — na umysł i na wszystkie władze duszy jego. Jak dziecię do matki i ojca zostaje w bezpośrednim, cielesności stosunku, tak naród do ziemi, na której osiadłszy, rozrasta się i rozmaga. Ziemia starczająca pokarmy ludziom, przeistaczająca w ich ciała wszystkie pożywne cząstki swoje, jest rzeczywistą ich matką. Nic prawdziwszego nad to, co podanie Mojżeszowe niesie, że Bóg stworzył człowieka z mułu ziemi. Co ziemia wydaje, to się staje pokarmem człowieka i zamienia się w jego ciało. Ziemia, woda, powietrze, i to ciepło klimatyczne ożywiają nieustannie ciało nasze. Jeżeli, jak sztuka lekarska uczy, co kilka tygodni odnawia się i przerabia cala cielesność nasza, przeobrażanie się to nieustanne ciała naszego odbywa ziemia, którą ojczyzną nazywamy. Myśmy rzeczywiście jej skibą, i jakże jej nie kochać!
Z tego to względu, im bliżej człowiek z naturą złączony, im mniej odbiegł przez cywilizacyę od pierwotnych praw przyrodzenia, tem wydatniej odzywa się to powinowactwo ziemi do człowieka. Jest to owa tęga do kraju, na którą rzuceni w dalekie strony, zdala od ojczyzny chorują. Między nimi a krajem, zda się, jak gdyby była niewidzialna siła atrakcyi, którą ziemia rodzinna przyciąga ciała swoje nie w odwrotnym, ale w prostym stosunku kwadratów z odległości; a ta walka dwóch sił, niemożności wrócenia, i owego pociągu do kraju, targa duszę nieszczęśliwego wychodźca, i jak ów sęp w Erebie wyrywa mu wnętrzności na dzień, które przez noc odrastają. — Niedowiarku, co nie wierzysz w miłość ziemi rodzinnej, w miłość matki-ojczyzny, patrz na współrodaka z okiem obłąkanem, wytężonem ku stronom rodzinnym, z licem owiędłem i bladem, z sercem, do którego nic z wdzięków i rozkoszy świata nie przypada, z duszą spragnioną i łaknącą by też jednego tchnienia ojczystego powietrza; — a to wszystko wśród rozkosznego południowego nieba, wśród bogactw przemysłu i kultury, wśród światła nauk i oświaty — a przekonasz się, jak sama ziemia domaga się na tych, co z niej ulepieni zostali, praw swoich.
Nie idzie więc cale zatem, aby ta ziemia, którąś jako ojczyznę ukochał, obfitowała w dostatki i wdzięki przyrody. Kefalides w opisaniu podróży swojej do Włoszech opowiada, że gdy go przewodnik po górach Styryi oprowadzał i pomiędzy szczelinami skał pokazał mu widok na rozległą równinę, dziką, kamienistą, rzęsisto obsutą łomami skał, wskazując na ten obszar rozległy, zawołał z uniesieniem: to ojczyzna moja! i we wzroku jego malowała się taka duma narodowa, takie zadowolenie, jak gdyby mu był jakie Eldorado okazał. Tak góral pokochał obnażone szczyty gór, i duszno mu w strojnych ogrodami dolinach; — i mieszkaniec północy z pod skwarnych i barwistych okolic południa wraca do krain zimy, mgły i szarego nieba, bo to miejsca jego rodzinne, duszy jego tak lube, w nich on się czuje najswobodniej.
Wszystko, co tę jedność z naturą powiększa lub niweczy, zwiększa lub zmniejsza przywiązanie do ojczyzny. Ludy dzikie stosunkowo więcej mają przywiązania do miejsc rodzinnych, niżeli narody oświecone. Tęsknią do dziczy lasów, w których leżą święcone ich gaje, do skał urwistych, po których jak gazele przebiegali; — tęsknią do krainy śniegów i lodów Skandynawii, równie jak Etyopy do spiek piasczystych pustyń Afryki, i umierają z tęsknoty. Amerykanin na każde cięcie siekiery europejskiej, co się głuchem echem po lasach odwiecznych rozlega, truchleje, bo czuje, że z prześwietleniem tych kniei, uszczuplają się granice siedlisk jego; — a Neger z tęgi do ojczyzny zdobył się na wynalazek gwałtownej śmierci, którą sobie spętany na okręcie zadaje, by co prędzej dusza jego wracała do swoich. — Narody rolnicze z tego samego powodu mają więcej miłości ojczyzny, niżeli narody przemysłem idące; narody lądowe więcej, niżeli nadbrzeżni i wyspiarze, których przemysł i handel w odległe kraje prowadzi i od ziemi ojczystej odrywa.
Dlatego kolonie wychodziły zawsze, już od Fenicyan począwszy, od narodów handlowych i nadmorskich. Nigdy nie byli ku wędrówkom skorzy rolnicy. Stosunek ten u naszych włościan mianowicie tak przeważny wpływ wywiera, że się z trudnością za swoje strony przenoszą i dlatego każda okolica, w okręgu mil kilku, jest stereotypowym tych samych zawsze rodzin odciskiem, i co okolica natrafiamy na osobne, jej tylko właściwe rysy twarzy, na te same obyczaje, a nawet ubiory.
Nareszcie mieszkańcy kraju zaokrąglonego, jednostajnego klimatu, i mniej więcej tej samej wydatnej cechy geograficznej, czuć muszą daleko silniej całość kraju, jako ojczyznę swoją, niżeli naród rozrzucony po odmiennych zupełnie strefach i okolicach. Kolonie zawsze, prędzej czy później, oderwą się od kraju macierzystego i w osobny zawiążą naród, bo ich już ta sama ziemia w jedną ojczyznę nie łączy. Chcieć, aby się Węgier, Czech i Włoch czuł i nazywał Austryakiem dlatego, że ich kraje wcielone do domu Raguzańskiego, już dlatego niepodobna, że ziemie te zbyt różnego są fizycznego charakteru, i Węgier, podobnie jak Czech, nigdy nie nazwie Austryi ojczyzną swoją. Ileż to czasu potrzeba było i ile sprężyn duchowych, nim się prowincye Francyi albo Hiszpanii w jedno ciało narodowe zlały, choć jeszcze w późne wieki zawsze wyróżniać się będzie Normandczyk od Gaskończyka, a Bask od Kastylianina.
Z czasem więc dopiero, a na to trzeba wieków i wpływu wielolicznych innych stosunków, ziemia rozległa od morza do morza staje się materyalną całością ojczyzny, w której się wszystkie partykularne odcienia zatarły. Wtenczas dopiero na wszystkich, by też najoddaleńszych punktach tej ziemi, mieszkaniec czuje się jej rodakiem, jej synem, i przywiązanie zrazu ograniczone na miejsca i strony rodzinne, dalej na prowincyę, na kraj, rozciąga na obszerną ziemicę całego państwa.
Ziemia zatem ojczysta jest pierwszą, główną podstawą miłości ojczyzny — ale nie jedyną, inaczej zamieniłaby się ta miłość na prowincyonalizm, a w dalszem następstwie rozdrobnićby się musiała na przywiązanie do stron i okolic, w którycheśmy się zrodzili i wychowali. Gdzie naród nie uczuje jedności swojej w innych żywotnych stosunkach, jakoto: w języku, literaturze, w rządzie, w instytucyach, w wychowaniu, tam się rozpaść koniecznie musi na prowincyonalne interesa, rozpierające się i wyosabniające się nawzajem ze szkodą całości; tam miłość ojczyzny szwank ponosi, i upadek krajowi zagraża. Nie z innego powodu odpadły Niderlandy od Hiszpanii, a Kozacy od Polski.
Człowiek rozmoże w sobie miłość do całej ziemi ojczystej, gdy tę ziemię pozna na wszystkie strony, wzdłuż i wprzecz ją przebieży, wszystkie malowne obrazy natury z niej zdejmie i w wyobraźni i pamięci swojej wiernie zachowa; — gdy się napije pełnemi piersiami ojczystego powietrza, z różnej jego krynicy; — i tam gdzie szumią puszcze czarne, i tam, gdzie porohami woda sina się rozbija, i gdzie szerokie łany złotem kłosiem powiewają, i tam na turniach gór ojczystych, strażnicach odwiecznych jego ziemicy.
Miłujeż ten ojczyznę swoją, kto obce zwiedził kraje, a swojego własnego nie poznał? — co wróciwszy z dalekiej peregrynacyi, prawi z uniesieniem o wszystkiem, co widział, a tego uniesienia nie czuje, które na widok ziemi ojczystej natchnęło tylu młodych poetów, piewców Podola i Ukrainy, które wylało poemata Sybilli, okolic Krakowa i najświeższą rzewną Pieśń o ziemi naszej? — Miłujeż ten ojciec kraj swój rodzinny, choć mieni miłować ojczyznę, co zwiedzenie cudzych krajów uważa za dokończenie wychowania syna, i na to dostatków majątku swego nie żałuje, a ani mu przez myśl przejdzie, że zwiedzić kraj własny, jest religijnym obowiązkiem krajowca, jest podróżą nakazaną do Męki, przynajmniej raz w życiu, od którego to przykazania ojczyzna tylko niemożnych uwalnia.
O młodzi mojego narodu, cóż ci po tem, że w duszy twojej i pamięci twojej porozwieszasz obrazy obcych ziem, a obrazu własnej matki ziemi tam nie zawiesisz? Każdy twej ciekawości i znajomości świata odda sprawiedliwość, ale cię nazwie niewdzięcznym synem, nieczułym na drogie rysy matki-ojczyzny, co cię wykarmiła! Fizyologowie uczą, że podobieństwo dzieci do rodziców tworzy się przez asymilacyę, przez wpatrywanie się dziecka w oblicze matki, lub ojca; z większą pewnością powiedziećby można, że na cudzoziemczyźnie obcy, odrodny ukształca się charakter krajowca, zaś poznanie ziemi własnej urabia go na podobieństwo matki-ziemi. Ona zawsze cudna, strojna, nie starzejąca się nigdy macierz, a w jej łonie tysiące tysięcy pokoleń, cały przemarły naród twój, ojciec twój. Jeźli więc chcesz być podobien ojcu i matce, zwiedzaj kraj ojczysty, a zwiedzaj, pókiś młody.
O te skarby, te obrazy,
I natury i swobody.
Chwytaj, pókiś jeszcze młody,
Póki w sercu jeszcze rano![4]
Poznanie kraju ojczystego jest więc uczuciową, poetyczną, religijną stroną miłości ojczyzny, na tej pierwszej podwalinie opartej. Drugą rzeczywistą, prozaiczną, socyalną stroną jest posiadanie ziemi, czyli własność gruntowa, podnosząca wysoko patryotyzm przez podstawę czysto materyalną. Źle sądzi, kto rozumie, iżby się bez tej podstawy w miłości obejść mogło. Stan społeczny na istotnych potrzebach jest oparty, którym samo uczucie nie starczy. Własność gruntowa, położona za wyłączną zasadę patryotyzmu, byłaby najbrudniejszym egoizmem, którym się kalały zwykle pokolenia ujarzmiające; lecz w połączeniu z innemi moralnemi podnietami miłości ojczyzny jest nie tylko godziwą, ale nawet potrzebną. Jest tu podobny zupełnie stosunek, jak w miłości oblubieńców. Kochać się przez samą spekulacyę na majątek panny, jestto mataczyć najszlachetniejszem uczuciem serca, szyć z niego worki na pieniądze; — kochać się bez względu na to, z czego się żyć będzie, jest poezyą szczytną, która do prozy życia nie przystając, gdy straci urok, obrócić się musi w negacyę szczęścia, w cierpienia, w rozwagi po niewczasie, w oziębłość. Kochając, pamiętaj zawsze, by ci bieda nie zajrzała w oczy, 1 jak harpia plugawa nie obrzydziła ci ambrozyi miłości. Podobnie w ojczyźnie. Żądaj od ludu poświęcenia, przez miłość dla ojczyzny, ale nie chciej, by lud, co tę ziemię piersiami swemi osłania, umierał na niej z nędzy i głodu; by walczył za wolność, a sam żył w niewoli; by oddawał ziemię wywalczoną krwią swoją na dziedzictwo panom, a sam i zagona z niej nie posiadł. Jeżelić ta ziemia jest matką naszą wspólną, za cóż tylko garstka jej synów opływa w jej majątku, a miliony dzieci wskazanych na samą pracę, bez nadziei nagrody? Niepodobna, by wszyscy byli właścicielami, ale podobna i godziwa, aby do nabycia własności każdemu przez pracę zostawioną była sposobność; podobna i sprawiedliwa, aby wolni niegdyś i uwłaszczeni włościanie, a dziś ujęci w poddaństwo przez przemoc czasem uprawnioną — gdyby czas, by też i tysiącletni, krzywdę jaką mógł uprawnić — wrócili do dziedzictw swoich.
Miłość do ziemi staje się rzeczywistą przez własność gruntową, bo w każdej własności jestem ja sobą, i na odwrót własność jest mną samym. We wszystkich ludziach jest zatem popęd do nabycia własności gruntowej i nawet nierolników ostatnie szczęśliwe marzenia są: osięść w dni ostatku na wsi, by też i maluczkiej, ale własnej, tam wypocząć po trudach życia, i być blizkim tej ziemi, do której mają niedługo złożone być kości nasze. Wszyscy ujarzmiciele ludów szli za tym popędem z bronią w ręku, ziemię zdobytą dzielili między siebie, a lud zawojowany zamieniali na lud bez własności. Stąd powstać miały nazwiska Franków, Gotów, a jak się domyślają[5] i Polaków, niby właścicieli wolnych, właścicieli dóbr i pól. Stan taki barbarzyństwa, bo barbarzyństwem każde ujarzmienie, tłumaczą wieki Gotów i Franków, atoli stan taki niby chroniczna choroba, przedłużony aż do naszych oświeconych czasów, jest hańbą wieku i ludzi.
Już oddawna pracodawcy we własności gruntowej upatrywali największą, jeżeli nie jedyną rękojmię przywiązania do kraju. Ze stanu posiedzicieli gruntowych dotąd jeszcze wybierają reprezentantów narodu, i na tym stanie kraj moc i siłę, rząd potęgę swoją opiera. Zasada ta jest prawdziwa, choć jednostronna, bo nie sama ziemia tylko jest ojczyzną. Wszakże jest to zasada pierwsza, bo materyalna, po niej każdy naród postępował, rozwijając się w sobie do coraz wyższego szczytu.
Po niej i nam na wschodzie, gdzie się jeszcze utrzymuje poddaństwo, postępować należy i w masach ludu namnożyć nam trzeba właścicieli, aby naród zamógł się w siłę. Ojczyzna, jako matka tego woła, sprawiedliwość, sam interes krajowy nakazuje. Im mniejsza liczba jest posiedzicieli gruntowych, tem słabszy jest naród. Ogromne majątki magnatów w Polsce były jak satrapie za Sardanapala czasów, i niemoc narodu była wtenczas największa. Niema pewniejszego środka osłabienia narodu i przyprowadzenia go do agonii, jak wywłaszczenie jego posiedzicieli i przeniesienie własności gruntowych na obcych. Gdzie się to dzieje przemocą i gwałtem, niema kogo obwiniać, ale gdzie się to dzieje prawnie przez niedołężność albo chciwość krajowców, tam ich przekleństwo ojczyzny ściga. Zdrajcy zaprzedają kraj cały, chciwi lub nierządni właściciele ziemscy przedają go po kawałku. Trudno jednych i drugich do tej samej nie policzyć kategoryi zbrodni, choć z różnym ciężarem obciążonego sumienia.
Do tych to ostatnich, skądinąd prawnych synów, przemawia ojczyzna, zbudzona, jak macierz troskliwa, głosem jagnięcia nieznajomego, co się do jej wymion nabranych ciśnie: »Syny me, postrzeżcie się, ta ziemia, z której się wywłaszczacie, to ciało moje. Bez niego nie będziecie mnie mieli, i duch mój uleci z niego w krainę przeszłości, a w to ciało, gdy je obcy posiędą, wstąpi obcy duch i przeobrazi je w inną ojczyznę. Jakaż to jest miłość wasza do mnie, gdy wydajecie ciało moje, i przyśpieszacie zgon mój przez metempsychozę narodów!« — I przesunie się, jak w Sybilli Woronicza, poważny cień Kazimierza, »w świetne nieśmiertelności znamiona przybrany, jękając nad zamierzchłą swoich rąk budową, nad ludem nieznajomym i postacią nową.«
Atoli ziemia sama jest martwa, z nią połączeni jesteśmy samem tylko ciałem naszem. Wyższy duchowy związek jest z ludem na tej ziemi mieszkającym. Ojczyzna staje się dopiero ożywionem wyobrażeniem, gdy sobie na tej ziemi wystawimy roje mnogiego ludu, naszych równoplemieńców i równojęzykowych. Bez tego wyobrażenia ojczyzna byłaby grobem. Nieprzyjemne robi wrażenie dom opuszczony — smutno, głucho, ponuro w nim, — daleko okropniejsze wrażenie czyniłby kraj pustkami stojący. Do ludu zatem jednoplemiennego odnosi się druga materyalna podstawa miłości ojczyzny. Kocham nie tylko ziemię, ale i naród na tej ziemi mieszkający. Jestem skibą tej ziemi, ale jestem oraz kością z kości, krwią z krwi współplemieńców moich. Ich prochami i ich tchnieniem napełnione to powietrze, które i ja do piersi mojej posyłam, i z krwią moją powinowacę, a raczej pokrewniam. Ich zwłoki weszły w cząstki tej ziemi ojczystej, która mnie na odwrót wykarmiła,
I wykarmia i tym chemicznym ciał składem i rozkładem nieustannym, wiąże się ze sobą materyalnie naród i ziemia i nierozerwanym spojem jednoczy.
Oderwij część narodu od ziemi, byś go przegnał w inne strony, a nie inaczej, jakbyś kilkoro dzieci od łona matki oderwał; i one płaczą, i ona płacze, i rzewny nieutulony jest ich żal. Żegna wędrowiec z rozczuleniem kraj swój rodzinny, który opuszcza dobrowolnie, z nadzieją powrotu choć nierychłego, i sto razy jeszcze się nań obejrzy, dopóki ostatniego szczytu góry, co się na pograniczu ojczystej ziemi wznosi, z oczu nie utraci. Jakże dojmujący musi więc być żal wygnańca! Jaka rozpacz przerażająca tysiąców ludu, gdy im przychodzi na granic rozstaju rzucać — może na zawsze — ziemię ojczystą, ziemię przodków, ziemię, z której wapienia ich kości i ciała ich z jej cząstek roślinnych. Z taką rozpaczą rzucali Żydzi Jeruzalem i ziemię Abrahamów i Jakóbów; płacze starców i niemowląt, szlochy kobiet, ryk, by bydlęcy, całego ludu pędzonego do niewoli babilońskiej byłby kamienie poruszył, a nie miałże poruszyć sędziego sprawiedliwego na niebie, by wziął zemstę z tyrana! a po wyjściu dni kary, by wrócił lud swój wybrany do ziemi przodków.
Tu się więc uczmy miłości ojczyzny, upatrując ją w tej jedności ziemi z narodem; ani się dziwmy tej żądzy niepowstrzymanej każdego, by kości jego złożone były tam, gdzie złożone kości jego braci i przodków. Z rozpaczy płynęły owe rzewne słowa poety:
Ta, co od morza aż do morza władła,
Kawałka ziemi nie ma na mogiłę[7];
i w rozpaczy umiera, kto na obcej ziemi umiera.
To pokrewieństwo ziemi z narodem tworzy znowu pokrewieństwo narodu między sobą i obudza miłość, jaka się z tęgo powodu między współrodakami objawia. Przekonywamy się o tem najoczywiściej, gdy nam na obcej ziemi stęsknionym do niej, zdarzy się napotkać krajowca. Pokrewieństwo narodowe odezwie się wtenczas w całej sile, i byle serca były prawe, powitanie będzie jak braci rodzonych. Odrazu wstąpi w nich zaufanie i przyjaźń rzetelna, a przedmiotem ich najczęstszych rozmów będzie ojczyzna, co ich spokrewniła. Bo jeźli strefy kuli ziemskiej są różne, różna w nich roślinność, różne wody, różny klimat, — różny też będzie typ ludzi, różna, że tak powiem, krew różnokrajowców. Ludy jak ludzie mają dlatego osobną, sobie właściwą fizyognomię duszy i ciała, osobne piętno, osobny charakter, po którym je poznasz i odróżnisz. Na milionach twarzy i na milionach dusz, od siebie indywidualnie różnych, wyciskają się te same narodowe rysy i cechy. Jest narodowe, jak jest familijne, podobieństwo. Współrodacy nasi, z tych samych atomów ziemi ojczystej złożeni, są jednem rodzeństwem matki wspólnej ojczyzny.
Wynika stąd bezpośrednio, że kto miłuje ojczyznę, miłować powinien naród swój, bez różnicy stanu i urodzenia. Dla miłości każdej, będącej prawem natury, niema praw konwencyonalnych, niema arystokracyi rodu, majątku, znaczenia; niema też tego wszystkiego w miłości ojczyzny. Jako każdy ojciec kocha najmocniej najmłodsze swoje dzieci, bo niewinne, — jako Jakób patryarcha kochał najbardziej najmłodszych swych synów: Benjamina i Józefa, zaprzedanego od starszych braci, tak prawy syn ojczyzny, obejmując miłością cały naród, najmłodsze jego dzieci, owe nieskażone w narodowym charakterze masy ludu, szczególnym robi przedmiotem troskliwości i pieszczot swoich. Tam niewinność, tam największe podobieństwo do matki-ojczyzny, tulącej je jeszcze do piersi swojej. Tam szczerota bez zdrady i obłudy, — i kiedy starsze syny wyrosły już na to, czem być miały, tam, w tych dzieciach natury, kwitną jeszcze nadzieje narodu. — Mało jest jednak ludzi, coby tak ojczyznę kochali.
Jakbyś nazwał tego, który ujrzał i upodobał sobie nadobną dziewicę, poprzysiągł jej miłość, i ona go ukochała, zawierzyła, przelała weń całą duszę swoję, widziała w nim niebo, zbawienie; — on to widział, że go tak kocha, ssał z ust jej różanych całą słodycz miłości, u jej piersi zawisł i pieścił ducha niewypowiedzianą rozkoszą, — a jednak wstydził się za nią przed światem, bo była nierówna mu rodem; i w śluby małżeńskie wziął inną, a ową ofiarę namiętności swojej porzucił? Nie nazwałbyś go podłym zwodzicielem, który gorzał płomieniami żądzy, ale nie miłości, który szukał rozkoszy serca kosztem niewinnej dziewicy, ale nie szukał tego ognia poświęconego i poświęcającego nas, który miłością nazywamy? Więc i ty, co przechwalasz się i uręczasz, że kochasz ojczyznę, a lud uciskasz poddaństwem i niewolą, krwawą pracą jego panoszysz się, a od swobód towarzyskich i politycznych, których sam używasz, odpychasz, zwodzicielem i kłamcą jesteś. — Ty, co ochoczo idziesz walczyć za ojczyznę i niesiesz jej majątek, zdrowie i życie, w ofierze, a zacięcie bronisz niewoli ludu, i w izbie reprezentacyi narodu protestujesz przeciw usamowolnieniu i uwłaszczeniu włościan, jesteś rycerzem z romansu Saavedra, któryś sobie umarzył ojczyznę z Toboso, ojczyznę z klejnotu szlacheckiego i pactów conventów i z veto jedynowładnego, z przywilejów, starostw i t. d., i za tę to kochankę żądzy twojej przelewasz krew i walecznością, godną lepszej sprawy, zdumiewasz. — I ty, coś okryty znakami zasługi i świetnemi blizny, poniesionemi za ojczyznę, co zapłaczesz na jej każde wspomnienie, co ją stawiasz wyżej nad wszystko, co jest ziemskie, — jeśli masz córkę lub pokrewną z wysokiego, jak ty rodu, która serce swe oddała młodzieńcowi pełnemu zalet i pięknych przymiotów, — rodakowi z młodzieńczym ogniem miłości ojczyzny i poświęceniem się dla niej, a ty rozrywasz gwałtownie serce od serca dlatego, że jedno z nich nie w szlacheckiej choć szlachetnej bije piersi, i przesądowi, na który ojczyzna twoja chorowała i skonała, jeszcze dwie ofiary przed jej zmartwychwstaniem przynosisz w dani, i ty mężu, skąd inąd zacny, nie wiesz i nie wiedziałeś, co jest ojczyzna, choć przelewałeś krew za nią.
Wadą to jest powszechną krajowców, ogarnionych duchem czy stronnictwa jakiego, czy przesądu, że mimo rzetelnego patryotyzmu, mimo niesłychanych poświęceń, które ponoszą za sprawę ojczyzny, nie widzą jej w całości narodu, ale upatrują jedynie w stronnictwie swojem, alboli w kaście swojej. Walcząc za nią, podobni szermierzom, co bijąc się w omacku w obronie lubej sobie osoby, ją samą kaleczą, a i uśmiercają. Są jedni, co przed głową, której się kłaniają, nie widzą całego ciała, całej tej olbrzymiej budowy, w której się wyrabia życie i rozrost i soki pożywne, i na której dźwiga się głowa. Są inni, coby radzi tę głowę, obarczoną grzechami, od tułubu odcięli, niepomni, że zawsze inna wyrośnie. Jeszcze inni uwielbicielami są rąk samych, na chleb i majątek pracujących, w nijakiej wartości mając resztę ciała społecznego. Wszakże brak średniego stanu żadnego narodu nie zgubił, ani wywołany, gdyby stan wywołać można, narodu żadnego nie zbawi. Plutokracya, i owszem w tym stanie się z czasem rozwijająca, wywołuje krajowców z taką tylko miłością ojczyzny, jaka się z materyalnymi ich interesami zgadza. Plutokrata ukochał złoto, którego w łonie ziemi jego niema. Ojczyzna jest mu o tyle święte słowo, o ile pod tem ma się rozumieć stan pokoju i bezpieczeństwa, egidą praw zasłaniający jego dostatki i byt dobry.
