Okręt (Niemcewicz)


Okręt miotany wiatrami
Szedł jako tako wpośrzód nawałności,
I podróżni z żeglarzami,
Gdyby się byli trzymali w jedności,
Oparliby się tej burzy;
Lecz próżno: im bardziej niebo się chmurzy,
Tym bardziej, zamiast czynienia,
Zwłoki tylko i mówienia.
Do żaglów... już skała bliska -
Wołali tam i ówdzie rozsądni majtkowie -
Źle się kierujem, fala nami ciska,
Przebóg! Mniej obfici w mowie,
Bądźmy czynniejsi! Tu na głos tak zdrowy
Mówca jeden dowodził, lecz nie czterma słowy,
Że chcąc zachować życie i majątek
Trzeba roztrząsnąć wprzód wiatrów początek.
Przydaj - rzekł drugi - skąd wód wzrost i spadek.
Nie to - trzeci zawołał sądząc, że przypadek
Najrozumniej rozwiąże i pogodzi spory -
Patrzcie, pioruny jak huczą z łoskotem,
Postawić trzeba wprzódy konduktory
I zasłonić się przed grzmotem.
Na koniec wszystkie zdania zważane bez zgody,
Bardzo może przyzwoite
Na lądzie lub w czas pogody,
Opóźniając ratunek, mówce znamienite,
Sternika i okręt cały
Pędem rozbiły o północne skały.
A tak, mimo ratunku sposoby gotowe,
Wszystko zginęło przez zbytnią wymowę.
Czemuż przykładu tego nie użyjem?
Potrzeba nagli, moi przyjaciele;
Wierzcie, rozumu mamy nadto wiele,
Czas próżno tracim, o brzeg się rozbijem.