O progresji transcendentalnej oraz o skali i siłach umysłu ludzkiego/Wstęp
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | O progresji transcendentalnej oraz o skali i siłach umysłu ludzkiego |
Podtytuł | Studium matematyczno-filozoficzne |
Data wyd. | 1897 |
Druk | K. Kowalewski |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Progresja transcendentalna jest szeregiem matematycznych wyrazów, pozostających między sobą w ściśle określonej zależności, dającej każdemu z kolei wyrazowi dokładną, coraz ogromniejszą wartość, ogarniającą coraz ogromniejsze zakresy numeracji. W ten sposób, progresja transcendentalna coraz ogromniejszemi skokami dąży ku nieskończoności; nie może jej jednak nigdy doścignąć, a tylko coraz bardziej uwydatnia jej bezmiar. Każdy z kolei wyraz w szeregu progresji jest takim, coraz ogromniejszym, skokiem. Skoki te tem są większemi i ilość ich w dokładnie oznaczonym cyklu, czyli szeregu szeregów progresji, tem jest ogromniejszą, im od większej wartości zaczyna się pierwszy jej szereg.
Przez całą nieskończoność numeracji perjodycznie powtarzają się bez przerwy wszystkie, wykryte przez analizę, niższe i wyższe łady matematyczne. W miarę powiększania zakresów numeracji, odkrywają się coraz nowe, wyższe i rozleglejsze łady. Rozmaitość tych, coraz wyższych i rozleglejszych, ładów jest nieograniczona do nieskończoności.
Zakresy numeracji, zdobywane za pomocą progresji transcendentalnej, są tak ogromnemi, że nietylko nie możemy zbadać wszystkich, istniejących w nich, coraz wyższych i rozleglejszych ładów matematycznych, ale ani nawet ogromu tych zakresów oznaczyć liczbami. W drobnej stosunkowo ich części, jaką moglibyśmy długim szeregiem liczb, w przyjętych formach pierwiastku i wykładnika, wyrazić, są jeszcze tak wielkie ogromy ilości, że dla analizy matematycznej dostępną jest zaledwie drobna ich cząstka; i w tej drobnej cząstce zbyt wielkie jeszcze się znajdują obszary, iżby je można było szczegółowo i wszechstronnie zanalizować.
Zakres analizy, tak niewielki w matematyce, jest jeszcze mniejszym w innych dziedzinach naukowych, posługujących się rozmaitemi przyrządami, których wydoskonalenie jeszcze nie osiągnęło swego najwyższego stopnia, a których matematyka nie potrzebuje.
Poza zakresem analizy, nieskończone ogromy prawd, uwydatnione za pomocą syntezy, muszą mieć odpowiedni sobie pojmujący podmiot. Podmiotem ich nie może być umysł człowieczy, dla tego że słaba jego przenikliwość analityczna nie może ich zbadać i przeniknąć. Ztąd wynika, że istnieją umysły wyższe od człowieczego, posiadające przenikliwość analityczną, równą lub większą od naszych syntetycznych zdolności. Wynika to z samego określenia prawdy: adaequatio rei et inlellectus. Są prawdy, przewyższające umysł człowieczy: są przeto umysły wyższe od człowieczego. Jest ogrom prawd nieskończony: więc jest i umysł, mający przenikliwość nieskończoną. Nieskończony przedmiot pojmowalny dowodzi istnienia nieskończonego podmiotu pojmującego.
Syntetyczne nasze zdolności mają wprawdzie możność nieograniczonego dążenia do nieskończoności, ale nigdy nie mogą jej dosięgnąć i ogarnąć; mają przeto granicę, której nie mogą przekroczyć, a którą jest sama nieskończoność, widoczna naszemu umysłowi, ale nieobjęta i niezbadana.