Jednostronne te dążenia i wysilenia w imię ojczyzny wypływają z braku pojęcia ojczyzny. Zamiast cały organizm wspierać, wszystkie soki pożywne kierują niektórzy i prowadzą w jedną tylko część jego. Nie widzą, że organizm ten jest we wnętrznościach, a temi są zasady i wypływające z nich prawa i instytucye kraju. Zasady przejęte od narodu, a choćby tylko od klas oświeceńszych, zamienione w krew i soki jego, zmienią chorowity stan społeczny na zdrowy, i będzie głowa zdrowa, ręce zdrowe i tułub zdrowy.
Pierwszą fundamentalną zasadą i prawdziwie patryotyczną jest podniesienie nazwiska narodowego do czci i godności, — do czci, przez zasługi zdobytej; do godności przez podniesienie godności człowieka. Obcy nas uszanują, gdy sami nawzajem szanować się będziemy. Jak wedle nauki Kościoła, kto zbawienia wygląda, chrześcijaninem być powinien; jak w obliczu nieba, przed tem mianem nikną w proch wszystkie inne ziemskie tytuły i godności: tak kto zbawienia kraju wygląda, miano rodaka na pierwszem stawiać powinien miejscu, przed wszystkiemi innemi mianami. A jako tam, tak tu, prócz wiary i dobrych uczynków potrzeba. Wolność osobista jest chrztem każdego krajowca, którym wchodzi w obywatelską społeczność narodu. Precz więc z niewolą w kraju, gdzie ma miłość ojczyzny panować, precz z poddaństwem i pańszczyzną. Lud cały narodem, a każda jednostka imieniem Polaka, jak niegdyś imieniem Rzymianina, szanowna. Uczciwość i życie nieposzlakowane ma być zaletą człowieka i z tego przymiotu szanownym każdy, do jakiegokolwiek stanu należy; zaś podłość chytra i zaradna, łotrowstwo grabieżne i nikczemność gnuśna, by też były u Jaśnie Wielmożnych i Jaśnie Oświeconych, niech będzie obnażona i ohydzona w opinii publicznej! — Nareszcie zdatności pracą nabyte, poświęcenia spełnione, niech będą miarą zasług obywatelskich, miarą szacunku i poszanowania współobywateli. Nie uginaj czoła poczciwego przed majątkiem, ani przed tytułem, ani przed urodzeniem, bo czasy pogaństwa, w których i kloce i kamienie czczono, minęły; ale schyl czoło przed zasługą, bo w zasłudze jest obecny duch Boży, i błogosławieństwo jego na cię zstąpi.
Oto trzy zasady kardynalne, na miłości Boga i praw Jego oparte, a byleś je przeprowadził w życie narodu, odmłodzi się i odświeży jego organizm, jak po skutecznem lekarstwie. Same wypadną z głowy włosy, co się na niej piłką przesądów zwiły, marszczki starych uprzedzeń z lica odmłodnionego poschodzą, ciało nabrawszy innych zdrowych soków, wrzodów się dolegliwych pozbędzie, którymi okryte cierpiało, i wszystkie członki nabędą młodzieńczej rzeźkości i siły. Takiego młodziana wyprowadź do walki, a pewny możesz być zwycięstwa, podczas gdy inny, schorzały, niedołężny, reumatyzmem w spadku po ojcach odziedziczonym wielorako złamany, upaść w niej koniecznie musi.
Ty to płci piękna, druga połowo narodu, tybyś najprędzej i najłatwiej zasady te w życie przeprowadzić i pożądaną reformę społeczną do skutku przywieść mogła! Boś ty matką narodu, ty wychowujesz przyszłe jego pokolenia, i będzie takiem, jakiem je wychowasz. Najskuteczniejsze te zasady i najgłębiej zakorzenione, które młodzież wyssała z mlekiem matki. Lecz zanim jeszcze upoważni się postać wasza szczytnem powołaniem matki i obywatelki, już jako dziewice w rozkwitłe wdzięki strojne, gdy dusza nieznanem uczuciem wam zatęskni, już wtenczas patryotycznych uczuć waszych możecie złożyć dowody i potężnie wpłynąć na losy kraju waszego. Miłość pierwsza wasza, ten raj niebieskich rozkoszy na ziemi, niech samą darzy zasługą, która też sama jest godnością i wartością męża.
A jeżeli w młodzieńcu, którego serce wybiera, blade jeszcze tych zasług światło, niech mu przynajmniej oko połyskuje promieniem mądrości, z czoła bije odwaga i męstwo, z ust niech mu płyną słowa miłości kraju, którą serce goreje, a uczynki jego niech będą tych słów rzetelnością. Niech to będzie patryotyczną dumą waszą, być kochaną i kochać tego, co geniuszem i nauką zaświetniał już młody, co poświęceniem zabłysł, co z tych przymiotów nadzieją jest narodu. Obok tej wartości niech bledną w oczach waszych herby, by też z koronami, niech bledną majątki, liberye i pojazdy, jeżeli ich nie uzacnia równa zasługa — bo to blichtr marny, niby śmiech urągliwy za trumną matki.
Tu wasze pole rewolucyjne, matki i córy narodu, pole nie krwawe, ale i owszem zasłane kwiatami róż i gałązkami mirtu; pole popisu, godne serc i poświęceń waszych. Matki i córy narodu! miłość zdobyła świat, Bóg dwie olbrzymie jej potęgi: miłość dziewiczą i miłość macierzystą, w wasze drobne złożył ciała; wy niemi szafujecie — w waszem ręku przyszłość kraju.
Pan przestrzeni o brzegi dwóch morzów oparte
Podałem ojcom waszym znajome wam prawa: Gruntem ich dobro ludu i narodu sława, Na ich głos te zarośla wasze i bagniska Zmieniły się w pracownych przychodniów mrowiska. A ta Wisła ich znowu plonem ocucona, Wlokła na brzegi Indów wasz zysk i imiona[8]. Sybilla. Pieśń II. |
Prawa i ustawy łączą ziemię z ludem ją zamieszkującym; są to dzieci prawego łoża, spło-
dzone z ojca ludu i matki ziemi. Pojęcie narodu jest dopiero zupełne, gdy dołączymy do kraju i ludu instytucye polityczne. I pojęcie ojczyzny uzupełni się w jednoistą trójcę materyalnego jej stanowiska, gdy ród i ziemię połączymy spojem wzajemnego ich tchnienia, objawiającego się w ustawach narodowych.
Miłość ojczyzny uwarunkowana więc po trzecie swobodami, jakie przynoszą ustawy polityczne. Kocham ziemię moją i kocham lud mój, ale kocham oraz ustawy, bo w nich objawion jest duch narodu mego, duch mądrości, duch swobody, duch pocieszyciel w krzywdach wszelkiego rodzaju. Pod jego tarczą usypiam spokojnie, i nie troszczą mnie namiętności ludzkie, trzymane przez rząd czuwający na wodzy. Kocham te prawa i instytucye, bo w nich jest cząstka woli mojej, one chcą dobra mojego i nieskończone korzyści mi przynoszą przez wychowanie publiczne, przez ustalone bezpieczeństwo i porządek, przez wymierzanie sprawiedliwości, przez gospodarstwo rządne narodowe, podniesienie nauk, sztuk, przemysłu i handlu, a z niemi dobrego bytu, przez utrzymywane stosunki z innymi narodami, przez bezpieczeństwo kraju na zewnątrz itp. Wszystkie te swobody dają wyobrażenie osobistej i politycznej wolności człowieka, a jako posiadającego i wykonywującego tę wolność, robią go obywatelem. Miłość ojczyzny przedstawia się tu zatem, jako miłość wolności prawami objawionej i objawiającej się, jako miłość najwyższego dobra dla człowieka społecznego, z którego wszystkie inne dobra płyną i prawdziwej dopiero nabierają wartości.
Są to rzetelne korzyści i pożytki, które przywiązują potężnie krajowca do kraju i ludu, i podżegają w nim miłość ojczyzny. Prawda, że nie wszyscy krajowcy powiedzieć to mogą o ojczyźnie swojej, aby im zabezpieczała wolność osobistą i polityczną, obok innych korzyści materyalnych. Atoli niema narodu powiązanego w państwo, gdzieby przynajmniej życie i własność nie były zapewnione prawami, choćby tylko karą kilku kóp groszy czeskich, a człowiek żyjący z dnia na dzień, znikczemniony w godności swojej dlatego, że jej nigdzie do znaczenia podnieść nie może, kontent i z tego, że żyje jak bydlę, które pracować musi, ale mu przynajmniej za to jeść dają. Człowiek, dziecko przyzwyczajenia, jeżeli nie zazna lepszego stanu rzeczy, z którymby swą dolę porównał, pokocha nawet niewolę do tego stopnia, iż gdy go usamowalniają — jak się to zdarza często u Negrów w Ameryce — nie nawykły, a zatem nie umiejący sam o sobie radzić, prosi z pokorą, aby go do dawnego wrócono stanu.
Taka obumarła, jakby na zimowych leżach, miłość instytucyi despotycznych kraju, będąca skutkiem samego przyzwyczajenia i braku poznania, nie może być policzoną na podstawę miłości ojczyzny. Dlatego w krajach niewoli, którą na naród włożył rząd samowładny, jak np. w Azyi, rzetelnego przywiązania do władzy i instytucyi krajowych i do rządu być nie może. Jest tylko bojaźń i trwoga. Lecz że taki węzeł narodu, jak lód na północy, potrzebuje ciągłej zimy — ciągłej tyranii — a za lada ciepłego wiatru powiewem taje, wczas na wschodzie to niebezpieczne stanowisko wzmocniono religią, węzłem silniejszym i pewniejszym, którym się masy ludu na wodzy trzymają. Widzimy zatem u tych ludów, że król oraz jest Bogiem samym, jak u wyznańców Dalailama, albo jest synem Nieba, bratem słońca i księżyca, jak u Chińczyków, albo jest pierwszym prorokiem i powiernikiem Boga, jak u Mahometanów; albo nareszcie jest najwyższym zwierzchnikiem świeckim i duchownym w jednej osobie, i namiestnikiem Boga na ziemi, rozciągającym prawa swoje nie tylko do życia i śmierci, ale i do sumienia poddanych. — W polityce takich rządów leżeć koniecznie musi ociemnienie, aby lud prawdy nigdy nie przejrzał. Jeżeli zaś podboje, lub wojny w ogólności, zaprowadzą część narodu zbrojnego do kraju światła, takowy żołnierz za powrotem może się stać niebezpiecznym księżycem dla ludu i naturalna polityka rządu każe z takich pułków robić za rozkazem dziennym bohaterów Leonidasowych i wyznaczyć im, jak tamtym, drugie Termopile.
W rządach despotycznych, opartych na utrzymywaniu ludu w niewoli i ciemnocie, a z drugiej strony na nieograniczonem samowładztwie możnych, uległych ślepo rządowi, ale tyranizujących podwładnych i poddanych, w rządach takich, gdzie brak sprawiedliwości wyradza przekupstwa urzędników, zdzierstwa słabszych, — niema nawet ratunku dla ludu, choćby w osobie samowładcy zjawił się jaki Tytus lub Marek Aureli. I ludu nie uszczęśliwi, i sam życiem przepłaci.
Gdzie panuje trwoga, niemasz miłości, a w serca próżne miłości, fanatyzm religijny wstępuje, jak orkan dziki, z piorunami i błyskawicami. Czego dokazał fanatyzm Arabów, historya świadkiem. Gibbon powiada: »Nie wyszło dwóch lat, a cała rozległa dolina Syryi była w ręku Saracenów. Mimo to władca wiernych wyrzucał żołnierzom swoim, że za wolno idą naprzód. Ci łzami rozpaczy i skruchy opłakiwali błąd swój i błagali wodza, aby ich prowadził do boju w imię Pana. W bitwie pod murami Emesy słyszano młodzieńca, wnuka Kalida, w głos wołającego: — Widzę pozierające na mnie Huryski czarnookie, każda takiej piękności, że gdyby na tym świecie pokazać się mogła, poumieraliby ludzie z miłości dla niej. Jedna z nich trzyma w ręku chustkę z zielonego jedwabiu i czapkę szytą w drogie kamienie. Skinęła, słyszę jej głos czarowny: tu chodź do mnie w objęcia miłości mojej. — I temi słowy uderzył na wojska chrześcijan, niosąc naokół śmierć i zniszczenie.« (Gibbon, Decline and fall of the Roman empire Vol. 9. s. 254).
Widzimy w tym przykładzie wyraźnie, że i tu materyalne dobra, choć nie tego świata, zapalały męstwo młodego Saracena. Ale to już nie jest miłość ojczyzny, ino szał rozognionej wyobraźni dla rozkoszy rajskich, dla dostąpienia których człowiek tu na ziemi wszelkie męczeństwa, nareszcie śmierć ponosi.
W monarchiach jedynowładnych, ale sprzyjających oświecie i postępowi, despotyzm żadną miarą ostać się nie może. Oświata bowiem podnosi godność człowieka, a kto ją uczuł w sobie, nie ugnie karku pod jarzmo ani nie nadstawi grzbietu, z któregoby satrapa jaki konia dosiadał. Oświata rozwija opinię publiczną, a ta nabiera w końcu takiej siły, że się o tę moralną opokę wszelkie nadużycia władzy i zamachy na wolność rozbiją. Oświata nareszcie rozpościera swobody i prawa w narodzie, i dlatego rząd wszelki na oświacie narodu oparty, zdolen już wywołać w narodzie miłość mieszkańców dla siebie i podnieść tym żywiołem miłość ojczyzny. W rządzie takim nie tylko cała godność i majestat narodu przeniesiony i uosobiony w osobie króla i dynastyi panującej, ale całe szczęście narodu w osobie panującego ześrodkowane. Wszystko, co jest, jest królewskie. Wszyscy urzędnicy, wojsko, służą królowi, mieszkańcy poddani jego. Łatwo pojąć, że w takim stanie rzeczy wszystko od osoby monarszej zależy, że król, potężny geniuszem i wielki sercem, może być największem szczęściem narodu swojego, i nie byłoby zapewne szczęśliwszego rządu pod względem materyalnym na ziemi nad jedynowładny monarszy, gdyby dynastya panująca wydała samych królów bez ułomności ludzkich, wielkich mądrością i miłością narodu swojego.
Wynika stąd bezpośrednio, że król dobry staje się kochankiem narodu i obok ojczyzny, ograniczającej się na dwóch tylko podstawach ziemi i ludu, zrodzi się w monarchiach miłość króla i dynastyi panującej. Nieszczęśliwe nawet rządy którego z monarchów osłabić mogą przywiązanie do jego osoby, ale nie osłabią do dynastyi, z której naród następców zawsze nowemi nadziejami otacza. Jak to bywało we Francyi, gdzie wstępujących na tron Ludwików przezywano le bien aimé, le desiré itp.
Miłość króla i ojczyzny są dwie siostry rodzone, rzekłbym, są bliźnięta, zawsze jednak pierwsza jest pierworodną i faworytą ojca narodu, jej pięknością i wdziękami się poszczycą, i tylko czasami serce swoje i drugiej córze roztwiera. Kiedy zatem w despotyzmie samodzierca był wszystkiem, był samym przedmiotem czci i bojaźni, i naród miłości ojczyzny jeszcze na świat wydać nie mógł, — w monarchiach jedynowładnych, oświeconych i postępowych, naród wydał dwie córy: króla i ojczyznę, z których druga uważana jeszcze za młodszą i pośledniejszą.
W monarchiach konstytucyjnych zmienia się stosunek. Owa młoda córa, ojczyzna, staje się pełnoletnią, i zostawując pierwszej dostojeństwo starszeństwa, sama o sobie radzi i domem zawiaduje. W monarchiach konstytucyjnych wolność narodu będąc dotąd bierną, staje się czynną. Nie tylko odbiera dobrodziejstwa praw i instytucyi, ale sama je sobie stanowi. Król i dynastya reprezentują jeszcze majestat narodu, ale już tylko idealnie, rzeczywista władza jest w narodzie, król tylko jego wolę wykonywa.
Przez ten udział czynny narodu do prawodawstwa, wolność obywatela staje się zupełną i zupełnem staje się jego zamiłowanie ojczyzny. Dla króla zostaje cześć i uszanowanie, a miłość zakreślona jest tylko do osobistych cnót panującego i prywatnych jego stosunków do narodu. Naród sam wydzielając sobie swobody, samemu sobie je zawdzięcza, i miłość kraju i ludu przezto w jedność ojczyzny kojarzy. Stąd hasłem monarchii konstytucyjnych sama tylko ojczyzna.
Przejściem od samowładztwa monarchicznego do konstytucyjnego są korporacye gminne, czyli komunalne: po powiatach zebrania posiedzicieli dóbr, po miastach zebrania obywateli miejskich, naradzających się w interesach potrzeb miejscowych. Obierają sobie urzędników, których rządowi przedstawiają do zatwierdzenia, kontrolują ich administracyę, uchwalają podatki komunalne, zaprowadzają ulepszenia, porządek w urządzeniach miejscowych, roztrząsają projekta od rządu itp. Uchwały ich mają tylko moc doradczą, rząd je przyjąć lub odrzucić może. Wszakże wyrabia się tym sposobem siła opinii i interesu publicznego, którą rządowi niełatwo samowładnie, bez powodów prawnych naruszyć; z drugiej strony obudzą się oraz przywiązanie do instytucyi krajowych, przez te, acz małe dopiero początki udziału mieszkańców do praw publicznych, podnoszące przecież już godność obywatela do pewnej samodzielności.
Dalszem rozwinięciem tego udziału są instytucye stanowe, czyli sejmy prowincyonalne, których przykład mamy w Prusiech. Choć nie dzielimy zdania pana Bülow-Cummerow[9], aby instytucya stanowa wyższą i lepszą była nad instytucyę reprezentacyjną w monarchiach konstytucyjnych, to jednak przyznajemy mu zupełnie słuszność, że dla Prus w obecnym stanie rzeczy, gdzie zbyt jeszcze różnorodne są interesa pojedynczych prowincyi, taka instytucya jest jedynie przydatna i postępowa Stany prowincyonalne są rozciągnieniem instytucyi komunalnych na całą prowincyę. Są to doradcy rządu i króla, naprzód w interesach samej prowincyi się dotyczących, następnie w przedmiotach prawodawstwa i administracyi całego państwa. Wypadki tych obrad odniesione bezpośrednio do tronu i do rady ministrów, lubo nie są w niczem obowiązujące, wpływają jednak samą siłą przekonania i zebranymi dowodami na wszelkie ustawy państwa, i w odpowiedziach na sejmy, tudzież w wychodzących rozporządzeniach i prawach, wpływ ten stanów prowincyonalnych pruskich coraz staje się widoczniejszym. Instytucya stanowa co do formy najwyższego dosięga stanowiska, gdy komitety stanowe powołane zostają do obrad, że tak powiem centralnych, mających zarząd i prawodawstwo całego państwa na celu. Idąc za zdaniem przytoczonego już autora, cała ta instytucya — acz tylko doradcza — dopiero nabierze dobroczynnego na ogół wpływu i znaczenia: 1) gdy wyniesioną zostanie na ustawę państwa obowiązującą naród i każdego króla; 2) gdy w tej ustawie wyraźnie będzie wypowiedzianem, że nic w niej jednostronnie zniesionem, ani zmienionem być nie może, tylko za wspólnem porozumieniem się monarchy i stanów; 3) gdy w zamian ustawodawstwa narodowi przyznanem zostanie prawo wolnego objawienia myśli swoich przez druk i utworzenie tym sposobem opinii publicznej, przez którąby naród działał na postępowanie rządu; 4) gdy w prawodawstwie krajowem te części prawa, które tyczą się wolności osobistej i bezpieczeństwa własności mieszkańców, bez zasiągnienia rady stanów, ani odmienionemi, ani stanowionemi nie będą; 5) gdy stanom wolno będzie wzierać w dochody i rozchody państwa, końcem robienia potrzebnych do tronu przedstawień; 6) gdy podatki i pożyczki rządowe, nim zostaną nałożone i zaciągnione, oddane wprzódy zostaną pod rozwagę stanów; 7) gdy w stanach nie sama tylko posiadłość nieruchomości, ale zarazem przemysł i praca reprezentowanemi będą. (Bülow-Cummerow. Tom II. str. 70 i n.)
Nie ulega wątpliwości, że taka instytucya stanowa, nadając udział obywatelom państwa w żywotnych kwestyach narodu, podnieść musi ducha publicznego w narodzie i przywiąże mieszkańców silnie do tej instytucyi. Korzyści stąd dla kraju wynikłe, acz tylko przez głos doradczy, są widoczne i tworząc materyalną stronę wyobrażenia ojczyzny, podniecają w wyższym stopniu miłość krajowca do niej, bo mu dają rzetelniejsze o niej pojęcie.
Atoli przy takiem urządzeniu stanowem, naród w państwie nie czuje się jeszcze w swoim żywiole, w swojej własności; nie ujmuje siebie w majestacie narodowym, coby z majestatem monarszym tworzył, jak gdyby równe małżeństwo. Obywatele są tu jeszcze poddani, atoli uważani już w dojrzałości być powołanymi do rady z monarchą swoim, od którego to powołanie, jako najwyższą łaskę i zaszczyt przyjmują. — Konstytucya dopiero wynosi naród do majestatu równie nietykalnego, jak jest majestat królewski, i z pełnomocnictwa tego majestatu nadaje narodowi całkowite ustawodawstwo, przy królu zostawując tylko władzę wykonawczą. Prawa nadaje sobie sam naród, sam administracyę swoją urządza i królowi i dynastyi wyznacza listę cywilną. Ostateczną sankcyę daje ustawie król, ale jej odmówić ostatecznie nie może. Król wybiera ministrów, ale ci ministrowie muszą mieć większość izb za sobą, inaczej się nie utrzymają. Król wypowiada wojnę, ale podatki i pożyczki na wojny uchwalają izby.
Całkiem tu zatem inny stosunek, jak w instytucyi stanowej. Rząd ma głos tylko doradczy, ustawodawczym jest naród, zgromadzony w izbie deputowanych, czyli posłów, przez reprezentantów swoich. Król jest uroczystą głową narodu, ale nie panem kraju, który do narodu należy. Jest królem Francuzów, nie Francyi. Stąd naród czuje się we własności swojej, którą sam zarządza wedle woli swojej. Jako pan zarządzając sam domem swoim, wszystkie materyalne korzyści sam sobie zawdzięcza, tak naród konstytucyjny w sprawach ojczyzny, jak w własnem gospodarstwie rządzi, zachodzi, i jak każda własność, tak i ojczyzna, staje mu się miłą, i z istotą jego zrasta. Tak jest w Anglii. Naród ten stał się niezwyciężonym przez ten długowiekowy przerost instytucyi krajowych i narodu. Taka tam potęga wypływających stąd materyalnych korzyści, taka duma narodowa, taka miłość nie tak ziemi, jak angielszczyzny, że ilu obywateli, tylu urodzonych obrońców i bohaterów i sama potęga Napoleona nie śmiała ich w własnym kraju naruszyć.
Wynika stąd bezpośrednio, że im głębiej w naród zstępuje udział takiego ustawodawstwa przez prawo wyborów, tem potężniejsza narodowa siła na miłości tych instytucyi oparta, tem miłość ojczyzny wyrazistsza i pełniejsza w narodzie. Pod tym względem konstytucyjne państwa dzielą niektórzy na arystokratyczno- i demokratyczno-konstytucyjne, wedle tego, czy większy, czy mniejszy przychód majątkowy prawo wyborowe przyjmuje za podstawę. Wszakże właśnie dla tej zasady wszystkie konstytucye mają charakter tylko arystokratyczny, co już leży w naturze każdej monarchii. Jedna tylko Polska (uważająca naród w stanie szlacheckim) była demokratyczna, albowiem każdy szlachcic był prawodawcą i urodzonym do tronu. Była to przecież anomalia formy rządu, była rzeczpospolita i król. W tej formie leży wszakże przejście do samej rzeczypospolitej. Nie tylko ustawodawstwo, ale i władza wykonawcza w najwyższej instancyi, rozciągnione na wszystkich obywateli państwa, jest formą rządu republikańską. Do ludu zatem stoczona całkowita władza państwa, majestat ludu bezwarunkowy, w żadnej jednostce nieodbity, ale na całej masie wolnego obywatelstwa, jak na firmamencie politycznym poświetlający. Każdy urzędnik, a zatem i najwyższy, odpowiedzialny i jest w służbie rzeczypospolitej; tak jak w monarchiach konstytucyjnych był w służbie króla. Najwyższa zwierzchność i najwyższe prawo łaski u ludu.
Nie tu należy wchodzić bliżej w teorye pojedynczych form rządu, lub jednym na drugie oddawać pierwszeństwo. Uważamy je tylko tak, jak się pod względem miłości ojczyzny przedstawiają. W następstwie zaś powyższego założenia, w rzeczachpospolitych miłość ojczyzny musi być dlatego największa, że tu całkowita ojczyzny materyalność zistoczyła się z ludem, tę ojczyznę składającym. To też głośne były już w starożytności z tego tytułu rzeczypospolite Aten i Rzymu. Przykłady niedorównanego męstwa i poświęcenia i cnót republikańskich przyświecają nam z onych miejsc i z onych wieków. I późniejsze czasy rzeczypospolitych włoskich i szwajcarskich, tudzież krótkie chwile rzeczypospolitej francuskiej, bogate są w mężów hartownej cnoty, wielkiej odwagi i poświęcenia. A wielkość ich dlatego tak odznaczona i poważna, że pierś tych mężów nabrzmiewała uczuciem całego narodu, całą godnością obywatelską, a światło majestatu ludu, co im opromieniało skronie, odbite od skromnej postawy obywatela-republikanina, czyniło ją dlatego tak wzniosłą.
