Hej! Hej! Miły Boże!
Jak ten Jurek broić może!
Jak ta cyga, jak ta fryga,
To się rusza, to podryga.
Wciąż się kręci jak szalony:
To z tej strony, to z tej strony;
To się schyli, to się wzniesie,
Ej, czyż on się chował w lesie?
Patrzcież-no na tego Jurka!
Czy to chłopczyk, czy wiewiórka?
Czy to małpka, czy to skoczek?
A ma przecie siódmy roczek!
Do śniadania raz pan Jerzy
Siadł z początku jak należy.
Lecz, zaledwie przeszła chwila,
A on już się po coś schyla.
„Ej, siedź cicho, tatuś powie,
Bo wnet będzie guz na głowie,
Spadniesz z krzesła na podłogę,
I, broń Boże, zwichniesz nogę,”
Tatuś mówi... Ale co to?...
Jurek wciąż zajęty psotą,
I gdy udaje pajaca,
Trach! krzesełko się przewraca,
Figlarz spada, obrus chwyta,
Porcelana już rozbita!
Zdarł z nakryciem obrus cały;
Wszystko tłucze się w kawały;
Pokaleczył się szkłem Jurek.
Tak się też przestraszył Burek,
Że z pod stołu, gdy umyka,
Ugryzł w trwodze tej chłopczyka.
A pan Jerzy wrzeszczy: „boli!”
I z pod skorup się gramoli,
Zbity, gdyż nań wszystko spadło
Wyglądał, jak czupiradło.
Od wypadku jednak tego,
Nie ma pana Kręcickiego.
I jest teraz mały Jerzy,
Chłopczyk grzeczny, jak należy.