«A, dość już tego, niech się co chce dzieje,
Pójdę się topić: zbrzydło mi to życie! Dzień w dzień, nim kogut zapieje, Do pracy wstaję o świcie, I ciężkie z warzywem kosze Na targ zanoszę.
Ani się wyspać, ani krzty wygody:
Dalipan, biedne jest ze mnie stworzenie!»
Tak raz Osiołek ogrodnika młody
Żalił się na Przeznaczenie. Więc Los garbarza daje mu za pana. Osioł znów skargi zawodzi: «Brzydka woń skóry na zdrowiu mi szkodzi; U ogrodnika przynajmniej, co rana Zdarzyła się jakaś gratka: Gdy pan nie dostrzegł, tom skubnął z ukradka Główkę kapusty albo liść sałaty; Tu, zamiast jadła, biorę tylko baty.» Znów Los odmianą go darzy: Poszedł w służbę do węglarzy, I znowu szemrze, znów rozwodzi żale, Wtedy Los z gniewem zawoła: «Kiedyż więc, bydlę bez czoła, Przestaniesz sarkać zuchwale?
Tobą jednym nie mogę zajmować się przecie,
Bo takich malkontentów jest więcej na świecie.»
Los miał słuszność. Człek zawsze lepszej żąda doli,
A to, co już pozyskał, w niewielkiej ma cenie.
Choćby Jowisz każdego wypełnił życzenie,
Nigdy nas nie nasyci i nie zadowoli:
Chciwi odmiany, codzień żądze mamy nowe,
I nowemi skargami suszymy mu głowę.