Opowiadania starej Margośki/III
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Opowiadania starej Margośki |
Wydawca | Księgarnia Św. Wojciecha |
Data wyd. | 1927 |
Druk | Drukarnia Św. Wojciecha |
Miejsce wyd. | Poznań |
Inne | Cały zbiór |
Indeks stron |
Nastały już dni cieplejsze, zima zelżała tak, iż na Popielec już mogłem uganiać dowoli po dworze. Jednego dnia wybrała się matka na nabożeństwo wielkopostne i wzięła mnie z sobą, przestrzegając zawczasu, bym kaloszy w błocie nie zgubił. W kościele śpiewano „Gorzkie żale“, naprzemian kobiety i mężczyźni. Głosy były niedobrane, rozwlekłe i chropowate, mimo to jednak śpiew czynił na mnie wielkie wrażenie. Naprzód słychać w nich było kajanie się i skruchę, a każde „Zmiłuj się nad nami“, spotęgowane uderzeniem czół o posadzkę, zdało się odgłosem jakiegoś twardego łamania się z nieubłaganą karą niebios. Później zaś rozlegał się jęk i tkliwe narzekania niewiast, owych jakby towarzyszek Matki Boskiej, stojącej pod krzyżem. Między niemi ujrzałem i Margośkę. Chusta jej spadła z włosów i w srebrnej ich oświetli, z wyrazem szczerej modlitwy na spopielałych wargach, klęczała, zapatrzona w ołtarz, jakby prosiła o coś, o coś się pytała...
Wyszliśmy z kościoła i skierowaliśmy kroki do sąsiedztwa, gdzie bawiłem się doskonale z rówieśnikami. Wynikiem tej zabawy było wprawdzie rozdarcie spodenek, a w następstwie tego spodziewana bura od ojca, niemniej jednak wracałem do domu w humorze różowym, czego dowodem było rozpryskiwanie kaloszami kałuż, powstałych z odwilży. Przed bramką podwórza spotkałem Margośkę, zdążającą do nas. Powitałem ją:
— Jak się Margosia miewa? Widziałem Margosię w kościele.
— A byłam, byłam w kościele, mój paniczu. Modliłam się, żeby mi Pan Jezus dał koniec cichy i choć tę jedną pociechę przed śmiercią, bym zobaczyła tego, kogo zdawna czekam.
— A kogo? — zapytałem.
— A mojego, cośmy zaręczeni z nim byli z młodu. Kosycarzów był syn, co już dawno pomarli. I o nim ja sobie myślałam, że mu się zmarło; ale mi się dzisia w nocy śniło, widziałam go, kiej żywego, a mówił mi, że przed wiesną z Ameryki powróci. Dlategom się też ta w kościele tak modliła. A trzeba ci, paniczu, wiedzieć, że nasz kościół jest cudowny i zdawna słynie, choć nie tak, jak alwerski lub kalwaryjski. A opowiem ci, jak to było jeszcze za Śwedów, to się panicz przekona, że prawdę mówię.
Usiadłem na stołeczku koło jej zwykłej ławki w kuchni, ona zaś rozpoczęła opowiadanie: