O obrotach ciał niebieskich/Oda o Koperniku
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | O obrotach ciał niebieskich |
Podtytuł | Oda o Koperniku |
Wydawca | Stanisław Strąbski |
Data wyd. | 1854 |
Druk | Stanisław Strąbski |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Źródło | skany na Commons |
Indeks stron |
o
KOPERNIKU
PRZEZ
L. Osińskiego
Najwyższy zakres śmiertelnika chwały,
Wydarte niebu tajniki stworzenia,
Olimpu godne przedsiębiorę pienia,
Ty, Uranio, wspieraj lot mój śmiały!
Niestała ludzi znana mi potęga,
Ani się nad jéj wielkością zdumiewam;
Wyższych myśl moja obrazów dosięga,
Świat mym zawodem, — Kopernika śpiewam.
Po jego śladach, wolen ziemskiéj trwogi,
Odwiedzam ciał niebieskich nieomylne drogi,
Mierzę wielkość natury: w przestworze wiszące,
Tajną siłą ruszane, śledzę brył tysiące,
Jak się unoszą, toczą, przyciągają, krążą,
I do jednego celu zgodnym biegiem dążą.
Tam wreszcie dojdę, gdzie potężne bóztwo,
Wszystko na swojéj utrzymując straży,
Niezliczone światów mnóstwo
Na łonie wszechmocności piastuje i waży.
Zuchwałe ludzi i znikome plemię,
Proch, dumą wzniesion, chciał władać na niebie,
Za cel natury poczytał swą ziemię,
I resztę światów przeznaczył dla siebie.
O nadto mylne śmiertelników sądy!...
Dzikie marzenia wiek do wieku składał;
Człowiek tam niknął i mędrzec upadał,
Kędy się Bozkie zaczynają rządy.
Próżnoż się mamy na ten zamiar silić?
Wszakże to Boże! Twa wielkość prawdziwa,
W ogromie niebios przebywa,
Pozwól tę świętą zasłonę uchylić.
Godniśmy cudów Twoich — ta istota drobna,
Kiedy w niéj duch Twój działa, Tobie jest podobna.
Tak mówił człowiek, niemając nadziei
Poznać, co przed nim noc zazdrosna kryła...
A w długich wieków kolei,
Powstał Kopernik..... Ciemność ustąpiła.
Jak słowo Wszechmogącego, życia, śmierci, źródło,
Dzieląc zmieszane natury zarody,
Z łona zamętu cały świat wywiodło,
Wielki obraz porządku, jedności i zgody;
Równie stuwiecznéj nocy rozpędzając cienie,
Kopernik iskrę niebieską rozniecił,
Odróżnił Bozką prawdę i złudzenie,
Zgruntował przepaść, i ziemię oświecił.
Noc była: księżyc toczył wóz swój złoty,
Człek we śnie lubym z trosków się wyzuwał;
Tchnęły spoczynkiem ziemiańskie istoty,
Bliższy niebianów, sam Kopernik czuwał.
Uciszone Baltyku przyjęły go brzegi,
Tam zważał układ świata, mierzył planet biegi,
Nigdy go tak nie zajął ten widok wspaniały,
Zdało się że oglądał miejsce swojéj chwały.
Jaka myśl... jaka chwała w Kopernika duszy!
Jeden przelot rozumu, błędy wieków kruszy...
O nagła zmiano! Czy moc przyrodzenia
Cuda mu swoje objawia?
Czy się porządek świata na nowo odmienia?
Czyto człowiek zgaduje, czy sam Bóg przemawia?
Światłem jaśnieje szyk wiecznéj budowy,
Czego nikt nie mógł dociec, staje się widomém
Już to świat jego, świat nowy...
Dziwniejszy swą prostotą, niż samym ogromem.
Z nieskończoności w jedném oka mgnieniu,
Powstaje jasna przyrodzenia postać:
Mów — powiedz, szanowny cieniu,
Jak wielki moment! drugim Twórcą zostać.
Zdumiony Bóztwa obrazem,
Kiedy twój umysł stworzenia docieka:
Objaw to czucie: kiedyś ujrzał razem
Tryumf Natury, Prawdy i Człowieka.
Nacóż się ludzki dowcip nie ośmieli?
Nad przyrodzenie wyższa sztuki władza,
Skraca rozległość, która światy dzieli:
Ta słońca żary do oka sprowadza,
Ta pył olbrzymią obdarza postawą:
Słabe doskonaląc zmysły,
Zda się, że jakąś czarodziejską sprawą
Postaci rzeczy już od nas zawisły.
Nie miał Kopernik tych ziemskich pomocy:
Zewnętrznéj siły duch nie potrzebuje,
Sam sobie rozjaśniając cienie czarnéj nocy,
Ciężkie opuszcza więzy, w niebo ulatuje,
I wszedłszy nad zmysłów ścieśnione granice,
Tam zdobywa nieznane ludziom tajemnice,
Jakby miał wyższość nad śmiertelnych rodem;
On zaczął — On dokończył to dzieło ogromne,
To tylko jego myśli stanie się dowodem.
Jako w zuchwałych Tatrach wicher nieużyty,
Silniejszy nad te głazy, nad wieczne granity,
Codzień i codzień swą wściekłość wywiera;
I gwałtowném natarciem więzienia rozdziera:
Każda chwila zniszczenia zostawuje znamię,
Rozdęta burza górne szczyty łamie,
Prze — walczy — roztrąca — i ciska,
Z ciągłym łoskotem lecą skał urwiska;
Tak bystrym pędem wiek za wiekiem płynie,
Rodzą się, moment żyją, nikną pokolenia,
Ziemia swą postać odmienia:
Ileż dzieł wielkich w niepamięci ginie!
Lecz, Koperniku! twoja, nasza chwała
Czasy zwycięży, równie jak świat trwała;
Dwieście wieków ubiegnie, i tysiączne lata
Wyjdą do nich z wieczności niezgłębnego łona,
Nim leniwy biegun świata
Od ciebie wskazanego obrotu dokona,
Żyć jeszcze będziesz — napełnisz ten przedział.
Oby w tym czasów szeregu,
Po tak cudownym twéj rachuby biegu,
Polak to sprawdzał, coś ty przepowiedział.
Wielkość zamiaru siły me obarcza,
Już wreszcie płochéj odwagi nie starcza...
Ty co w niezmiernym przestworze,
Przed nieskończonym nieba Majestatem,
Bezpieczny zwiedzasz to bezdenne morze,
Gdzie każda gwiazda punktem, a każdy punkt światem,
Dokończ Śniadecki gdzie twój duch przenika,
Czytaj tam imię twego poprzednika.
Wszakże ty byłeś zdolny nam wystawić:
Co Bóg mógł stworzyć, Kopernik objawić.