[5]
ODA
Z ANGIELSKIEGO, CAMPBELLA
przez
Konstantego Piotrowskiego.
[6]Pozwolono drukować. Wilno d. 16 Lutego 1829 r.
Cenzor. Kollegialny Assessor
Jgnacy Szydłowski.
[7]OSTATNI CZŁOWIEK
I.
Swiata utwory pokryią ciemności,
Samo słońce skona,
Nim ma istota zniszczona
Weydzie do nieśmiertelności.
Miałem sen wielki, ponury,
Dał on mi moc — móy duch dzielny
Szedł po Czasu oceanie,
Drżący widziałem blizki skon natury
J jak ostatni śmiertelny
Patrzał na to iéy konanie.
II.
Słońca promienie ściemniały,
Ziemia posiwiała z wieku,
Kości narodów leżały
Przy tym ostatnim człowieku:
Jedne poległy w boiach — w martwéy dłoni
Miały szczątki krwawéy broni;
Drugie głód i mór wycięły.
Cichość wzniosła tron nad miasty niemémi,
Okręta same płynęły
Do bezludnéy ziemi.
[8]III.
Jak ów prorok stał wspaniały,
A na słowa pełne mocy
Liście w puszczy opadały,
Jakby ie tknął wiatr północy.
Tak ów człek dumny rzekł: Słońce!
Obu nas kres niedaleki,
J tobie umrzéć kazano....
Widziałoś tysiączne wieki,
Potoków ludzi tysiące,
Które iuż płynąć przestaną.
IV.
Cóż! choć pod twémi przewody
Wzrosły potęgi Człowieka pomniki,
Kunszta, którémi ziemię, ogień, wody,
Miał w mocy iakby nędzne niewolniki:
Jednakże twego nie żałuię skonu
Ty! Dumny Królu dziś złożony z tronu;
Bo te wszystkie dzieła chwały,
Którym byt twoia nadała opieka,
Jednéy burzy niezdołały
Przytłumić w sercu człowieka.
[9]V.
Jdź — zasłona zapomnienia
Niech padnie na teatr bycia,
Niewskrzeszay blaskiem promienia
Tragedyi życia.
Niewznawiay błyskotek próżnych,
Ni męczarni różnych
Śmiertelników rodu:
Nie budź brzemion chorób, głodu,
Niech ludzi oręż niewycina krwawy,
Jako kosa trawy.
VI.
Jakeś nędzne! — przy upadku
Słabe promienie rozwlekasz:
Tylu skonań świadku
Mego widzieć niedoczekasz.
Obrazem mego cierpienia,
J ostatniego serca uderzenia,
Twe oko się nie nasyci;
W grobie natury złożę moie kości,
Wspaniałość ciemności
Mą duszę schwyci —
[10]VII.
Ta dusza w swobodnym locie
Powróci do oyca łona,
Kiedy ty w wiecznéy polegniesz ciemnocie,
Ona będzie niezmieniona;
Tak! żyć będzie — zaiaśnieie
Swiatłością większą od twoich promieni,
Ten w nią siłę wleie,
Który wyrwał więźniów z cieni,
Ten który groby zwyciężył,
J śmierci kaydany stężył.
VIII.
Jdź słońce — Ja z wyższéy woli
Na łonie zniszczonéy matki,
Wychylę do dna ostatki
Rodu moiego niedoli.
Jdź — powiédz nocy co ma władnąć sama,
Jak ostatni szczep Adama
Wołał w śmiertelnym progu;
Straszne ciemności! wyzwę waszę dzielność,
Zgaście moię nieśmiertelność,
Lub zachwiycie wiarę w Bogu.
[11]
ODA.
Skan zawiera grafikę.
[13]CZUŁOŚĆ POETY.
I.
August długie walcząc lata,
Krwią zrumieniwszy srébrne wody Nilu,
Gdy po klęskach tylu
Otrzymał w końcu panowanie świata;
Przy ścianach Kapitolu sztandary osadził,
J starych w Amfiteatr rycerzy wprowadził.
Tam czucia człeka władca niezmierzony,
W ozdobie urody
Wirgiliusz młody
Boskie wywodził z swoiéy lutni tony.
To w obłok z orłem wzlatywał,
To iak skowronek oraczowi śpiéwał,
Skrytości grobów przenikał,
J nieba dotykał.
Głosem iego wzruszone wojowniki drżały,
Przebiegły wieszcza słodkiém weyrzeniem dziewice,
Matki go palcem dzieciom ukazały,
Starcy łzą zrosili lice;
Sam August z mieysca powstaje
J cześć poecie oddaie,
[14]
A cały Rzym wołał:
Czarodziejnik, co w sercach takie tworzyć dziwy
Słów potęgą zdołał,
Jak szczęśliwy! iak szczęśliwy!
II.
Poeta okryty chwałą,
W własne podwoie powrócił,
J umordowane ciało
Na marmury rzucił.
Lecz oto prawy Bóg lutni przybywa,
Oka nie daie mu zmrużyć,
Ogarnia go, przenika — z marmurów go zrywa.
Ach nieszczęśliwy wieszczu idź mu służyć! służyć!
Zaprowadza go między nieme groby
J poi czuciem żałoby;
Wieszcz usiada pod urn cieniem,
Strata cnotliwych gnieździ w sercu rany,
Spiéwa — łzy tocząc strumieniem.
Potém wzrok iego wznosi w Xiężyca oblicze:
Wieszcz promieniami oblany
Sledzi w milczeniu światło tajemnicze,
A natchnieniem uniesiony
Wzniósłszy przyszłości zasłony
[15]
Widzi iak nikną gwiazdy i iak z swéy posady
Spada Xiężyc blady;
Przeczuwa puste Niebiosów przestrzenie,
J mocne z piersi dobywa westchnienie.
Gdy Bòg uyrzał iż smutek duszę wieszcza przeszył,
Słodszym go obrazem cieszył,
Wskazał mu ów przybytek na wyniosłéy skale,
Gdzie sam geniusz wchodzi — odpędzona pycha,
Słońce nieśmiertelności świéci tam wspaniale:
Wieszcz zadumany patrząc wdzięcznie się uśmiecha,
Nakoniec przed Julii[1] pałacem go stawia,
J pełną uczuć duszę miłością zaprawia.
Tak mocą Boga z serca iednego w godzinie
Uśmiéch, litość i łza płynie.
III.
Zmienność uczucie szczęścia mu zatruwa,
Zbolałe ciało w cieniu topol składa.
O Synu lutni! biada tobie, biada!
Żądasz spoczynku: Bóg twóy ieszcze czuwa,
Każe mu słuchać iak w cichéy ustroni,
Po utracie przyiaciela
[16]
Słowik melodyine tony
Na powietrze roni.
Jak westchnął pieniem iego gaj wzbudzony,
Wieszcz słucha i żal podziela,
Lecz w cierpieniach klnie Boga lutni — klnie mordercę
Co mu dał ów instrument zgubny — czułe serce,
J głosem powtarza tkliwym
Nieszczęśliwym! nieszczęśliwym!