Pamiętnik dr Cz. Gawareckiego/Próchnica i fermentacja
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Pamiętnik |
Pochodzenie | Pamiętniki lekarzy |
Wydawca | Wydawnictwo Zakładu Ubezpieczeń Społecznych |
Data wyd. | 1939 |
Druk | Drukarnia Gospodarcza Władysław Nowakowski i S-ka |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Pobierz jako: EPUB • PDF • MOBI Cały pamiętnik Cały zbiór |
Indeks stron |
Zakończenie wojny zrozumiane i potraktowane zostało przez wiele osób jako powrót do błogich, bo minionych czasów i stosunków dziewiętnastego wieku. Wiele osób nie nauczyło się prawie niczego z olbrzymich wydarzeń dziejowych. Stale i ciągle potwierdza się nieśmiertelna prawda, że najtrudniej jest pojąć zjawiska najprostsze. I tu zapewne leży przyczyna, iż za realnie myślących i praktycznie postępujących uważają się właśnie ci, którzy nie mają wyczucia i zrozumienia relité dos chaoses.
Wielka idea sprawiedliwości społecznej — ubezpieczenie na wypadek choroby i niezdolności do pracy, wprowadzana w życie za pomocą Kas Chorych, zakrawała na szyderstwo. W mowie potocznej nazywano instytucję tę po prostu „chorą kasą“. Instytucja, mająca wcielać w życie ideę najbardziej ludzką; nieść pomoc w jakżeż częstych trudnościach, a nawet tragediach codziennych, stała się najbardziej niepopularna, wprost znienawidzona, wyśmiewano ja zwalczano.
Jako przyszły lekarz i niepoprawny romantyk usiłowałem dociec i zrozumieć przyczyny ogólnej niechęci do Kas Chorych.
Nie mając z nimi najmniejszego kontaktu, musiałem oprzeć swe „studia“ jedynie na przemyśleniu wiadomości zdobytych od osób trzecich. Zbierać dane w sposób amatorski nie należy do rzeczy łatwych. Informatorzy operują zazwyczaj nałogami myślowymi, swymi nastawieniami uczuciowymi i odruchami. Nawet osoby, zdawać by się musiało, inteligentne, a więc zdolne i obowiązane do umiejętności obserwowania i samodzielnego myślenia, widzą przeważnie tylko małe wycinki i to jedynie przez szkła koloru sympatii lub antypatii do takich czy innych frazesów, a raczej do osób, które tymi frazesami operują. Zresztą, wszyscy posiadamy do pewnego stopnia tę paradoksalną skłonność widzenia nie tego, co jest, ale tego, co pragnęlibyśmy widzieć.
Własnymi oczyma obejrzałem jedynie biura Kasy Chorych na Solcu. Uderzony byłem, powiedzmy delikatnie, brakiem czystości, ładu i estetyki. Przerażała masa urzędników i urzędniczek, między którymi były twarze o tak beznadziejnie tępym wyrazie, że trudno było spodziewać się, by mogły rozumieć, a tym bardziej dobrze wykonywać sens powierzonych im czynności.
Po zestawieniu i rozważeniu własnych spostrzeżeń i ułamkowych, jak zwykle, informacji, ustaliłem sobie własny obraz i pogląd.
Kosy Chorych powstały nagle i z niczego w kraju biednym, zaniedbanym pod względem gospodarczym i społecznym, a zniszczonym i zrujnowanym przez wojnę. Nie było przygotowanych budynków ani odpowiednich kadr pracowników.
Pracujący w kraju kapitał, w przytłaczającej większości obcy nie polski, egoistyczny, rabunkowy, przyzwyczajony przed wojną do traktowania rynku polskiego jak kolorowej kolonii, zwalczał w sposób przebiegły i zamaskowany wszystko to, co mogłoby naruszać jego niezwykłe przywileje i zyski większe, niżby mógł zdobywać na prawdziwie europejskich rynkach. Rekiny społeczne umieją pięknie mówić i dowodzić, umieją pływać nie tylko na opinię publiczną, umieją strzelać z za płota.
Ogół ludności nie był przygotowany do zrozumienia, a tym bardziej do praktykowania solidaryzmu społecznego.
