O rymotworstwie i rymotworcach/Część V/Jerozolimy xięgi IV początek
<<< Dane tekstu >>> | ||
Autor | ||
Tytuł | O rymotworstwie i rymotworcach | |
Pochodzenie | Dzieła Krasickiego dziesięć tomów w jednym | |
Wydawca | U Barbezata | |
Data wyd. | 1830 | |
Miejsce wyd. | Paryż | |
Źródło | Skany na Commons | |
Inne | Pobierz jako: EPUB • PDF • MOBI | |
| ||
Indeks stron |
Już lasy dostarczały narzędzia obficie,
Na starożytnych murów Solimy wybicie;
Lecz ten co synom Ewy wiecznie szkodzić żąda,
Na zastępy Chrześcian zawistnie pogląda :
A widząc, jak w czynności grzeje ich ochota,
Szarpie go własna wściekłość, udręcza zgryzota.
I jak wół, w którym topór utknął ofiarniczy,
Świadczy ból swój jęczeniem, i okropnie ryczy;
Gdy go jady wewnętrzne nie przestają palić,
Myśli na prawowiernych srogie klęski walić.
Każe, by w czarnym domu, gdzie zwykle przesiada,
Wnet się okrutna jego zgromadziła rada.
Mniema próżny! że jego rozjadłości sprawy,
Zdołają Najwyższego przeważać ustawy :
Sam się, dawne wspomnienia niszcząc, oszukiwa,
Jak ciężki rzuca piorun ręka Boga mściwa.
Wiecznych cieni mieszkańców zgromadza tłum hardy
Głos Erebowej trąby chrapliwy i twardy.
Na huk ten, który zachwiał sklepienia podziemne,
Ciągłym jękiem powietrze odpowiada ciemne.
Z mniej strasznym niebo słyszeć daje się łoskotem,
Gdy złość karze piorunem, albo straszy grzmotem :
Z mniejszym hałasem ziemia bywa poruszona,
Gdy się ogień ukryty z jej wydziera łona.
Wraz szybkim lecą krokiem piekielni mocarze,
Jakieżto dziwotwory! jak bezecne twarze!
Tych oddechy zabójcze płomieniem goreją,
Tych oczy jadowite śmierć i postrach sieją :
U innych zastąpiły miejsce włosów żmije,
I ogon się za niemi w smocze kłęby wije.
Tam Harpie nieczyste, tam Centaury stały,
Chimery rzygające stopionemi skały,
Sfinxy żarłoczne, Scylle, Pitony ogromne,
I żadną Polifemy siłą nieprzełomne.
Geryony, z ciał wielu chełpiące się marnie,
I nigdy nieujrzane Meduzy bezkarnie.
I tysiąc innych poczwar, kształtowanych wspacznie,
Z wielu w jedne postaci mięszane dziwacznie,
Poradni biorą miejsca, i z obojej strony
Ponury jest monarcha niemi otoczony.
On wpośród, na wysokiej usiadłszy stolicy,
Ciężkie i rdzawe berło w swej trzyma prawicy.
Bóg podwójny uzbraja czoła jego boki,
Podobnego do skały, bodącej obłoki.
Chcąc niezmierne całego przyrównać ogromy,
Kalpe zda się pagórek, i Atlas poziomy.
Postawa, staszliwego pełna majestatu,
Podwaja mu nadętość i przegraża światu,
Zapadłych oczu jego przeraźliwe błyski,
Są jak światła komety wlokącej uciski,
Broda długa i gęsta, pełna zaniedbania,
Siwemi pierś zarosłą kudłami obsłania.
Usta zaś oszpecone nieczystości zbiorem,
Głębokiej się jaskini równają otworem.
Z tych ust kurzą się pary i wychodzą piany,
Z płomieniami i burym dymem naprzemiany.
Tak Etna, której wnętrze wiecznym ogniem tleje,
Huczy, dymi, i rzeki palące się leje.
Głos jego podniesiony trwoży smutne kraje,
Milczy Cerber, i Hydra syczenia przestaje.
Drży bezdenność, swe Kocyt wstrzymał wiry mętne.
Echo mowę tyrana powtarza niechętne.
« Zacny podziemnych bogów poczcie zgromadzony,
« Godniejszy raczej posieść Empirejskie trony!
« Których straszna przygoda i losy przemienne,
« Z miejsc rozkoszy spuściły w te cieśni bezdzienne;
« Nie chciałbym tu wspominać, jak ów tyran hardy
« Srogiej dla nas, przez zawiść, używa pogardy.
