O rymotworstwie i rymotworcach/Część VII/Kapelusz
<<< Dane tekstu >>> | ||
Autor | ||
Tytuł | O rymotworstwie i rymotworcach | |
Pochodzenie | Dzieła Krasickiego dziesięć tomów w jednym | |
Wydawca | U Barbezata | |
Data wyd. | 1830 | |
Miejsce wyd. | Paryż | |
Źródło | Skany na Commons | |
Inne | Pobierz jako: EPUB • PDF • MOBI | |
| ||
Indeks stron |
Pierwszy, co Kapelusza zjawił używanie,
Płci męzkiej okazałe i piękne ubranie,
Nosił go biało, mając opuszczone kraje,
Powierzchownej mu wcale ozdoby nie daje.
Jednak go nosić umiał, w stroju mu się darzy,
Poważną dawał postać i służył do twarzy.
Wtem umarł, a przy swojej śmierci najbliższemu
Ten kapelusz okrągły zostawił krewnemu.
Dziedzic go kłaść nie umiał : niedługo mu zbrzydła
Ta niekształność okrągła. Myśli — i wlot skrzydła
Dwa wiszące u góry wzmacnia i podnosi.
Wszędzie wieść lotna jego wynalazek głosi.
Wziąwszy go, gdy tę nowość lud ujrzy na głowie,
O jak śliczny kapelusz! Cudo! każdy powie.
Wtem umarł, a przy swojej śmierci najbliższemu
Ten dwurożny kapelusz zostawił krewnemu.
Dziedzic wziąwszy kapelusz gani go i łaje.
Widzę ja rzecze, czego jemu nie dostaje,
Wymysłem chcąc pokazać swój dowcip głęboki,
Spiął skrzydła kapelusza kształtnie na trzy boki.
W tenczas krzyknął lud zdumion, ò rozum! ò dziwy!
Jeszcze tak ślicznej rzeczy żaden człowiek żywy
Nie wymyślił : stąd słusznie każdy mu to przyzna,
Że z wynalazcy zaszczyt odbierze ojczyzna.
Wtem umarł, a przy swojej śmierci najbliższemu
Ten trzyrożny kapelusz zostawił krewnemu.
Ten kapelusz był wprawdzie już mocno zbrudzony,
Będąc już w czwartej ręce z dawności noszony.
Dziedzic chcąc jaką sztuką dać mu pozór nowy,
Czarno go ufarbować przyszło mu do głowy.
Co za domysł szczęśliwy! całe miasto woła,
Już wynalazcy temu nikt w sztuce nie zdoła.
Boć też biały był śmieszny, tak lud sobie gada,
Lecz czarny, bracia, czarny do stroju przypada.
Wtem umarł, a przy swojej śmierci najbliższemu
Farbowany kapelusz zostawił krewnemu.
Kapelusz wziąć do domu dziedzic rozkazuje,
A widząc go wytartym — myśli — wynajduje
Przedziwny sposób, którym przed światem się wsławia.
Wbiwszy go na prawidło, nicuje, odnawia.
Pierze go, dobranemi chędożąc szczotkami,
I jedwabnemi włókno obszywa taśmami.
Gdy wyszedł, widem nowym lud zdziwion bez miary,
Woła, cud! omamienie niewidziane czary.
Ow to dawny kapelusz? wszak on wcale nowy.
O szczęśliwy narodzie! gdzie tak mądre głowy.
Gdzie nikną uprzedzenia, błahe gminu mody.
Któż już nad to da większe dowcipu dowody?
Wtem umarł, a przy swojej śmierci najbliższemu
Kapelusz nicowany zostawił krewnemu.
Odkrycia wynalazcom wielką sławę dają,
Ich imie ze czcią w późnych wiekach wspominają.
Tym celem nowy dziedzic stare taśmy zrywa,
I galonem złocistym kapelusz okrywa,
Guzik nań złotolity z szlifą drogą kładzie.
Tak go wcisnął nabakier, i gminnej gromadzie
Pokazał się : ta widząc z radości truchleje,
I krzyknie : co za rozum! cudo się w tem dzieje!
Teraz w najwyższym stopniu stanęła ta sztuka,
Za nic wszyscy, nikt większej nad tę nie wyszuka.
Wtem umarł, a przy swojej śmierci najbliższemu
Kapelusz z złotą taśmą zostawił krewnemu.
Kapelusz sześciorakie już widział odmiany :
Był na końcu galonem złotym opasany,
Kiedy się dostał panu siódmemu w podziele :
Chciał i on swym potomkom dać nowe modele.
Idzie chwalebnym dawnych posiadaczów torem,
Ozdabiając odmiennym kapelusz pozorem.
Odpara z niego złote już brudne galony,
I kładzie złotolite franzle i festony.
Zdobi bok lewy złotem tkanemi szlifami,
I obwodzi po brzegach białemi piórami,
A śpiąwszy na trzy rogi kapelusza kraje,
Płaszczy tylne, a z przodu kończaty wydaje.
