Pamiętnik dr Cz. Gawareckiego/Kulturę trzeba tworzyć

<<< Dane tekstu >>>
Autor Czesław Gawarecki
Tytuł Pamiętnik
Pochodzenie Pamiętniki lekarzy
Wydawca Wydawnictwo Zakładu Ubezpieczeń Społecznych
Data wyd. 1939
Druk Drukarnia Gospodarcza Władysław Nowakowski i S-ka
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały pamiętnik
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
Kulturę trzeba tworzyć.

Pierwszy rok nowego pomajowego okresu przemian społecznych utrwalił się w mojej pamięci między innymi i przez uzyskanie dyplomu doktorskiego. Zaliczenie w poczet osób o najbardziej światłym umyśle obowiązuje: rozpocząłem naukę od początku.
Asystentura na Uniwersytecie zetknęła mnie w sposób bezpośredni i żywy z najmłodszymi medykami. Było dla mnie niespodzianką, że rocznik o sześć lat młodszy wykazywał już inną odmienną postawę duchową wobec życia, rzeczywistości i otoczenia i wprost biegunowo różnił się od rocznika ledwie sześć lat starszego.
Jeżeli starzenie się przejawia się niemocą dogadania się z młodymi, to spostrzeżenie różnic duchowych między rocznikami wskazały, jak łatwo można zostać „młodą konserwą“.
Myślę, że gdyby świeżość, żywotność i wydolność duchową określano i wyznaczano za pomocą oceny punktacyjnej, podobnie jak w sporcie, to wyniki porównawcze byłyby dla wielu osób niespodzianką i dowodem, że są już duchowo emerytami, żyjącymi tylko z kapitału swej minionej pracy twórczej.
Praca w stołecznym szpitalu zetknęła mnie między innymi z chorymi na twardziel mieszkańcami kresów wschodnich, gdzie ta choroba panuje endemicznie (utrzymuje się stale w pewnych miejscowościach). Przemierzyłem kresy w czasie wojny na grzbiecie końskim, widziałem spustoszenie, napatrzyłem się na biedę, nędzę i pierwotność bytowania. Więc obecnie przyjemnie mi było zobaczyć ludzi stamtąd, nie wyrzekających na ciężary wojny, lecz dziękujących organizacji kultury polskiej, która dała im możność prawdziwego leczenia się i usunęła widmo nieuchronnej śmierci z uduszenia. Pozostanie mi w pamięci na całe życie kontakt z tymi ludźmi, którym zarastały krtanie, tchawice i oskrzele, a którym napromieniowywaniem i zabiegami chirurgicznymi przywracano zdrowie.
Wysłuchałem od nich wiele słów wdzięczności pod adresem Kas Chorych, które przysyłały ich na leczenie do Warszawy, gdyż na kresach nie było ani specjalistów lekarzy, ani odpowiednich urządzeń leczniczych.
Dzięki tym chorym zwróciłem uwagę, iż najliczniejszą grupą korzy stającą z leczenia szpitalnego są właśnie osoby należące do ubezpieczenia społecznego.
Zestawiając podziękowania chorych I kresów i lamenty „jaśniepańskich żubrów“ zastanowiłem się nad istotą i treścią kultury. Lubimy opowiadać i szczycić się przynależnością naszą do kultury zachodnio-europejskiej, ale jakże często zapominamy, lub też zgoła nie zdajemy sobie sprawy, co to jest kultura. Jakże często zbiór muzealny, lub poprostu zwykły antykwariat utożsamiamy z kulturą, zapominając, że nawet dzieło sztuki nie jest kulturą, ale tylko jej przejawem i wyrazem. Antykwariusz czy kolekcjoner nie tworzą kultury, a jedynie gromadzą jej dokumenty.
Kultury nie można kupić ani magazynować — trzeba ją tworzyć: rodzi się ona i rozkwita z postawy duchowej wobec życia.
Istotą kultury zachodnioeuropejskiej jest właśnie czynna postawa wobec rzeczywistości, jest stały niepokój tworzenia i ciągłe nieustanne szukanie nowych trudów rozwiązywania zagadnień, bez lęku ryzyka i niepowodzeń. W zaciszu, w zadowoleniu ze stanu bieżącego, w lękliwym uchylaniu się od śmiałości — kultura wyrodnieje, staje się pozorem i obłudą, lenistwem.
Przypominając sobie biadolenia possesjonatów kresowych nad zniszczonymi przez rewolucję pałacami i porozbijanymi cackami salonowymi, czy nawet zbiorami sztuki, co utożsamiane jest ze zmieceniem z powierzchni dalszych kresów odwiecznej kultury polskiej, wzdycham: nieuleczalni duchowi impotenci, zgrzybiali antykwariusze, utożsamiacie rupieciarnie (choćby nawet i eleganckie) z kulturą. Wasi wielcy ojcowie tworzyli, a was ześlepiły błyskotki.
Pojmując kulturę, jako czynną postawę wobec rzeczywistości nie mogłem i nie chciałem godzić się z pospolitym sądem, iż „prawdziwą“ medycynę reprezentuje wyłącznie prywatna praktyka (zwłaszcza wśród wymuskanych pacjentów z dobrobytu).
Gdy w trzy lata po dyplomie „zaczepiłem“ się w pracy w Kasie Chorych w Warszawie — byłem głęboko wzruszony i dumny z osiągnięcia rojeń chłopięcych.
Nie zraziły mnie ani braki estetyki i ciasnota pomieszczeń, nie zgnębiły spostrzeżenia, iż praca lekarska popada w łatwiznę mechanicznego szablonu, nie przerażałem się nawet faktami, iż na Kercelaku odbywa się handel lekami i materiałami leczniczymi, wydawanymi bezpłatnie ubezpieczonym.
Kulturę bowiem trzeba tworzyć, nie lękając się ryzyka i odpowiedzialności.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Czesław Gawarecki.