« Tamten prawem zwycięztwa, nieba rządzi szyki,
« Nas przegrana wliczyła między buntowniki.
« Zamiast owej światłości czystej i pogodnej,
« Zamknął nas ten okrutnik w ciemnicy niegodnej;
« Ani nam dawnych ozdób zostawia nadziei,
« Ni po srogich przykrościach szczęśliwszej kolei,
« Jeszcze, ò razie ciężej nad inne zadany!
« Który moje rozwierasz niezgojone rany,
« Człowieka w stare nasze dziedzictwa przywodzi,
« Tak podłego, jak błoto, z którego się rodzi.
« Czyliż na tem złość jego swą znalazła miarę?
« By nam szkodził, dał syna śmierci na ofiarę.
« Żadnej swym gwałtownościom niekładący tamy,
« Naszedł nas ten syn jego, wymocował bramy,
« I na prawo własności nie zważając wiele,
« Zabrał dusze, które nam przypadły w udziele;
« A z niemi do górnego wracając podwoju,
« Po niesławnym tryumfy prowadził rozboju.
« Opuszczam tu napaści stare i zwyczajne,
« Komuż jego przeciw nam niesłuszności tajne?
« Lecz, o dawne urazy, chcąc się przestać żalić,
« Nowe nas krzywdy muszą do gniewu zapalić.
« Usiłuje niewolić, by wszystkie narody
« Jemu najwyższej części dawały dowody :
« A myto, przemożeni długością złej doli,
« Sykać tylko będziemy, kiedy srodze boli?
« Ogniste nam umysły nieczynność ostudzi?
« Słuszna zemsta chwalebnej odwagi nie wzbudzi?
« Zniesiem, by ludy w jego ćwiczone zakonie,
« Swoję szerzyły władzę po nilowe tonie?
« By mu hymny śpiewano, by mu czołem bito,
« By jego imie w spiżach i marmurach ryto?
« Zcierpimyżto, by nasze kruszono bałwany,
« By hołd jemu był wszędzie szczególnie dawany?
« By swe dźwigał ołtarze, na naszych ruinie?
« By mu samemu złoto niesiono w daninie?
« By sam będąc rozdawcą ratunku i zguby,
« Sam miał ofiarne wonie, i czynione śluby?
« Bez haraczu z dusz ludzkich, w samotnej krainie,
« Wasz król sameli będzie posiadał pustynie?
« Nie dopuści tej hańby owa dzielność żywa,
« Co dotąd w piersiach naszych silnie się odzywa.
« Ciż jesteśmy co zdawna, w pamiętnej potrzebie,
« Walczyliśmy odważnie o najwyższość w niebie.
« Przyznaję, że tę bitwę nasz wygrał morderca,
« I wszystkośmy stracili, prócz wielkości serca.
« Nie gubi stąd zaszczytu mniej szczęśliwe męztwo,
« Myśmy sławę zyskali, choć tamci zwycięztwo.
« Już widać z oczu waszych gniew do zemsty skory :
« O wierni towarzysze! ò moje podpory!
« Lećcie na Chrześciany rabujące sprośnie,
« Przyduście ich potęgę, póki jeszcze rośnie :
« Niech szerzący się pożar pilne gaszą dłonie,
« Póki ten Palestyny całej nie ochłonie.
« Mięszajcie się między nich, kładźcie im zawady,
« Używając przemocy, dowcipu i zdrady.
« Część w obcej rozproszona niech błądzi krainie,
« Część niech od zastawionych skrycie sideł ginie :
« Tamtych w gnuśnej niewoli niech wiąże rozpusta,
« Przez mdlejące wejrzenia i rumiane usta :
« Reszta rękę na wodze podnosząca swoje,
« Niechaj się przez wzajemne wyniszczy zaboje,
« Ślady nawet obozu, niech czas blizki zmaże :
« Tojest ich przeznaczenie, bo tak król wasz każe. »
Mówił jeszcze, lecz oni nie czekając końca
Już się wdarli w krainy, ogrzane od słońca :
Jak wichry z wstrzymującej wyrwawszy się surmy,
Szalone do żywiołów przypuszczają szturmy,
Ciągnąc z sobą burzenia i okropne szkody,
Ćmią niebo, szarpią ziemię, i wzdymają wody;
Wkrótce siekąc ciemnemi po powietrzu skrzydły,
Dzieli się w różne strony orszak ten obrzydły,
Świeżych wynalazków, chytrościami swemi,
Smutną zręczność cierpiącej okazuje ziemi.
Czyją szkodzili ręką, czyjemi powaby?
