[107]DO MELPOMENY.
III.
Quem tu Melpomene, semel.
O Melpomeno! kogo wzrokiem swoim
Powitasz w chwili, gdy na świat przychodzi —
Ten się istmickim na kułaki bojem
Nie wsławi — ani wyjdzie z krwi powodzi
Wielkim hetmanem, co dziarskimi końmi
W achejskim wozie na Kapitol jedzie
Z uwieńczonemi w liść delijski skrońmi,
I, co pobite króle w pętach wiedzie.
Za to strumyki tyburyjskich błoni,
Gajów cienistych woniejące wrzosy —
Gdy je eolską pieśnią w świat rozdzwoni,
Wybiją sławę jego pod niebiosy.
Odkąd mię w koło najpierwszych pieśniarzy
Wpisała Roma, wszystkich stolic księżna —
Odtąd mej sławy wieszczej nie znieważy
Zawiść zjadliwa i krzywoprzysiężna.
O ty! przez którą lutnia moja gędzie,
Co niemym rybom, byleś tylko chciała,
[108]
Z paszczyby śpiewy płynęły łabędzie,
Pierio! tyś mi, tyś mi wszystko dała;
Że gdy przechodzę — wskazują palcami:
Patrzcie, mistrz idzie, nasz rzymski lutnista!
Jeślim natchniony, jeśli oklask da mi
Każdy, w tem twoja pomoc oczywista.