Pójdźmy za nim! (1934)/V
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Pójdźmy za nim! |
Wydawca | Gebethner i Wolff |
Data wyd. | 1934 |
Druk | Jan Rajski |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Rok przeszedł, i ta młoda żona odbierała zawsze przy ognisku domowem cześć niemal boską; była mężowi źrenicą oka, miłością, mądrością, światłem. Ale Cinna, porównywając swe szczęście z morzem, zapomniał, że morze miewa odpływy. Po roku Antea zapadła na okrutną, nieznaną chorobę. Sny jej zmieniły się w straszne widzenia, które wyczerpywały jej życie. Na jej twarzy zgasły promienie świtu, została tylko przezroczystość muszli perłowej; ręce jej poczęły przeświecać, oczy zapadły głęboko pod czoło — i różowy lotus stawał się coraz bardziej białym lotusem, tak białym, jak twarze umarłych. Zauważono, że jastrzębie poczęły krążyć nad domem Cinny, co w Egipcie było wróżbą śmierci. Widzenia stawały się coraz straszliwsze. Gdy w południowych godzinach słońce zalewało świat białym blaskiem, a miasto pogrążało się w milczenie, zdawało się Antei, że słyszy wokół siebie szybkie kroki jakichś niewidzialnych istot, a w głębinach powietrza widzi suchą, żółtą twarz trupią, spoglądającą na nią czarnemi oczyma. Oczy te wpatrywały się w nią uporczywie, jakby wzywając ją, by gdzieś szła, w jakiś mrok, pełen tajemnic i lęku. Wówczas ciało Antei poczynało drżeć, jak w febrze, czoło jej pokrywało się bladością, kroplami zimnego potu, i ta czczona kapłanka domowego ogniska zmieniała się w bezbronne i przerażone dziecko, które, chroniąc się na pierś męża, powtarzało zbielałemi ustami: «Ratuj mnie, Kajusie! broń mnie!»
I Kajus byłby się rzucił na wszelkie widmo, jakie z podziemia mogła wypuścić Persefona[1], ale próżno wpijał wzrok w przestrzeń. Naokół, jak zwykle w godzinach południowych, bywała pustka. Biały blask zalewał miasto; morze zdawało się płonąć w słońcu, a w ciszy słychać było tylko kwilenie jastrzębi, krążących nad domem.
Widzenia stawały się coraz częstsze — potem codzienne. Prześladowały one Anteę zarówno nazewnątrz domu, jak w atrjum i w izbach. Cinna za poradą lekarzy sprowadzał sambuciny[2] egipskie i Beduinów, grywających na glinianych piszczałkach, którzy gwarną muzyką mieli zagłuszać ów szum niewidzialnych istot. Ale okazało się to próżnem. Antea słyszała go wśród największego gwaru, a gdy słońce stanęło tak wysoko, że cień leżał około nóg człowieka jak osunięta z ramion szata, wówczas w drgającem z żaru powietrzu zjawiała się trupia twarz i, patrząc szklanemi oczyma na Anteę, cofała się zwolna, jakby chcąc jej powiedzieć: «Chodź za mną!»
Czasem wydawało się Antei, że usta trupa poruszają się zwolna, czasem, że wylatują z nich czarne, szkaradne żuki i lecą ku niej przez powietrze. Na samą myśl o widzeniu oczy jej napełniały się przerażeniem, a wkońcu życie stało się dla niej męką tak straszną, że prosiła Cinny, aby jej nadstawił miecz, lub pozwolił wypić truciznę.
A on wiedział, że tego uczynić nie zdoła. Tym samym mieczem powyparałby sobie dla niej żyły, ale zabić jej nie mógł. Gdy sobie wyobrażał tę drogą głowę martwą, z zamkniętemi powiekami, pełną mroźnego spokoju, i tę pierś, rozdartą jego mieczem, wówczas czuł, że, chcąc to uczynić, musiałby pierwej oszaleć.
Pewien lekarz grecki powiedział mu, że to Hekate[3] pojawia się Antei, a owe niewidzialne istoty, których szelest przeraża chorą, należą do orszaku złowrogiego bóstwa. Według niego, nie było dla Antei ratunku, kto bowiem ujrzał Hekatę, musiał umrzeć.