Ludzie, wychowani i przyzwyczajeni do prymitywnych form gospodarki koszyczkiem i grosiczkiem, uważali się za pokrzywdzonych, jeśli opłacając składki ubezpieczeniowe nie mieli potrzeby dyskontowania od razu świadczeń. Taki sposób myślenia rodził wewnętrzne uczucie niesprawiedliwości i krzywdy dlatego, że... ne chorują. Dla zaspokojenia wewnętrznego uczucia niesprawiedliwości wymierzono sobie zadośćuczynienie za pomocą zgłaszania się po sztuczne zapotrzebowania w myśl bolszewickiej moralności „grabić zagrabione“. Zacofanie umysłowe i krótkowzroczne sobkostwo nie może dostrzec w ubezpieczeniu społecznym asekuracji od wypadków losowych, ale widzi tylko to, co sobek jest zdolny zrozumieć w swej tępej niskiej duszy — interesik, spekulacyjkę, szwindelek a co najwyżej handelek.
Sprawowanie rządów w Kasach za pomocą partii politycznych spowodowało i zakorzeniło bezład i bezwład w pracy. Ówczesne roznamiętnienie polityczne stwarzało stałą niegasnącą walkę. Zacietrzewienie w walce przysłaniało rzeczywistość, a nawet i sam cel walki. Pracownicy Kasy należący do jednej partii politycznej, uważali współpracowników członków innych partii za wrogów i nie tylko nie pomagali sobie w pracy, ale podstawiali nawzajem nogi i wystawiali wzajemnie na durni. Każda partia dążyła do supremacji, lecz żadna nie była zdolna do opanowania rządów. Po każdych wyborach nowy klucz wpływów i rugowanie przeciwników. Walka była ważniejsza niż praca.
Partie polityczne, grając na demagogii, forsowały bezsensowny awans społeczny. Zapełniano etaty „swoimi“ ludźmi, którzy często gęsto nie posiadali nie tylko wykształcenia i przygotowania do pracy, ale nawet nie mieli i cienia wrodzonej inteligencji i myślenia.
Olbrzymia większość lekarzy ustosunkowała się wrogo do Kas Chorych. Zasklepieni w swej pracy, pochłaniającej całkowicie uwagę i zaciekawienie nie spostrzegli, że na świecie dokonywują się olbrzymie przeobrażenia metod i organizacji pracy, stosunków gospodarczych i społecznych. Ufni w swą odwieczną niezależność, burzyli się na samą myśl pracy organizowanej, zależnej od biurokracji no i gorzej płatnej. Ci, których konieczności materialne nie zmusiły do przyjęcia pracy w Kasach, zwalczali je w opinii publicznej. Zaś część z pośród pracujących w kasach, spełniała swe funkcje bez przekonania, jedynie dla zarobku.
Ślepe stosowanie i przestrzeganie przepisów przez administrację, a wynikające z lęku przed odpowiedzialnością za samodzielne myślenie i decyzje musi doprowadzać do parodiowania życia i nieświadomego sabotażu.
Między ideowców medycyny uspołecznionej, dążących do istotnego udostępnienia pomocy lekarskiej rzeszom ludności, wkręcił się i spryciarz życiowy „wierny zwolennik“, pieczeniarz, który „stara się“ wykazać przed zwierzchnością swą 200% lojalność i... nadmierną gorliwością przyczynia się do parodiowania intencji, celów, idei i pracy ubezpieczenia.
Znalazł się i inny typ entuzjasty ubezpieczenia. Propagował je za pomocą rozrzutnego sypania świadczeniami celem zaspakajania choćby nawet urojonych roszczeń ubezpieczonych.
Pokutujące zwłaszcza w sferach inteligenckich przywary staro szlacheckie w postaci lubowania się w pozorach pańskości muszą przeszkadzać przy wszelkich usiłowaniach usprawnienia i unowocześnienia życia, które przecież staje się coraz bardziej skomplikowane i trudne.
Przeminął chyba bezpowrotnie statyczny okres dziejów, kiedy na rozległych i wolnych terenach mógł człowiek bytować niezależnie od technik i więzów organizacji.