Rzeczypospolite, które się na arystokracye, albo na oligarchie wyradzają, ścieśniając koło osób, na które się wszystkość swobód politycznych zlewa, osłabiają w narodzie miłość ojczyzny, a natomiast wywołują ducha stronnictw tak, że powiedzieć można, iż pod tym względem oligarchie niżej stoją w miłości ojczyzny od monarchii samych.
Ustawa, czyli forma rządu przeważnie zatem wpływa na podniesienie miłości ojczyzny. Mieszkańcy pod rządem samowładnym są w ojczyźnie swojej, jak niewolnicy we własności pana; pod instytucyami stanowemi są, jak domowi powiernicy pana; w krajach konstytucyjnych wznoszą się do godności pani domu, żyjącej z mężem i panem swoim w rozłączeniu majątku; w rzeczachpospolitych oligarchicznych są rodzeństwem pod opieką i zarządem starszych braci swoich; w demokracyach sami są panami i zarządzają wspólnem mianem swojem. A jako własność każda, im jest zupełniejsza, tem rozciąglejsze i głębsze rodzi w posiedzicielu przywiązanie, tak i własność ojczyzny, im będzie zupełniejsza w nadanej formie rządu, tem zupełniejszą stwarza miłość ojczyzny.
— Co kraj, to obyczaj —
— Szto horod, to norow — — Kolko kragow, tolko obicagi. — Przysłowia narodowe słowiańskie. |
Przechodzimy do drugiej części rozprawy naszej: od materyalnej do duchowej ojczyzny; od
fizycznych i korzyściowych jej wpływów do duchowych jej potęg i podniet — w ogóle: od ciała do duszy. Już w prawodawstwie, do którego naród bywa powołany, dopatrzeć można było tej duchowości. Było to rozwijanie się ducha publicznego w narodzie, nie mającego już nic wspólnego z materyalną korzyściowością ojczyzny. Duchowość z instytucyi politycznych wypływająca była jednością, spojem pojęć jednostkowych, była jednym interesem ogólnym wśród interesów partykularnych i tworzyła potęgę nieprzełamaną, oraz moralną siłę narodu, będącą już tchnieniem ducha samego. To tchnienie ogarnia i ożywia naród cały i uszlachetnia w krajowcach miłość do kraju, bo przedmiotowi miłości daje wyższą duchową podstawę.
Duch atoli publiczny, o którym mówiliśmy, jest wyrazem jeszcze ogólnej duchowości, podobnie jak duch przemysłu, duch naukowy, duch oświaty itp. Niema w tej duchowości nic ojczystego, i dlatego duchowość taka za duszę ojczyzny wziętą być nie może. Jako ciało było ojczyste, tak i dusza musi być ojczystą, czyli duchowość ojczyzny ojczystością nasiąknioną być powinna. Bez tego karminu ojczystości byłaby duchowość bez koloru, a zatem ogólna, bez względu na naród. Biegunami ciała ojczyzny była ziemia i lud na niej mieszkający; — duszą ojczyzny w odpowiednich biegunach będzie narodowość i język. Jako zaś tam prawa wiązały lud i ziemię ze sobą i stanowiły materyalną całość; — tak i tu narodowości języka jednością będzie literatura rodzima, będąca całkowitym ducha narodowego odblaskiem. To trojgo zatem: narodowość albo obyczaje narodowe, język ojczysty i literatura rodzima, stanowią duchową ojczyznę, są duszą ojczyzny materyalnej.
Co jest narodowość? — jest to pojęcie równie nieokreślone, jak ojczyzna. Szanowny autor treściwej i pełnej ognia rozprawy o pojęciu narodowości, umieszczonej w tomie 4-tym »Roku«, wychodził z tej zasady, że narodowością jest to wszystko; co do narodu należy, a biorąc naród jako państwo, to jest, jako żywot narodu we wszystkich funkcyach socyalnych, politycznych i postępowych, wziął oraz narodowość w najrozciąglejszem znaczeniu. Jest ona według takiego założenia formalną stroną wszystkich objawów ducha narodowego.
My rozróżniamy państwo od narodu w ten sposób, że do wyobrażenia narodu niekoniecznie wiąże się wyobrażenie bytu, postępu i urządzeń jego publicznych. Narody wchodzące w skład wielkiego państwa i dlatego obumarłe w rozwijaniu się ducha polityczno-narodowego, nie przestają przeto być narodami. Tak też zawsze w języku naszym pojmowano naród, że pojęcie to odnoszono do rodu, rodowości. Naród u pisarzy XVI wieku znaczy urodzenie, ród familię, gatunek, np. w statucie litewskim powiedziano jest: urzędów naszych prostego narodu ludziom dawać nie mamy, ale szlachcie. Jeszcze wyraźniej natrafiamy u Wereszczyńskiego w jego Regule króla chrześcijańskiego, że Agatokles król sycylijski był z duńskiego narodu (garncarza synem)[10]. Crescencyusz wymieniając gatunki psów, mówi: naród psów trojaki najdujemy, jeden łowczy itd.[11] Rey w swojem zwierciadle powiada: Matki około dzieweczek powinny pilność mieć, gdyż to jest naród miły, a na wszystko snadnie nałomny itp.[12]
Należałoby stąd zrobić wniosek, że kiedy lud także nazywano narodem, nie miano nic więcej na celu, jak oznaczyć w tym ludzie jedność rodu. Tak to jut rozumieć musiał Salinaryusz, dawniejszy nasz pisarz, kiedy mówi: Nie tylko dorośli, ale i niemowlątka są narodem[13]. W dziele zaś: O ustanowieniu i upadku konstytucyi 3. Maja czytamy str. 119., że słowo naród przemienione zostało w poprawie zasad rządowych na słowo rzeczpospolita[14]. — Narodowość wedle tego znaczenia będzie zatem właściwością ludu ród jeden tworzącego, zamieniającą go w naród, a którą to właściwością jeden naród od drugiego się wyróżnia.
Właściwość ta przyrodzona jest narodowością w najściślejszem znaczeniu; są to zatem przyrodzone usposobienia i skłonności narodu, warunkujące jego sposób życia, jego charakter; następnie to wszystko, w czem się te skłonności objawiają, urzeczywiszczają i ustalają. Niewątpliwie, że taka przyrodzona właściwość jest pigmentem farbującym wszystko, co z łona i usposobienia narodowego wychodzi — i tu zbliżamy się w pojęciach z autorem powyższej rozprawy. Wszakże gdy nic tak czystym i bezpośrednim nie jest tej właściwości narodowej wypływem, jak obyczaje i zwyczaje — do nich szczególniej przywiązujemy i na nich ograniczamy znaczenie narodowości. Ani to jest tak szczupłe, albo wązkie ograniczenie, jakby się na pozór wydawać mogło. Cały zakres domowego, rodzinnego i towarzyskiego życia jest tej narodowości rozległą podstawą, — nie w jedności barwy, ale i owszem w najrozliczniejszych kolorach, ile rozlicznych jest krain, okolic i różnych pokoleń — atoli w jedności narodowego uczucia — w jedności narodowej, to jest: rodowej myśli, która te wszystkie krainy, okolice i pokolenia, a choćby i ludy, w jedność rodu powiązała.
Ród ten rzadko bierze się w znaczeniu czystem, to jest, aby plemię narodu było jednorodne, z jednego źródła, bez dopływu obcych strumieni, w jedno wielkie koryto rzeki narodu wylane. I owszem, z czasem naród wzmógł się dopiero w taką szerzawę, i wylał dlatego tak szeroko granicami, że się mnogie ludy i pokolenia z nim zespoliły, w ród jego weszły, jak Ruś, Litwa i Polska. Prosty Litwin i chłop Rusin, że się jeszcze tą ideą jednego rodu z narodem polskim nie zlał, nie uczuje też tej narodowości w obyczajach, od ojczystych obyczajów swoich odrębnych, bo na nieszczęście idea ówczasowa narodu nie rozciągała się do ludów, ale do szlachty. Wielka unia Litwy i Polski odbyła się naprzód na sejmie w Horodle 1413 r., gdzie Jagiełło Litwie, to jest litewskim bojarom obrządku łacińskiego, nadał przywileje i przypuścił ich do swobód i przywilejów szlachty polskiej. »Była stąd w Horodle niezmierna radość, powiada Lelewel, szlachta litewska brała herby szlachty polskiej i serdecznie się z nią ściskała[15].« W trzydzieści lat później, po zaprowadzeniu unii kościoła łacińskiego i greckiego przez Izydora metropolitę kijowskiego, Władysław III. przypuścił podobnie szlachtę ruską na Rusi Czerwonej i Podolu do przywilejów szlachty polskiej. — Herb był symbolem pojedynczych rodów, przypuszczenie Litwy i Rusi do herbów rodzin polskich było zespoleniem rodów różnoplemiennych w jedną rodowość, było spłynieniem rzek pomniejszych do głównej rzeki dziejowej. Od tej chwili tworzyły się powinowactwa, pokrewieństwa, związki wielorakie familijne; — i stało się, jak powiedział Radziwiłł »panie kochanku«, że gdy kto kichnie na Litwie, odpowiedzą mu w Wielkopolsce. Tak więc idea narodowości nawet w różnoplemieńcach do idei rodu odnosiła się do idei daleko trwalszej, niżeli polityczna, bo w krew i w ciało zamienionej. Gdy ta rozerwaną została, tamta przetrwa i zachowa święty Znicz ognia narodowego, w życiu domowem, w uczuciach, w wspomnieniach.
Jeżeli więc obyczaje Litwy, Żmudzi, Polesia, Wołynia, Podola, Ukrainy, Galicyi, Małopolski i Wielkopolski różne są, i jeżeli nawet każda ziemia wyróżnia się obyczajami, to jednak w tej rozmaitości jest jedna myśl narodowa i rodowa, co je zespala w uczuciu; są to jak gdyby waryacye, przez które dźwięczy jedna pełna narodowości melodya — a tę jedność, tę melodyę tworzy wspólność rodu.
Obyczaje codzień tworzą i wyrabiają się między ludźmi, napływa ich niemało z obczyzny, wszelako te tylko są narodowe, które są właściwością narodu. Właściwości te, jak się rzekło, wypływają z przyrodzonych własności krajowców, a będąc pierwszym objawem narodowego ducha, — są tem samem pierwszym, początkowym rozwojem narodowego życia, pierwszą jutrzenką oświaty, praw, religii, porankiem całego duchowego żywota. Kolebką więc każdego narodu i peryodem życia, w którym na podobieństwo wesołego chłopięcia, co hasa po błoniach, naród wszystko uczuciem tylko pojmuje i wszystko z uczucia wylewa, wszystko kształtuje we formy zewnętrzne i z całą wiarą, z całą rozkoszą dziecięcą do nich przylega — jest życie obyczajowe. Przed literaturą i oświatą książkową, przed polityką i chrześcijaństwem, to życie obyczajowe szeroko w narodzie zapuściło korzenie. Do tych korzeni pierwotnych, których żadna siła do szczętu wyrwać nie potrafi, do nich w kolei wieków te tylko jeszcze dorostały konary, które z przetrawienia obcych pokarmów w soki narodowego życia się zamieniły. Tak chrześcijaństwem nasiąknąć wprzódy musiało przez wieków kilka całe rozłożyste drzewo narodu polskiego i litewskiego, w pniu tym potężnym soki pogańskie na chrześcijańskie wprzódy przemienić się musiały, zanim chrześcijańsko-narodowe obyczaje z niego odrosły. Podobnie się miało z wszystkimi innymi wpływami obcymi, że się wprzódy przyswoić, w rodowość zamienić musiały, zanim narodowymi obyczajami zakwitły.
Z takiego uważania rzeczy wypada, że obyczaje narodowe, do samego rodu, do samej kolebki, do samych początków narodu się odnoszą; — że pod narodowością w tem znaczeniu nigdy nie rozumiemy życia tegoczesnego pod wpływem nowej oświaty i nowych wyobrażeń, bo te się jeszcze w krew i soki narodowości nie zamieniły; — ale rozumiemy życie domowe przodków naszych. — Wszelka obczyzna jest zatraceniem narodu, a gwałtem do kraju wciskająca się albo naród zatraci, gdy był wątłego bezsilnego ducha, albo sama przenarodowi się i w obyczaj narodowy zamieni, gdy duchowa potęga rodowa jest dość silna do przetrawienia go. W Polsce monarchizm zupełnie sprzeczny z rodowem gminowładztwem Słowian, naniesiony do Polski przez germańskie wpływy, uległ zwyczajowi pierwotnemu, i przenarodowił się w szlachecką monarchię, czyli w rzeczpospolitę z królem na czele. W Słowiańszczyźnie w ogólności słowiańszczyły się Waregi, Tatarowie i Bułgary. Wendy rzucone w samo serce Niemiec od kilkunastu wieków do ostatnich pokoleń opierają się pierwiastkowi germańskiemu. Reakcya słowianizmu dziś na wszystkich punktach się odzywa. Jest to barometr ogromnych zasobów narodowego ducha, który wszystko trawi, a sam strawić się nie da.
Narodowość wiążąc się z pierwiastkami narodu wtenczas, kiedy się pod wpływem samych uczuć przyrodzonych rozwijał, uczepia się najsilniej spodnich warstw jego, to jest ludu, czyli gminu, stojącego zawsze jeszcze na stanowisku obyczajowego, czyli uczuciowego życia, — zasłonionego tem stanowiskiem od zagnieżdżenia się w niem obcych wpływów, odpychającego całą uczuciową potęgą wszystko to, co do tych uczuć nie przystaje. Lud też najtroskliwiej w łonie swojem przechowuje obyczaje narodowe. One jedynym żywiołem jego ducha; ojczyzna duchowa stoczyła się u niego w to jedno ognisko, wszystko tchnie tem jednem narodowem obyczajowem życiem. A że w tem życiu serce, uczucie ludu utkwione, stąd u niego i u nas taka miłość tego wszystkiego, co jest narodowem. Melodya pieśni, którą pierś ludu, smętnie lub wesoło nastrojona, nabrzmiała, skoro wylewa się słowem i głosem, dziwnie młode serca rozczula, i zda się, jakby aż do tych głębin duszy wnikała, gdzie rodowość w nas uczepiona korzeńmi swymi. Albo gdy narodowy zabrzmi taniec, jakże nuta jego idzie w nogi, jak całe ciało w ruch mimowolny wprawia, a cóż dopiero, gdy się w pląsach wesołe zatoczy koło? coś się niewypowiedzianego na sercu naszem dzieje — bo gra w niem uczucie narodowości i silne ognie miłości ojczyzny roznieca. — W ubiorze, w obrzędach, uroczystościach i w całym zakresie domowego życia to samo przebija narodowości uczucie, i choć nie tak silne, ale miłe i słodkie robi wrażenia. We wszystkiem dopatrzysz jakiejś właściwości narodowej, z którą dziwnie jednoczy się serce twoje.
Miłość ojczyzny wielki u nas uczyniła postęp, gdy lud i jego zwyczaje stały się przedmiotem nie tylko naszej uwagi, ale i naszego przywiązania. Gdyśmy uczuli w tych szerokich pokładach narodu niewyczerpane skarby dla serca i myśli, gdyśmy w tem wszystkiem, co lud myśli i czuje, co działa i poczyna, uczuli nas samych i rozkochali się w tej narodowości, co od nas już odbiegła przez rozliczne obce wpływy, a przechowała się u ludu nieskażona w pełności życia i krasy. Karpińskiemu, Brodzińskiemu i Mickiewiczowi należy się ta zasługa, że w poezyi gminnej natchnienia swoje czerpali; Chodakowskiemu, Żegocie Paulemu, Wacławowi z Oleska, Wojcickiemu, że zbierali pieśni i powieści ludu; Kolbergowi, że zbiera melodye ludu. Dobytą tym sposobem została krynica prawdziwej i jedynej narodowości, obfitsza niż źródła kastalskie, zraszająca całą literaturę i sztukę rosą pożywną. Dlatego z kompozycyi muzycznych Chopina taka woń się rozchodzi, że z nich narodowa przebija się nuta. Kraszewskiego powieści najwięcej dlatego mają wartości, że na narodowych oparte obyczajach i wiernie je malują. Wszakże zbyt świeżem jeszcze to odrodzenie się duchowe narodu, wynikłe z odgrzebania w masach ludu czystej narodowości, ale z czasem nieprzebrane stąd uróść muszą korzyści, i podniosą daleko wyżej miłość ojczyzny, niżeli była kiedykolwiek.
Niedarmo komisya edukacyjna, jak gdyby w przeczuciu tego odrodzenia, pozaprowadzała do instytutów naukowych nazwę szkół narodowych. Wyzwolona młodzież z pod szkół jezuickich, i wogóle klasztornych, miała odtąd odbierać narodowe, nie duchowne wychowanie. Młódź kształcąca się miała uczuć narodowość swoją i wczas w uczucie ją swoje zamieniać, aby dorósłszy, uczuła się narodem. Plan wychowania już na tych podstawach był zakreślony, choć jeszcze w zbyt surowych i niedokładnych, jak naówczas, zarysach. Podobnie Bogusławski, zakładając scenę narodową, chciał ją na narodowych oprzeć żywiołach i, ile mógł, zbliżał ją do tego celu. »Krakowiacy i Górale«, nacechowane tym charakterem, zawsze z zapałem przyjmowane są od publiczności.
Narodowość jest zatem uczuciową stroną duchowej ojczyzny, a jako taka najsilniej działa na uczucie i jest potężną podnietą miłości ojczyzny. Naród się kocha w obyczajach swoich. Jest to rozległa podstawa wszystkiej duchowości narodu. To tylko jest narodowe, co na tej podstawie, jak na tle się odbija. Krom tej podstawy niema narodowości. Słaba więc miłość ojczyzny, a może żadna w człowieku, na cudzoziemskich obyczajach zrosłym i wychowanym. Podobien do syna na łonie i w pieszczotach obcej niewiasty wychowanego; serce jego nie zadrgnie radością, gdy głosem, choćby serdecznym, własna matka się doń odezwie. Będzie jak obcy między swymi, i nic mu się w kraju podobać nie będzie, a pogani wszystko, co mu się nie podoba. A już Andrzej Maksymilian Fredro o takich powiedział: Którzy Polacy Polskę ganią, tacy ją najprędzej zgubią[16]. Bo tak tego dowodzi: Kto co gani, tego nie kocha; czego nie kocha, o to nie dba. — Źle ci robią i ciężką odpowiedzialność na siebie ściągają, którzy dzieci swoje na wychowanie do obcych krajów wywożą, albo je otaczają cudzoziemcami guwernerami, strzegąc pilnie, aby obyczai narodu własnego nie poznały. Wiek młody jak wosk miękki, najpochopniejszy do przyjmowania wrażeń; a to, co się w tym wieku przyjęło w sercu i z laty stwargło, starczy przez cały żywot na posiłek szlachetnych uczuć. Tak i narodowość w dzieciach zaraz zaszczepiona, zostaje im na posilny pokarm serca i ducha aż do późnej siwizny; a obczyzna tam gnieżdżona jest ciągłą zawadą nawet dla serca prawego, co się poznało na błędzie. A wieleż to takich, co się na nim poznają!
Niema zatem nic świętszego nad to, aby pierwsze wychowanie synów i córek na narodowych rozwijało się żywiołach. Rodzice pierwszy tu zakładają fundament, a nauczyciele dokonywują moralnej człowieka budowy. Z jednych i drugich wsiąka w pojętny umysł młody, a gorącą wyobraźnią na wszelkie wrażenia otwarty, — każde słowo wyrzeknione, każda myśl uroniona, każdy czyn dokonany. Biada przyszłemu pokoleniu, gdy rodzice i nauczyciele są zgorszeniem dzieciom i uczniom! Gdy ojczyma obojętność na ich losy opanuje serca prowadników, a z serc młodych, źle prowadzonych, wymiecie miłość, zaufanie, nareszcie szacunek! Biada pokoleniu, które nauki pierwsze nie od rodaków odbiera! Jak kwiat bez słońca rośnie blado bez koloru, tak młódź bez narodowego żywiołu wyrasta blado, bez barwy, bez ciepła ojczystego. Przyszłe powodzenie każdego kraju na tem zależy, aby pokolenie wzrastające narodowe odbierało wychowanie, aby w wieku kształcących się i wzbierających uczuć, wzbierało i ukształcało się najszlachetniejsze na ziemi uczucie, uczucie miłości ojczyzny. Później, gdy cię proza życia ogarnie i rozliczne materyalne interesa przycisną, już nie pora ku temu. Jakie powinno być narodowe wychowanie, byłoby przedmiotem osobnej obszernej rozprawy. Tu dosyć nadmienić tę kardynalną zasadę, że cudzoziemiec narodowego wychowania dać nie może i że wszystkie nauki z ojczystości, jako punktu środkowego wychodzić, a rozbiegając się choćby w najodleglejsze promienie, nazad do tego środka zmierzać powinny.
Więc nie stronić od oświaty, by też cudzoziemskiej, należy, ale nabierając jej, przyswajać ją sobie, narodowić ją trzeba, inaczej jak zboże nie na odpowiednim gruncie zasiane, nie uda się i zielskiem zajdzie, w którem nie dobierzesz się czystego plonu. Takie wychowanie wróci oświecone klasy do narodowości, od której na szkodę kraju i oświaty najbardziej odbiegły. Poeci i młodzi pisarze narodowi są i tu, jako owi Janowie na puszczy, torujący ścieżki do takiego odrodzenia się w narodowości przez wychowanie. Zwracając rzecz do nas, ileż to w ostatnich lat dwudziestu nie usunięto już przesądów, nie utorowano drogi postępowi narodowego ducha!
Pamiętajmy wszakże, że narodowość złożona jest w sercach, uczuciach mieszkańców, że jest ich najrzetelniejszą własnością, której im nikt odjąć nie może. Jest to »święta arka przymierza między dawnemi a nowemi laty[17].«
Tej narodowości nikt nadać, i też nikt z serca wyrugować nie potrafi. Jeżeli naród byt polityczny utrącą, nie utrącą przez to jeszcze narodowości swojej; tleć w nim będzie niepokalanym ogniem, dopóki go skażenie obyczajów, nadpsuta moralność wodą obojętności i lekceważenia nie zaleje. Ucisk narodowości, jak ucisk wszystkiego, co jest w sobie boskie i święte, podnosi i roznieca narodowość. Może obmierzły Muzułmanin w wściekłej zaciętości na krew chrześcijańską, jak gdyby podnosząc bunt przeciw Bogu, co sam narodowości piętnem ludy nacechował, może wytracać na piętno, może porywać dziatki, i wywozić w syrty puszcz między Araby, aby tam na gorących piaskach i pod spieką nieba ród swój, pochodzenie i uczucia swoje zmieniły — ale całego rodu chrześcijańskiego, który ujarzmił, tam nie przepędzi, a pomsta osieroconych, płacze matek, przekleństwa ojców, muszą budzić naokół nienawiść przeciw wrogowi, i roztwierać coraz większą przepaść między tem, co jest chrześcijańskie, boskie, a tem, co jest pohańskie, szatańskie.
Kto się więc domaga narodowości, nie wie, co czyni, bo się domaga uczuć swoich, które mu dane być nie mogą. Domagaj się wychowania narodowego, instytucyi narodowych, to będzie dorzecznością; a gdy tego dostąpić nie możesz, żyj przeszłością narodową, karm ducha pamiątkami narodowemi, szerz przykładem, nauką i pismem cnoty narodowe i tak ducha narodowego wskrzeszaj. W pewnym kraju sejmującym obwiniono reprezentantów, że się domagali narodowości, ale dla lokai i forszpanów swoich. Jest to gorzka satyra na tych, co szukają narodowości gdzieś poza sobą, dlatego, że jej w sercach nie mają.
Narodowość tak przerosła z uczuciem naszem, że niema narodu bez narodowości. I gdyby było podobna wytracić narodowość, naródby zarazem wytracić trzeba. Narodowość jest duchowem piętnem, charakterem niezmazanym, którym Bóg lud nacechował, aby go od innych ludów ku niedoścignionym celom odróżnił. Kto się więc targa na narodowość, bluźni Bogu i podnosi rokosz przeciw wyrokom jego. Z tego to tytułu obyczaje każdego narodu są tak święte i szanowne, i tylko niedowiarek, tylko człowiek bez Boga i bez miłości ojczyzny z nich się natrząsać może. Ty, co szydzisz z obyczajów narodowych, nie wiesz może o tem, że szydzisz z ducha narodowego, który wylał się z łona samego Ojca przedwiecznego! — Nie wiesz, że zadrasnąłeś naród twój w najdotkliwszej jego stronie; bo on kocha obyczaje swoje i w nich siebie kocha; — nie wiesz wreszcie, że tą ohydą, rzuconą na świętość narodową, ohydziłeś samego siebie — bo czem jesteś bez tej narodowości? uschłą gałązką i odpadłą od pnia dębu ojczystego, nie przydatną ani swoim ani obcym, dobrą chyba na ogień ku spaleniu.
