Ostatni na ziemi/Rozdział XX
<<< Dane tekstu | |
Autor | |
Tytuł | Ostatni na ziemi |
Podtytuł | Powieść z niedalekiej przyszłości |
Wydawca | Towarzystwo Wydawnicze Strzelczyk i Kąsinowski |
Data wyd. | 1928 |
Druk | Zakłady Wydawnicze „Polska Zjednoczona” |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Źródło | skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Jedenasty już dzień bujał „Ptak” ponad wodami, biegnąc wciąż na południe.
Według obliczeń Wyhowskiego znajdować się powinien nad wyżyną Tybetu.
Pomimo skrzętnego badania horyzontu przez wyborne szkła, najmniejsza nawet plamka nie przerywała monotonnej przestrzeni wód.
Miał zrazu nadzieję, że potężny Rosyjski Grzbiet Kwen-lüniu, ze swymi szczytami, przewyższającymi znacznie wysokość sześciu tysięcy metrów, oparł się zagładzie. Lecz nie pozostało zeń nic. Toż samo ze środkowej części wyżyny Tybetu i z jej ośmiotysięcznometrowemi górami.
Benzyny pozostawało zaledwie na dwie... najwyżej trzy godziny lotu.
Wiedział, że musi upaść.
Lecz tak był zmęczonym i chorym, że z zupełną obojętnością oczekiwał nieuniknionego końca.
Jakaś złośliwa gorączka spadła nań natychmiast prawie po opuszczeniu wysepki. Paliła mu piersi, żarem zasypywała zaschłą krtań, odbierała władze w całem ciele.
Czy była ona wynikiem całonocnego prześlęczenia nad cieśniną przy dżdżystej i wietrznej pogodzie? Czy też była to choroba, nabyta już w drodze? Nie zdawał sobie z tego sprawy, lecz czuł, że z każdą chwilą siły opuszczają go coraz bardziej.
Tylko dzięki intuicji i tyloletniemu doświadczeniu kierował samolotem.
Wreszcie spadła nań taka niemoc, że drżące palce odmawiać poczęły posłuszeństwa.
Rzucił wzrokiem na wskazówkę ostatniego zbiornika. Stała prawie na zerze.
— Żegnaj, „Ptaku“! Amy... idę już do ciebie... idę — szeptał, słaniając się na swym fotelu.
Pchnął samolot na fale. Siadł lekko, prawie bez wstrząsu.
Powstał, chwiejąc się na nogach. Mgła przesłaniała mu wzrok. Przez mgłę tę ujrzał przed dziobem aparatu... daleko... daleko na horyzoncie dziwnego kształtu chmurę. Wyłaniała się z wód, formując nieregularna trójkąt.
Wzrokiem, który chwilami nie widział już prawie nic, przyjrzał się jej.
— Góra! — szepnął wreszcie. — Nie dostaniemy się już do niej „Ptaku“... nie! — chwiał smętnie głową.
Poderwany nagłą myślą zapuścił jeden z motorów.
Za chwilę w przestrzeń pobiegły słowa — radjodepeszy.
— Żegnam świat... ja... ostatni na ziemi!
Zwalił się nawznak, jak piorunem rażony.
Motor warczał jeszcze przez parę minut, wreszcie zamilkł.
Kołysząc się z fali na falę, popychany lekkimi podmuchami wiatru „Ptak“ posuwał się powoli w stronę dziwnej chmury, czy też skalnego szczytu, niosąc w swem wnętrzu stygnące zwłoki ostatniego człowieka na ziemi.