O prawa obywatelskie dla kobiet/II
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | O prawa obywatelskie dla kobiet |
Rozdział | II. |
Wydawca | „Przegląd Powszechny“ |
Data wyd. | 1918 |
Druk | Drukarnia Eugeniusza i Dra Kazimierza Koziańskich |
Miejsce wyd. | Kraków |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Czy więc postulat zupełnego uobywatelnienia kobiet zasługuje na poparcie, czy też mamy bronić wytrwale starych pozycyi przed wtargnięciem na nie kobiet?
Jednomyślności w postawionem pytaniu dotąd nie osiągnięto, i zapewne nie prędko da się ona osiągnąć. A trzeba zauważyć najpierw, że nie jest to bynajmniej spór między ogółem kobiet, a ogółem mężczyzn. Tak między tymi, jak tamtemi, spotykamy zarówno zwolenników, jak przeciwników prawnego zrównania kobiety z mężczyzną.
Obok stosunkowo niewielkiej garstki gorących sufrażystek, które nie tylko głosem, ale i pięścią szturmują do podwoi parlamentów, możnaby postawić pono znacznie liczniejszy zastęp kobiet, które drżeć będą na samą myśl, co się stanie ze światem, skoro kobiety rzucą się do polityki i przemawiać poczną z parlamentarnych trybun. A są to niekiedy — owe pesymistki — bardzo dzielne niewiasty, we własnym domu trzymające w delikatnych dłoniach ster rządów i dobrze dające się we znaki własnym mężom, których w zasadzie za panów uważają. Czasem człowiek dziwi się, że dotąd mężowie nie założyli związku równouprawnienia mężczyzn z kobietami w rodzinie. Największą jednak liczbę przedstawiają te kobiety, które wcale ani kwestyą kobiecą w ogólności, ani prawami wyborczemi kobiet nie zajmują się ani interesują, lub nawet o istnieniu takiej kwestyi nie wiedzą.
Podobneż trzy kategorye dałyby się ustanowić i w obozie męskim: sympatyków ruchu kobiecego, przeciwników i obojętnych. Słowem różnica zdań nie pochodzi tu z przynależności do tej czy innej płci.
Kwestya kobieca jest kwestyą społeczną. Lecz nie myślmy, by poglądy na nią różniły się według przynależności do pewnej socyologicznej szkoły. I ten wypadek nie zachodzi tutaj. Jeżeli społeczne poglądy sprowadzimy do trzech typów: chrześcijańskiego, liberalnego i socyalistycznego, to stwierdzimy, że co do nadania kobietom pełni obywatelskich praw w żadnym z tych trzech obozów niema jednomyślności.
Nię chcę ukrywać faktu, że w obozie chrześcijańskim, ściślej mówiąc katolickim, — bo tylko katolicyzm posiada skrystalizowany światopogląd i teoryę społeczną, — że w naszym obozie żądania praw wyborczych dla kobiet, jak również dopuszczenia ich do wszelkich urzędów publicznych znajdują wielu przeciwników. Obok cytowanego wyżej O. Cathreina, przeciwnikiem takich żądań jest autor gruntownej książki o kwestyi kobiecej[1] i sympatyk innych postulatów kobiecych, ks. A. Rösler, Redemptorysta. U nas sceptycznie zapatrywał się na te żądania ks. biskup K. Niedziałkowski[2]. Zwłaszcza w przeznaczonych dla szkół podręcznikach katolickiej etyki i socyologii łatwo się spotkać z tezą, zwalczającą polityczne równouprawnienie kobiet.
Nie jest to wszakże teza ogólna. U niektórych autorów, zwłaszcza nowszych, znać pewne niezdecydowanie, albo i połowiczne ustępstwa na rzecz feminizmu. Wspomnimy tutaj O. A. Castelein T. J.[3], znanego moralistę tegoż zakonu O. Noldina[4] i Dominikanina O. Prümmera[5]. Co więcej, można zacytować nazwiska poważnych pisarzy, tak z pomiędzy kapłanów, jak i świeckich katolików, którzy odnoszą się z całą sympatyą do politycznego równouprawnienia kobiet. Ks. Naudet[6], prof. fryburski Max Turmann[7], Palhories[8], Dominikanin A. D. Sertillanges[9] — oto kilka nazwisk autorów, piszących po francusku z ostatnich czasów.
Zresztą nawet przeciwnicy, jak ks. Cathrein, wyznają otwarcie, że w tej kwestyi nie wiąże ich ani żaden dogmat, ani inne autorytatywne orzeczenie Kościoła, lecz że zwalczają prąd, który uważają za szkodliwy w skutkach swoich dla życia rodzinnego, zostającego, jak wiadomo, pod szczególną opieką Kościoła[10]. Z drugiej strony katoliccy zwolennicy równouprawnienia kobiet twierdzą, że argumenty przeciwników nie są przekonywające, że prawo, o jakiem mowa, nie tylko nie stoi w żadnej sprzeczności z nauką chrześcijańską, ale przedstawia się im, jako konieczne jej uwieńczenie.