Po tych obyczajach, jak po żagwiach, zatliwia się ogień miłości ojczyzny i nadaje ciepło ożywne miłości ziemi, miłości ludu i miłości ustaw krajowych. Święty to ogień, który ty, młodzi narodowa, pielęgnuj w piersi twojej, strzeż go troskliwie dniem i nocą, jak ogień poświęcony Westy strzegły Westalki Rzymu, by nie wygasł, a strzeż, jak one, w czystości i niewinności obyczajów. Dopóki ten urząd Westalek sprawować będziesz, urośnie naród twój, jak niegdyś Rzym urósł, potężny, wielki, szanowny.
Miłą jest obca mowa, lecz milszą sto razy,
W której pierwszem na świecie wymówił wyrazy. Drogą mi ona będzie, a gdy śmierć w mym progu Zawita, — polską mową polecę się Bogu. Z rękopisu X. T. B. |
Narodowość jest sercem, język jest krwią, ojczyste ciało narodu opływającą. Jak w stroju człowieczym w sercu odżywia się krew i rozpływa na weny i arterye, tak w narodowości wśród narodu odżywia się język i okrąża olbrzymie cielsko narodowe, do ostatnich niedojrzanych sięgając i wciskając się kończyn, i wraca z nich
znowu do narodowości. Język książkowy i uczony, jest jak krew arteryi barwistsza, jaśniejsza; język powszedni narodu, jest, jak krew żył żywotnich, ciemniejsza. Język poezyi i język prozy jest, jak krew kobieca, lżejsza, z mniejszym zasobem cząstek żelaznych, i jak krew męska cięższa; tamta urabia wdzięki, ta siłę i wolę. — Wytocz z człowieka krew, a ubiegnie z nią i życie jego — wytocz z narodu język, a ubiegnie z nim żywot jego. Naród żyje, dopóki język jego żyje, bez języka narodowego niema narodu.
Język już jest wyższą duchową potęgą ojczyzny, niżeli były obyczaje; w obyczajach była rozliczność, samą myślą narodowości w jedność ujęta. W języku już jest jedność rzeczywista, żyjąca słowem, brzmiąca rozgłośnie, przemawiająca z duszy do duszy. Mowa jest obrazem myśli i uczuć człowieka; język jest obrazem myśli i uczuć narodu. Jest to głos ojczyzny z jej serca i ducha wydobyty. Ojczyzna nim do swych dzieci przemawia, i dziatwa rodzona między sobą nim przemawia i rozumieją się dzieci z macierzą.
Nieskończona jest indywidualność ducha. Duch piętnuje wszystko, a wszystko co jest z ducha, osobną, właściwą, wyraźną cechą. Jak niema dwóch listków zupełnie sobie równych, tak niema dwóch ludzi zupełnie sobie podobnych. Ta różność oblicza, chodu, ruchu, pisma, głosu itp., jest uwydatnioną indywidualnością ducha. Miłość zatem z natury swojej duchowa wiąże się sympatyą do tego wszystkiego, co tego ducha jest wyrazem. Kto się w kim kocha, kocha się we wszystkiej jego indywidualności. Dlatego tak miłe oku znany tysiąckroć uśmiech i spojrzenia kochanki, miłem każde ruszenie, a najmilszym i nigdy nieuprzykrzonym głos, tak dla ucha pieszczotliwy, dźwięczny, harmonijny, tak czemś osobnem napiętnowany, że go między milionami głosów odróżnisz, i z miliona głosów on jeden w głębi ducha twego niewypowiedziane rozkosze obudzi.
Jak ludzie, tak i narody są pojedynkami, tylko na miarę rozciąglejszą i wyższą. Jako w ludziach upojedynkował się duch głosem, tak w narodach upojedynkował się językiem. Duch narodu wyrobił sobie swój język i przelał się weń całą istotą swoją. Uczucia jego brzmią wdziękiem głosu, którym urobił sobie głoski, a z nich, jak z tonów różnych brzmi z wyrazów harmonia języka, a z mowy melodya jego — tak słodka dla ucha, tak wnikająca w ducha powinowatego. Myśli ducha narodowego przebijają z form i ze znaczenia wyrazów i bijąc jasnością, rozświecają ciemnie narodu właściwem narodowem światłem.
Do języka staczają się więc wszystkie duchowe potęgi narodu, wszystkie jego myśli i uczucia. Po języku, jak po odsadzonych warstwach ziemi poznasz wiek i żywot narodu; poznasz jego charakter, jego stopień oświaty, odgadniesz nawet jego przeznaczenie i jego losy przyszłe. Zarody wielkości narodu już pierwotnie w jego języku złożone być muszą. Psychologia języków — nietknięte dotąd pole badań — ciekawe nader przyniosłaby w tej mierze wypadki. Chcesz poznać stan zdrowia, lub choroby narodu, przyłóż palce tam, gdzie tętno języka bije; a poznasz stan gorączki, agonii, lub niebezpieczeństwa. Chcesz je odwrócić, działaj na tę krew narodową, napraw soki pożywne, z których się rozwija, wydal cudzoziemczyznę, wychowaniu daj kierunek narodowy. Tak sobie poczęła sławna w dziejach naszych komisya edukacyjna. Atoli środek zapóźno już był użyty. Niemoc zanadto już rozmogła się, w narodzie, i życia jego politycznego już nie można było uratować. Ks. Onufry Kopczyński, Pijar — ten nieśmiertelny Kopczyński, czuł całą duszą swoją, miłości ojczyzny pełną, ile na zamiłowaniu i kształceniu języka narodowego zależy. »Kochany narodzie! powiada[18], przedsiębierzesz razem ze mną poznanie ojczystego języka, i jako tłumacza myśli twoich, i jako wiecznej imienia twego pamiątki. Losy bytu naszego bardzo go chylą ku zgubie, i język też za sobą ciągną. Jeżeli sąsiedztwo cudzoziemców tyle czystości ujęło naszemu językowi, czegoż się nie lękać od spojenia? O miłości ojczyzny! o żądzo narodowej sławy! o zacności polskiego języka! czyliż razem z odmianą panów ziemi ginąć macie? Dwa sławne przykłady Greków i Rzymian nie dadzą nam rozpaczać o nieśmiertelności naszego imienia. Wymazane są z geograficznej karty dwa te najsławniejsze narody, a imię ich w porządku historyi politycznej i moralnej błyszczy przed wszystkiemi. Cóż im tę sławę zjednało? Język. Język pełen umiejętności, pełen wdzięku, pełen mocy, malujący najbliżej i najjaśniej najskrytsze rozumu i serca ludzkiego tajniki. Języki są kluczem nauk, kluczem języków są gramatyki. Zaczem i dla korzyści doczesnej, i dla nieśmiertelnej imienia polskiego sławy, malujmy prawdziwy obraz naszego języka.« Póty ks. Kopczyński. Słowa jego rzewne idą od serca i do serca trafiają. Iluż to przecie takich, co je odczytało? Długo były to słowa wołającego na puszczy. Sam autor pierwszej gramatyki polskiej tak był przesądami wieku swego zniechęcony, że dzieła swego nie odważył się puścić za życia swego na świat, i gdy mu 30. listopada 1816 r. Stanisław Potocki, minister oświecenia, oddawał medal złoty imieniem Towarzystwa Przyjaciół nauk, rzekł starzec w przeczuciu blizkiej śmierci: »Kilka już lat spoczywa i dojrzewa to dzieło, ale literatów burza nie pozwala nowej tej gramatyce ruszyć się z portu; może po mojem utonieniu w wieczności na spokojniejsze puści się fale.«
Zaprawdę, z rozbitej nawy narodowej, na jednej łodzi języka naszego możemy się ratować od zupełnego zatracenia. Umiłujmyż ten język, jako świętą krew matki ojczyzny. Powinna ona nam być tak droga, jak drogą była pierwszym chrześcijanom krew przelana w męczeństwie za Chrystusa. Zbierali ją w flaszeczki i dawali męczennikom do grobu z napisem: pro Christo. Podobna zasługa jest uprawiaczy i kształcicieli języka narodowego, i dzieła ich w tym przedmiocie pisane powinny im być dawane do trumny z napisem: pro patria. Ą ci, co obojętni są na język ojczysty, są jak poganie obojętni na światło ewangeliczne; ci zaś, co pogardzają i poniewierają nim, a nawet zatracają go w dzieciach swoich, są jak okrutni prześladowcy pierwszych wieków, co w zaślepieniu krew wyznawców prawdziwej wiary przelewali — a stokroć bardziej zaślepieni niż tamci, na sobie i na własnem potomstwie dokonywają tego prześladowania.
Na szczęście już czasy tak grubej niewiadomości minęły. Już coraz rzadsze przykłady takich domów, gdzie matka Polka, tuląc dziecinę swą do łona, po francusku doń przemawia; gdzie ojciec Polak w onym obcym języku do syna się odzywa; gdzie obywatele i obywatelki spotkawszy, albo zgromadziwszy się, często złą francuzczyzną witają się i rozmowę toczą. Idź do innych narodów, czy co podobnego usłyszysz, aby się krajowcy między sobą obcym językiem porozumiewali, z wyraźnem lekceważeniem własnego? I owszem, największą dumą narodową Francuza i Anglika i Niemca jest jego język, którym się poszczycą, jako najwyższym utworem narodowego ducha.
Bo zajrzyjmy głębiej, co jest język? — Gdy dziecię się z jego wiadomością nie rodzi, musi być język utworem narodu, osobny szczep lub pokolenie stanowiącego. Siła twórcza ducha człowieczego naprzód się w tem objawia, że głos swój na wyrazy urabia, którymi myśl swoją wewnętrzną do zrozumienia oddaje. Wszystkie więc przyrodzone zdolności jednoplemieńców w tę siłę twórczą i do tego pierwszego dzieła duchowego zlewają się i język odblaskiem być musi ich wyobrażeń, ich myśli i uczuć, ich pojęć, ich całej potęgi ducha. Wszystkie geniusze z tego plemienia dały dań językowi swemu; jasne błyskawice ich ducha jaśnieją tym ogniem w języku. Cokolwiek naród miał wielkiego, to w języku złożył. I stąd to taka głęboka w nim mądrość, taka logiczność, taka filozofia, że człowiek zdumiewa się nad nią i prawie sądzić był skory, że sam Bóg języka człowieka nauczył.
Zaprawdę, że nie kto inny, tylko Bóg był tu nauczycielem, ale Bóg duchem swoim w duchu narodu jednoszczepowego objawiający się. I tem to dziełem najszczytniejszem, tą mądrością czysto narodową, tą puścizną po talentach i geniuszach wszystkich wieków istnienia narodu twojego — ty śmiesz pogardzać, albo nie mieć obowiązku uszanować ten skarb ducha? — i przy tej pogardzie i obojętności występnej śmiesz chełpić się, że kochasz ojczyznę? — Raczej ojczyzny wyrodkiem jesteś i bluźniercą imienia własnego. Już Kopczyński, skądinąd tak łagodny, zżymał się na ten rokosz krajowców, przeciw językowi narodowemu podniesiony: »Nad ten gruby przesąd — powiada — że urodzony Polak po polsku i bez gramatyki umieć musi, jest jeszcze szkodliwsze mniemanie: że mowa nasza nie zasługuje nawet na imię języka, ponieważ jest grubą, ubogą i nieprawidłową. Co za gramatyczne bluźnierstwo! co za dziecinna niewiadomość ojczystych rzeczy! Któż cię to uzuchwalił taki wyrok zmyślić i ogłosić? wyrok, który jest największą tamą doskonalenia u rodaków języka i utwierdzeniem cudzoziemskiego o nim przesądu? Jak się godzi nieznajomą sądzić sprawę? Jak przystoi tak okrutny na sławę narodu wydawać wyrok, dla którego znakomitsze w kraju osoby przez pogardę własnego, wolą mówić i pisać językiem cudzoziemskim?« — Nareszcie prawie z rozpaczą dodaje: — »Kto te szkodliwe przesądy, kto te ohydne mniemania przełamie i wykorzeni? Kto wysoką zacność mowy naszej okaże?«
Ciesz się, szanowny cieniu! przełamane, choć nie wykorzenione zostały te ohydne przesądy i mniemania, a wysoką zacność mowy naszej okazało obeznanie się z Zygmuntowską literaturą, okazała Gramatyka Twoja, okazał Linde i niezrównane pióra Śniadeckich[19], Mickiewicza, Krasińskiego, Pola, Kremera i tylu innych pisarzy i piewców narodowych. Już tylko z politowaniem pozieramy na tych, co to jeszcze francuzczyzną, jak kawki pawiemi piórami się stroją, szare i niepozorne z pierza, jakie im ród i natura dała.
Twoim przykładem, Kopczyński, choć późno zachęceni rodacy, poznanie gramatyczne i filozoficzne języka narodowego wezmą sobie za najświętszy narodowy obowiązek i wstyd im będzie znać obce języki, a własnego umiejętnie nie poznać. Bo prawdą jest, że, ile kto języków posiada, tylekroć zmnożył w sobie człowieka, ale nierównie jest prawdą, że kto przytem własnego nie posiada, tylekroć upodlił w sobie rodaka.
Wy to szczególniej, matki, troskliwe i staranne o wychowanie cór waszych, postrzeżcie się, abyście już od pierwszych lat ich dzieciństwa, obcą mową, którą im gwałtem wdrażacie, nie przelały w nie obcych pojęć i uczuć. Bo kto się nauczy myśleć po francusku, możeż ten czuć po polsku? Gdy dziewczęta nasze wszystkiego uczono, tylko nie macierzystego języka, którego się tylko od służebnych i prostaczków uczyły, gdy je ze wszystkiem obeznawano, tylko nie z dziejami i literaturą narodową — do cudu prawie należy, że w Polkach naszych tyle jeszcze uczuć narodowych obok cudzoziemskich narowów utrzymało się.
Miłość wszystkie trudności łamie. Pojmij tylko każdy, że kochając ojczyznę, kochać powinieneś język, który jest jej głosem rzewnym, a oraz światłem ducha, ciało jej opromieniającem; — niepodobna, abyś mając tem uczuciem wezbrane serce, do współrodaka nienarodowym odezwał się językiem; — byś w wychowaniu twojem i ukształceniu umiejętne poznanie swego języka na pierwszem nie położył miejscu.
O bracia! obrzmiani wciąż tonami mowy ojczystej, nie czujecie słodyczy jej brzmienia, co wnika i przenika w głąb duszę, ale oddalcie się na czas w obce kraje, pożyjcie między cudzoziemcami, zachowując serce prawe i nieskażone, a zatęskni dusza wasza do tych głosów duszy waszej pamiętnych, co się niegdyś o niemowlęce uszy wasze z pieszczotliwych ust matki odbijały, co potem same z piersi waszej dziecięcej płynęły, co później ogień i zapał młodzieńczego ducha waszego nieciły, co wreszcie wymówiły i usłyszały z ust różanych najtkliwsze wyznanie miłości. O! jest tyle wspomnień czułych i świętych w pamięci naszej, które wszystkie głos rodzinny w głębiach wnętrza obrzmiewa, że gdy żal duszę ogarnie, te brzmienia odzywają się, jak dzwony pogrzebowe za minionemi laty, w których się żyło między swymi, a żyło się środkiem mowy ojczystej. A komu Bóg da wrócić nazad w swoje strony, jaka radość ogarnie ducha, gdy rodzinne powietrze, już w granicach ojczyzny, zabrzmi wdziękiem dawno upragnionym narodowego języka. Nie posiądzie się z radości, nie wstrzyma się, by nie wymienił słów kilka z przechodniem, co mimo idąc, Pana Boga pochwalił; by przeciągłą rozmową, ożywioną najwyższym interesem w rzeczach najpotoczniejszych, nie gasił tego pragnienia stęsknionej duszy. — Umiłowawszy tak język, gdy go kształcić i podnosić będziemy do doskonałości, podniesiemy oraz w nas ducha ojczystego, co tym językiem przemawia. Zapewne, że używanie języka ojczystego w sprawach publicznych żywotną mu nadaje siłę, ale o wiele żywotniejszą jest używanie go w wychowaniu publicznem i w powszedniem domowem pożyciu.
Jednością narodowości i języka jest literatura, i wogóle oświata narodowa. Naród narodowość swoją wypisał i wypowiedział w pismach i dziełach, i wypowiada ją obecnym stanem oświaty swojej. Środkiem do jednego i drugiego jest język. Wszystkie obrazy życia narodowego w najrozmaitszej barwie obyczajów i zwyczajów złożone są w piśmiennictwie narodowem; i wszystek język taki, jakim był, i jakim się ukształcał w kolei
czasu, złożon w dziełach pisarzy ojczystych. Literatura i oświata jest to zatem system nerwowy w ludowem ciele ojczyzny, jest to jej mózg, siedlisko wszystkich jej władz duchowych. Narodowość sporadycznie rozrzucona po obyczajach, życiu domowem i wszystkiem tem, w czem się przyrodzona własność rodu jednego przebija, w oświecie i piśmiennictwie zlewa się w jedno światło, — w jedną barwę. Planety na niebie tak rozmaite w sobie, jak ziemia nasza, świecą przecie tylko jednem światłem. Oblane blaskiem jednego słońca, przyświecają nam przecie różną barwą światła, gdy się to światło rozmaicie w atmosferze każdego planety łamie, i jaśnieją nam nocą to srebrnymi, to różanymi, to czerwonymi promieniami. Podobnie narody, będąc rozmaite w sobie, w piśmiennictwie osobne przedstawiają charaktery, a duch nauk, oświaty i postępu, chociaż jeden tylko we wszystkich się objawia, to jednak na jego indywidualności łamią się jego promienie w rozmaite osobne barwy. Literatura narodowa każdego narodu ma dlatego swój odmienny kolor i charakter, acz z tylolicznych barw narodowych ulany. Język także, żyjący w mnogich i różnych narzeczach wśród ludu, w piśmiennictwie odrzuca wszystkie te partykularności swoje, i staje się jednym językiem dla objawu narodowego ducha.
Dla tej jedności, której nie miały ani obyczaje narodowe, ani język, rozmaicie w rozmaitych okolicach naginany, ojczyzna dobiera się w piśmiennictwie i oświecie narodu swojego najwyższej, a tem samem jedynej duchowości. Oświata jest rzeczywistym duchem ojczyzny, który ożywia za życia jego ciało aż do ostatnich jego kończyn, i który, po śmierci, gdy już ciało nawet w zgniliznę i w skład innych ciał przejdzie, unosi się nad jej grobem i przeprowadza ją do nieśmiertelności.
Zginęli Grecy, zginęli Rzymianie,
Lecz żyje Homer, żyje i Wergili —[20]
śpiewa po prawdzie jeden z piewców naszych narodowych. Uważając na początki narodów, widzimy oraz, że ta sama oświata była tchnieniem nasiennem, którem zapładzało się pierwsze każdego narodu życie. Przyniósł ją Cekrops do Aten, Kadmus do Teb, Antenor i Eneasz do Włoch. Podobnie wszędzie, czy swoi, czy obcy, blaskiem oświaty opromieniali skronią swoje i w charakterze bóstw, czy bohaterów, gromadzili pokolenia wokół siebie i zawięzywali w narody.
Jak więc w człowieku pojedynczym całą jego godność i całą jego zasługę oświecenie stanowi, które pracą nabrał, a może geniuszem swoim poparł, tak więcej jeszcze godność narodu stanowić będzie ta jego duchowa cząstka, która w jego oświecie będzie złożona. Te narody nie tylko najwięcej mają szacunku u obcych, które innym w oświecie przewodzą, ale i u siebie godziwą, bo na rzetelnych zasługach opartą, dumę narodową wywołują i tem uczuciem silną ojczyzny swojej rozwijają potęgę.
I my Polacy możemy spojrzeć z dumą na czasy Kazimierza W., kiedy ten król chłopków kładł fundamenta akademii krakowskiej; jedną ręką podnosił mury i bogactwa Polski, a drugą kreślił jej prawa w Wiślicy; — na czasy Jagiellonów, w których polska oświata podbijała rozległe ziemice Litwy; — na czasy Zygmuntów, owe złote wieki literatury naszej, w których oświata Polski napełniła sławą całą Europę. — Wszakże ta duma znika, wstydem rumienią się oblicza nasze i oczy spuszczamy na ziemię, gdy spojrzymy na późniejsze wieki. Gdzież to stanęliśmy w oświecie! Jakże nas tu prześcigły inne narody i jak daleko pozostawiły za sobą! Na obszernych urodzajnych równinach 20-millonowego ludu rozpostarta jak całun niewola, z całem towarzystwem barbarzyństwa i ciemnoty, a wśród nich gwarzy, hula kilkakroć stotysięcy obywateli w bezrzędnej i rozpasanej wolności, której żadna myśl wyższa nie miarkuje, ani powściąga, żadne pojęcie wyższego celu i postępu nie rozświeca i nie kupi. Byt materyalny, dobre mienie, choćby nędzą ludu uciśnionego okupione, najzupełniejszy egoizm, bo dobro kraju wyłączający — to hasło ogólne, pod którem każdy pojedynczy, młody czy stary, rzucając w kąt nauki, oświatę, dobro publiczne i poświęcenie, dąży do mety, nie pytając, jakie drogi do tego obiera.
Szanowne imiona kilkunastu, a choćby kilkudziesięciu, nie rzucą blasku na ten obraz zbyt czarnemi farbami nałożony. — Odpokutowaliśmy za to ciężko. — Postrzeż się więc narodzie i ratuj nieśmiertelnego ducha twojego. A gdy przekonywasz się, że ten duch w oświecie złożony, całemi siłami, z całą usilnością rzuć się do oświaty. Pamiętaj, że światło wszelkie ciemności zwycięża i rozprasza. Jeden wątły płomyk lampy obszerne, ciemne więzień sklepienia rozświeca, a łuna zapalonego budynku na mil kilka w cieniach nocy widna. Podobnie w świecie moralnym jeden błysk rozumu chmury przesądów rozświetla, a pochodnia oświaty rozświeci ci przeszłość i przyszłość. Gdybyś z oświaty nic więcej nie zyskał, jeno cześć i poszanowanie współczesnych i potomnych, zyskałbyś już nieskończenie wiele, bo nieśmiertelność dziejową. Ale gdy pójdziesz drogą oświaty, gdy umiłujesz tę najszlachetniejszą cząstkę istoty twojej, to nie tylko dopiero poza grobem czeka cię nagroda. »Czyń co możesz, a będzie, co może«, jest wielkiem przysłowiem, gdy je w sfery ducha przeniesiesz. Duch jest potęgą nad wszystkie potęgi świata, przełamującą wszystko, co nie jest z ducha prawdy i ducha światła, ale z ducha fałszu i ducha ciemności, by też tysiącom tysięcy pocisków najeżonej. Jeżeli więc co chcesz zdobyć, zdobywaj duchem twoim. Tam, tam jedynie siła i moc nieprzeparta, poza nią materya, by też pół kuli ziemskiej objęła, kupy się nie trzyma, i rozprószy się na atomy przed ściśnioną falangą ducha.
Tu więc, młodzi każdego narodu, uczuj, co to jest ojczyzna, uczuj, co jest jej duchem, jej potęgą, jej szlachetną cząstką, jej boskością, abyś gorejąc miłością ojczyzny, wiedziała, gdzie wylać strumienie uczuć młodzieńczych, co ująć w silne twej młodości ramiona. Oświatę ujmij! Naukę ujmij! Przyłóż się usty do tego niezmierzonego morza umiejętności i pij — pij z niego tak spragnioną duszą, jakbyś się miała na całą wieczność napić. Bo pamiętaj młodzi, że, gdy ty urośniesz w ducha, i ojczyzna w niego urośnie; żeś ty jej ozdobą, jej zaszczytem, jej szczęściem, jej wszystkiem, że z ciebie podpora, z ciebie sława i potęga narodu; żeś ty młodzi słońcem, a światło tego słońca dnia któregoś ma kraj twój oświecić. Gdy ty się oświecać nie będziesz i promieniami geniuszu kraju nie rozświecisz, zagaśnie kiedyś dzień nad nim i noc ciemności rozpostrze się nad tym ludem i nad tą ziemią, którą ojczyzną swoją nazywasz, i o której prawisz, że ją kochasz.
„Zapłacę kiedyś ci na drugim świecie,
Oddaj mi młodość swą!“ —
— „Nic mej ufności w tobie nie rozmiecie,
Wezmę nagrodę, choć na drugim świecie,
Poświęcam rozkosz i młodość mą.“ —
„Daj mi niewiastę drogą sercu twemu,
Oddaj mi Laurę twą.“ —
— „Przyszłość nagrodą żalowi czułemu,
Rzucam kochankę drogą sercu memu,
Ze łzą w oku poświęcam ją.“ —[22]
Oto poświęcenie twoje, młodzi uzdolniona, abyś czyniąc rozbrat z rozkoszami ciała, rozmiłowała się w oświecie z miłości dla tej oświaty i z miłości dla ojczyzny. Są i tam rozkosze, wyższe i trwalsze, które czuje serce prawe i umysł ukształcony. Zdolności przyrodzone, bystrość i łatwość pojęcia, rozum jasny, wyobraźnię żywą, przyznają nam Polakom wszyscy cudzoziemcy. Tem gorzej dla nas, że zagrzebujemy te talenta, które winniśmy Bogu i ojczyźnie. Po nieszczęśliwych i smutnych kolejach, które naród nasz przeszedł, ten jeden szeroki pozostał nam gościniec oświaty narodowej. Wybiegajmy po nim do zawody. Śliczny to zawód, poświetlający nam sławą, woniący kadzidłem ofiarnem narodów. Jakież to słodkie zwycięstwo! A cóż, gdyby młódź podała sobie dłonie, zagrzewała się nawzajem do celowania w każdej gałęzi nauk; gdyby naraz stanęły całe jej zastępy uzbrojone nauką, osłonione pancerzem w każdym zawodzie gruntownych wiadomości, przeciw którym żadna miałkość nie podoła, i gdyby rzuciły w świat geniuszu pociski, mógłby wtedy rzec drugi ich Leonidas: przy świetle tych gromów będziemy walczyli!
