O powadze towarzystwa husarskiego i pancernego
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Powaga towarzystwa ussarskiego i pancernego |
Pochodzenie | Opis obyczajów i zwyczajów za panowania Augusta III |
Wydawca | Edward Raczyński |
Data wyd. | 1840 |
Druk | Drukarnia Walentego Stefańskiego |
Miejsce wyd. | Poznań |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
O powadze towarzystwa husarskiego i pancernego.
Każdy towarzysz tych znaków, tytułował się równym swemu rotmistrzowi; ztąd poszło nazwisko towarzysz czyli kollega. Nie mówił, że służy pod królem Imcią, albo pod panem hetmanem, pod panem wojewodą. Towarzysz miał wyższą rangę, niż którykolwiek officer authoramentu cudzoziemskiego, nawet sam Generał. Towarzysz nie mógł pójść pod kommendę generała, a przeciwnie generał z całym swoim regimentem mógł pójść pod kommendę towarzysza. Lecz to tylko zachowane było w mniemaniu, ale nie w skutku; albowiem każdy generał biorąc regiment, starał się zaraz mieć chorągiew husarską, lub pancerną, żeby tym sposobem stał się wyższym towarzysza, i nie szedł pod jego kommendę. Acz i to druga prawda, że sami generałowie nigdy swymi regimentami nie kommenderowali, tylko ich pułkownicy, obersztlejtnanci lub majorowie. Generał każdy był pan wielki senator, albo urzędnik koronny, który się wojskową służbą nie zatrudniał; mając dosyć na honorze i pensyi.
Ze wszystkich generałów, których widzieliśmy za czasów Augusta III., jeden Skórzewski był generałem dragonii, nie mający żadnego obywatelskiego urzędu, zatrudniając się służbą wojskową, swojéj randze należącą. Ten także, jak inni wszyscy, miał chorągiew pancerną. Jeżeli który regiment cały był kommenderowany do jakiéj wyprawy, wraz z chorągwiami husarskiemi i pancernemi, w takowym razie na kommendanta generalnego, dobierano porucznika pułkownikiem zwanego, od jakiego znaku pancernego, lub husarskiego, aby tym sposobem sztabofficerowie regimentowi, nie mieli sobie za poniżenie pójść pod jego kommendę.
Polacy przez całe panowanie Augusta III., nie mieli żadnéj innéj wojny, tylko z hajdamaki, którzy wypadając z Siczy do Moskwy należącéj, na Ukrainę Polską, i często zabiegając aż na Podole, szlachtę, żydów i chłopów bogatych rabowali.
Przeciw którym rabusiom wyprawiali hetmani koronni co rok dywizye od różnych regimentów pieszych i konnych, chorągwie polskie, pancerne i lekkie, to jest przedniej straży. Nad takim korpusem, czynili generalnym kommendantem jakiego porucznika, dawszy mu tytuł regimentarza; więc już taką godnością przyodzianemu kommendantowi, wszyscy officerowie obojga authoramentów, znajdujący się w obozie, posłusznymi byli. Ten zaś, kiedy z swego korpusu wyprawił jaką partyą na podjazd, z towarzystwa i regimentowych złożoną, nie kommenderował wyższych officerów, jak kapitanów; a kommendę nad całym podjazdem oddawał namiestnikowi lub towarzyszowi, z chorągwi najstarszéj najstarszemu, albo też dzielił władzę, każdemu nad swojego gatunku żołnierstwem równą, tak iż jeden drugiemu nie mógł rozkazywać, ale tylko znosić się jeden z drugim, podług potrzeby.
