Oda V. Pochwała miasta Gdańska. — Przypomina zwycięstwo Gdańszczan nad Teutonami i wychwala ich wierność ku Polsce

ODA V.
Pochwała miasta Gdańska. —
Przypomina zwycięstwo Gdańszczan nad Teutonami
i wychyjala ich wierność ku Polsce.

Quae puppis, aut quis Pegasus...


Czy na Pegazie, czy nawy zwrotnemi
Prześlę na morze wiersz ci poświęcony,
Gwiazdo pomorskiej cnych Prusaków ziemi,
Królowo północnej strony?

Stojąc nad brzegiem wiślanym wspaniale,
Szczęśliwy gród twój panuje i kwitnie,
Miasto i ziemia w czystych wód krysztale
Odźwierciedlona dobitnie.

Na całym tutaj polarnym przestworze
Krzepki twój cugiel narzucony śmiało,
Szeroka ziemia i szerokie morze
Twoje zakony poznało.

Pieśń ma twych skarbów liczyć się nie waży.
Twych baszt, jak wieniec na Bałtyku czoło,
Twych trzysta żaglów, co w porcie na straży
Wieją banderą wesołą.

Nie będę śpiewał, iż twój rudel bodzie
Nurt albioński daleki i stary,
Lub że na całym Wschodzie i Zachodzie
Znane są twoje towary;

Że szczyt twych wieżyc wynosić się może
Aż pod obłoki, aż gdzie chmura mgława;
Że świetne gmachy i kościoły Boże,
Że kunszt ci blasku dodawa.

Wspomnę, jak zdradne Plawena fortele
Przezorna rada poznaje i zniszcza.
Pieśń Amfiona nie żądała śmiele
Odnowić mury ze zgliszcza.


Bo ręka ludzka pobuduje domy,
I ręka ludzka rozwali, zabierze.
Aleksandryjskie runęły budowy,
Rzym starożytny — w ruderze.

Krzepka natura wciąż ze sztuką walczy,
Dziełom rywalki ciągle kopie groby;
My lud szalony, my naród zuchwalczy,
Czcimy jej kruche wyroby.

Wszędy są gruzy i miast, i narodów:
Troja — Myceny — gdzie mury? gdzie władza?
Tylko się Wiara po mogiłach grodów
Krokiem spokojnym przechadza.

Gdzie niemasz wiary, tam śmierć i sromota,
Tam na nic służą okopy i wieże.
Nie grube mury, nie miedziane wrota,
Lecz prawość duszy nas strzeże.

Nie wał wysoki, nie fosa topieli,
Nie grom siarczysty armatniej czeluści;
Lecz wiara w sercach u obywateli
Wrogów do miasta nie wpuści.

I gród ów zacny na cnocie się wspiera,
Wstrzymując najście Teutonów krwawe;
Ni go skusiło złoto Krucygera,
Ni podarunki nieprawe.

Bo stara prawość i szlachetność droga
Swoim łańcuchem okoliła wały;
Od niej i dary, i pociski wroga
Wstecz mu na głowę leciały.

I wódz-przekupień zasmucił się jawnie:
— Hańba mi! — rzecze — hańba na mą głowę!
Bo Europa dowie się niebawnie,
Żem zhańbił prawo Marsowe!


Skaziłem zdradą rycerza nazwanie,
Chciałem był kupczyć... sromota, sromota!
Bez hańby swojej wytrwali Gdańszczanie
Próbę żelaza i złota.

A jam się skalał, i z mojemi nawy
Muszę umykać z pod miasta wypchnięty;
Muszą, jak zbiegi, drżące od obawy,
Iść Plawenowe okręty.

Gród, cztery razy całą siłą party,
Twardo wytrzymał oblężeńczy nawał;
Rzuciłem złoto — Gdańszczanin zażarty
Złoto żelazem oddawał.

Cóż sprzymierzonym Sykambrom wyliczę?
Czem uraduję teutońskie rzesze?
Jakie wojenne łupy i zdobycze
W naszych świątyniach zawieszę?

Na cóż ma ziemia dowiedzieć się nasza,
Że po tej klęsce ja, rozbitek, żyję?
Raczej śmierć moją niechaj świat rozgłasza,
Dopóki hańby nie zmyję.

Jeśli mi dola i tego zaprzeczy,
I nie da klęski powetować świetnie,
To śmierć okropna niech już w samej rzeczy
Dni moje starga i przetnie.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Maciej Kazimierz Sarbiewski i tłumacza: Ludwik Kondratowicz.