Rozgłos od tylu wieków nas dochodzi słaby :
Wam ò córy pamięci, wiedzieć to przypadnie.
Wy mi raczcie te dzieje objaśnić dokładnie.
Hidrault wtedy rządził Damasceńskie grody,
Który cały poświęcił wiek nauce młody,
Zdobi go czarnoxięzka sztuka znamienita,
Skrytość nieba zgadywa i w przyszłości czyta :
Zawodna umiejętność, jakie z niej korzyści,
Jeśli jego przejrzenie teraz się nie zjści!
Omylił się na gwiazdach, i zwołane piekło
Owych wątpliwych bojów końca nie dociekło.
Próżne w badania losu śmiertelnych zapędy,
Ciemność jest waszem światłem, i mądrością błędy.
Hidrault przepowiedział, że górne sprężyny
W ostatnie wciągnąć mają Chrześcian ruiny.
I że naród z Egiptu nadchodząc zwycięzki,
Srogiemi obce ludy wykorzeni klęski.
W tej myśli swych poddanych stara się zaśmielić,
By dążyli użytek i tryumfy dzielić,
Sądząc, iż Saraceńska moc obozy wytnie;
Lęka się jednak bitwy ukrwawionej zbytnie :
Do użycia wprzód sideł daje mu pochopy.
Ciężko znana waleczność rycerzów Europy,
Wnętrznemi niezgodami pragnie ich osłabić,
A potem łatwiej wojska podzielone zabić.
Gdy w milczeniu głębokiem te zamysły roi,
Pierś jego ciemny anioł nowym jadem poi.
Środki mu pokazuje, swem natchnieniem wspiera,
I końców ułożonych sposoby otwiera.
Król ten miał synowicę, tej na całym wschodzie,
Powszechnym sądem, równej nie było w urodzie :
Płci miłej zgromadzone wdzięki ją zdobiły,
Zna swą sztukę, natury zna tajemne siły :
Hidrault ją naucza, w jakie cele zmierza,
I samej wykonanie zamysłów powierza.
« Ty (rzecze) co pod wieku młodego zasłoną,
« Co pod włosem jedwabnym, postawą pieszczoną,
« Kryjesz roztropność starców i odwagę męzką,
« I w mej nauce palmę odnosisz zwycięzką;
« Jeżeli ci myśl moja do smaku przypadnie,
« Będzie niezmierne dzieło wykonane snadnie :
« Czyń siatki (tak nam kraju doradza użytek)
« Z tych, które ma przezorność zgotowała nitek :
« W obozy nieprzyjazne, skieruj twoje trudy,
« Używaj sztuk niewieścich, miłosnej przyłudy,
« Łez fortelnie sączonych, uniżonej modły,
« Wzdychań, któreby serca skaliste przebodły.
« Z ust powabnych stosowna gdy pójdzie wymowa,
« Niechaj będą jęczeniem przecinane słowa :
« Śliczną twarz niech przypięknią wstydliwości wzory;
« A obłudę szczerości niech barwią kolory.
« Dla twych oczu potęgi, dla rozmów słodyczy,
« Niech się między twe Godfryd naprzód jeńce wliczy.
« Zmierziwszy sobie miecze i wojenne wrzawy,
« Niech przy twych szuka stopach z posłuszeństwa sławy.
« Lecz jeśli go nieczułość z tych sideł wywikle,
« Pierwszych po nim chwyć sztuką, używaną zwykle,
« Których z tobą prowadząc za odległe wody,
« Lub życia, lub ich wiecznie pozbawisz swobody.
« Ojczyzny zawsze w sercu noś obrazy żywe,
« Za nią, za wiarę czyniąc wszystko jest godziwe. »
Armida, opuszczając rozkoszne pałace,
Wielkiemu przedsięwzięciu swe poświęca prace;
A gdy noc sprzyjające rozrzucała cienie,
Wyjeżdża, wziąwszy tylko niewieście odzienie :
Nie wiezie ona z sobą mieczów, ani zbroi,
Jej młodość, piękność, żywość, za oręże stoi.
W te siły zaufana, niezawodnie liczy
Krzyżowych bohatyrów za swoje zdobyczy.
Dążąc przez ludzką stopą nietknięte pustynie,
Wkrótce pod oblężone przybywa świątynie :
Kół zaledwo dojrzanych tam stanowiąc zwroty,
Gdzie z wiatrem chrześciańskie igrały namioty.
