Pamiętnik dr S. Skopińskiej/Nędza wsi polskiej
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Pamiętnik |
Pochodzenie | Pamiętniki lekarzy |
Wydawca | Wydawnictwo Zakładu Ubezpieczeń Społecznych |
Data wyd. | 1939 |
Druk | Drukarnia Gospodarcza Władysław Nowakowski i S-ka |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały pamiętnik Cały zbiór |
Indeks stron |
Pytam się całkiem serio, zupełnie na zimno, choć serce się we mnie tłucze, choć pisać nie mogę, bo słowa moje wydają mi się takie marne: kto wie i kto zdaje sobie sprawę z tego, co się dzieje z ludnością wsi polskiej? Rzucam to pytanie tym, co są wykształceni i rozumni. Czy wiedzą, czy zdają sobie sprawę z tej nędzy, jaka panuje w chatach najkulturalniejszej nawet dzielnicy polskiej? Panuje tam gruźlica, rozpościerająca skrzydła niby potworny wampir, który wpatrzony jest w ciszę cmentarną polskiej wsi. Ileż razy nasuwają mi się na myśl słowa Wyspiańskiego: „Byle polska wieś zaciszna, byle polska wieś spokojna“, gdy jako młody lekarz zagłębiałam się w tajniki owego sielankowego wiejskiego życia. Od tego czasu nie mogę być spokojna i szczęśliwa, nie mogę zapomnieć tego, co zobaczyłam. Przypominam sobie zimę, rok 1931. Przy drodze stoi chata, przed nią kałuża gnojówki nawpół zamarzniętej. Na dworze świeci słońce. W chacie ciemno. Maleńkie szybki w oknach pokryte soplami lodu. W izbie siedzi kobieta, oparta o tylną ścianę komina w kuchni. Widocznie zabrakło nawet opału, nawet kilku drewek, by ogień wzniecić. W izbie cicho. Nie widać ani śladu gotowanego posiłku, lub jakichkolwiek przygotowań do przyrządzenia najnędzniejszej strawy. Kobieta karmi dziecko piersią, a raczej jakimś żółtawym workiem ze skóry ludzkiej. Dziecko jest sine i oczka ma zamknięte. Chyba śpi. Kobieta mówi jakoś niewyraźnie, że ją głowa boli, że ją mdli, że ją „żga“...
Patrząc na ten mroźny spokój i ciszę, pytam się, kiedy jadła. Kobieta bełkoce coś niewyraźnie, że stary poszedł w pole odkopać ziemniaków. Nie pytam się już o to, czyje to ziemniaki, co mnie to obchodzi. Najprawdopodobniej poszedł kraść. I we mnie w tej chwili zastygły wszelkie zdrowe odruchy. Dałam jej od siebie na chleb 2 złote i zapisałam butelkę tranu dla dziecka i dla niej glicerofosfatu oraz aspiryny. Nawet pies nie szczekał, gdy wychodziłam z chatki.
Powiało na mnie taką ciszą i obojętnością, że zdawało mi się, iż jestem na starym zapomnianym cmentarzu. Przypomniały mi się jakieś nastroje średniowieczne, tak świetnie uwidocznione na obrazach Breugla w Galerii Wiedeńskiej. Zima. Gdzie okiem sięgnąć, mróz i śnieg. Mróz i śnieg w izbach chłopskich. Mróz i śnieg w naszych sercach, które tego nie czują i nie pojmują tej Nędzy. Tak. Chłopi w średniowieczu, być może, wiedli podobne życie w całym świecie, ale obecnie wiodą je chyba tylko u nas.