Pamiętnik chłopca/Ofiara
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Pamiętnik chłopca |
Podtytuł | Książka dla dzieci |
Wydawca | Księgarnia Teodora Paprockiego i Spółki |
Data wyd. | 1890 |
Druk | Emil Skiwski |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | Maria Obrąpalska |
Tytuł orygin. | Cuore |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały maj Cały tekst |
Indeks stron |
Moja mama jest bardzo dobra, a moja siostra Sylwia jest zupełnie taką jak ona, serce ma również szlachetne i poczciwe. Wczoraj wieczorem siedziałem nad przepisywaniem części opowiadania miesięcznego: „Od Apeninów do Andów,“ które nauczyciel nie jednemu z nas, lecz wszystkim po kawałku dał do przepisania, bo jest bardzo długie, — gdy Sylwia weszła na palcach i powiedziała mi cicho:
— Chodź do mamy. Słyszałam dziś zrana, jak tato z mamą rozmawiali: tatce nie powiódł się jakiś interes, był zmartwiony, mama dodawała mu odwagi; jesteśmy w niedostatku, rozumiesz? niema pieniędzy. Tato mówił, iż trzeba będzie bardzo się ograniczyć w wydatkach, że będą potrzebne ofiary, aby wyjść z ciężkiego położenia. Otóż musimy przecież i my zdobyć się także na ofiary, wszak prawda? Chcesz? Zgoda? A więc dobrze. Pójdziemy do mamy, ja będę mówić z mamą, ty potwierdzaj, co powiem, i przyrzeknij mi uroczyście, że zrobisz to wszystko, co ja postanowię.
I rzekłszy to, wzięła mnie za rękę i poprowadziła do naszéj mamy, która szyła coś, gdyśmy weszli, mocno zamyślona; ja usiadłem na jednym brzegu sofy, Sylwia na drugim i zaraz powiedziała:
— Mamo, ja mam z mamą do pomówienia. Oboje mamy z tobą do pomówienia. Mama spojrzała na nas zdziwiona. Sylwia zaczęła w te słowa:
— Tato nie ma pieniędzy, wszak prawda?
— Co ty mówisz? — odrzekła mama, rumieniąc się zlekka; — to nieprawda! I co ty masz o tém wiedziéć? Kto ci to powiedział?
— Już ja to wiem — odpowiedziała Sylwia z przeświadczeniem. — Otóż posłuchaj nas, mamo: i my także będziemy robić ofiary. Tyś mi obiecała wachlarz w końcu maja, a Henryk czeka na swoje pudełko z farbami; nic więc nie chcemy; nie trzeba, aby rodzice na nas tracili pieniądze; i tak będziem zadowoleni; dobrze, mamuniu?
Mama chciała coś powiedzieć, ale Sylwia dodała rezolutnie:
— Nie, już tak być musi. Jużeśmy to postanowili. A póki tatko nie będzie miał pieniędzy, nie chcemy ani owoców, ani żadnych innych rzeczy; wystarczy nam rosół i kawałek mięsa, zaś na śniadanie i na podwieczorek będziemy jedli chleb suchy; tak, mniéj się wyda na żywność, widzi mamunia, bo na żywność i tak wydajemy za wiele, a my ci przyrzekamy, iż zawsze będziesz nas widziała jednakowo wesołych i zadowolonych. Czy prawda, Henryku?
— Prawda — odpowiedziałem.
— Tak samo zadowolonych i wesołych będziesz nas widziała — powtórzyła Sylwia, zamykając dłonią usta mamy; — a jeżeli jeszcze jakich ofiar potrzeba, czy to w ubraniu, czy w czém inném, my poniesiemy je z radością, a nawet i nasze podarunki sprzedamy; ja oddam wszystkie moje rzeczy, będę za pokojówkę, nic już z roboty nie oddamy z domu, pracować będę z tobą całemi dniami, będę robiła wszystko, co tylko zechcesz, jestem na wszystko gotowa! Na wszystko, mamo, na wszystko! — zawołała, zarzucając mamie ręce na szyję; — byle mama ani tatko nie mieli przykrości, bylebym was znowu widziała spokojnych, wesołych jak dawniéj, bo i ja i Henryk tak mamę i tatkę kochamy, że życie dalibyśmy za was!
Ach! nigdy jeszcze nie widziałem mamy bardziéj ucieszonéj, niż w tej chwili, gdy tych słów słuchała; nigdy tak jeszcze nie całowała nas w czoło, śmiejąc się i płacząc jednocześnie i nie mogąc mówić na razie. A potém zapewniła Sylwię, że źle zrozumiéć musiała dosłyszaną rozmowę, że, na szczęście, nie jesteśmy bynajmniéj przywiedzeni do takiéj biedy, jak się jéj zdawało, i po sto razy nam dziękowała i była wesołą przez cały wieczór, aż nim tatko nie wrócił, któremu skoro tylko wszedł, opowiedziała wszystko. On ust nie otworzył, biedny mój ojciec! Ale dzisiejszego rana, siadając do stołu... doznałem zarazem wielkiéj radości i wielkiego smutku: oto pod serwetką ja znalazłem pudełko z farbami, a Sylwia pod swoją obiecany wachlarz.