Podobna rozbieżność zapatrywań na polityczne prawa kobiet istnieje i po za nauką katolicką. Nie będziemy tutaj kreślili dokładnej historyi sporu. Ograniczymy się do paru wybitniejszych przykładów. Rousseau, ojciec politycznego liberalizmu, nie miał najmniejszego zrozumienia dla praw kobiecych. Za obywatela poczytywał tylko mężczyznę; kobietę zaś traktował jako prosty do mężczyzny dodatek, którego najważniejszem życiowem przeznaczeniem ma być podobanie się mężczyźnie i posłuszeństwo względem niego[11].
Rewolucya francuska ogłosiła tak zwane „prawa człowieka“ i rzuciła hasło obywatelskiej równości, kobiet wszakże, chociaż pewien ich odłam dobrze się jej — rewolucyi — zasłużył, równością tą nie objęła, do parlamentu nie puściła i pierwszą pionierkę równouprawnienia, Olympię de Gouges, o tyle zrównała z mężczyznami, że jej na gilotynie głowę ucięła. Prawo z r. 1792 zabroniło kobietom wszelkich stowarzyszeń na tle politycznem i nawet zbierania się więcej ponad pięć osób.
Kodeks Napoleona wytrysnął ostatecznie również z liberalizmu, a jakże dalekie od równouprawnienia stanowisko zajął względem kobiety! Wszak uczynił ją istotą wiecznie małoletnią, ciągłej opieki to ojca, to męża, to nawet syna, potrzebującą, a do opieki nad innymi, nawet nad własnemi dziećmi, niezdolną.
Jeżeli chodzi o pisarzy liberalizmu, to obok takich, jak Condorcet i John Stuart Mill[12], co byli gorącymi zwolennikami równouprawnienia kobiet, można ustawić drugą kolumnę nazwisk filozofów i literatów, co kobietę lekceważyli, poczytując ją za istotę, pod każdym względem niższą od mężczyzny. Dość wspomnieć Schopenhauera, Nietzsche‘go, Strindberga. Przeciwko politycznemu równouprawnieniu kobiet wypowiedział się również liberalno-protestancki autor Paulsen w swojej Etyce[13].
A obóz socyalistyczny? Równouprawnienie kobiet należy do oficyalnego programu socyalnej demokracyi, a książka Bebla „Die Frau“ poczytywaną jest jakby za ewangelię skrajnego feminizmu. Lecz oto i z obozu czerwonego słyszymy potężny głos Proudhona, który kobiecie odmawia wszelkich kwalifikacyi, a zatem i prawa do udziału w polityce, rządach, wogóle w życiu publicznem[14].
Z tego pobieżnego rzutu można się przekonać, że do zajęcia tego czy innego stanowiska w kwestyi politycznej emancypacyi kobiet nie zmusza nikogo ani wyznaniowa przynależność, ani solidarność z tą czy inną socyologiczną szkołą. Co z tego wynika? To, że całą tę kwestyę jeszcze dzisiaj można zaliczyć do owych spornych zagadnień, co do których istnieje zasada scholastyki, że w nich wolno i świętym mieć rozmaite zdania. Licuit sanctis dicersimode opinari, licet et nobis. Naszem zdaniem dążenia kobiet zasługują na życzliwe zbadanie i uwzględnienie.
- ↑ A. Rösler: „Die Frauenfrage“, 2 wyd. 1907.
- ↑ K. Niedziałkowski: „Nie tędy droga, szanowne panie!“. Warszawa 1897.
- ↑ A. Castelein: „Droit naturel“, Paris 1903, na str. 566—568.
- ↑ „Theologia moralis“, wyd. 11, t. 1, str. 302. Skłania się raczej do tezy negatywnej.
- ↑ „Theologia moralis“, t. 2, str. 458. Przemawia, choć niezdecydowanie raczej za równouprawnieniem kobiet.
- ↑ „Pour la femme“, Paris.
- ↑ „Initiatives féminines“, 4 tys. Paris, Lecoffre, 1908.
- ↑ „Nouvelles Orientations de la Morale“, Paris, Blond et Cie, 1911.
- ↑ „Féminisme et Christianisme“, Paris. Lecoffre, 1908.
- ↑ Dzieło cyt. str. 171. Mówi tam autor, że Kościół w tej kwestyi nie tylko nie wydał żadnego orzeczenia, ale że nie prędko to uczyni — und wird es auch sobald nicht tun. O. Prümer w miejscu przytoczonem mówi: Ex parte doctrinae christianae nihil obstat (saltem per se) quominus mulieribus capacitas concedatur ius suffragii etiam in rebus politicis, nullibi enim hoc prohibitum est. Nie jest mu tylko jasnem, czy wszędzie okaże się to korzystnem.
- ↑ „Emile“, ks. 5, 8, 9.
- ↑ „The Subjection of Women“. 1869.
- ↑ „System der Ethik“. II. tom, wyd. 6. Stuttgart i Berlin. 1903, str. 283 i nast., gdzie polemizuje ze Stuartem Millem.
- ↑ W książkach: „La Pornocratie“ i „De la justice dans la Révolution et dans l‘Eglise“.