Kładzie go i ludowi w nim się pokazuje,
Który tknięty tym nowym cudem wykrzykuje :
To dopiero kapelusz! to ozdoba głowy!
Któż już teraz potrafi zjawić pozor nowy?
Wtem umarł, a przy swojej śmierci najbliższemu
Ten kapelusz z piórami zostawił krewnemu.
Już w kształcie kapelusza znaczne były wady,
Już pióra były brudne, już i galon śniady.
Dziedzic widząc, że na nic już się nie zdał prawie,
O inszej kapelusza więc myśli postawie.
Zdejmuje z niego pióra, a postronne boki
Opuszcza, bok zaś tylny zostawia wysoki.
Na który sutą szlifę z litym guzem wsadza,
Wraz ostrą szczotką barwę daje i wygładza.
Taką mu dawszy postać, idzie do swej żony,
Która go widząc, rzecze : mężu ulubiony!
Jeszcze tu czegoś trzeba. Dziełem mojej ręki,
Nowe kapeluszowi przydam jeszcze wdzięki.
Bierze pióra misternie kręcone w kędziory
We dwie strzały, z nich wije czub pyszny i spory.
Przypiąwszy go na wierzchu, w nim mężowi radzi,
Wynijść; lud się natychmiast zbiega i gromadzi.
I dziwiąc tej nowości z zachwyceniem mówi :
Cóż jeszcze zjawić przyjdzie jego potomkowi?
Gdy chwali czub ów śliczny, jeden co nałogi
Znał żony jego, rzecze : bracia, to są rogi.
Wtem umarł, a przy swojej śmierci najbliższemu
W tyle spięty kapelusz zostawił krewnemu.
Własna miłość u ludzi żywe wznieca chęci,
Aby imie umieścić w potomnej pamięci.
Dziedzic chcąc wynalazcy zjednać sobie sławę,
Nową kapeluszowi dać myśli postawę.
Boć już wcale był stary i wniwecz znoszony,
Kąty się rozpadały i psuły się strony.
Bok więc tylny opuszcza, pióra z niego zrywa,
I w płótno woskowane kapelusz obszywa.
Znowu go na trzy rogi śpiąwszy, taśmą wkoło
Po krajach go obwodzi, i kładzie na czoło.
Lud wryty stanął; widząc piękność tej odnowy,
Rzecze : ówże to stary kapelusz? czy nowy?
Wtem umarł, a przy swojej śmierci najbliższemu
Kapelusz woskowany zostawił krewnemu.
Dziedzic chciał coś wymyślić choć miał pustą głowę,
Przeto też po swojemu wymyślił odnowę.
Taśmę i woskowane płótno z niego zrywa,
A spłaszczywszy, kitajką zupełnie okrywa.
Nie bierze go na głowę, lecz pod pachy kładzie,
I tak się pokazuje sąsiedzkiej gromadzie.
Ta z widowiska tego w zadumieniu stanie,
Tak nowej kapelusza dziwiąc się odmianie.
Jeden ją chwali, drugi za dziwaczną głosi,
Że wynalazca głowę pod pachami nosi :
Przecieć pewny cel mają różne strojów mody,
Jedne są dla ozdoby, drugie dla wygody.
Lecz któż taką pochwali? komuż się spodoba?
Nacóż to nieść pod pachą co głowy ozdoba?
Ow półgłówek przy śmierci swojej najbliższemu
Ten kapelusz spłaszczony zostawił krewnemu.
Już dwa wieki pamiętał ten kapelusz stary.
Już czarność z niego spełzła i wcale był szary,
Kształtu żadnego nie miał; długie czasu biegi
Zepsuły dawną postać i podarły brzegi.
W takowym się dostawszy potomkowi stanie,
Podobnież myslić począł o nowej odmianie.
Próżno nowem odkryciem swój rozum wysusza,
Musiał pierwszą postawę wznowić kapelusza.
Kładzie wierzch na prawidło, i kraje obrzyna
Rozpadłe, a żelazem nieco je wygina.
Na dno długiem noszeniem w nagięciu zepsute
Daje szerokie wstęgi i kokardy sute.
Żeby zaś te ozdoby lepszy pozór miały,
Przypina na bok lewy z piór bukiet wspaniały.
Taką mu dawszy kształtność, kładzie go na głowę.
Gdy w mieście tak poważną obaczą odnowę,
Wszyscy ją chwalą, wszystkim dziwnie się podoba,
Każdy mówi : jak śliczna, jak cudna ozdoba!
Boć okrągły kapelusz przystojny i modny,
Stroi człeka i w słońca upale wygodny.
Takiej był wcale formy najpierwszy kapelusz,
Z niego następca przejął niniejszy modelusz.
Tym sposobem do starej wracamy się mody,
Naśladując, skąd wyszły, spływające wody.
Kapelusz został, odmian chociaż miał niemało :
Tak się z nim, jak z nauką Filozofów stało.