[341]
Filomena.
W poemaciku tym, liczącym dziewięćdziesiąt zwrotek ośmio-wierszowych, autor przedstawia religijną ekstazę duszy pobożnej, która w miłosnem rozpamiętywaniu łask Zbawiciela umiera z rozkoszą w chwili, gdy opiewa śmierć niebieskiego Oblubieńca, do którego tęskni. Wyobrazicielem tej duszy jest Filomena t. j. słowik
[1], który według
podania, gdy zgon swój przeczuwa, rozpływa się w natchnionej pieśni, aż wreszcie wyczerpany, ostatnie wydaje tchnienie.
I cóż znaczy ta ptaszyna
I czemże cię wzrusza?
Filomena — to cnót pełna
I miłości dusza,
Co pamiętna swej ojczyzny
I tęskniąca do niéj,
Takie hymny czarujące
Wciąż dzwoni a dzwoni.
By się wyżej, wyżej jeszcze
Wzbiły jej nadzieje,
Więc mistyczny jakiś dzionek
Dla niej zajaśnieje.
Łaski, które Bóg nam daje
Mimo nasze winy,
W owym wielkim dniu mistycznym
Są jakby godziny.
[342]
Świt poranny przypomina
Byt nasz na tej ziemi;
Rano stworzył Bóg człowieka
Rękami swojemi.
Prima znaczy chwilę, w której
Bóg w człeka się wcielił,
Tertia mówi, jak doczesny
Żywot z nami dzielił.
Sexta znowu, jak się oddał
Pan nasz w zdrajców ręce,
Jak był związan, wleczon, bity,
Jak w krzyżowej męce
Gwoździami mu ogromnemi
Ciało kaleczono,
Opasano świętą głowę
Cierniową koroną.
Nona — to śmierć Chrystusowa —
W godzinie tak wielkiéj
Spełniła się do ostatniej
Ofiara kropelki,
Moc szatana rozerwana,
Sam zwątpił o sobie —
Wieczór ciało Zbawiciela
Pochowano w grobie.
Wytłómaczywszy w ten sposób, jakie momenty życia Zbawiciela wyobraża przedśmiertna pieśń słowika, poeta w dalszym ciągu przytacza pieśń duszy, ułożoną zgodnie z jej pierwowzorem.
O mój StwócoStwórco! — tak doń mówi —
Ty, dając mi życie,
Ze skarbnicy swej miłości
Czerpałeś obficie.
Boś ukochał bez zasługi
Mnie z nizkiego światu,
Jeszcześ zrobił uczestnikiem
Swego Majestatu.
Jakież wielkie na mnie spadło
Naraz dostojeństwo,
Gdyś mnie stworzył, wielki Boże,
Na Swe podobieństwo.
I do większych byś zaszczytów
Jeszcze wzniósł mię, Panie,
Gdyby było niezgwałcone
Twoje przykazanie.
Twoja wola była taka,
Bym się oddał Tobie
I do górnej tej ojczyzny
Tęsknił w każdej dobie.
Tyś mię żywił i nauczał
Jakby dziecko własne,
Abym kiedyś mógł zamieszkać
Twoje niebo jasne.
Odtąd chciałeś, bym z anioły
Sam stał się aniołem,
A co więcej, chciałeś we mnie
Zamieszkać pospołem.
Czemże takie dobrodziejstwo
Odwdzięczyć Ci, Panie?
Nie wiem — chyba całe moje
Oddam Ci kochanie...
Tak o świcie śpiewa dusza;
Lecz ledwo rozdnieje,
O godzinie pierwszej hymnem
Pobożnym zapieje,
Sławiąc czas ten, gdy na ziemię
Smutną i zbolałą
Pan nasz zstąpił i człowiecze
Wziął na siebie ciało...
O południu, kiedy słońce
Najmocniej dogrzewa,
Dusza żądzą wysilona
Napoły omdlewa,
Bo miłości żądło coraz
Głębiej serce krwawi
I już męka Chrystusowa
Jej oczom się jawi.
[343]
Rozszlochanej się przedstawia
Niewinny Baranek
Bieluteńki, a na głowie
Ma cierniowy wianek.
Obie nogi, ręce obie
Gwoździami przebite,
Ciało święte posiniało,
Ranami okryte...
Więc w przystępie szału woła:
Pójdźcie tu, oprawcy!
Na krzyż wbijcie mnie chudzinę
Obok mego Zbawcy.
Z wszystkich śmierci ta śmierć jedna
Dla mnie upragniona,
Gdy konając, Ciebie, Chryste,
Obejmę w ramiona.
Ten, nie inny tylko kordyał
Uleczyć mnie może
Z tej gorączki, co mi serce
Pali w każdej porze.
W Tobie cudna moc lecząca,
Źródło łaski wszelkiéj,
Mój Zbawiciel da ochłodę
Na ten upał wielki...
O pokarmie ty cudowny!
Rzeźwiący ruczaju!
Tych, co w Tobie zasmakują,
Prowadzisz do raju;
Ciebie, krew Twą kto pożywa,
Sił mu nie zabraknie;
Dusza chłodna i fałszywa
Strawy tej nie łaknie.
Widok mąk Odkupiciela przejmuje ją żądzą podzielenia ich ze swoim Oblubieńcem:
Czemuż z Tobą nie cierpiałem
Na drzewo przybity?
Czemu, Panie, mi nie dano,
Bym skonał, jak i Ty?
Ominął mnie zaszczyt wielki,
Małom miał zasługi —
A więc wydam się na męki
I wezmę krzyż drugi.
Płakać będę bez ustanku
I smutkiem się strawię,
Póki zlepek ten mój ziemski
Ziemi nie zostawię.
I tak dusza rozkochana
Im więcej goreje,
Tem się bardziej zmysły mącą
I ciało martwieje,
Usta ledwie coś bełkocą
W ostatnim wybuchu
Tej miłości, — członki słabną
I leżą bez ruchu.
(L. Siemieński).
Umiera wreszcie i dostaje się pomiędzy zbawionych, a poeta kończy swój utwór zachętą, żeby ją naśladować i taką samą pieśnią męczeńską dobijać się szczęścia niebieskiego. „Filomenę“ przełożył Lucyan Siemieński w „Pieśniach mistycznej miłości“. (Lwów, 1877).