Radośny szmer całego powstaje obozu,
Wszystkie wzroki ścigają zsiadającą z wozu;
Każdy się nią zatrudnia, pytają ciekawie,
Kto jest? skąd jest? i w jakiej przyjechała sprawie?
Tak, gdy nieznana gwiazda swą jasność roztoczy,
Chciwie na nię śmiertelnych zwracają się oczy.
Nie ma tych wdzięków piękność, gubiąca Trojany,
Bogini nawet z morskiej urodzona piany.
Włos złoty przezroczystą gazą otoczony,
Tu się sam ukazuje, a tam z pod zasłony :
Równie gdy z białej chmurki słońce ma zawady,
Słabszy swój do nas promień przesyła i blady.
Lecz kiedy przeciwniczkę cieniącą zwycięży,
Większe rozsieje światło i upał natęży.
Włos ten w pierścienie wity, na ramiona spada,
Z którym pieszcząc się Zefir, nowe kształty składa :
Oko, ten skarb miłości, który w niem przebywa,
Przez oszczędność, niżeniem powieki, zakrywa,
Skład twarzy w przymilenia i wdzięki bogaty,
Połączą lilij białość i róży szkarłaty.
Usta zaś, których tchnienie czułe serca pali,
Łagodna przyodziewa purpura korali :
Piersi alabastrowe, Kupida siedliska,
Skąd niegasnące ognie i postrzały ciska;
Piersi tych, które zdobi niespokojność miła;
Część większą nienawistna szata przesłoniła :
Przeszkoda ta daremnie piękności powleka;
I najwięcej tajonych myśl chciwa docieka.
Armidę środkiem zbrojnych kierującą kroki,
Złączonym chwalą głosem cisnące się tłoki.
Nie zda się tego słyszeć, a w pozorach skromnych,
Już do swego tryumfu wyznacza przytomnych.
Chwilę się zatrzymuje i uprasza warty,
Ażeby jej do wodza był przystęp otwarty.
Już jej czas i przewodnik miał być wymieniony :
Wtem nadchodzi Eustacy, Godfryda rodzony.
Jak ów mały motylek, niżeli noc minie,
Jasności chciwie szuka, w znalezionej ginie;
Tak pociągniony wdziękiem nadludzkiej urody,
Na swoje dąży zgubę ten wojownik młody.
Dla zbliżenia się do niej kroki czyni spore,
Chce widzieć śliczne oczy; widzi je, i gore :
I wiek czyni go śmiałym i nowe upały,
Te więc rzekł do niej słowa prawie zapomniały.
« Pani, jeśli cię nazwać tem słowem się godzi,
« Bo z tobą, któraż z niewiast w porównanie wchodzi?
« Nie może być ta piękność w stworzonej osobie,
« Nie, nic ja nie znajduję śmiertelnego w tobie.
« Naucz mnie, czego żądasz, przez jaki traf rzadki,
« Wiedzie cię szczęście nasze, czy twoje przypadki?
« Oświeć mnie, kto ty jesteś, niech nie chybię w darze,
» Czym ci winien usługi, czy raczej ołtarze.
« Powaby nieszczęśliwe (Armida odpowie),
« Zbytnie byty chwalone w twojej, panie, mowie :
« Nie tylko mnie rozdzielne składają żywioły,
« Lecz jestem już ze smutków umarła na poły.
« Jeśli się we mnie jeszcze cząstka życia mieści,
« Ta mi tylko została na czucie boleści.
« Błędna, prześladowana, w samej ufna cnocie,
« W przeciwnym szukać muszę ucieczki namiocie.
« Chcę wsparcia wodza prosić, padłszy na kolana,
« Ożywia me nadzieje słuszność jego znana :
« Przeto jeśli jest dla mnie litość twoja szczera,
« Zjednaj mi oglądanie tego bohatera.
« Nie smuć się, rzekł Eustacy, ò panno czci godna,
« Moja pomoc dla ciebie, będzie niezawodna :
« Brat Godfryda, twym będę przewodnikiem wszędy,
« I ręczę ci za jego przyzwoite względy,
« Twe prośby nieodbitym staną się rozkazem,
« Rozrządzaj wodza berłem i mojem żelazem. »
Rzekł i one wprowadza w odległe pokoje,
Kędy Godfryd z pierwszymi łączył rady swoje.
Ta czoło wstydliwością zrumienione chyli,
Milczy długo, i wszystkich swą skromnością myli :
Ale gdy wodza dobroć, cieszenie rycerzy,
Dziewicze jej bojaźni nakoniec uśmierzy,
Głosem, którego słodycz zachwycenie sprawia,
Takowe do Godfryda chytrości wymawia.