Towarzysz w każdéj kompanii publicznej był uważany, jak osoba dystyngwowana, mieścił się między pierwszemi, osobami tak cywilnemi, jako też wojskowemi; nawet officerom swoim, pułkownikom, rotmistrzom z grzeczności lub interesu na to zezwalającym mając się za równego. Na pokoje królewskie, na opery, na bale, kiedy był zakaz puszczać mniejszéj konsyderacyi ludzi; towarzysza zawsze puszczono, skoro za takiego był uznany. A że długi czas Sascy żołnierze, drabantami i karabinierami zwani, trzymali wartę przy królu i przy operalni, którzy mniéj znający się na godnościach obywatelskich, tym bardziéj towarzyskich, wybór dopuszczenia osób, miarkowali po sukniach; kto się dobrze ustroił, i był personat, tego wpuścili, chociaż byt plebeusz, z gminu prostego człowiek; kto zaś nikczemny na osobie albo nie nadto jasno ubrany, tego zatrzymano przed pokojami, lub cisnącego się gwałtem, w nadzieję rangi swojéj, kolbami odparto. Takowe trafunki częstokroć towarzystwu, a czasem i samym officerom Polskiego authoramentu zdarzone, dały okazyą do przyjęcia mundurów, które dotąd nosić towarzystwo Polskie, za sromotę i jakąś nierówność miało. Skoro hetman litewski Radziwiłł wymyślił mundury; obaczywszy koronne wojsko, iż ta sukienka żołnierska więcéj ma szacunku u Sasów, niż najbogatsza obywatelska; co tchu się wzięli wszyscy do mundurów, tę różnicę zostawiwszy sobie, że nie mieli pętelki z guzikiem na ramieniu; Litewscy zaś, nosili na lewym ramieniu, husarze złotą pętelkę, z złotym guzikiem. Petyhorscy srebrną pętelkę z guzikiem takimże, z czego ich korończykowie pętelkami przez szyderstwo nazwali. A tak wstydząc się Litwini tego przydomku, sobie nadanego; w lat kilka, i oni pętelki poodrzucali.
Mundury tedy stały się równe u koronnych i litewskich, i były zaszczytem u obojga narodów, dystyngwującym żołnierza od obywatela.
Nie dostawało jeszcze znaku dla officerów authoramentu polskiego, po których byliby poznani, i jako tacy czczeni. Kiedy albowiem officer authoramentu cudzoziemskiego, przechodził wedle szyldwacha stojącego na warcie, szyldwach spojrzawszy na jego szpadę przy boku, i ujrzawszy przy gifesie wiszący temblak jedwabny, srebrem przerabiany, z kutasem takimże, który znak po francuzku nazywał się port d’épée, po niemiecku Feldceich, a ja po polsku chrzcę go namiecznikiem; natychmiast poznał przechodzącego być officerem, i prezentował przed nim bróń, czyli jak w tenczas mowiono skwerował, to jest: brał z ramienia lub od nogi karabin i trzymał przed sobą w pół chłopa, póki officer nie przeszedł. Gdy zaś przechodził officer, choćby największy authoramentu polskiego, nie skwerował przed nim szyldwach, nie widzący przy jego szabli znaku pomienionego officerskiego, prócz którego nie był inny żaden pewny, bo towarzysz prosty, kiedy był majętny tak suty, od galonów i innych szamerunków złotych, lub srebrnych, podług mody krajowéj zawalił na siebie mundur, jak jego porucznik, albo pułkownik. Zaczem nie chcąc być upośledzeni w téj czci oficerowie authoramentu polskiego, przejęli od officerów cudzoziemskich feldcejchy, czyli namieczniki; a na ostatku przyjęli i szarfy, któremi się, bądź w służbie, bądź nie w służbie, byle w znacznéj kompanii, opasywali, sadząc się na jak najbogatsze i kapiące srebrem, żeby ich znakami officerskiemi zewsząd ozdobionych lepiej szanowano.
Zdaje mi się, żem już wszystko opisał com wiedział, i widział o znakach poważnych husarskich i pancernych w koronie; należy mi oddzielić to dla Litwy, czem się jéj znaki husarskie, od husarskich koronnych różniły. Ta zaś różnica na małéj zawisła rzeczy: koronni husarze na plecach nosili skórę lamparta, jak się w swoim miejscu napisało. Litewscy husarze nie nosili lampartów, tylko do lewego boku, siedząc na koniu, przypasowali wielkie skrzydło strusia, zasłaniające cały bok konia, i nogę jeźdzca od pasa aż do kostek, co do tych czas w herbie litewskim na pieniądzach, i pieczęciach publicznych, lepiéj, niż w opisaniu rozeznać można. Sadzili się zaś tak na ozdobę pomienionego skrzydła, jak koronni na ozdoby lamparta. Petyhorscy litewscy nie mieli żadnéj odmiany od pancernych koronnych. I to także do uwagi należy, iż towarzysz nie mógł być karany żadną karą cielesną, tylko aresztem, a za ciężkie wykroczenie, odsądzeniem od regestru i wytrąbieniem z wojska. Ta ostatnia kara kogo spotkała, wyrażało się tym terminem: stanęła na nim trąba. Areszt był dwojaki: wolny i niewolny; wolny areszt, kiedy mógł wychodzić z stancyi, ale bez broni; nie wolny, kiedy musiał siedzieć w niéj, nie wychodząc.