Mowa tu wszakże tylko o tak zwanej inteligencyi narodu. Stanowią ją ci wszyscy, co troskliwsze i rozleglejsze odebrawszy po szkołach wyższych i instytutach wychowanie, stoją na czele narodu jako uczeni, urzędnicy, nauczyciele, duchowni, przemysłowi, zgoła, którzy mu przewodzą wskutek wyższej swojej oświaty. Poza tą klasą leżą masy ludu, niby ogromne pokłady ziemi, z ponad których tamci jako wzgórza się wznoszą. Znamieniem jest każdej oświaty, że ciemności nie cierpi. Zła więc, sztuczna i złudliwa ta oświata, co się ponad ćmą nieoświeconego ludu unosi i tej mgły grubej nie przebija. Dopóki w kraju niewola, dopóty nikt na granicznej jego tablicy nie położy napisu »oświecony.« Barbarzyństwo, despotyzm i niewola to trójca szatańska, nieprzyjaciółka odwieczna trójcy niebieskiej: oświaty, prawa i wolności. Stąd niewola z oświatą pogodzić się nie da. Pierwszym krokiem do oświaty jest rozbicie kajdan niewoli ludu. Lecz krom niewoli socyalnej, jest jeszcze niewola moralna, gdy lud ten pozornie wolny, zostawiony jest bez oświecenia. Jest to, jak gdybyś kogo z ciemnego więzienia wypuścił, ale mu nigdy światła dziennego oglądać nie dał. Nie czuje więc zmiany losu swego. Nareszcie lepiej mu było w więzieniu, gdzie mu jeść i pić starczano, niżeli w tem omacku, gdzie sobie sam pożywienia ma szukać.
Szkółki wiejskie i dobrzy nauczyciele wiejscy są najżywotniejszą zatem potrzebą ludu, i nie kocha kraju, ani się przejął duchem ojczyzny ten, co będąc dziedzicem włości, o oświecenie ludu swego się nie troszczy. Jemu to za jedno, czy ludzie stworzeni na obraz i podobieństwo Boga, czy orangutany, na zaciąg i na odrobek mu chodzą. On w nich nie widzi bliźnich swoich, mniej jeszcze rodaków swoich, ale widzi machiny żyjące, co na niego pracują. Onby więc miał wpisać się na Towarzystwo naukowej pomocy, co to podobno z mas ludu talenta wydobywa i kształci, czyli innemi słowy chłopów oświeca? Chcesz bracie niepodobnych rzeczy, gdy żądasz, żeby on na to dawał pieniądze, by chłop nabrał więcej od niego rozumu i bardziej ukształcił serce. — Onby miał chcieć założyć u siebie dom ochrony, aby chronić dzieci od szwanku i zapełniać im czas nauką? Alboż on wie, albo chce wiedzieć, że to dzieci wspólnej matki ojczyzny, że to jej przyszłe obrońce? Co go tyczy, gdy jedno z nich zmarznie na mrozie, albo innym sposobem zmarnieje, zostawione bez opieki i dozoru, wszak to nie jego dzieci.
O, taka zakamieniała obojętność na los garstki biednego ludu, który opatrzność związała z losem ich pana, jest zatrważająca! Zemsta nieba ją ściga i w późnych pokoleniach karze. Serce prawego syna ojczyzny się zakrwawia i oburza. A pytaj tego człowieka ze sercem z lodu syberyjskiego, czy ci nie powie, jakby piekłu na urągowisko, że kocha ojczyznę! Ojczyzna, to jego gumna i spichrze, jego inwentarze i folwarki, jego knieje i piwnice. Dalej myśl jego nie sięga, i o więcej się nie troszczy.
W tym obrazie egoizmu materyalnego, który bodajby u nas nie znalazł się w rzeczywistości, postrzegamy święty obowiązek starania się o oświatę ludu, który ojczyzna na tych, co ją miłują, wkłada. Jeżeli naród liczy 20 milionów, przeszło 19⁄20 przypada na samych włościan i proletaryuszów. W tej masie więc 19 razy więcej musi być zasobu duchowego, niżeli w ⅟20 oświeconych, co się o wychowanie dzieci swoich starają. Nie ginąż więc te mnogie zasoby ducha, te talenta, zdolności i geniusze, które natura porówno między ludźmi, bez względu na stan, rozdziela? Nie marniejąż bez żadnego pożytku dla narodu dlatego, że zaniedbane zostały, i najmniejsze wychowanie nie dało im pory pojawienia i rozwinienia się? Nie czyniż się więc krzywda narodowi i ludzkości, że z 20 części duchowych narodowych potęg jedna zaledwie wydobyta, a 19 części pozostaje bez pożytku od pokolenia do pokolenia, przez długie wieki, przywalone głębokiemi warstwami przesądu, ciemnoty, nędzy i ucisku?
Dzięki więc Towarzystwu naukowej pomocy, zawiązanemu w W. Ks. Poznańskiem, co myśl tę błogą podjęło i w życie wprowadziło. Dzięki i tym, co się domami ochron i dziełami elementarnemi dla ludu u nas zajmować zaczynają. Są to podstawy pierwsze oświaty. Niebawem dzieło to, w myśl miłości ojczyzny i ewangelii podjęte, uwieńczy skutkiem błogosławieństwo nieba. Bo możnaby nam rzec: »szukajcie naprzód światła, a wszystko reszta będzie wam przydane.« Im więcej będzie tu poświęcenia nie tylko w składkach, ale i w kierunku tymi funduszami, aby tylko zdatna młodzież i młodzież z mas ludu wydobyta, pobierała naukową pomoc, tem z czasem obfitsze spłyną na naród owoce.
Z całej oświaty narodu wyłania się literatura narodowa, złożona w poezyi i prozie, nie będąca czysto naukowej treści. Umiejętność wogóle jest kosmopolityczną i narodowych pierwiastków w sobie nie mieści. Za to, co jest odbiciem się myśli narodowej i czucia narodowego, narodowe też stanowi piśmiennictwo. W niem to, jak w zwierciedle, przegląda się naród, w niem zostawił rzetelny wizerunek całego żywota swojego. Jak człowiek w piśmie wylewa indywidualnego ducha swego, i tem bardziej je nim piętnuje, im duch ten jest potężniejszy, tak i naród odlał w dziełach pisanych wszystkie swoje myśli i uczucia. Historya literatury jest biografią narodu. Tu on nam się przedstawia cały i żywy tak, jak był, jak żył. Chcesz więc poznać i pokochać naród twój, rozpatrz się w jego literaturze narodowej, poznaj długi szereg jego pisarzów i ich dzieł i dopiero na ich tle odlej sobie rzetelny wizerunek ducha. Kto tego ducha odgadł i pojął, kto myślą wyrósł na myślach pisarzy narodowych wszystkich poprzednich wieków, a sercem wyrósł na narodowości, czerpanej w obyczajach i uczuciach minionych i żyjących — ten ma prawo powiedzieć: jestem kością z kości przodków moich i jestem duchem z ducha narodu mego. Kto zaś tego powiedzieć nie może, cóż wyrzeknie? Oto jestem duchem z obcego ducha, a kością z kości przodków moich, przydatną, by obcy rzucał nią, jak się rzucają kostki na losy.
Dla ciebie zjadłe smakują trucizny,
Dla ciebie więzy, pęta niezelżywe. Kształcisz kalectwo przez chwalebne blizny, Gnieździsz w umyśle rozkosze prawdziwe. Byle cię tylko można wspomódz, wspierać, Nie żal żyć w nędzy, nie żal i umierać[23]. Krasicki. |
Uważaliśmy dotąd ojczyznę w jej materyalnych podstawach, dalej upatrywaliśmy ją w jej duchowych potęgach; patrzyliśmy się zgoła na jej ciało dotykalne, widoczne i na jej ducha zapełniającego i ożywiającego to ciało; — przechodzimy obecnie do najwyższych ojczyzny silni, do jej idei uzewnętrznionej, do tych olbrzymich postaci, któremi się ojczyzna do bytu objawia, i przez świat i wieki kroczy, jako osobna wielka jednostka między narodami, w całkowitej pełni życia i działania. Temi wielkiemi ideami ojczyzny, tem
wielkiem urzeczywiszczeniem się, nie już celów ludzkich, lecz boskich, są Państwo, Kościół i Dzieje. Podścieliskiem zaś tego trojga objawu jest: byt polityczny, religia i posłannictwo narodu. Rozpatrzmy się w nich bliżej.
Nieszczęśliwy to wyraz w naszym języku »państwo«: mający wyrażać to, co Francuz nazywa l’état, a Niemiec Staat. Trudno nie przypuścić, że gdy się poczynały u nas rozwijać pojęcia idei socyalnych i politycznych, ową najwyższą ideę polityczną narodu pojmowano w garstce uprzywilejowanych panów, i ich rządy, ich korporacyę, której reszta narodu służyła tylko za narzędzie, za niewolnika, nazwano państwem; nie inaczej, jak w familijnem kole, państwem zowie się pan, żona i ich dzieci, a reszta służbą, czeladzią, poddanymi. Aby się więc nie dać złudzić wyrazem, zrozummy się, co jest państwo. — Tę jedną i u nas pojmowano fundamentalną państwa zasadę, że państwo jest wolnością urzeczywiszczoną, że zatem tylko je wolni (panowie) składać mogą. Toteż na pojęcie państwa dopiero w Grecyi natrafiamy, kędy się ród ludzki do wolności obudził. Plato w swojej rzeczypospolitej powiada w dość trafnem porównaniu, że państwo jest na kształt wielkiej tablicy, na której wielkiemi literami wypisana jest sprawiedliwość. Urzeczywiszczenie sprawiedliwości jest zatem platońską ideą państwa. Zdaniem jego pojęcie sprawiedliwości leży w człowieku; jest to siła duszy, miarkująca rozum i żądze; a jako sama składa się z trzech cnót osobnych; z mądrości, męstwa i wstrzemięźliwości, tak i w państwie ma trzy odpowiednie stany: rządców, zarobkowych i żołnierzy. Dzieci są synami państwa i wychowują się kosztem kraju, stąd wspólność kobiet. Niema własności prywatnej, tylko jest własność narodowa. Oto rzeczpospolita Platona w abstrakcyi.
Arystoteles uważa państwo jako najwyższe urzeczywiszczenie społeczeństwa ludzkiego. Poczyna je rodzina, mąż, żona i dzieci; rozprzestrzenia je utworzenie się domu, czyli gospodarstwa, z tych tworzy się osada, sioło, nareszcie miasto i państwo. Popęd do państwa jest przyrodzony. Człowiek nie może żyć w stanie natury, jest on zwierzęciem politycznem (ζῶον πολιτικόν)[24]. Stan państwa jest stanem ludzkim, środkującym między stanem zwierząt i stanem niebian. Z tego to względu idea państwa jest podstawą wszystkich niższych stosunków, i już rodzina, dom, osada, sioło, miasto rozwija się z samej idei państwa. W formach zewnętrznych objawia się państwo jako monarchia, arystokracya, albo rzeczpospolita, z których ostatnia forma najdoskonalsza. Tyrania, oligarchia i demagogia są tamtych form zepsuciem.
Około tych pojęć starożytnych mędrców kręcą się pojęcia nowszych czasów, aż do Montesquieugo i najnowszej niemieckiej filozofii; — lepsze one nawet są o stokroć, niżeli co nowsza polityka w teoryi swojej wypowiedziała. Bo gdy jedni utrzymywali, że państwo jest instytucyą, zabezpieczającą wolność i mienie obywateli, a drudzy, że jest rządem Boga na ziemi; to pierwsi poniżyli wielkie objawienie się na zewnątrz narodu, do podrzędnego środka ku bezpieczeństwu osób, następnie do rodzaju domu poprawy, i w myśl ich system postrachu i ociemnienia, system nieprzyjazny postępowi najlepiejby odpowiadał takiej idei państwa; — drudzy zaś niedaleko odeszli od pojęć Indyan i dawnych Pelasgów, gdzie Brama tworzy z siebie państwo, a Minerwa zakłada Ateny, i zapomnieli, że teokratyczne rządy, mianowicie żydów, nie były dlatego najlepsze. Teorya ta najwięcej jednak przypadła do smaku, i świętość boska przeszła do majestatu głowy ukoronowanej, sprawującej z Bożej łaski najwyższą władzę na ziemi.
Najnędzniejsza jest teorya, pojmująca państwo, jako układ między rządzącymi i rządzonymi, i teorya Hallerowska[25], uważająca państwo, jako instytucyę gwałtem przez mocniejszego wprowadzoną, zmuszającą każdego żyć w stanie społecznym i stosować się do praw krajowych. Kto kiedy słyszał, żeby przez układy, umowy, ugody, państwa powstawały? Gdzie sąd, gdzie apelacya, gdyby jedna strona ugody nie dotrzymała? Jeżeli król w Polsce przysięgał na pacta conventa, a w krajach konstytucyjnych przysięga na konstytucyę, to ten jednostkowy tylko stosunek między królem i narodem nie stanowi jeszcze państwa, które w narodzie samym ma organizacja swoją wewnętrzną. Nareszcie układ każdy, jak stawa dobrowolnie, tak też dobrowolnie rozwiązanym być może. Niechże tu stanie kto na rynku i zawoła: rozejdźmy się. Gdzie? dokąd? — O ile wyższe jest owo Arystotelesowe ζῶον πολιτικόν! — Teorya gwałtu, aby mogła być usprawiedliwioną, musiała autora do różnych następnych twierdzeń doprowadzić, jakoto: ponieważ państwo jest rzeczą dobrą (despotyzm!), więc zmuszanie do dobrego jest rzeczą godziwą; ponieważ ten, co gwałt wykonywa, lepiej położony naturalnie niż ten, co gwałt ponosi, powinna być dynastya z bożej łaski, usposobiona tem stanowiskiem do potrzebnego majestatu i siły. Z tego wypada, że tylko monarchia może być państwem. Dość na tem dwojgu, aby ocenić osławioną Hallera restauracyę nauk politycznych.
Hegel i cała jego szkoła zbliża się do pojęć Platonowych. Wedle nich państwo jest urzeczywiszczeniem się prawa w najwyższej obyczajowości narodu. Stopniami do tej obyczajowości jest rodzina, dalej społeczność. Ale na tych dwóch stopniach wola narodu nie objawiła się jeszcze do wiedzy swojej: w państwie dopiero jest zupełnem widzeniem się siebie. Państwo wie, czego chce, a do tej czystej wiedzy nie miesza się żadna namiętność. Państwo, co działa, działa z namysłu, ze zasad.
Straszna jest w tej teoryi Heglowskiej idealność. Nie dostaje tu wypełnienia. Czuje tu każdy czczość, bo czuje, że państwo jest nieskończenie więcej, niżeli prawem urzeczywiszczonem, niżeli najwyższą obyczajowością, niżeli wiedzą siebie. Myśmy ojczyznę dotąd już w sześciu osobnych momentach uważali, a między tymi prawo było tylko jednym momentem. Możeż państwo leżeć poza tą ziemią, poza tym ludem, poza narodowością, poza językiem, poza piśmiennictwem, i być urzeczywiszczeniem samego prawa. Prawo jest tylko jedną stroną idei, jednym promieniem ducha, jedną z doskonałości najwyższych w Bogu złożonych, i jako takie, jest ideą w sobie osobną, której urzeczywiszczeniem jest historya prawa i istniejące instytucye narodów, ale bynajmniej nie jest, ani nie może być państwem. Zda się, że popełniono omyłkę, ale omyłkę ogromną, gdy wzięto ustawy, któremi państwo stoi, za państwo same; wzięto tu krew obiegającą ciało, dającą życia za sam żywot pełen ducha, wylewający się czynami, które któż weźmie na objaw krwi samej? Więc i państwo, kroczące czynami przez historyę, nie będzie samego prawa rzeczywistością.
Podobnie najwyższa obyczajowość nic w treści nie wypowiada. Jest to trzeci stopień po rodzinie i społeczności — a dlaczego najwyższej? — oto, że się tu naród ujął w całości, jako naród, jako pojedynek (indywiduum). Ale ta wiedza siebie jako całość, jako jedność, jest dopiero pierwszym, najniższym początkiem wiedzy. Cóż po tem człowiekowi, że wie, iż te ręce, te nogi, te wszystkie części ciała wewnątrz i zewnątrz stanowią jedność jego, jako człowieka? Z tej wiedzy nic jeszcze nie wynika, bo nie poznał, czem jest w tej jedności, jaki jego cel, jakie przeznaczenie. Podobnie idea państwa, pojętego jako jedność osobowa, słabem jest jeszcze i bladem jego określeniem, dopóki nie wypowiemy, czem jest ta obyczajowość w tej jedności.
Następnie wniosek, że państwo jest wiedzą zupełną siebie, wydaje się za skory, bo jeżeli ta wiedza ma znaczyć coś więcej, niżeli proste wiedzenie i dążenie do najbliższego celu; jeżeli ma być, czem być powinna, wiedzą ostatecznego celu, który państwu przez samego Boga zakreślonym został, wiedzą swojej misyi, swojego przeznaczenia, i następnie kierowania wszystkich kroków w tej jednej myśli i ku niej jednej, — natenczas narody, jak to Cieszkowski w swoich Prolegomenach wyłożył, stanąć powinny na stanowisku, na którem dotąd nie stały, to jest na stanowisku samowiednej woli ducha; — natenczas twórcy dziejów, będący dotąd ślepemi tylko Opatrzności narzędziami, powinni stać się samowiednymi jej celów wykonawcami. A że to ma być dopiero stanowisko przyszłości, nie byłoby wedle tego dotąd państw rzeczywistych.
Państwo wedle nas jest połączeniem się materyalnej i duchowej ojczyzny w żywot ojczyzny; zlaniem i wykształceniem się wszystkich funkcyi ciała i ducha narodowego, w jeden żyjący, bytujący, działający naród. Żywot narodu, oto naszem zdaniem pełniejsza definicya państwa. Wypada stąd bezpośrednio, że idea państwa mieści w sobie wszystkie powyższe sześć momentów, ale w uszlachetnionem i wyższem znaczeniu, bo każdy ożywiony już ideą żywotną państwa. Ziemia przedstawia się okryta płodami przemysłu, są to zagrody, sioła i miasta; lud przedstawia familie, społeczne towarzystwa, stany; człowiek staje się obywatelem; prawa podnoszą się do obrazu wewnętrznej i zewnętrznej organizacyi i przedstawiają naród, narodowość staje się obliczem, niejako wyrazem twarzy narodu całego; język zmienia się w głośne brzmienie narodu na sejmach, katedrach i kazalnicach; piśmiennictwo zamienia się w szkoły, instytuta, uniwersytety, zgoła w wychowanie narodowe. Każdy zatem moment, który dotąd w abstrakcyi i w oderwaniu uważany, był obumarły, bez życia, bez ruchu, w idei państwa ożywia, rusza się, rośnie, olbrzymieje w postaci zewnętrzne. Wszędzie ruch, pełność życia. Oto państwo.
Państwo będąc żywotem ojczyzny, jest jej teraźniejszością, jej obecnością. Państwo jest to obecna chwila życia narodu. Dzień przeszły, godzina przeszła, już do dziejów należy, będących państwem umarłych, nie żywych. Państwo więc jest nieustannem przechodzeniem z przeszłości w przyszłość narodu, aż się wypełnią dni jego żywota.
Żywot jest harmonią wszystkich władz organicznych, z dysharmonii ich powstaje choroba. Ta harmonia w państwie jest wolnością, wszelka dysharmonia niewolą. Dążenie do coraz rozleglejszej harmonii, aż do ostatnich kończyn społecznych, jest dążenie do coraz doskonalszej wolności, — i to jest żywot postępowy narodu.
Żywot każdy jest półelipsą, zakreśloną od punktu do punktu, czyli od nicości do nicości, i państwo, jako żywot narodu, ją zakreśla, a zatem ma początek, młodzieńczość, męskość, starość i śmierć; — ma swoje ognisko w miłości ojczyzny. Żywot jest to objawienie życia, a to się objawia przez czyny, do czynów zaś potrzeba woli; żywot też człowieka dopiero się rzeczywiście poczyna, gdy staje się panem woli swojej. Żywot więc narodu znamionować się musi czynami narodu, a zatem urzeczywiszczeniem się jego woli niezawisłej, i odtąd dopiero, gdy naród wolę swoją czynem objawić zdolen i mocen, poczyna się rzeczywiście nazywać państwem. Najniższy to jest stan państwa, gdzieby powiedzieć można, jak Ludwik XIV.: l’état c’est moi, to jest, gdzie zamiast woli narodu jest wola osobista jednego. Ustawy rządowe, konstytucye, nic innego nie są, jeno orzeczeniem się woli narodu przez coraz rozleglejsze masy. Równolegle z rozległością woli narodu idzie rozległość wolności narodu i cała walka ludu, dobijającego się o wolności i swobody, jest koniecznym rozwojem żywota ojczyzny, czyli państwa. Nie można zatem powiedzieć, aby państwo w rozwoju swoim było rozwijaniem samego postępu. Jest niem w pierwszej połowie drogi swojej; w drugiej połowie jest zstępem z punktu swego kulminacyi.
Wysokość tej kulminacyi i długość tej drogi jest bardzo rozmaita. Narody są w dziejach ludzkości, jak osoby pojedyncze w dziejach narodu, najniższego i najwyższego znaczenia. Jedne stanowią tylko masę ludzkości; drugie czynny biorą udział, ale nie stanowczy; inne wreszcie są narody przewodne, w swem ręku dzierżące berło historyi. Lud w ludzkości jest tem, czem jest człowiek, mieszkaniec w państwie, naród zaś jest to lud mniej więcej wyzwolony w prawach swoich, jest to zatem obywatel w ludzkości.
Aby naród mógł wolę swoją objawić, a zatem, aby mógł zostać państwem, trzeba mu bytu politycznego: na nim, jako na podstawie, wznosi się gmach państwa. Bez bytu politycznego niema państwa, ale bez bytu politycznego jest ojczyzna, i ta to ogromna jest różnica między ojczyzną i państwem. Już zatem tu przeczuwamy, na coby się dawniej z nami mało kto był zgodził, że ojczyzna wyższą jest ideą, niżeli idea państwa, a co w przedostatnim numerze tej rozprawy uzasadnić będziemy chcieli.
Byt polityczny na tem stanowisku jest tem w idei, czyli w żywocie ojczyzny, czem była ziemia w jej materyalnej, a narodowość w jej duchowej stronie. Byt polityczny jest jednością ziemi i narodowości. Bo aby narodowość, ów pierwiastek boski, ku nieścignionym celom Opatrzności przygotowany, ów w ludzie niepokalanie poczęty zarodek, mógł na tej ziemi tak, a nie inaczej położeniem określonej, rozrosnąć i rozmódz się, — bytu politycznego, czyli niezawisłej woli narodu mu potrzeba.
Państwa więc rodzą się, a ojczyzna żywota i postaci zewnętrznej, upostaciowanej nabiera, gdy lud byt polityczny sobie zdobywa, gdy z mieszkańca tej kuli ziemskiej staje się jej obywatelem. Są ludy jak ludzie, co się nigdy do tej wolności obywatelskiej nie podniosą, co zawsze są w klienteli i opiece innych narodów. W ludzie takim niema zarodu wyższych podniet, w księdze przeznaczenia jego nazwisko nie zostało zapisanem do przeprowadzenia wielkich celów nieskończonego ducha.
Ale, gdzie Bóg wlał w narodowość ludu te wyższe ku wyższym celom zdolności, gdzie mu już w kolebce, jako dziecięciu, świeci oko geniuszu blaskiem, tam lud-dziecię dorósłszy w młodziana siły, poczuwa krewkość i przeznaczenie swoje, i chrztem sowitej krwi swojej i zdumiewającemi świat poświęceniami wyzwala się do niepodległości. Tak się wyzwalały do stanowiska państw udzielnych osady i hołdowne ludy.
Tu po raz pierwszy widzimy, że ojczyzna po swych córach i synach wymaga poświęceń, a nawet krwi i życia w ofierze. I nie dziw. Ojczyzna przechodząc w państwo zdobywa sobie żywot, a żywot wszelki jest z krwi. Ludzkość, jak matka Ewa wypędzona z raju, wyłania naród z wnętrzności swoich, w bólach i w krwi upływie. Ale i dalszy żywot ojczyzny jest życiem życia każdego krajowca w szczególności, jest nieustannem poświęceniem się każdego dla dobra ojczyzny. Jej swą pracę, swój przemysł, swoje zdolności, jej mienie swoje w ofierze przynosi. Tylko tem poświęceniem żyje i utrzymuje się ojczyzna. A kiedy zagrożona jej całość, albo wewnątrz kraju, — gdy wyrodne syny bunt przeciwko niej podnoszą, obierając z własności i swobód i matkę, i liczną, milionową jej dziatwę, a młodsze rodzeństwo swoje; — albo zewnątrz kraju, — gdy łupu chciwy sąsiad naszedł jej granice, lub też w dumie i lekkomyślności znieważył jej honor i imię, targnął się na uświęcone prawa narodów, — wtenczas ojczyzna woła wiernych swoich synów do boju, aby szli walczyć za jej całość, za jej sławę; — wtenczas trąba wojenna, jak trąba archanioła przy zmartwychwstaniu, zbudzą każdego krajowca od najwyższego do najniższego, i grzmi mu głosem sądu Pańskiego! »Wszystko czem jesteś, jesteś z łaski ojczyzny twojej, boś jest jej cząstką. Powstawaj, śpiesz na jej obronę, rzucaj wszystko, co ci jest drogiem, bo to, co jest najdroższem, ojczyzna twoja, jest w niebezpieczeństwie!« A ten głos dla prawych jest głosem natchnienia, dla nieprawych synów przerażenia głosem. Zwycięstwo i całość od liczby pierwszych zależy. Gdzie zaś masy ludu na ten głos nie poruszą się, tam widać, lud nie zaznał matki swojej i dlatego głosu jej nie rozumie.
