Opowiadanie baśniarki/II
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Opowiadanie baśniarki |
Rozdział | II |
Pochodzenie | Moje Koraliki |
Data wyd. | 1921 |
Druk | Kuryer Polski |
Miejsce wyd. | Milwaukee |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst Cały zbiór |
Indeks stron |
— Czy wam się podobało to — co baśniarka w zeszły tydzień opowiadała? — zagadnęła tłusta Zuzia — nadbiegając trochę leniwie — do oczekującej już pod lipą gromadki.
— Nie bardzo! — odpowiedziała głośno, jakby za wszystkich — najkrzykliwsza Basia. Ciągle jeno wszyscy gadają o Polsce, — mnie się naprzykrzyło zawsze to samo słuchać. My tu w Ameryce, co nam po Polsce.
— O Baśka, wstydź się! — przerwał żywo Stasiek. Przecież ja też tu jestem urodzony a lubię słuchać o Polsce. Mnie się tej starej baśniarki opowiadanie podoba. Nie dowierzałem jej w początku, ale teraz już ją lubię, i radbym żeby już przyszła.
— A ona może wcale się nie pokaże — odcięła Basia, — nie wielka szkoda. Pewno jeno nas tak zmaniła ta stara.
— Basiu, ty zawsze wszystko źle sądzisz, — wtrąciła blada, szczupła, Leonia. — Jeżeli nie przyjdzie, to nie dlatego, aby nas okłamała, ale mogło jej się przytrafić jakie nieszczęście, a — może chora.
— Mnie się jej opowiadanie podobało — dodała rezolutnie pucołowata Magdzia, — ona tak jakoś dziwnie mówi, mnie tak było jakbym jej słowa już gdzieś słyszała, tak mi się zdało jakby to pieśń jakaś była...
— A widzisz — zawołał radośnie Stasiek — to polskość się w tobie odzywa. Baśniarka budzi w tobie polskiego ducha. I mnie tak samo wydało się jej opowiadanie — jakby jakąś bardzo starą pieśnią...
— Well, ja jeszcze nic nie zaświadczę — ozwał się gotowy zawsze do rady Michaś. Usłyszymy co nam dziś powie, a potem zobaczymy czy warto się nią zajmować i tu przychodzić.
— C—s—s! idzie stara! — ozwało się razem kilka głosów.
Baśniarka pochwaliła Pana Boga, a jako, że była trochę zmęczona — przykucnęła przy ziemi. Dzieci posiadały wokoło, a ona przez chwilę wodziła po nich przenikliwym wzrokiem.
— I bet you she know what we were talking about? — szepnął trwożliwie wiecznie bojący się Władek — Stefkowi na ucho.
W tejże samej chwili baśniarka się ozwała:
— Pewnoście myśleli, że was zawiodę i nie przyjdę wcale.
Dzieci utkwiły w starą zdumione oczy, a Basia z obawy i wstydu przypuszczając, że wszystkie jej słowa są starej wiadome — spuściła głowę na dół.
— A czekając na mnie — ciągnęła baśniarka dalej — nie szczędziliście mi wyrzutów. Wygadywaliście, że wy i tak nie dbacie o to co wam powiem, bo moje baśnie wcale wam się nie podobają.
— To jeno Basia mówiła, że ją te głupstwa o Polsce nudzą — krzyknęli wszyscy.
Zaczerwieniona Baśka nie wiedziała co ze sobą zrobić.
Baśniarka skiwnęła ją dobrotliwie ku sobie, a mówiąc: niema tego złego, coby na dobre nie wyszło, posadziła ją obok, a zapatrzywszy się znowu w dal tym swoim zamglonym wzrokiem tak zaczęła:
Jest w ogrodzie różne kwiecie.
Są też różni ludzie w świecie.
Jedne zioła kwitną jednym stałym kolorem, a inne mieszanym, a są jeszcze takie co kolor zmieniają. Znacie pewno hortenzye: najpierw, kwiat ten jest biały, potem różowy, a następnie zamienia się na lawendowy. Więc też jedni twierdzą, że hortenzya kwitnie biało, a inni, że różowo, a inni dowodzą uparcie, że lawendowo. A wszystko to widzicie tak Pan Bóg urządził, aby ludzie w tych drobnych roślinach widzieli przykład dla siebie, aby w nich dostrzegli swoje zalety i wady. Człowiek, który się trzyma swojej narodowości jest podobien temu kwiatu, który swego koloru nigdy nie zmienia, zaś taki naprzykład co urodzony z ojca i matki Polaków, a udaje wobec obcych Niemca albo Amerykanina, taki podobny jest do owej hortenzyi, o której zmiennym niepewnym kolorze każdy inaczej sądzi. Taki człowiek, co zmienia swoją narodowość, zamiast stać się jedną siłą swego narodu, stanie się tylko przedmiotem rozterki i sprzeczki, a czasem i śmiechu dla obcych, bo nikt nie wie kim on właściwie jest. — Basia pewno się nigdy nad tem nie zastanawiała i nie zastanawiała się też, czy chce być Polką i słuchać tego co się Polski tyczy i — powiedziała te kilka słów na wiatr, a wy zuchy zaraz żeście ją oskarżyli. Obaczycie, że ona tę uwagę weźmie do serca i jeszcze z czasem wyrośnie na polską lipę.
— Baśka lipa! — Baśka lipa! — zaczęły wrzeszczeć wesoło dzieci, nie dopuszczając już baśniarki do słowa.
Wykrzyknikom nie było końca. — Baśniarka niepostrzeżenie opuściła wesołą gromadę, uśmiechając się też radośnie.