Pamiętnik chłopca/Nauczycielka z wyższéj wstępnéj
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Pamiętnik chłopca |
Podtytuł | Książka dla dzieci |
Wydawca | Księgarnia Teodora Paprockiego i Spółki |
Data wyd. | 1890 |
Druk | Emil Skiwski |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | Maria Obrąpalska |
Tytuł orygin. | Cuore |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały październik Cały tekst |
Indeks stron |
Moja nauczycielka dotrzymała przyrzeczenia — przyszła dziś do nas w chwili, gdym miał wyjść z matką, aby zanieść nieco bielizny biednéj kobiecie, polecanej przez dziennik. Już od roku nie była w naszym domu. Wszyscy niezmiernie byliśmy jéj radzi. Zawsze ta sama mała, ze swą zieloną woalką dokoła kapelusza, ubrana skromnie, uczesana niedbale, bo nie ma czasu na poprawienie sobie włosów; ale dziś nieco bledsza, niż zeszłego roku. Kaszle po dawnemu i kilka siwych włosów u niej spostrzegłem. Moja matka powiedziała jéj, że ją znajduje trochę zmienioną.
— Jakże tam ze zdrowiem, moja droga pani? — dodała. — Pani się zamało szanuje!
— E, nic nie szkodzi — odrzekła nauczycielka z tym swoim nawpół wesołym, nawpół tęsknym uśmiechem.
— Pani nazbyt głośno mówi w szkole — powiedziała daléj matka, — pani zanadto się męczy z dzieciarnią.
I to prawda, zawsze jej głos słychać, — pamiętam to z czasów, kiedym do jej klasy chodził: mówi ciągle, mówi niemal bez ustanku, aby dzieci nie miały powodu do roztargnienia, a na miejscu nie usiedzi ani chwili.
Byłem pewny, że przyjdzie dziś do nas, bo nigdy nie zapomina żadnego ze swych uczniów; imiona ich przez całe lata pamięta; w dnie egzaminów miesięcznych biegnie do dyrektora, aby zapytać, jakie stopnie dostali; czeka na nich przy wyjściu ze szkoły i każe sobie pokazywać wypracowania piśmienne, aby się przekonać, czy też robią postępy; a wielu z tych, co już teraz są w gimnazyum, co chodzą w długich spodniach i mają zegarki, odwiedza ją często. Dzisiaj wracała właśnie zdyszana i zmęczona z Pinakoteki, dokąd wodziła swoją klasę; każdego tygodnia, co czwartek, czyni tak samo: prowadzi wszystkie dzieci do jakiegoś muzeum, lub na jakąś wystawę, i tam każdą rzecz pokazuje im i tłumaczy. Biedna moja nauczycielka jeszcze bardziéj wychudła. Ale zawsze żywa, zawsze się tak samo zapala, kiedy mówi o swojéj szkole. Chciała zobaczyć łóżeczko, w którem widziała mnie chorego przed dwoma laty, a które dziś należy do mego braciszka; patrzyła na nie czas jakiś w milczeniu. Nie mogła długo u nas bawić, bo musiała odwiedzić pewnego chłopczyka z jéj klasy, syna siodlarza, który był chory na odrę; nadto miała jeszcze w domu stos ćwiczeń do poprawiania, więc roboty na cały wieczór, a przed nocą lekcyę prywatną arytmetyki u pewnej sklepikarki.
— I cóż, Henryku — powiedziała do mnie, odchodząc. — kochasz ty jeszcze twoją starą nauczycielkę dziś, gdy już rozwiązujesz trudne zadania i piszesz długie ćwiczenia? — Pocałowała mnie, ze schodów jeszcze zawołała: — Nie zapomnij o mnie, Henryku!
O, moja dobra, kochana nauczycielko, nigdy, nigdy ciebie nie zapomnę! Nawet kiedy będę dorosłym, i wtedy ciebie nie zapomnę! I będę cię odwiedzał, szukając wśród twych dzieci, a za każdym razem, gdy będę obok szkoły przechodził i usłyszę głos nauczycielki, wyda mi się, że twój głos słyszę — i przyjdą, mi na myśl owe dwa lata, które w twojej klasie spędziłem, gdzie wyuczyłem się tylu rzeczy, gdzie tyle razy widziałem cię znużoną i chorą, ale zawsze czujną, troskliwą, pobłażliwą, czasem zrozpaczoną, gdy które z dzieci nie mogło się wdrożyć do porządnego trzymania pióra w palcach, — drżącą, gdy nas inspektorowie pytali, — szczęśliwą, gdyśmy się dobrze spisali, — a zawsze serdeczną, kochającą jak matka. Nigdy, nigdy nie zapomnę ciebie, moja nauczycielko!