Miłość zatem ojczyzny, pojmująca jej żywot w państwie, a tem samem w bycie politycznym, przedstawia się tu w poświęceniach dla niej. Tem świetnem imieniem poświęcenia uczczone czyny krajowca, z miłości ojczyzny płynące. Na jej on ołtarzu składa nie tylko pierworodne owoce swoje i dziesięciny, ale gdy trzeba, składa cały majątek swój, zdrowie swoje, szczęście swoje, życie swoje. Oto najwyższa ofiara, gdzie sam siebie przynosisz w ofierze.
Poświęcenia tu są dwojakiego rodzaju: w pokoju i wojnie. Podatki, które składasz, są dziesięciną świecką dla ojczyzny. One są jej nerwem, jej siłą muskularną. Każdy wie, że organizacya państwa w pokoju, i siła zbrojna narodowa, podniesienie przemysłu, zaprowadzenie szkół, ulepszeń, bez podatków uskutecznić się nie dadzą. Podatki są więc pierwszym stopniem poświęcenia dla ojczyzny. Wynagradzają one się krajowcom, jeżeli tylko swobody nimi okupione, rozciągają się i rozlewają na wszystkich podatkujących. Lecz kiedy się u nas szlachta wyłamywała z pod podatków, i cały ich ciężar składała na lud biedny, wyłączony od swobód, owym groszem wyciśnionym okupionych, możnaż powiedzieć, że ta szlachta pojmowała ojczyznę? a dokazując cudów męstwa na polu bitwy, wiedziałaż, za co krew przelewa? Ta niewiadomość tego, co to jest ojczyzna, to jej niepojmowanie, wyrodziły owo najsromotniejsze samolubstwo: opływać samemu w dostatkach matki i chcieć przy tem, aby tę matkę utrzymywały miliony biednych dziatek, którym się z dóbr jej, ani nawet ze sławy i imienia matczynego nic nie dostało w podziale. Jest to hydra majoratu w olbrzymiej swojej postaci. Stan rycerski, to syn pierworodny, na którego przechodzi tytuł, majątek, godności i swobody ojczyzny; lud zaś milionowy, to młodsze dzieci, obrane z tego wszystkiego, wskazane nadto na pracę i ciężary publiczne. Dziwujmyż się jeszcze, że ojczyzna upadła! Gdy nie było poświęceń w czasie pokoju, aby się zrzec tak ohydnego majoratu, poświęcenia w czasie wojny nie uratowały państwa, — bo panów na pochłonienie dóbr ojczyzny dosyć było, ale za mało na zasłonienie jej piersiami swojemi.
Gdzie podatki nie starczą na podniesienie korzystnych instytucyi kraju, tam je podnoszą stowarzyszenia prywatnych, świadczące o zamiłowaniu dobra publicznego, a tem samem o zamiłowaniu ojczyzny. Asocyacye w Anglii cudów ponadokazywały. Każda z nich jest jak silny atleta o tysiącach rąk i nóg, i o tysiącach głów, i dźwiga barkami swymi w górę byt dobry i potęgę narodową. Każda z nich łącząc myśli, zdania i chęci wielu w jedno ognisko, jest jak szkło palne, przepalające deski przesądu, a zapalające światło narodowe. Każda z nich natężeniem sił pojedynczych jest jak machina parowa, która zapory łamie i ciężary spraw publicznych w łatwy puszcza obieg. Gdybyśmy u nas chcieli brać miarę miłości ojczyzny z tego rodzaju żywotnych poświęceń, składek, stowarzyszeń, podjętych w sprawach dobra publicznego, — ostatnie może lata, i to w pewnych tylko okolicach wyjąwszy, — musielibyśmy się zarumienić ze wstydu nad przechwałką, w uściech nie oledwie każdego będącą, że kochamy ojczyznę. Posłuchajmy, co mówi Lelewel o przedsiębiorstwie tego rodzaju Antoniego Tyzenhausa:
»Od początku panowania Stanisława Augusta, Antoni Tyzenhaus, podskarbi narodowy w Litwie, z siebie przemożny pan, olbrzymie poczynił projekta i wielkie do podniesienia Litwy postępy. Ulepszenie budownictwa, naprawianie dróg, rozszerzyło się po tej krainie. Pod Grodnem zbudował przedmieście Horodnicę, gdzie założył główne działań swoich siedlisko. Z innej strony za miastem, przy rzece Łosośnie, dźwignął gmachy, gdzie liczne rękodzielnie osadzał. W krótkim czasie w Łosośnie i na Horodnicy widziano wyroby wybornego sukna, obrusów, jedwabne, żelazne, pojazdów. W tych wszystkich fabrykach użyci wszelkiego stanu krajowcy udowodnili usposobienie miejscowe, które, aby wydobyć na jaw, trzeba było przełamać wstręty, uprzedzenia i przesądy, z którymi Tyzenhaus śmiało, a czasem gwałtownie walczył. Czynny jego umysł coraz rozprzestrzeniał swe widoki i każdy zakład do zupełności przywodził. Zakładał w Grodnie szkołę nauk przyrodzonych i medyczną.« — Opisuje dalej Lelewel, jak znaczenie i łaska króla wznieciły przeciw Tyzenhausowi zawiść i niechęć; jak, gdy kredyt jego na chwilę się zachwiał, wzniesiono krzyki; jak król poduszczony i na rozkaz imperatorowej roku 1782 tyle krajowi i jemu samemu zasłużonego męża opuścił i wydał na pastwę chciwości. — »Potwarz, gwałty i obelgi odjęły mu sposobność usprawiedliwienia się. Pod pozorem, że na milion wpadł w kalkulacyę, z jego majątku cztery miliony wyegzekwowano. Resztę jego fortuny prywatna zmowa rozerwała i bezkarnie sobie przywłaszczyła. Oburzony niesprawiedliwością i krzywdą Tyzenhaus, przed zajezdnikami z Horodnicy z kijem w ręku ustępujący, w upadku nieugięty, pod bokiem królewskim w Warszawie zapomniany, niezadługo w biedzie 1785 r. życia dokonał. Stoi Horodnica i sterczą dotąd łomy wzniosłych ścian Łosośny, świadki niedołęstwa, co nie tylko się złości oprzeć nie może, ale się jej działań narzędziem staje. Fabryczne Tyzenhausa zakłady niezwłocznie opuszczone zostały, nawet prześladowane.«
Oto przykład, jeden z najsmutniejszych, jak u nas pojmowano ojczyznę. Nie sądzono, że się ojczyzna, ale że się Tyzenhaus bogaci, i stąd zawiść i prześladowanie. I dziś jeszcze poświęcenia niejednych szlachetnych ludzi uważają za despotyzm, dyktaturę, chęć wyniesienia się; nie patrzą na roślinę, co pięknie zakwita i plon rokuje, ale jakby zazdroszczą tym, pod których ręką i za których staraniem ona zakwitła i owoc wydała. Okropne to zaślepienie, z którego gdy się nie wyleczymy, godło miłości ojczyzny kłamstwem będzie, i długo jeszcze za to kłamstwo pokutować będzie trzeba. Siebie się wyprzej, oto hasło, pod którem twoja miłość ojczyzny prawdą będzie, bo dla niej, nie dla siebie będziesz się wtenczas poświęcał. Niema większego świętokradztwa w znaczeniu świeckiem, jak gdy kto sprawę publiczną zniża do środka osobistych swoich widoków. Nie masz też grzechu, któryby się ciężej karał, bo się karze klęskami publicznemi.
Na błoniach pokoju wreszcie pokwitują cnoty obywatelskie. Zerwać je tylko potrafi serce prawe i miłością ojczyzny zagrzane. Po tych błoniach powiewa wiatr odwagi cywilnej, płomieniami tejże miłości rozniecony. Każdy krok twój, który tu stawiasz, jest jedną z funkcja żywota ojczyzny, jest jednem tętnem w pulsowych jej żyłach. Słowa twoje stają się zaraz ciałem, czyny twoje rozpładzają się natychmiast w skutki. W żywocie ojczyzny wszystko w jej żywot się obraca. Tyś więc jest, który do jej krwi i wnętrzności prowadzisz, albo pożywne soki, albo zwolna dojmującą truciznę. Zadrżyj na tę myśl, że nikczemnikiem będąc, matkobójcą razem jesteś, bo matkę-ojczyznę zabijasz. Ale błogie przekonanie temu, kto jej w miłości służył całe życie swoje; nie siebie, nie majątek swój miał na widoku, ale publiczne dobro, krajowi swemu niósł zdolności swoje, a i syna do posług krajowych sposobił.
Jak w rzeczach zbawienia wiara i dobre uczynki nawzajem się dopełniają i jedno bez drugiego płonne jest, tak w rzeczach ojczyzny obowiązki prywatne dopełniać się muszą obowiązkami publicznymi. Czemkolwiek jesteś, bądź w zawodzie swoim tęgim i gorliwym, ale bądź oraz umiejętnym i gorliwym obywatelem. Niech cię w równej mierze sprawy publiczne, jak twoje prywatne obchodzą, a gdzie trzeba, te nawet tamtym przynieś w ofierze. Bez prywatnego stanowiska nie ma człowiek podstawy, bez publicznego nie ma godności. Jedno i drugie trzeba połączyć, aby być obywatelem, to jest żywotnej ojczyzny synem. Czyli poprostu powiedziawszy, nie tylko w sercu, trzeba też mieć w głowie; i nie tylko w głowie, trzeba też mieć w sercu.
Im wyżej kto stoi, im bliżej steru nawy narodowej, tem konieczniejsze owo połączenie rozumu i serca. Dość pojrzeć na scenę ostatnich walk narodowych. Najwięcej klęsk było skutkiem albo niedołęstwa, albo przebiegłej woli, co oboje graniczy z podłą zdradą.
Poświęcenia podczas wojny, w imię chwały, lub w imię niepodległości podjętej, wyższego są rodzaju. Głos: do broni! jak iskra elektryczna mieszkańców przelatuje. Jest to tak gwałtowne wstrząśnienie w całem ciele ojczyzny, że je i ostateczne kończyny poczują. W tym stanie, jak gdyby w ograżce całego narodu, każdy uczuwa, że jest ojczyzny synem, że w skład jej ciała i ducha wchodzi; że ojczyzna zatem nie jest czczem urojeniem, ale ma żywot rzeczywisty, z żywota całego narodu złożony. Huk dział nieprzyjacielskich, co się na granicy rozlega, godzi straszliwie w serce każdego mieszkańca, przeczuwa on, że tu nie mury jego domostwa, ale mury ojczyzny się wstrząsły, że zadrżało jego serce, jako jeden punkt olbrzymiego narodowego uczucia.
Więc gromadzą się zastępy synów ojczyźnie na ratunek. I niebawem okryte pobojowiska trupem, kalectwa i blizny świadczą o poświęceniu się jej obrońców. Postaci pod Fleurus poległych republikanów zastygły w zaciętości i w zapale, co ich ożywiał: chude, blade, ale groźne, w otwartych oczach jeszcze widać było mściwą groźbę nieprzyjacielowi słaną. — Wśród walki o niepodległość zapał i zapomnienie siebie tak wielkie, że człowiek głuchy na wszystko, by też świat naokół niego rwał się w swoich posadach. Kiedy Rzymianie i Kartagińczykowie walczyli nad jeziorem Trasymenus, było właśnie trzęsienie ziemi, i pod nogami wojowników, w rzeczywistem słowa znaczeniu, drżała i stękała ziemia. Oto poświęcenie się za wolność. Lecz czy te poświęcenia zawsze uwieńczone tryumfem? — Zawsze, gdy je naród cały czyni, gdy naród cały powstaje. Niema potęgi, któraby ujarzmić potrafiła naród kilkomilionowy, powstający w obronie praw swoich i swobód. Jeżeli więc po wojnie zamiast hymnu zwycięstwa rozgłośnego po świątyniach, rozlega się po kraju brzęk kajdan, a z pieczar więzienia i z tułactwa dochodzi głos nędzy i ucisku, wielka to kara Boża, za tych, co Bogu, światu i ziomkom swoim miłością ojczyzny kłamali.
Negacyą miłości ojczyzny na tem stanowisku jej żywota jest zdrada kraju. Wina przeciwko ziemi, ludowi, prawom, przeciw narodowości, językowi, literaturze rodzimej jest ciężką winą, ale nie piętnowała jeszcze winowajcy wypalonem na czole znamieniem zdrajcy. Bo jako targnienie się na majątek lub sławę człowieka krzywdą jest, ale zbrodnią staje się dopiero targnienie się na jego życie, tak zamach wymierzony przeciwko żywotowi ojczyzny dopiero ohydną zdradą jest — najwyższą zbrodnią publiczną, a stąd najwyższą hańbą, jaką się człowiek okryć może. Knowanie spisku na zgubę ojczyzny, zmowy z nieprzyjacielem kraju, najście ziemi rodzinnej z cudzoziemskiem wojskiem, służenie nieprzyjacielowi radą lub pomocą, szpiegostwa płatne lub niepłatne, opuszczenie obowiązków dla widoków lub przekupstwa, — oto zdrady na wielką skalę, godne, gdy duma obrażona ich podnietą, Koryolanów i Glińskich, a gdy podłość i nikczemność, Efialtesów i Jurgaszków. Czemuż nie można wydrzeć z kart historyi naszej ogłoszonych r. 1794 imion najznamienitszych rodzin w kraju, płatnych przez nieprzyjaciela ojczyzny (zob. Przypiski do panowania St. Augusta przez Lelewela). Najohydniejsza to karta dziejów, zgrozą i wstydem przejmująca dzisiejsze pokolenie. Jakże naprzeciw temu obrazowi odbija, co czytam w opisie podróży Arnima z r. 1841 po Hiszpanii: »Przebywając te okolice (między Andujar i Bajlen) komuż nie przypomni się ważna w hiszpańskiej wojnie o niepodległość kapitulacya generała Dupont w Bajlen roku 1808, wskutek czego Francuzi następnie cały półwysep Pirenejski opuścić musieli. Klęski te ponosił nieprzyjaciel dlatego szczególniej, że gdy ogólna była nienawiść i zemsta przeciw Francuzom, nie mogli nikogo dostać na szpiega, i zawsze zostawali w niepewności sił i poruszeń dowódców hiszpańskich.« To samo i o naszym poczciwym ludzie powiedzieć można.
Państwo więc przedstawia się najistotniejszym żywotem ojczyzny, z którym żywoty wszystkich krajowców najściślej są połączone. Nic prawdziwszego nad to, co Mickiewicz w czasach czystego natchnienia miłości ojczyzny powiedział: »Nie było szczęścia w domu, bo go nie było w ojczyźnie.« Wyrzekł w tych kilku słowach ową nierozerwaną jedność krajowca z ojczyzną, na jedności żywota ugruntowaną. Jej klęski są klęskami jej dzieci; jej szczęście ich szczęściem. Kiedy więc ojczyzna żałobą okryta, wesela prywatnych osób wydają się, jak gdyby pląsy na cmentarzu, wśród grobów rodziców, sióstr i braci.
Największą zaś klęską narodową musi być dla mieszkańców jednego rodu utrata bytu politycznego, i dlatego, jak żydom prorocy, tak Piotr Skarga przepowiadając narodowi swemu upadek wolności politycznej, przepowiadał oraz wszystkie konieczne stąd następstwa. »Przyjdzie na was niewola, mówi, w której wolności wasze utoną i w śmiech się obrócą. Wszyscy z domy i zdrowiem swojem w przyjacielskiej ręce stękać będą, poddani tym, którzy ich nienawidzą.« — »Ziemie i księstwa wielkie, które się z koroną złączyły i w jedno ciało zrosły, odpadną, i będziecie jako wdowa osierociała, wy, coście drugie narody rządzili, i będziecie ku pośmiechu i urąganiu nieprzyjaciołom swoim.« — Będziecie nie tylko bez pana krwie swojej, ale bez ojczyzny i królestwa swego, wygnańcy, wszędzie nędzni, wzgardzeni, ubodzy, włóczęgowie, które popychać nogami, tam, gdzie was pierwej ważono, będą.« — »Będziecie nieprzyjaciołom waszym służyli, w głodzie, w pragnieniu, w obnażeniu i we wszystkiem niedostatku, i włożą jarzmo żelazne na szyje wasze.« — »Jedni z was poginiecie głodem, drudzy mieczem, a trzeci się po świecie rozprószycie.« (Zobacz Kazanie Sejmowe Skargi III. i VIII.)
Że się te proroctwa, wyjęte prawie słownie z Izajasza i Jeremiasza, iściły na żydach, i na każdym narodzie, co byt swój polityczny utracił, nic naturalniejszego. Albowiem ojczyzna, bez politycznego istnienia, żywota wolności nie ma, olbrzymiem ciałem leży obumarła bez władzy i ruchu, i dlatego obce siły i potęgi bezkarnie po niej deptać mogą, rozdzielać jej ziemie, uciemiężać i rozpraszać lud, znosić instytucye, urągać narodowości, język ograniczać, słowo i pismo przytłumiać. I prawdzi się, co Tacyt w życiu Agrykoli powiedział: ubi solitudinem faciunt, pacem appellant[26].
Kiedy więc takie konieczne następstwa idą za utratą bytu politycznego, miłość ojczyzny do tego bytu najsilniej przywiązaną być musi. Rodak powinien czuć to wskroś i żywo, że tylko jako człowiek wolnego narodu jest wszystkiem, inaczej jest niczem. Naodwrót, gdzie zagrożony jest byt polityczny, tam naród wszystkich sprężyn swoich poruszyć powinien. Prusy w r. 1813, na ognistą odezwę króla swego, pokazały, co może miłość ojczyzny. Uciśniony i okrojony naród w rok jeden dyktował prawa dawnym zwycięzcom swoim i to w murach ich własnej stolicy. Jak w tym przykładzie historycznym, tak i w wielu innych najdowodniejsze mamy przekonanie, że byłeś w masie narodu rozbudził miłość ojczyzny, i bramy piekielne przeciwko niemu nie przemogą. Potęga całego świata jest za słaba do ujarzmienia narodu, co w imię miłości ojczyzny powstaje i praw swoich broni. Takim był Rzym w wojnach z Gallami i Kartagińczykami, taką była Grecya za wojen perskich.
»Królestwo moje nie jest z tego świata«, powiedział Chrystus, a z tych słów Jego pokazuje się, że całkiem poza świeckimi stosunkami leżą stosunki nasze do Boga: że tam pozą grobem jest
wspólna wszystkich ojczyzna, że zatem miłość ojczyzny ziemskiej w ową religijną sferę ducha nie sięga. Wiara Zbawiciela, jako czysto duchowa, nie jest żadnym osobnym pierwiastkiem narodowości napiętnowana, jest z natury swojej kosmopolityczna. Chrześcijanin jest w tym przymiocie obywatelem całego świata chrześcijańskiego a w innych ludziach widzi tylko bliźnich swoich; miłość ojczyzny ustąpiła tu miejsca rozleglejszemu uczuciu, bo miłości na całą ludzkość rozlanej. Kościół też i królestwo Boże, o których mówi Ewangelia, są wedle słów Pawła Apostoła zbudowane na sercach wiernych Pańskich i są światem samego ducha, nie rzeczywistych świeckich stosunków.
Atoli tak się tylko rzecz ma w abstrakcyi, mając samą wiarę na względzie. Wszelkie objawienie się ducha nie da się uskutecznić bez materyalnego podścieliska. I kościół zatem Chrystusów, niewidomy i utajony w sercach ludzkich, musiał się pojawić zewnętrznym kształtem narodowych kościołów, a w kolei wieków wystąpiły, jako znakomitsze upostaciowania się chrystyanizmu, kościoły: katolicki, aryański, grecki, protestancki, anglikański. Upostaciowania te powstały z łona narodów. Stawszy się materyałem ducha, wiarę objawiającego, którego mieszkaniem sumienie, musiały oraz w nich złożyć uczucia, myśli i pojęcia swoje, a zatem naodwrót w tym kościele zewnętrznym, w jego obrządkach, uroczystościach, w jego wyznaniu wiary i wszystkich stosunkach, jakie czas wydał i utrwalił, musiały narody czuć i widzieć część ojczyzny swojej i jej miłością kościół i wiarę ogarnąć.
Przedmiot ten stanie się jeszcze jaśniejszym z ogólnego uważany stanowiska. Arystoteles poznał tylko jedną praktyczną stronę człowieka, nazwawszy go zwierzęciem politycznem. Człowiek ma jeszcze inną stronę idealną, której starożytność plastyczna w nim upatrzyć nie mogła, i pod tym względem nazwać go można zwierzęciem religijnem, albo, by to nie było ubliżeniem, istotą religijną. Człowiekowi równą, nieodbytą jest potrzebą religia, jak wolność społeczna i polityczna. Religia wiąże go z niebem, społeczeństwo z ziemią. To jest potrzebą jego rozumu, tamta potrzebą jego serca. Pierwsza potrzeba wywołuje prawa i ustawy, druga wiarę i religię. Obiema drogami wylewa się na zewnątrz życie narodów, obiema drogami działa jeden wielki duch Boży, i cele Opatrzności, a razem rozwoju rodzaju ludzkiego, przeprowadza po tych dwóch szerokich gościńcach, wprzęgając jedne narody po drugich do olbrzymiego rydwanu, co się toczy wiekami naprzód.
Narody więc powołane są do przeprowadzenia objawów ducha, tak w dziejach świata, jak w dziejach kościoła. Prawo, jako prawo, jest wszędzie jedno i to samo, podobnie wiara jest wszędzie jedna i ta sama, lecz upostaciowania się prawa i wiary w rzeczywistych stosunkach życia są różne, i dlatego tak religie, jak ustawy nietylko że idą ze sobą w parze, ale są oraz wypływem pojęć, uczuć i pierwiastku narodowego tego ludu, w którego łonie się rozwinęły; jedne i drugie są postępowe. Jako zaś państwo jest używotnieniem wszystkich praktycznych stosunków ojczyzny i na bycie politycznym polega, tak kościół jest używotnieniem wszystkich uczuciowych idealnych stosunków ojczyzny i na religii panującej polega. Kościół, jak państwo, jest żywotem obecności narodu, jest wielką, zewnętrzną, rzeczywistą postacią, tej samej rozciągłości co państwo, i tej samej zewnętrznej organizacyi, a tem samem tych samych silni i potęg narodowych.
Jeżeli więc państwo było żywotem ojczyzny, władające i przenikające wszystkie cząstki narodu, spajając je w jednią całostki narodu, był to żywot jednostronny tylko, jak gdyby system nerwowy we wielkiej organicznej jednostce narodu. Kościół jest drugostronnym żywotem ojczyzny, i jest jak gdyby system krwiowy, równie jak nerwy, do ostatnich kończyn ciała społecznego dosięgający i wszystko ożywiający.
Zgodzić nam się jeszcze potrzeba z wyobrażeniem na pozór anti-postępowem religii panującej, bo niby sprzecznem z tolerancyą, będącą wyrobkiem nowszej oświaty. Bez tej podstawy wszakże nie wyrobiłby się kościół, jako organiczny żywot ojczyzny. Chcieć, aby nie było religii panującej jest to samo, co chcieć, aby w państwie nie było formy rządu, czy i, aby nie było jedności organicznej w żywocie narodu. Panowanie jest to jedność żywotnia w funkcyach życia narodowego, objawem tego panowania jest w państwie forma rządu, w kościele forma wyznania. Obiedwie są wypływem pojęć i uczuć tego narodu, który się uzewnętrznił na państwo i kościół. W tem obojgu jest naród panującym, nadaje więc całości narodowej i formę rządu panującą, i formę wyznania panującą.
Wynika stąd, że jak nie można przypuścić stanu społecznego w narodzie bez objawionej formy rządu, bo to przypuszczenie chce innemi słowy istnienia narodu bez rządu, tak przypuszczenie, dziś dość rozpowszechnione, że naród ostać się może bez formy religii, jest zupełnie fałszywe. Przypuszczenie to jest wypadkiem innego przypuszczenia, to jest doskonałości ludzkiej, która się obyć może bez form panujących. Atoli tylko w królestwie niebieskiem niema formy rządu i niema formy religii. Tam, gdzie każda jednostka jest równie doskonała, jak wszystkość, tam tylko w takiej tożsamości pojęć i uczuć znikłaby potrzeba form. Taki stan rzeczy wszakże nie jest ziemski.
Jak tylko zaś przypuścimy potrzebę formy rządu i formy religii w narodzie panującym, natychmiast z tego panowania, jako jedności organicznej i narodowej, upostacia się i państwo i kościół, w osobnych narodowych charakterach, — obojgo z przymiotem panującości.
Na państwo każdy się zgodzi, bo powiada, to jest objaw zewnętrzny, to ja widzę; ale na potrzebę kościoła panującego nie tak łatwo przystanie, bo zarzuci naprzód, że religia jest rzeczą sumienia, a zatem rzeczą wewnętrzną; po wtóre, że w każdym narodzie są mieszkańcy różnych wyznań, a zatem różne kościoły, i bez nadwerężenia wolności sumienia nie powinno być kościoła panującego; po trzecie, że są narody, które zawojowane, stawszy się integralną częścią innego państwa, zachowały przecie swój kościół, obok kościoła panującego narodu.