Wówczas Cinna, który przed niedawnym jeszcze czasem byłby się śmiał z wiary w Hekatę, ofiarował jej hekatombę[4]. Ale ofiara nie pomogła, i następnego dnia posępne oczy spoglądały znów o południu na Anteę.
Próbowano zasłaniać jej głowę, lecz ona widziała trupią twarz nawet przez najgrubsze zasłony. Gdy była zamknięta w ciemnej izbie, twarz spoglądała na nią ze ścian, rozświecając ciemność swym bladym, trupim blaskiem.
Wieczorami bywało chorej lepiej. Wówczas zapadała w taki sen głęboki, że i Cinnie, i Tymonowi wydawało się nieraz, iż się z niego nie obudzi więcej. Wkrótce zesłabła tak, iż nie mogła chodzić o własnej mocy. Noszono ją w lektyce.
Dawny niepokój Cinny wrócił ze stokroć większą mocą i ogarnął go całkowicie. Był w nim strach o życie Antei, ale było zarazem dziwne poczucie, że choroba jej stoi w jakimś tajemniczym związku z tem wszystkiem, o czem mówił Cinna w pierwszej szczerej rozmowie z Tymonem. Być może, że stary mędrzec myślał to samo, ale Cinna nie chciał i bał się go o to zapytać. Tymczasem chora więdła, jak kwiat, w którego kielichu zagnieździ się pająk jadowity.
Cinna jednak, wbrew nadziei, ratował ją rozpaczliwie. Naprzód wywiózł ją na pustynie wpobliżu Memfisu, lecz gdy pobyt w ciszy piramid nie uwolnił jej od strasznych widzeń, wrócił do Aleksandrji i otoczył ją wróżbitami, czarownikami, zamawiającymi chorobę, i wszelkiego rodzaju bezczelną zgrają, która wyzyskiwała zapomocą cudownych leków ludzką łatwowierność. Ale on już nie miał wyboru i chwytał się wszelkich środków.
W tym czasie przyjechał z Cezarei do Aleksandrji sławny lekarz, Żyd, Józef, syn Khuzy. Cinna sprowadził go natychmiast do żony — i przez chwilę nadzieja wróciła do jego serca. Józef, który nie wierzył w greckie i rzymskie bogi, odrzucił z pogardą mniemanie o Hekacie. Przypuszczał, że to raczej demony opętały chorą, i radził opuścić Egipt, gdzie, prócz demonów, także i wyziewy błotnistej Delty mogły szkodzić jej zdrowiu. Radził też, może dlatego, że sam był Żydem, udać się do Jerozolimy, jako do miasta, do którego demony nie mają przystępu, i w którem powietrze jest suche i zdrowe.
Cinna tem chętniej poszedł za jego radą, że naprzód nie było już innej, a powtóre, że Jerozolimą rządził znajomy mu prokurator[5], którego przodkowie byli niegdyś klientami[6] domu Cinnów.
Jakoż, gdy przybyli, prokurator Pontius przyjął ich z otwartemi rękoma i oddał im na mieszkanie własny dom letni, leżący wpobliżu murów. Ale nadzieja Cinny rozchwiała się jeszcze przed przybyciem. Trupia twarz patrzała na Anteę nawet na pokładzie galery, po przyjeździe zaś na miejsce chora oczekiwała południowej godziny z taką samą śmiertelną trwogą, jak niegdyś w Aleksandrji.
I tak im poczęły schodzić dni w pognębieniu, lęku, rozpaczy i oczekiwaniu śmierci.
- ↑ Persefona (rzymska Prozerpina) — władczyni państwa podziemnego u Greków;
- ↑ Sambucina (łac.) — artistka.
- ↑ Hekate — bogini grecka, władająca wszystkiemi siłami czarodziejskiemi nieba, ziemi i morza; również — bogini nocy i nocnych czarów.
- ↑ Hekatomba (greck.) — ofiara ze stu byków.
- ↑ Prokurator (z łac.) — wielkorządca, gubernator prowincji;
- ↑ klient (z łac.) — w Rzymie starożytnym klientem zwał się ubogi obywatel, pozostający pod opieką możnego patrycjusza, który nosił miano patrona.