Prawdy, istniejące ponad skalą analitycznej przenikliwości naszego umysłu, są i pozostać muszą dla nas tajemnicami, widocznemi w prawdzie, ale nigdy bezpośrednio niezbadanemi. Tajemnice te w dziedzinie przyrodzonej usiłuje do pewnego stopnia rozjaśnić metafizyka, lecz i ona nie może sama podołać wszystkim wątpliwościom, jakie się rodzą przy badaniu tak rozległej i głębokiej dziedziny. Chwiejność człowieczego umysłu w dziedzinie metafizyki uwidoczniła się w wielkiej rozmaitości niezgodnych między sobą systemów filozoficznych, opisywanych w historji filozofii.
Zwolennicy tak zwanych „nowych (właściwie bezbożnych) kierunków myśli“ ograniczają dziedzinę naukową do ciasnego tylko zakresu analizy, odrzucają metafizykę, jako broń przeciwko Objawieniu Bożemu nieskuteczną, a przytem obosieczną; posługują się tylko obserwacją i indukcją, odrzucają zaś dedukcję, jako przeciwną ich zasadzie, głoszą niemożliwość pogodzenia nauki z religją i tryumf pierwszej nad ostatnią, wskazując na rozwój nauk. Tymczasem zaś w rzeczywistości rozwinęły się tylko: fizyka, głównie chemja, mechanika, filologja. Lecz to nie wystarcza duchowi ludzkiemu, poszukującemu prawd wyższych. A przytem rozwojowi tych gałęzi umiejętności w niczem nie przeszkadzają ani metafizyka, ani religja, owszem pomagają.
Umysł człowieczy w dociekaniach prawd wyższych może być bezpiecznym od błędu tylko wówczas, kiedy postępuje przy świetle Wiary św. i bierze, gdy tego zachodzi potrzeba, za podstawy dla zasad i prawideł metafizyki, pewniki Objawienia Bożego, stwierdzone nauczycielską Kościoła Św. powagą. Tylko chrześciańska filozofja prawdziwie rozszerza i pogłębia nauki.
Progresja transcendentalna może się przyczynić do rozwiązania niejednego z trudnych problemów metafizyki; nieraz też i do uzasadnienia naukowej powagi Objawienia, szczególniej w rzeczach mających związek z pojęciem ilości, jak np. problemów o czasie i przestrzeni w znaczeniu aktu i w znaczeniu potencji; o granicach czasu i przestrzeni pod względem ogromu i podzielności; o różnicach między temi pojęciami a wiekuistością i wiecznością i w. i. Przyczyniając się zaś do wyjaśnienia zasadniczych pojęć, progresja transcendentalna może posłużyć i do wykazania w naukach koniecznej potrzeby dedukcji i większego jej znaczenia od
indukcji, a następnie, może być pożyteczną chrześciańskiemu systematowi nauk, obejmującemu całokształt umiejętności przyrodzonych i nadprzyrodzonych.
Umysły głębsze i należycie wyćwiczone w matematyce i w fiłozofji, potrafiłyby, przez umiejętne zastosowanie progresji transcendentalnej, przyczynić się do rozproszenia uprzedzeń przeciwko naukowej powadze metafizyki i Objawienia Bożego i do zakończenia sztucznie wytworzonego zatargu między nauką i Religją, na korzyść ostatniej.
Powyższe uwagi pobudziły mię do opublikowania niniejszej pracy, do poddania swoich założeń, wywodów i rozumowań pod dyskusję głębszych umysłów. Będę obowiązanym każdemu, kto zechce je rozważyć, wykryć w nich i sprostować jakiekolwiek niedokładności, albo dopełnić lub wyprowadzić inne, ważniejsze wnioski. Na tem bowiem zyska nauka.
Wszystkie zaś myśli, zdania i pojedyńcze wyrazy w tej
rozprawie, o ile są w związku z nauką Świętej Religji, poddaję pod sąd Kościoła Świętego i oświadczam zgóry bezwarunkową uległość wyrokowi, jakikolwiekby o nich wypadł.