Oda III. Na zjazd stężycki
←Oda II. Na bogi fałszywe | Oda III. Na zjazd stężycki Rymy łacińskie Jana Kochanowskiego Jan Kochanowski |
Oda IV. Do zguby→ |
Przekład: Ludwik Kondratowicz. |
ODA III.
Gdzie się Wieprza kręte fale wiodą,
Płynąc w Wisłę, gdzie wygnańca strzecha,
Poderwana i podmyta wodą,
Sterczy stara siedziba Sieciecha,
Tam oszukan lud polskiej krainy
Przez ucieczkę Walezego zdradną,
Na płaszczyźnie szerokiej równiny
Zbiegł się wszystek na wiece obradną;
Jako trzoda, której pasterz zginie,
Nie chce przyjąć ni wody, ni paszy,
Chodzi błędna po trawnej równinie,
Noc ją trwoży, wilk i niedźwiedź straszy.
Czyż zostaniem bez nadziei zgoła,
Że król przyjdzie, że nas zabezpieczy?
Kraj go wzywa, obywatel woła
I nieszczęścia Pospolitej Rzeczy.
Czyż pozwolisz, wielki Boże, na to,
By król Franków przybył k’nam na nowo
I panował nad mężnym Sarmatą
Z uwieńczoną wawrzynami głową?
Lecz mu pono w dwoistej koronie
Trudno rządzić wśród tylu odmętów,
Trudno siedzieć na dwoistym tronie
I sprawować rudel dwóch okrętów.
Gdy więc Niebo taki los przyniosło,
Niech się Polsce do praw wrócić godzi,
I rzucone przez Henryka wiosło
Dać innemu, by kierował z łodzi!
Lecz Polacy! gdy wieca zebrana,
Kadźcież dobrze, do obrad zasiadłszy!
Tego sobie wybierzcie na pana,
Kto poczciwszy, nie zaś kto bogatszy.
I co trzykroć i czterykroć mówię:
Niech was kłótnie nie zawodzą płoche;
Zniżcie rogi na wyniosłej głowie,
Butny umysł pohamujcie trochę.
Bo gdy żaden ulegać nie zechce,
Rzecz publiczna już będzie zatruta;
Na cóż wolność rzekoma nas łechce?
Na co zda się układać statuta?
Można śmiać się, gdy postronny straszy,
Lecz pogróżek nie ważcie za mało;
Jeśli trzeba, przypaszcie pałaszy
I działajcie, jak mężom przystało.
Nie przystało na swobodnych męży
Dawać w jarzmo rycerskie ramiona
Wprzódy jeszcze, nim nas wróg zwycięży,
Nim nas dola na bitwie pokona.