<<< Dane tekstu >>>
Autor Anonimowy
Tytuł Olbrzym z opuszczonej kopalni
Wydawca Wydawnictwo „Republika”, Sp. z o.o.
Data wyd. 9.3.1939
Druk drukarnia własna, Łódź
Miejsce wyd. Łódź
Tłumacz Anonimowy
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


Olbrzym z opuszczonej kopalni
W gabinecie chemika

Łysy mężczyzna pochylił się nad stołem, na którym spoczywało osiem skrawków pergaminu. W laboratorium panował zapach chemikaliów, na stole pełno było butelek, dziwacznych naczyń i przyrządów. Wielka lampa rzucała jasne światło na skrawki pergaminu i na twarze dwóch ludzi, siedzących przy stole. Jednym z tych ludzi, którego łysina błyszczała, jak księżyc w pełni, był chemik, nazwiskiem Ridgman, drugim zaś byt Buffalo Bill.
— Widzę na tych skrawkach ślady pisma — rzekł po chwili Ridgman. — Poza tym udało mi się je złożyć i doszedłem do wniosku, że tworzyły one dawniej jeden duży kawałek pergaminu.
— I ja to zauważyłem — odparł Buffalo Bill. — Nie wiem tylko, czy uda nam się odczytać te napisy, gdyż litery są prawie zupełnie zatarte.
— Udało mi się odcyfrować kilka oderwanych słów — rzekł chemik. — Napisy są hiszpańskie i mowa jest w nich o jakichś baryłkach, pełnych srebra.
Buffalo Bill uśmiechnął się.
— Historia tych papierków może pana zainteresować. — rzekł.
— Istotnie. To bardzo ciekawe napisy — rzekł Ridgman, skręcając papierosa i zapalając go. — Jeśli mi pan o tym coś opowie, może i ja pokażę panu coś ciekawego...
— Czy słyszał pan coś o ośmiu vaqueros? — zapytał Buffalo Bill.
— Vaquero to meksykański cowboy, — rzekł niechętnie chemik. — Wie pan, Cody, że nie lubię tych brudnych „greasers“...
— A więc nie wie pan również nic o starej kopalni turkusów? — zagadnął Cody.
Ridgman potrząsnął przecząco głową.
— A więc, niech pan sobie wyobrazi, że banda, złożona z ośmiu vaqueros, udała się do jakiejś starej i opuszczonej kopalni turkusów w poszukiwaniu ośmiu sztyletów, ośmiu skrawków pergaminu i ośmiu baryłek, pełnych ośmiotalarowych srebrników hiszpańskich.
— Mogę panu dokończyć tę historię — zaśmiał się chemik. — Złoto to pochodziło od piratów, którzy zrabowali je w Panamie i zostawili potem na granicy Meksyku... Słyszałem już tysiące takich bajek.
— A jednak... — rzekł Cody. — Wydaje mi się, że w tym wypadku to wszystko nie jest bajka.
— Więc te skrawki pergaminu, które tu mam przed sobą, mają wskazać miejsce, w którym ukryty jest skarb?
— Tak, — rzekł Buffalo Bill. — Ten skarb został złożony w kopalni przez członków bandy Morgana Pirata, którzy później zostali wymordowani przez Indian.
— I w tej całej historii jest źdźbło prawdy? — rzekł z powątpiewaniem Ridgman.
— Tak przypuszczam, — rzekł wywiadowca — gdyż sam byłem w tej kopalni i sam znalazłem tam te skrawki pergaminu.
— Do pioruna! — zaklął chemik. — To zaczyna być interesujące. — Niech mi pan opowie wszystko ze szczegółami!... Czy ci vaqueros również tam byli?
— Owszem, ale zostali zmuszeni do ucieczki.
— A ten olbrzymi dzikus, który znajduje się teraz w hotelu, również należał do ich szajki?
— Przypuszczam, że raczej nie — odparł Cody. — Wiem tylko, że te skrawki pergaminu byty w jego posiadaniu.
