Pamiętnik chłopca/Wojsko
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Pamiętnik chłopca |
Podtytuł | Książka dla dzieci |
Wydawca | Księgarnia Teodora Paprockiego i Spółki |
Data wyd. | 1890 |
Druk | Emil Skiwski |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | Maria Obrąpalska |
Tytuł orygin. | Cuore |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały czerwiec Cały tekst |
Indeks stron |
dni, z powodu śmierci Garibaldiego.
Poszliśmy na plac zamkowy, aby widzieć przegląd żołnierzy, którzy defilowali przed generałem komenderującym pośród dwu wielkich skrzydeł zebranego ludu. W miarę tego, jak przeciągali przy odgłosie hejnałów i muzyk wojskowych, mój ojciec wskazał mi na korpusy i na chorągwie. Najprzód przeciągnęli uczniowie Akademii, ci, co będą oficerami inżenieryi i artyleryi — blizko trzystu, ubrani czarno; szli z tą śmiałą, swobodną wytwornością w postawie i ruchach, która może być tylko żołnierzom-studentom właściwa. Po nich przeciągnęła piechota: brygada Aosty, która potykała się pod Goito i pod San Martino, i brygada Bergamo, która walczyła pod Castelfidardo, cztery pułki, oddział za oddziałem, tysiące czerwonych fontazi, które wyglądały jak podwójne a długie nieskończenie równianki z kwiatów plecione, krwawej barwy, falujące i niesione wśród tłumu. Za piechotą postępowała inżenierya, robotnicy wojskowi, w pióropuszach z czarnego włosienia i z karmazynowemi galonami, a podczas gdy ci przechodzili, ukazały się nadciągające za nimi setki długich, prostych piór, które górowały nad tłumem widzów: byli to strzelcy alpejscy, obrońcy bram Italii, a każdy z nich wysoki, rumiany i silny, w kalabryjskim kapeluszu i z wypustkami pięknéj, jaskrawéj barwy zielonéj, przypominającéj trawę z ich gór. Jeszcze przeciągali alpejscy strzelcy, gdy przebiegł szmer i jakby dreszcz radosny wśród tłumu i oto bersalierowie, stary dwunasty batalion, pierwsi żołnierze, co weszli do Rzymu przez wyłom w bramie Pia, smagli, żywi, lekcy, z rozwiewającemi się pióropuszami, przeszli jak fala czarnego potoku, napełniając plac ostremi trąb dźwiękami, które obijały się o mury jakby okrzyki radości. Lecz głosy te zostały pokryte hałasem głuchym, przerywanym, który zapowiadał zbliżenie się artyleryi polowéj, i wówczas przeciągnęli, wspaniale siedząc na wysokich skrzyniach, ciągnionych przez trzysta par koni ognistych, piękni żołnierze o żółtych sznurach i długie działa ze stali i spiżu, połyskujące na lekkich swych łożach, które podskakiwały i huczały, że aż ziemia drżała. Potém przeciągnęła powoli poważna, piękna w swym szyku i stroju, zdającym się świadczyć, że do trudu i znoju stworzona, ze swymi wielkimi żołnierzami, ze swemi dużemi mułami, ciężka artylerya górska, która śmierć i przerażenie niesie, gdzie tylko na wyżyny może się wspiąć ludzka noga. I nareszcie przeleciała cwałem, hełmami połyskującemi w słońcu, z podniesionemi lancami, z chorągwiami rozpostartemi, kołyszącemi się z wiatrem, lśniąca od srebra i złota, napełniając powietrze brzękiem broni i rżeniem koni, piękna konnica genueńska, która szalała jak wicher na dziesięciu polach bitew od Santa Lucia do Villafranca.
— Jakież to piękne! — zawołałem.
Ale mój ojciec zrobił mi niemal wymówkę — na te wyrazy i rzekł:
— Nie patrz na wojsko, jakbyś patrzył na piękne widowisko. Wszyscy ci młodzieńcy, pełni sił i nadziei, mogą być powołani lada dzień do obrony naszego kraju i w kilka godzin każdy z nich paść może strzaskany kulą karabina lub działa. Za każdym razem, gdy usłyszysz w jakiéj uroczystości narodowéj okrzyk: „Niech żyje wojsko! Niech żyje Italia!“ wystaw sobie poza temi pułkami, które przeciągają, pole pokryte trupami i zalane krwią i wówczas okrzyk na cześć wojska wyjdzie ci prosto z serca, a obraz Italii urośnie i nabierze powagi w twéj duszy.