Odparcie tych pozornych zarzutów pozwoli nam głębiej wejrzeć w naturę religii i kościoła, a tem samem w tę niewyjaśnioną jeszcze stronę żywota ojczyzny. — Ilekroć religię bierzemy za rzecz sumienia, mieszamy religią i wiarę. Wiara jest wewnętrzna, i do tych kryjówek nikomu wdzierać się nie wolno. Najokropniejszy to despotyzm, który aż tam rozciąga panowanie swoje. Inkwizycya święta i gwałtowne nawracanie innowierców, zmuszające ich katuszami i prześladowaniem wszelkiego rodzaju, płyną czarną posoką z oropiałego fanatyzmu kościoła, nie panującego, ale samodzierczego, bo na sumienia wkładającego więzy.
Religia nie jest fanatyzmem wiary, ani rachubą polityczną. Jak już jej nazwa pokazuje, jest to powiązanie się wiernych jednego wyznania ku czci i chwale Boga, ku moralnym potrzebom, tak społecznym, jak indywidualnym, a połączenie to objawia się we formach zewnętrznych, ukształcających się do jedności organicznej, którą kościołem nazywamy. Religia zatem jest z natury swojej zewnętrzna, bo jest formą wiary, czyli urzeczywiszczeniem się wnętrzności, ma zatem postać, organizm, żywot z żywota wyznawców złożony i dlatego zdolna być nacechowaną narodowym pierwiastkiem swych wyznawców i stać się żywotem ich ojczyzny.
Drugi zarzut ma na względzie potrzebę tolerancyi wszelkich wyznań w narodzie, a gdy takowa dojdzie do zupełnego się wyzwolenia w kościoły niezawisłe, ustaje tym sposobem potrzeba kościoła panującego. — Zarzut ten nie tylko nie zbija, ale i utwierdza raczej nasze utrzymywanie. Weźmy podobieństwo z tolerancyi politycznej. Rozciąga się ona tylko do osobistego przekonania mieszkańców, wolno im zostawać w państwie monarchicznem poza rządem i być wyznania republikańskiego, demokratycznego, oligarchicznego, komunistycznego i jakiegokolwiek, wolno nawet, jak na zachodzie Europy, wyznawać publicznie te zasady przez słowa, pisma i druki, ale nie wolno jeszcze tym formom, nieprzyjaznym panującej formie rządu, kształtować się w ciała społeczne i nabierać żywota osobnego, w żywocie panującego państwa.
Gdyby jednak tolerancya polityczna doszła do tego stopnia, iżby dozwolonem było mieszkańcom jednego narodu wiązać się w osobne ciała polityczne, organiczne, cóżby to było? — oto, że panująca forma rządu zużyła się, utraciła żywot w narodzie, stała się abstrakcyą i musiała dać żywot innym formom świeżym, żywotniejszym, na wiedzy i przekonaniu krajowców opartym. Czyli innemi słowy: forma rządu panująca przestałaby być panującą, byłaby tylko federacyą, eklektyzmem innych form rządu w łonie swojem poczętych, a od takiego stanu rzeczy tylko krok jeden do nowego stanu rzeczy, to jest: albo naród rozpada się w osobne jednoszczepowe narody z osobnemi formami rządu, albo jedna forma rządu, z nowych najpotężniejsza i najżywotniejsza (najbardziej w duchu czasu pojęta) ogarnia całość narodu i staje się panującą formą rządu, panującą ojczyzną.
To samo stałoby się z tolerancyą wyznań osobnych w narodzie, doprowadzonych do zupełnego wyzwolenia się w osobne żywotne kościoły. Nie byłoby kościoła panującego, ale byłyby zato panujące sekty, któreby jedno narodowe ciało na osobne mniejsze całostki rozrywały. Gdyby zaś między temi rozerwanemi częściami była jedna ożywiona żywą wiarą, to jest jednością wiary i religii, przytem potężna w inne silnie narodowego ducha, część ta pod sztandarem religii rozwinęłaby wojnę polityczno-religijną i dałaby z siebie początek i wzrost nowemu państwu, w nowej panującej religii. Fanatyzmem takiej religii rozwinął się na wschodzie w VII. wieku mahometanizm, w XVI. wieku na zachodzie protestanckie państwa.
Żyjemy w czasach krytycyzmu, a więc obumarłej wiary, dlatego nam się panująca religia wydaje nieczasową. Nie może wszakże być inaczej, gdzie wiara jest żywą, cały socyalny i polityczny żywot narodu ocieplającą. Tam ona przenika wszystkie cząstki i podnieca wszystkie sprężyny narodu. Wiara i wolność, to dwa potężne ognie w narodzie, w jego wnętrznościach, jak w łonie Wezuwiuszu ukryte; gdy one buchną płomieniami, drży ziemia, lawą naród się wylewa, a co złe, wyrzuca z siebie, jak krater kamienie. Wśród pokoju ogniami tymi rozgrzewa się ziemia narodu, i najurodzajniejszymi rozkwituje plony. Bez tych ogni narody są jak wulkany wypalone, a czasami zamieniają się na solfatary, płynące samym szlamem i błotem — światu, ludzkości na nic nieprzydatne.
Wolność więc i wiara, to są dwa ogniska, dwa słońca w elipsie żywota narodowego: około każdego z nich roztacza się żywot ojczyzny, oba zlewają się w jedno życie narodu i dlatego muszą być z sobą w harmonii. Oba jednak od siebie różne, jako różne systemata organiczne.
Przystępujemy do ostatniego zarzutu: do narodów bez bytu politycznego, a mających swój osobny kościół, od kościoła panującego różny. — Integralność, o jakiej tam mowa, to tylko wyraz bez rzeczy. Naród jeden dopiero wtenczas staje się integralną częścią drugiego, który go zawojował, gdy przeszedł wszystkiemi cząstkami ojczyzny swojej w skład ojczyzny obcej, zaborczej. Dopóki to nie nastąpiło, integralność jest złudzeniem tylko. Naród zawojowany, jeżeli wygasł w wolności, w wierze, prędzej czy później ulegnie rozkładowi chemicznemu i odbędzie metempsychozę swoją. Ale jeżeli we wnętrznościach jego tlą owe ognie żywotne i święte, bo u samego nieba zapalone, — choćby tylko w zgliszczach i popiołach tlały — tam naród narodu nie strawi, tam wszelki ucisk reakcyę wywoła, i żar przysuty na powiew powietrza odkryje; tam zdarzyć się może, że żar ten jakim orkanem poruszony, płomieniem się zapali, i wulkan napozór cichy, szeroką łuną rozświeci.
Kościół więc panujący w kraju zawojowanym, albo zwolna rozkładać się będzie pod wpływem kościoła zwycięskiego, gdy nie będzie miał w sobie potęgi żywotnej, odpierającej; — albo się przechowa siłą odporną do czasu, kiedy się znowu stanie panującym. W religii zatem ujarzmionego nawet narodu jest żywot rzeczywisty, który że wytracić nie można, tolerować trzeba. W religii ojczyzna uzewnętrznia byt swój, choć byt polityczny utraciła. W niej ona, jako w żywocie, choć tylko uczuciowym, znajduje ogromną warownię dla przechowania uczuć narodowych, w niej ma ostatnią ucieczkę nadzieji swoich. Wygnana z domów i pałaców, zgromadza się i kupi w świątyniach Pańskich; postradawszy urzędników swoich cywilnych, zatrzymuje swoich urzędników duchownych; wyparta z języka i narodowego wychowania, tu na łonie religii w języku ojczystym je odbiera.
Lecz niczem byłoby to wszystko, gdyby nie było wiary do religii przodków. Bez tej podniety żywota kilka lat dziesiątków starczyłoby do rozebrania i tych ostatnich narodowych okopów, w które się ojczyzna schroniła. Abyś się zaś nie pomylił w sądzie i nie pogardził tem, co jest potężne z siebie, jeżeli z wiary płynie, badaj ogniska tej wiary w narodzie, a jeżeli jej nie znajdziesz między oświeconymi, szukaj jej tętna wśród ludu. Dopóki tam serce wiarą bije, zawsze jeszcze kościół będzie miał żywotnią siłę, pozostanie uczuciowym żywotem ojczyzny.
Wszakże religia, dopóki nie jest fanatyzmem, nie potępia, ani prześladuje innych wyznań, i dlatego pod bokiem panującej religii nie tylko mogą, ale powinny być inne wyznania tolerowane i zostawiona im wolność odprawowania publicznego obrządków; — także z powodu religii nikt praw i swobód obywatelskich utracać nie powinien, jeżeli wiara nie jest wprost wolności politycznej przeciwną. Niebezpieczeństwo panującej religii nie grozi zewnątrz, jak to jezuickie nauki utrzymują, ale wewnątrz, gdy traci na siłach żywotnich, gdy wiara upada, a religia z naleciałych przesądów się nie otrząsa. Wtenczas tylko stać się może, iż żywotniejsza wiara podniesie się i tamtej z ręku berło wytrąci.
Innowiercy nie mogą mieć ojczyzny swojej w religii panującej, ale ją mają w własnym kościele, acz tylko tolerowanym. To odszczepienie się od wspólnej ojczyzny narodu będzie tem mniejsze, im mniej krajowcy czuć będą, że są odszczepieńcami, to jest, im mniej z tego powodu doznawać będą ukróceń wolności w wielorakich stosunkach życia familijnego i politycznego. Żydzi wciąż prześladowani, znieważani i pogardzani dla religii, nie mogą dlatego w kraju, w którym żyją i rodzą się, widzieć ojczyzny swojej. Jedna tylko emancypacya potrafi ich przenarodowić.
Z tego to też względu Anglia, gdy walczyła z Napoleonem, nie mogła w imię panującego kościoła wywołać miłości ojczyzny, gdy jedna wielka część narodu była katolickiego, a druga presbiteryańskiego wyznania. Ale i monarchiczne rządy z tej samej przyczyny w imię monarchizmu nie potrafiłyby dziś poruszyć mas. Wolność i wiara, ale nie żadna forma wolności i wiary, może tylko być godłem, którem lud do obrony ojczyzny powołać można. Bo wolność i wiara jest treścią, z duchem każdego krajowca spojoną, zaś forma rządu i forma religii, właśnie jako forma, może być różna u każdego.
Kiedy więc postęp ludzkości temi dwoma rozwijać się musi drogami: i tą, w której ludzkość społecznych ulepszeń dopina, i tą, w której moralność swoją t. j. pojęcie Boga i obowiązków swoich doskonali; kiedy narody żywotem swoim tego rozwoju dopełniają; — widoczna jest, że ukształtowanie się jego w państwie i w kościele dwojaki żywot ojczyzny stanowić musi. Byt polityczny, jako plastyczny i na zewnętrznych stosunkach oparty, był jednością ziemi i narodowości; — religia więcej idealna, uczuciowa, do wewnętrznego życia narodu odnosząca się, jest jednością ludu i języka. W ludzie i w języku najsilniej przechowuje się wiara, lud i język to podwaliny kościoła, od ziemi rodzimej i od narodowości mało zawisłego. Lud z językiem ojców przenosi religię z sobą na tułactwo, ale nie przenosi bytu politycznego. Biorąc rzeczy na wielką skalę, można rzec: inny lud, inny kościół; inny język, inna religia.
Ale jak w państwie staczały się wszystkie momenta ojczyzny, tak i w kościele wystąpić wszystkie muszą i nabrać żywota. Ziemia okrywa się świątyniami, co wieże kryją w obłokach, zdobnemi tem wszystkiem, na co człowieka starczy; znamiona wiary rozstawione po wsiach i drogach, a obok każdej osady żywych, rozpołożona osada umarłych, — cmentarze, święte miejsca spoczynku wiernych. Lud stawa urządzony w parafie i dyecezye, kupiące się w nabożeństwie około pasterzy swoich; przy rozgłosie dzwonów porusza się w procesyach i uroczystościach, a w świątyniach Pańskich przy rozgłosie organów podnoszą się w niebo modły kornego ludu. Prawa zamieniają się w sakramenta i obrzędy. Tu nowonarodzone dziecko wchodzi przez chrzest w społeczność kościoła, tam para młodożeńców przysięga sobie w obliczu Boga wierność do zgonu, ówdzie przystępują gromadnie do stołu Pańskiego, tam wreszcie sługa Boży na drogę wieczności wyprowadza konającego, a w trzy dni garstka przyjaciół odprowadza ciało jego do grobu. Narodowość, to uroczystości wszelakie, zwyczajem narodowym przesiąkłe, wybitne na rozradowanych obliczach jako to: kolendy, gwiazdki, święcone, wianki Świętojańskie itp. Język, to głos brzmiący z kazalnic, to śpiew ludu rozgłośny, to cichy poszept szczerej modły jego. Piśmiennictwo, to pismo święte i nauki kościoła, przyjmowane z poszanowaniem.
Widzimy zatem i tu pełnię życia, i tysiące tysięcy włókien, któremi uczepiony jest żywot ojczyzny wszystkich jej rozczłoń. Nie tak bezpośrednio byt polityczny ogarnia wszystkie jednostki narodowe, jak to czyni religia. Ona każdemu od kolebki do grobu towarzyszy, pierwszych jego wyobraźni jest ożywczym ogniem i ostatnich nadziei połyskiem. Religia przesiąka wszystkie kierunki życia, z nią wstajesz, z nią się kładziesz. Całe życie moralne narodu i pojedynczego człowieka z niej płynie. Ona rodzinne zawiązuje i uświęca związki, społeczne stosunki utwierdza, najwyższą nawet władzę przysięgą powściąga, a namaszczeniem w oczach ludu szanowną czyni.
Przy takiej jedności religii i narodowego życia niepodobna w niej nie widzieć rzeczywistego żywota ojczyzny. Miłość ojczyzny czepi się tych wszystkich wspomnień, tych wszystkich obrazów narodowego kościoła, i dla ludu mianowicie, któremu religia jedynym pokarmem ducha, wiara ojców jego, wyssana z piersi pobożnej matki, kołysana potem wielorakim urokiem młodej wyobraźni, stwargła nakoniec na niezłomne przekonanie w wieku męskim: dla ludu tego wiara ta jest nieledwie jedynem ojczyzny pojęciem. Nie napróżno zastępy naszego zbrojnego ludu wiarą nazywano. U ludu jest to wyraz najpełniejszego znaczenia, jednoczący mu to wszystko, co my ojczyzną nazywamy i uświęcający zarazem jego znaczenie. Niema wyrazu, któregoby pojęcie było przystępniejsze, zrozumialsze, bardziej zagrzewające i święte dla ludu, nad wyraz wiara. W jego rozumieniu innowierca jest to samo, co innokrajowiec, to samo, co wróg ojczyzny jego.
Nie jest mi na myśli pochwalić takie wyobrażenia, zawsze tylko o ociemnieniu ludu świadczące, ale stawiam to na przykład twierdzenia mego, że religia nie tylko z pojęcia ojczyzny wyłączyć się nie da, ale nawet osobny, wewnętrzny całkowity jej żywot stanowi. Dla ludu wyłączonego ze swobód politycznych nie było pojęcia ojczyzny w państwie, ale ją lud ten czuł we wspólnej wierze, zagrzewającej jego ducha. Język też nasz dokładnie rozróżnia to różne stanowisko ludu i stanu rycerskiego, przez wyrazy wiara i szlachta.
Religia ludu powinna zatem być przedmiotem miłości naszej. Nie pogardzaj więc religijnością prostaczka, nie urągaj się z jego niewiadomości, nie mędrkuj, nie wyśmiewaj i nie szydź z tego, co w oczach tego ludu jest świętem. Wiedz, że nic tak prędko i tak stanowczo nie rozerwie przywiązania i zaufania między ludem a tobą, jak gdy mu zgorszeniem będziesz w rzeczach wiary.
Ale miłość ta nie ma znowu być ślepą i pobłażać widocznemu złemu. Oświecaj rozsądnie, gdzie zamiast religii widzisz gusła, zabobony, przesądy. Zwracaj uwagę ludu, że nie słowy samemi, ale czynami Boga chwalić należy, nadewszystko zaś tam kieruj miłość ojczyzny twojej, gdzie złe tego rodzaju z góry się szerzy. Całą potęgą duchu twego i sił twoich walcz przeciw głupocie i fanatyzmowi, wykrywaj obłudę świętoszków, zdzierając im pobożną maskę z twarzy, pełnej fałszu, egoizmu, namiętności. A gdzie widzisz, że ci, co mieli być świecznikami narodu, szerzą między lud ciemności i wypowiadają wojnę światłu i postępowi, pochodnią rozumu twego rozpraszaj ciemności, gdzie możesz i ile możesz.
Słowiczku mój! a leć a piej!
Na pożegnanie piej! Wylanym łzom, Spełnionym snom, Skończonej piosnce twej! Słowiczku mój, twe pióra zzuj, Sokole skrzydła weź, I w ostrzu szpon, Zołoto-stron, Dawidzki hymn tu nieś! Bo wyszedł głos i padł już los, I tajne brzemię lat Wydało płód! I stał się cud! I rozraduje świat![28] Adam Mickiewicz. |
Jak człowiek, gdy się nad sobą zastanowi, pyta się, co po mnie na tym świecie, poco te koleje życia, które przebiegam, do przypadku-li, czy do celów pewnych życie moje i działania moje należą? — tak naród pytać siebie może, poco mu ta narodowość, z którą się wyłonił z ludzkości i od innych narodów odróżnił; poco tyle krwi przelewu, poco okupiona nią wolność i wiara; nic-li nie znaczy to państwo, ten kościół, co się żywotem jego ojczyzny rozwinął? — Odpowiedź na te pytania daje przeszłość ubiegła i myśl ludzka w tej przeszłości, pojmująca rozwijającego się ducha. Nic przypadkiem się nie dzieje. Włosy głowy twojej są policzone. A jeżeli w naturze wypadki są ślepej konieczności, praw niecofnionych następstwem, to w życiu człowieka i narodów ten sam duch do postępu się rozwija, który owe prawa konieczne przyrodzeniu zakreślił.
Narody nie są igraszką losu, ale są materyałem ducha, który zstąpić na ziemię inaczej nie może, jak zstępując na narody i w nich i przez nie odsłaniając niezmierzoność wielkości swojej do wiedzy i do pojawu każdemu. Ludzkość, to ciało nieskończonego ducha; narody, to syny jego, różnego oblicza, różnego uzdolnienia, różnych usposobień, przeprowadzające wedle tych zdolności myśli ojca swojego do rzeczywistości. Naród więc każdy ma pewne powołanie, pewne posłannictwo, które od Boga odebrał i które spełnić jest celem jego żywota.
Rozpisawszy się obszerniej w innem miejscu[29] o posłannictwie narodów, tu tylko o tym przedmiocie w ogólności nadmieniam. — Że berło historyi przechodzi od narodu do narodu, pouczają nas dzieje; że zaś historyą każdego narodu jest spełnienie misyi pewnej, łatwo każdy odgadnie, gdy dzieje jakiegobądź narodu przed sobą rozpołoży, i w wydatniejszych epokach jego się rozpatrzy. Dopatrzyć tam będzie można jednej głównej myśli, jednego głównego celu, około którego całe ubiegłe życie narodu, acz w najrozmaitszych kierunkach, się kręciło. Ta myśl jedna dopatrzona jest rozkaz wyższy, palcem Boga narodowi już wtenczas nakreślony, kiedy go z chaosu ludzkości, z owej ciemni wieków do osobnego narodowego bytu powoływał. Badaj bliżej, a dociekniesz, jak ta myśl zgodna jest z naturalnem nawet usposobieniem narodu, w życie ją wprowadzającego; jak naprzód instynktowo prze go coś ku jej znalezieniu; jak podjąwszy ją odrazu rośnie w potęgę i wystrzela wszystkiemi silniami ducha swego; jak tej myśli nadaje żywot i upostacia ją w religii, w rządzie, w sztukach, w umiejętnościach; jak tą myślą potężny, z nią i przez nią chwyta berło dziejów i rozściela się szeroko po ludzkości; — aż wreszcie przesięgłszy punkt kulminacyi, o tyle słabnie, o ile myśl owa ożywcza go opuszcza — i schyla się wreszcie ku zachodowi, ku śmierci. Ale tymczasem już inna wyższa myśl boża wypłynęła na wierzch i nawą innego świeżego narodu żegluje po oceanie czasu. Ów zaś naród poprzedni przestarzał się i zużył; nowej myśli Boga objąć w skurczonem starością cielsku nie potrafi. Wydał, co miał i co mógł; a ze spełnioną misyą i żywot się jego ziemski skończył, zaczyna odbywać metempsychozę swoją, zostawując po sobie nieśmiertelność dziejową.
Tym tylko sposobem uzacniony zostaje ród człowieczy na ziemi, gdy go pojmować będziemy jako objawienie się Boga do wiedzy ludzkiej, w nieprzebranej mądrości i wielkości Jego. Tym i tylko sposobem narody pojedyncze nabiorą znaczenia wedle prac i zasług swoich, gdy te prace i zasługi mierzyć będziemy misyą od Boga im daną. Tym wreszcie sposobem cała historya przedstawia nam się, jako świetna apoteoza ludzkości, w której ponad padołem namiętności, zdrad, mordów i nikczemności ludzkich unosi się w całym majestacie i blasku idea Boga, od wieku do wieku coraz jaśniej, coraz szerzej rozpłomieniająca się wiedzą, wolnością i szczęśliwością narodów. Misya, to wielki sąd ostateczny. Wszystko co złe i nieprawe, co nie było z Boga, co nie uznawało posłannictwa narodu, co bunt przeciwko niemu podnosiło, zbrodnią publiczną się kalało, poszło na wieczne potępienie — na ogień wieczny, zgotowany czartom i aniołom jego: a co było z Boga, co się poświęciło Jego myśli, to siedzi na prawicy Boga Ojca i króluje w niebie.
Aby naród mógł spełnić misyę swoją, trzeba mu obszernej podstawy politycznego bytu, którą osiąga wojnami i zaborami, i dopiero na tej podstawie organizuje się w państwo i w kościół, — to jest myśli posłanniczej nadaje rzeczywistość, wciela ją w żywot ojczyzny swojej politycznej i w żywot ojczyzny swojej moralnej. Jednością zatem państwa i kościoła jest posłannictwo narodu. Obadwa żywoty ojczyzny spływają tu w jeden jej żywot, w żywot będący już natury boskiej, któryby bożostanem ojczyzny nazwać można. Ojczyzna dochodzi tu do najwyższej swojej idei, zapełniającej jej całość. Ona tu święci ubłogosławienie swoje, jest bowiem żywotem myśli Bożej, — jednej myśli postępu w kolei wieków. Z tego tytułu jest najświętszą ideą na ziemi póty, póki się ludzkość w jedną ojczyznę nie zamieni.
W poświęceniu się za byt polityczny i w poświęceniu się za religię przelewali pojedynczy synowie i córy ojczyzny krew swoją; w posłannictwie cały naród się poświęca, całego siebie daje na ofiarę. Niema nic nieśmiertelnego krom ducha. Na ołtarzu wieczności giną narody jedne po drugich, ale nie jako ofiary przypadku, lecz jako ofiary rozwijającego się ducha światłości i postępu.
Niema nic świętszego nad ojczyznę. Jest ona bezpośrednią córą nieba, od Boga stworzyciela wyszła, który jej dał ziemię i narodową plemienność; dał lud osobny i język osobny, dał mądrość prawa i mądrość umiejętności; — i do Boga Stwórcy swego wraca po urzeczywiszczeniu myśli Jego, którą tchnął w ducha jej.
I ta to jest iskra Boża, w znaczeniu i w istocie ojczyzny tląca, co tak uszlachetnia każdego, kto ją kocha. Najprawdziwiej wyrzekł Krasicki: »Święta miłości kochanej ojczyzny!« Nie zgrzeszysz i ty, gdy powiesz: kocham bliźniego mojego, jak siebie samego, a ojczyznę kocham ze wszystkich sił, ze wszystkiej duszy mojej; bo kochając tak ojczyznę, Boga twego kochasz, którego jedna myśl żywie w ojczyźnie twojej.
Nie wierz faryzeuszom, by też poświęconym, którzy powiadają, że kochają Boga, a ojczyzny nie miłują, a dziatwę jej rodzoną prześladują. Kłamią bezczelnie, i Bóg kiedyś odrzuci ich od łona swego, bo sam Bóg-człowiek ojczyźnie się swojej poświęcił, jej samej słowa Boże opowiadając.
Skoro żywotem zupełnym i ostatecznym celem narodu jest myśl Boża, którą za powołanie swoje odebrał, a Bóg jest Bogiem prawdy, wolności i postępu, miłość też najzupełniejsza ojczyzny będzie miłością tego trojga. Światła! światła! wołaj, jak konający, którego już ciemności wieczne ogarniają. Wolności! wołaj, jak powietrza do odetchnienia. Naprzód! wołaj, bo żywot jest postępem, a stagnacya śmiercią, a wsteczne dążenia rozkładem ciał chemicznym. W kościele i państwie zatknij chorągwie z napisem prawdy, wolności i postępu, i pod te chorągwie gromadź oświatę narodu twojego. Giń, gdy trzeba, za prawdę, za wolność, za postęp, bo zginiesz w spełnieniu misyi od Boga wziętej, a zatem zginiesz za Boga.
Naród w spełnieniu misyi będący najczęściej nie pojmuje swego powołania, i myśl posłannicza jego rzeczywiście dopiero z całości jego żywota występuje na jaśnią. Myśl Boża jest jak Bóg sam, niewidomie zapełniająca świat i stawająca wśród narodów, Ale jako Boga niewidomego i niepojętego poznajesz w mądrości, potędze, w sprawiedliwości, tak byt myśli posłanniczej narodu, choćbyś jej nie pojmował, poznasz z jej koniecznych, bo istotę jej stanowiących, przymiotów światła, wolności i postępu. Każde z tego trojga jest gwiazdą przewodną narodowi, wskazującą mu drogę po bezdrożach od wschodu, aż na miejsce, gdzie w żłobie powita leży myśl posłannicza zbawienia ludzkości. Myśl ta wcielona w naród kształci się jak Chrystus Zbawiciel wśród nauczycieli i doktorów starej Jerozolimy, rośnie i wzmaga się w miłości u Boga i u ludzi, aż tryumfem krzyża i męczeństwa dokupi się zwycięstwa i chwały swojej.