— Skąd on się tam wziął?
— Wie pan, że sekretarz ambasady brytyjskiej, sir Archibald Henry Clayton - Pierce zginął w tajemniczy sposób przed wielu laty. Ten człowiek...
— Wszyscy w Phoenix znają te historię — przerwał chemik. — Ale co ma wspólnego ten dzikus z angielskim arystokratą?
— Wiem tylko tyle, że znaleźliśmy tego olbrzyma w kopalni wraz z tymi skrawkami pergaminu.
— Ach, więc to była jego kryjówka!... Ale nie rozumiem w dalszym ciągu związku...
— Zaraz to panu wyjaśnię. Clayton-Pierce posiadał w chwili swego tajemniczego zniknięcia mapę starej kopalni turkusów. Taką samą mapę znalazłem przy tym dzikusie.
Ridgman podskoczył na krześle.
— A więc utrzymuje pan, że ten dzikus i Clayton-Pierce to jedna i ta sama osoba? — zawołał.
— Wszystko jest możliwe — rzekł spokojnie Buffalo Bill. — Zatelegrafowałem do Waszyngtonu, aby przysłano tu kogoś z ambasady brytyjskiej. Możliwe że Clayton-Pierce zostanie rozpoznany.
— A czy nikt nie zna go z tutejszych obywateli? — zapytał chemik.
— Znali go tylko Stary Jim i jego syn, ale nie mogą poznać w olbrzymie Anglika. Twierdzą, że Pierce był wytwornym arystokratą i że żaden człowiek nie mógłby się do tego stopnia zmienić.
— I mnie się tak wydaje... — mruknął Ridgman.
— Zobaczymy — rzekł Buffalo Bill. — Dzikus znajduje się teraz w hotelu, związany i pod strażą. Przypuszczam, że ta zagadka wyjaśni się w najbliższym czasie... Ale przyrzekł mi pan, że pokaże mi pan coś ciekawego?
— Zaraz pan zobaczy... — uśmiechnął się tajemniczo chemik.
Ridgman począł się krzątać po swym laboratorium zmieszał zawartość kilku buteleczek, nasycił płynem kawałek bibuły i przyłożył go do skrawków pergaminu. Przycisnął wszystko grubą książką i rzekł:
— Wydaje mi się, że w ten sposób uda nam się odczytać treść zatartych napisów. Ten płyn uwidoczni nam wszystko.
Po kilku minutach chemik wydobył skrawki pergaminu spod książki i pokazał je z uśmiechem triumfu wywiadowcy. Buffalo Bill wydał okrzyk radości. Litery na pergaminie stały się zupełnie wyraźne i czytelne.
— To niezawodny sposób — rzekł chemik. Bałem się go użyć, gdyż napisy są bardzo stare. Liczą conajmniej dwieście lat.
— Albo jeszcze więcej — rzekł Buffalo Bill, pochylając się nad pergaminem.
— Czy rozumie pan coś z tego?
— Tak... Podane są tu wszelkie niezbędne informacje.
— A więc ta legenda okazała się prawdą?
— Nie wiem. Będę mógł to stwierdzić dopiero wtedy, gdy znajdę skarb — rzekł Cody. — Jeżeli wyruszy...
Buffalo Bill nie dokończył zdania, gdyż w tej samej chwili drzwi otworzyły się gwałtownie i do pracowni wpadł jak bomba baron Wilhelm van Schnitzenhauser, przyjaciel i współpracownik wywiadowcy.
— Co się stało? — zapytał Buffalo Bill.
— Dzikus uciekł!... — zawołał baron.
— Co takiego?!...
— To, co powiedziałem...
— A Nick?...
— Został wyrzucony przez okno...
— A Dziki Bill?...
— Jeszcze nie odzyskał przytomności...
— A... a Mały Lampart...?
— Został wtłoczony w krzesło i jeszcze się chyba nie wygrzebał.
Buffalo Bill wypadł jak bomba z pokoju, a za nim pobiegli baron i łysy chemik.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: anonimowy.