[56]OBRACHUNEK W TĘ NOC
Tam, wdole,
po deszczu krzewy mroczno-zielone, ach! pachną,
szemrze zmierzch.
Widzisz, łyska się na horyzoncie razporaz
nad punktami, zagubionemi w obszarze widnej ciemności.
Ta panorama przed oczyma, pijącemi chciwie, czyż bywa jeszcze piękniejsza,
a przecie przypomina celę, z której zerwano dach i tem sroższy jest ból, że, samotnych, wzywają nas gwiazdy.
Już ponad siły jest w poszum rozwarte okno
i czasu aż nadto do rozmyślań, Boże miłosierny!
W tę noc buro-przejrzystą, chwiejącą widnokręgami,
jak magik oszlifowanemi płasko, lśniąco-czarnemi płytami
(zataczasz się, o, hańbo, w trójkącie przestrzeni bez wyjścia);
w tę noc lustrzaną, chwiejącą horyzontami,
[57]
jak pokładem okrętu, po którym stąpasz nieufnie, pielgrzym, szczelnie w płaszcz otulony,
z kapturem na głowę nasuniętym, o skroniach zapadłych,
wypatrujący brzegu;
w tę noc, krzyżującą ostrzone, ciche, zdradliwe pioruny,
jak szpady, mierzące w pierś;
w tę wzniosłą noc, zstępującą z piedestału, z sutych fałd wyplątaną, przemawiającą skąpemi gestami
(jak Norwid, wzywający do wielkości);
w tę skrytą noc, na której pocałunek wystawiasz nagą pierś, że boleśnie
językiem rozdwojonym sięga dna serca;
w tę mozartowsko-płynną noc, gdy zdala nad basenami szlochają nieutulone fontanny;
w tę noc, pełgającą świecznikami kasztanów, które stoją wyprostowane na straży, jak Anioły z obnażonemi mieczami wokół lochu;
w tę noc, płonącą żółtemi gromnicami nade mną, szczęśliwym umarłym;
i cóż i cóż w tę noc
czynisz tam, przyjacielu, szorstki i prosty, w miasteczku, rozrzuconem nad Narwią,
czy i ku tobie przechyla się gałąź bzu?
Ach! bo w tę noc
wycieka ze mnie poezja,
jak z rozdartych żył,
zielona elegijna krew,
[58]
a serce me kruche się zwija,
jak wiór,
dotknięty płomieniem!
W tę noc i cóż zostaje? — prócz
tej rady nieodwołalnej:
«Ofeljo, idź do klasztoru!»