»Idź na północ w imieniu Chrystusa — idź i nie zatrzymuj się, aż staniesz na ziemi mogił i krzyżów — poznasz ją po milczeniu mężów i po smutku drobnych dzieci, — po zgorzałych chatach ubogiego i po zaciszonych pałacach wygnańców — poznasz ją po jękach aniołów moich przelatujących w nocy.
»Idź i zamieszkaj wśród braci, których ci daję — tam powtórna próba twoja — po drugi raz miłość twoją ujrzysz przebitą, konającą, a sam nie będziesz mógł skonać, — i męki tysiąców wcielą się w jedno serce twoje!
»Idź i ufaj imieniowi mojemu — nie proś o chwałę twoją, ale o dobro tych, których ci powierzam — bądź spokojny na dumę i ucisk i natrząsanie się niesprawiedliwych — oni przeminą, ale ty i słowo moje nie przeminiecie!
»A po długiem męczeństwie zorzę rozwiodę nad wami — udaruję was, czem aniołów moich obdarzyłem przed wiekami, szczęściem i tem, co obiecałem na szczycie Golgoty — wolnością!
»Idź i czyń, choć serce twoje wyschnie w piersiach twoich — choć zwątpisz o braci twojej — choćbyś miał o mnie samym rozpaczać — czyń ciągle i bez wytchnienia, a przeżyjesz marnych, szczęśliwych i świetnych, a zmartwychwstaniesz nie ze snu, jako wprzódy było, ale z pracy wieków — i staniesz się wolnym synem niebios!« (Irydyon).
W całym uroku poezyi odmalował tu wieszcz Nieboskiej Komedyi myśl posłanniczą, wcielić się mającą w naród. Myśl ta (Irydyon) wolnością w Grecyi poczęta była zniszczeniem Romy, a stać się ma doskonalszą wolnością ludzkości, wcielona w naród męczeński.
Posłannictwem dokonywającem się, lub dokonanem, są dzieje narodu, będące jednością instytucyi narodowych i piśmiennictwa narodowego. Dzieje to najświętsza księga narodu, biografia jego bożostanu, opis boskiego żywota ojczyzny.
Czem są księgi pisma świętego jakiegobądź narodu w słowie, tem są księgi dziejów jego w czynie, równie ogłaszające mądrość bożą, równie pełne głębokiej moralności i nauki. Dziejopisarze są jak natchnieni ewangelistowie i prorocy; jak ci odgadywali słowo boże i przyszłość, tak tamci odgadują urzeczywiszczone w ludzkości myśli boże i przeszłość. Do jednego i do drugiego wyższego usposobienia potrzeba. Trzeba stanąć ponad dziejami duszą nieskażoną, mądrość zatlić u mądrości Boga, a serce natchnąć wielkością sprawiedliwości Jego, ażeby się oku naszemu otworzyły tajnie przeszłości i zajaśniała w tych ciemnościach czasu myśl boża, jak droga mleczna na niebie.
Kiedy taka jest wartość, takie znaczenie dziejów narodowych, o! garń się do nich każdy, komu ojczyzna jest drogą. Bez poznania dziejów nie znasz ojczyzny twojej, bo nie znasz jej żywota; a zatem miłość twoja do niej jest, jak miłość owego obłąkanego, który się do szaleństwa pokochał w osobie, w samej tylko wyobraźni wymarzonej w dziejach narodu twego dopiero pojmiesz godność jego, ujrzysz jego losy, odgadniesz jego przeznaczenie. Bo przeszłość każda jest nauką przyszłości, a owoc teraźniejszości, który zrywasz, bezpośrednio z przeszłości się rozwinął. Ojczyzna, czem jest, jest tem wszystkiem, czem wskutek poprzednich wypadków zostać koniecznie musiała, a przyszłość jej tem będzie, czem się od dzisiaj zawięzuje i od wieków zawięzywała. W tych zaś wypadkach i zawiązkach, niekiedy drobnych nawet i niepozornych, dopatrzysz uwięzujący się wątek posłannictwa narodowego, co się po tym labiryncie wysileń i namiętności ludzkich wije.
Mądra to nauka, dzieje, bo mądrość boska z niej świeci geniuszem i pracami całego narodu i wielu wieków. U tego źródła mądrości karm ducha twego i ty młodzi ognista, i ty wieku dojrzały, i ty starości sędziwa. Niewyczerpana to księga nauki. A jeżeli twoja miłość ojczyzny ma mieć znaczenie i towarzyszyć ci aż do grobu, tu, u jej dziejów, napawaj się jej żywotem; poznaj ją wskroś z wszystkiemi jej cnotami i ułomnościami, poznaj ją we wszystkich porach wieku, gdy można, w każdym dniu jej życia, które pędziła na tych miejscach, po których sam stąpasz. Poznawszy na ten sposób dzieje, jasnym dniem rozświeci się tobie czas obecny, i w zmierzch przyszłości strzelą tego światła promienie. Wtenczas z całą pełnością wiedzy rzekniesz o sobie: jestem nie tylko ciałem z ciała ojczyzny mojej, nie tylko duchem z jej ducha, ale oraz jestem żywotem z jej żywota.
Wychowanie narodowe na poznaniu dokładnem dziejów ojczystych najfundamentalniej polega, bez nich jest jak wychowanie chrześcijańskie bez poznania pisma świętego. Nie tylko do uczonych i oświeconych rości ojczyzna to prawo, aby poznali jej żywot przeszłości, ale i do ludu swego, którego równie jest matką. I prostaczek, przynajmniej tyle, co pacierz, z dziejów narobowych wiedzieć powinien. Niech wie o Piaście, co bogom miły i od ludu kochany z rolnika wyniesiony został na tron, — i o Kazimierzu W., ostatnim z Piastów rodu, którego królem chłopów nazwano. Niech wie, że Mieczysław ochrzcił tę ziemię, a Bolesław rozszerzył jej granice od Elby do Dniepru. Niech wie o Jagiellonach i o połączeniu się dwóch wielkich narodów: Litwy i Polski; o Janie III. pod Wiedniem, o Konstytucyi 3. Maja, o ostatnich bohaterach: o Pułaskim w Częstochowie, Kościuszce pod Racławicami, Dąbrowskim we Włoszech, Poniatowskim pod Lipskiem. Temi wspomnieniami odżyje jego dusza i promień myśli bożej, co w ojczyźnie świeci, rozświeci i jego ciemnie umysłu.
Dzieje nakoniec są jednością praw i piśmiennictwa narodowego. Boć wojny i traktaty są tylko środkami wyrabiającej się myśli narodu; prawdziwe jej urzeczywiszczenie się leży w instytucjach krajowych, które naród sobie wyrobił lub zdobył, leży w płodach piśmienności narodowej, którymi myśl swoją wypowiedział. Tu i tam wybija się jak na tablicy myśl postępowa narodu, myśl wyrabiającej się wolności, myśl jego posłannicza; — a ta myśl zarazem jest wątkiem dziejów narodowych. Dzieje, jako obraz żywota zupełnego ojczyzny, są oraz wizerunkiem każdoczesnego jej oblicza, tak w państwie jak w kościele; w dziejach przeto spływa w jedność religia i byt polityczny. Dzieje są zatem narożnikiem, do którego staczają się potężne jednie ojczyzny rozczłoń: prawa, będącego jednią ludu i ziemi; piśmienności, będącej jednią narodowości i języka; bytu politycznego, łączącego ziemię i narodowość; religii, łączącej lud i język. Jako więc w posłannictwie narodu objawiła nam się najwyższa idea ojczyzny i najzupełniejszy jej żywot, tak w dziejach, będących dagerotypem tego posłannictwa, świeci najwyższa myśl narodowa i najzupełniejszy obraz ojczyzny.
Omnium societatum nulla est gravior, nulla arior, quam ea, quae cum republica est unicuique nostrum. Cari sunt parentes, cari liberi, propinqui, familiares, sed omnes omnium caritates patria una complexa est: pro qua quis bonus dubitet mortem oppetere, si ei sit profuturus?[30]
Cicero de officiis I. 17. |
Od czego zaczęliśmy, na tem kończymy pojęcie nasze o Ojczyźnie. Ziemia była jej pierwszą podwaliną materyalną, do tej ziemi wraca naród spełniający posłannictwo swoje. Te liczne mogiły braci naszych, te pola krwią ich utłuszczone, te groby wreszcie pomartych pokoleń, wszystko to w tę ziemię zstąpiło, która była teatrem spełniającej się misyi narodu. Ta sama ziemia nas i nasze dzieci, i późne jeszcze pokolenia zagarnie, i będzie jedność narodu i ziemi, a nad tą ziemią w dziejach ludzkości świecić kiedyś będzie nieśmiertelnością gwiazda tego narodu.
Pojęcie ojczyzny przeprowadziliśmy przez dziewięć jej rozczłoń w następującym całokształcie:
Żywot Ojczyzny:
Rozczłonia Ojczyzny:
1 materyalne: | Ziemia + Lud = Prawa | |
2 duchowe: | Narodowość + Język = Piśmiennictwo | |
3 żywotne: | Byt polityczny + Religia = Dzieje |
W tym całokształcie widzimy trzy razy trzy trójki: bo prawa łączą ziemię i lud; piśmienność łączy narodowość i język; dzieje łączą byt polityczny i religji. Znów byt polityczny wiąże ziemię i narodowość, religia wiąże lud i język, dzieje wiążą prawa i piśmienność. Nakoniec każdy z trzech żywotów ojczyzny jest jednością wszystkich rozczłoń, a żywot zewnętrzny i wewnętrzny łączy się w bożostanie ojczyzny. Tym sposobem idea ojczyzny jest ideą najpełniejszego żywota, a żywot ten utrzymuje się myślą bożą, — posłannictwem danem narodowi do spełnienia. Misyą tą nie jest co innego, jak dążenie do postępu, do wolności, do świata. Ogromna jest praca ducha, szczeblami wieków pnie się naprzód, i cały naród trudami tysiąca lat czyni zaledwie krok jeden postępu. Miłość, jak wszędzie, tak i tu łamie zawady i trudności. Bóg wlał w duszę narodów miłość, tak wielką i tak potężną, że tę olbrzymią pracę wieków z chęcią i poświęceniem podejmują. Tej miłości na imię miłość ojczyzny. Spojrzyjmy na cały system jej pierwiastków, na te dziewięć rozległych konarów, którymi spojona w trojaki żywot ojczyzna! Cóż, gdyby i byt polityczny utraciła — bo to jedne tylko, jako zewnętrzne, ulega przemocy zewnętrznej, — gdy ziemia i silna narodowość zostaje, niedostawa tylko spoju; a lud, a język, a religia, a dzieje, a piśmiennictwo narodowe, jakież to potężne rozłogi narodowe ducha, których nikt narodowi odebrać nie potrafi, i które nie zatracają się, dopóki ich naród sam nie porzuci. Atoli wszystko to w mursz się obraca, gdy posłannictwo narodu spełnione. Żadna wtedy myśl boska w tych masach ni wiary, ni wolności nie rozpala. Napróżnoby też takiemu narodowi prawić o miłości ojczyzny. Byłyby to słowa po niewczasie, byłby głos Jonasa u Niniwitów. Zaś u narodu, w spełnieniu misyi będącego, głos taki przyjmie się do serc i do myśli, rozświeci, rozciepli; — myśl podniesie w sferę ducha wszystkiem władającego, a zapał serca rozpościele szeroko na żywotne rozczłonia ojczyzny. Nadewszystko pomoże takie rozpatrzenie się w pojęciu ojczyzny, aby poznać, gdzie jej ciało, gdzie jej duch, gdzie jej żywot, aby wiedzieć, że jak w organizmie człowieka i każdego tworu, tak w organizmie idei wszelakiej ciało i duch oddziaływają na siebie, a żywot z połączenia obojga się rodzi, i nie będzie inny, tylko jako był duch i jako było ciało. Harmonia między funkcyami ciała i funkcyami ducha jest harmonią żywota, tę więc utrzymywać należy i miłością ojczyzny, będącą harmonią samą w sobie ogarnąć. Żywotność wszelka odrośnie, choćby na chwilę postradaną albo nadwerężoną została, byle w ciało i w ducha harmonia wstąpiła. Zdrowie i siły wracają człowiekowi, gdy tak ciało, jak dusza, wróciły do stanu normalnego. Cała sztuka lekarska polega na tem, by pomagać naturze w restytucyi onej harmonii, której nadwerężenie sprowadziło niemoc. Cała też sztuka polityczna — cała cybernetyka, i to jest rzeczywiste jej znaczenie — jest sztuką lekarską żywota ojczyzny. Kręcenie się około form rządowych, a jeszcze wystawianie jednej, jako najprawdziwszej, chybia celu. Formy rządu należą li tylko do zewnętrznego żywota ojczyzny, a i w tym żywocie nie są nawet treścią żywota, tylko jego obliczem. Polityka ogarnąć ma trojaki żywot narodów; a wiedząc, że żywot jest tylko połączeniem materyi ducha, z tych podwalin wychodzić powinna; niejako patologii swojej położyć za podstawę anatomię i psychologię ojczyzny.
Idea ojczyzny wyjaśnia nam zatem, ile sądzę, po raz pierwszy, prawdziwe stanowisko polityki.
Wracając do założenia naszego, do miłości ojczyzny, możnaby tej teoretycznej rozprawie naszej dać jeszcze część praktyczną, i wykazać w całej przeszłości narodów jej historyę, jej coraz rozleglejsze rozwijanie się. Tu tylko nadmienimy, że gdy prawa, piśmienność i dzieje są jedniami, a tem samem potęgami ojczyzny, — że w mężach reprezentujących te jednie w czystem pojęciu musiała objawić się miłość ojczyzny do wysokiej potęgi. Patrz na Francyę i Anglię, masz tam adwokatów kolosami miłości ojczyzny. Z nich wyszli i wychodzą najpotężniejsi mężowie stanu. Pojrzyj na wszystkie narody, a ujrzysz w pisarzach narodowych najdzielniejsze zastępy obrońców światła i wolności, gorejących silnym ogniem miłości ojczyzny. Rozpatrz się w życiu dziejopisarzy narodów, a dopatrzysz, jak duszą swoją i sercem swojem ogarnęli naród swój. Byli to zawsze mężowie najwyżej postawieni w narodzie.
Podobnie byt polityczny, reprezentowany w wojsku w rządzie i w naczelnikach obojga, najjaśniej pokazuje, że miłość ich rozciągała się najwięcej do ziemi i narodowości. Dość wspomnieć naszych Bolesławów, Kazimierzów, naszych Czarnieckich, Chodkiewiczów, Kościuszków. Zaś obrońcy wiary w każdym narodzie przez miłość religii ukształcali język i lud. U nas Wujkowi, Skardze, Kopczyńskiemu zawdzięcza język swą jędrność i czystość, a duchowni po parafiach są dziś jeszcze prawie jedynym nauczycielami ludu, i byliby potężną dźwignią tego ludu, gdyby lepiej pojmowali stanowisko swoje.
Widzimy zatem, że rozczłonia ojczyzny, potęgowane tylko z dwóch lub kilku czynników, takie wydały silnie miłości ojczyzny. Zastanów się, krajowcze każdego narodu, czegoby dokazała miłość ojczyzny, spotęgowana przez wszystkie dziewięć czynników swoich? — Miłość taka równałaby się miłości do Boga, który rzekł człowiekowi: miej wiarę (to jest miłuj mnie), a rzeknij tej górze, aby się przeniosła, a przeniesie się.
Otóż rozprowadziłem ci, czytelniku, ideę ojczyzny we wszystkich jej żywotach, potęgach i silniach, tak jak ją sam pojmowałem. Wypowiedziałem rzetelne moje przekonanie, którego żaden wzgląd partykularny nie mieszał, i wypowiedziałem z takiem uczuciem, jakie chciałem w czytających rozbudzić. Znaleźli się jednak czytelnicy, którzy w słowach, co mi z duszy i przekonania płynęły, dopatrywali ukryte żądła, kolące osoby i stany. Zdanie o stanie średnim miało być szczególniej powodem oburzenia widzących w niem poniżenie najdzielniejszego stanu i apostazyą samego autora.
Pomijam, że tam tylko mowa o materyalnej ojczyźnie, a zatem o jednem z dziewięciu jej rozczłoń; że tylko wyłączność stanu potępiona, gdy naród cały jest ojczyzny synem; pomijam, że gdybym był pod stanem średnim rozumiał samych przemysłowych i światłych, nie mógłbym bez inkonsekwencyi miłości ojczyzny zakładać na podniesieniu przemysłu i światła — o co ważniejszego tu chodzi. Chodzi o ową ideę średniego stanu, co dziwnem złudzeniem u nas pokutuje. — Jeżeli utrzymywanie, że naród upadł dlatego, że średniego stanu nie miał, jest prawdziwe, jeżeli przytem przyzna każdy rozsądny, że wieków trzeba na wywołanie stanu, wynika stąd, że średniego stanu u nas niema jeszcze. Mógłże więc autor obrazić stan, którego niema?
Stan w właściwem oznaczeniu jest to korporacya polityczno-społeczna z łona średnich wieków wyrosła, zamkniona w sobie przez osobny ród, osobne zatrudnienia, osobne prawa, osobne przywileje. Stany takie są kasty, w najściślejszem tego wyrazu znaczeniu. Takim stanem był w Polsce tylko stan rycerski. Na zachodzie powstał obok rycerskiego drugi stan miejski. Lud do politycznej wolności nie dopuszczony nigdzie się w osobny stan nie sformował. — Drugie znaczenie stanu jest wzięte od zatrudnień, które jednak w kastową korporacyę się nie zawiązały, i mamy stan duchowny, stan wojskowy, stan kupiecki, stan rolniczy, stan nauczycielski itp. Oba te stany są rzeczywistościami, bo jeden na historyi, drugi na zatrudnieniu oparty.
W nowszych dopiero czasach powstała na zachodzie nazwa stanu średniego (tiers état, Mittelstand), nazwa stanu urojonego, bo żadnemi granicami nie określonego, nie opartego ani na historyi, ani na zatrudnieniu; stanu, który chce dopiero zostać stanem, kastą, korporacyą społeczną. Początek jego taki, że z łona stanu miejskiego wyłączać się poczęli pod nazwą stanu średniego znakomitsi majątkiem i oświeceniem, reszta obróconą została na helotów (proletaryuszów) nazwanych pospólstwem, motłochem (Pöbel), których ten stan średni tak wyzyskiwa na swoją korzyść, jak u nas szlachta chłopa wyzyskiwała, tak nim gardzi, jak stan rycerski gardzi miejskim. A że pogarda za pogardę, więc najpotężniejsza nienawiść stanu średniego przeciw szlachcie. Oto stan średni. Z jednej jego strony jest motłoch ciemny, uciśniony i biedny, a z drugiej szlachta, najczęściej dumna i głupia. I takiegoż to stanu średniego żądamy dla nas? — stanu wyłącznych swobód, nabywanych majątkiem; stanu, który wyłącza masy ludu, który w Anglii i Francyi patrzy obojętnem okiem na tego ludu niesłychaną nędzę?
Gdzie jest stan średni, musi być niższy i wyższy, a takie stopniowanie narodu nie byłoby postępem, ale wstecznością. Stany wyrobiły się w średnich wiekach, dziś zużyte i robak oświaty je stoczył. Na tych próchnach niech nikt przyszłości nie buduje. Przemysł wspieraj między rodakami, handel wspieraj, naukę, sztuki wspieraj; — wspieraj, co chcesz — ale stanu nie wspieraj, bo to kastowość i wyłączanie się z całego narodu. Co tobie, że ten w pocie czoła pługiem orze, ten suknie ci chędoży, ten dobra wielkie posiada, a ten ma naukę lub urząd, abyś ich na stan niższy, średni i wyższy klasyfikował. Nie budujmy więc u nas żadnego stanu, bo czego czas nie zbudował, my nie zbudujemy; ale budujmy postęp, a do niego niech się garną ludzie wszystkich stanów, to jest wszystkich zatrudnień, i niech będzie jeden tylko stan prawych i oświeconych obywateli, których naród za swoich przewodników i reprezentantów uważać będzie; zaś droga i sposobność przejść w ich grono, niech każdemu będzie dana. Chcieć i dopomagać, aby się podnosiły bogactwa narodowe i zamożność krajowców, chwalebna i godziwa jest; ale chcieć i dążyć, aby podnieść bogactwo jednego tylko stanu, jest plutokracyą. Tak pojmuję stany i przyszłość naszą i w tem pojęciu wyrzekłem: że stan średni ojczyzny nie zbawi i że plutokracyę wyrodzi.
- ↑ O pater... (łac.) — w dosłownym tłumaczeniu zespołu Wikiźródeł: O ojcze, o ojczyzno, o domu Priama!
- ↑ Słodka miłości... — incipit tzw. Hymnu do miłości Ojczyzny z Myszeidy Krasickiego.
- ↑ A czy znasz ty... — fragment Pieśni o ziemi naszej Wincentego Pola.
- ↑ O te skarby... — fragment Pieśni o ziemi naszej Wincentego Pola.
- ↑ Z napisu grobowca Bolesława Śmiałego: rex Polonorum et Gotorum.
- ↑ Powiejcie wiatry od wschodu... — incipit Dumy Lukierdy, czyli Ludgardy Franciszka Karpińskiego.
- ↑ Ta, co od morza... — fragment Żalów Sarmaty nad grobem Zygmunta Augusta Franciszka Karpińskiego.
- ↑ Pan przestrzeni... — fragment Świątyni Sybilli Jana Pawła Woronicza.
- ↑ Preussen, setna Verfassung, seine Verwaltung, sein Verhältnis zu Deutschland 2 tomy.
- ↑ Mowa tu o książce pt. Reguła, to jest nauka albo postępek dobrego życia króla chrześcijańskiego Józefa Wereszczyńskiego.
- ↑ Mowa tu o łacińskim podręczniku rolnictwa Opus ruralium commodorum Pietra de Crescenzi.
- ↑ Matki około dzieweczek... — fragment księgi pierwszej Żywotu człowieka poćciwego Mikołaja Reja.
- ↑ Nie tylko dorośli... — fragment polskojęzycznej rozprawy Censura Wojciecha Salinariusa z 1615 roku.
- ↑ słowo naród przemienione... — fragment rozprawy O ustanowieniu i upadku Konstytucji 3 Maja Hugona Kołłątaja.
- ↑ Była stąd w Horodle... — fragment Dziejów Polski (cz. III, akap. VIII) Joachima Lelewela (1829).
- ↑ Którzy Polacy... — jedno z przysłów z drugiego wydania zbioru Przysłowia mów potocznych (nr 697) Andrzeja Maksymiliana Fredry z 1664.
- ↑ święta arka przymierza... — nawiązanie do fragmentu rozdziału czwartego Konrada Wallenroda Adama Mickiewicza.
- ↑ Wstęp do gramatyki polskiej. Dzieło pozgonne w Warszawie 1817 roku.
- ↑ niezrównane pióra Śniadeckich — mowa tutaj o Janie i Jędrzeju Śniadeckich.
- ↑ Zginęli Grecy... — fragment wiersza-dedykacji Do J. O. Xięcia Imci Ignacego Hrabi Krasickiego Arcybiskupa Gnieźnieńskiego Franciszka Ksawerego Dmochowskiego z jego przekładu Pierwszej nocy poematu Myśli nocne Edwarda Younga (tyt. oryg. The Complaint: or, Night-Thoughts on Life, Death, & Immortality).
- ↑ Die Resignation.
- ↑ Zapłacę kiedyś... — fragment wiersza Rezygnacja (niem. Die Resignation) Friedricha Schillera w przekładzie Karola Libelta. Zob. całość wiersza w przekładzie Władysława Bełzy.
- ↑ Dla ciebie zjadłe... — fragment Świętej Miłości Ignacego Krasickiego.
- ↑ ζῶον πολιτικόν — słynne określenie człowieka padające w pierwszej księdze Polityki Arystotelesa.
- ↑ teoria Hallerowska — teoria patrymonialna monarchii autorstwa Karla Ludwiga von Hallera.
- ↑ ubi solitudinem faciunt... (łac.) — fragment Żywota Agrykoli (łac. De Vita Iulii Agricolae; 30.6) Tacyta; w przekładzie zespołu Wikiźródeł: gdy tworzą pustynię — nazywają to pokojem.
- ↑ I kościół jest matką... — nieznane pochodzenie cytatu.
- ↑ Słowiczku mój! a leć... — zacytowany w całości wiersz Do Bohdana Zaleskiego Adama Mickiewicza.
- ↑ Przegląd Naukowy w Warszawie. Rok 1844. poszyt pierwszy i następne.
- ↑ Omnium societatum nulla est gravior... (łac.) — fragment traktatu O powinnościach (łac. De oficiis) Marka Tulliusza Cycerona; w przekładzie Erazma Rykaczewskiego brzmi on: żadnego nie znajdziesz ważniejszego, droższego, jak ten [związek], który między każdym z nas a Rzecząpospolitą zachodzi. Drodzy nam są rodzice, drogie dzieci, drodzy krewni i przyjaciele, ale wszystko co nam jest najdroższem, ojczyzna w sobie zawiera, za którą jaki dobry obywatel wahałby się dać gardło, gdyby mógł jej przez to dopomódz?