Pamiętnik dr S. Skopińskiej/Wielkanoc

<<< Dane tekstu >>>
Autor Sabina Skopińska
Tytuł Pamiętnik
Pochodzenie Pamiętniki lekarzy
Wydawca Wydawnictwo Zakładu Ubezpieczeń Społecznych
Data wyd. 1939
Druk Drukarnia Gospodarcza Władysław Nowakowski i S-ka
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały pamiętnik
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
Wielkanoc.

15 kilometrów jazdy autem po błocie, dołach i kałużach. Mocny samochód i doświadczony dobry szofer, a mimo to jestem taka „strzęsiona“, że serce czuję koło gardła. To już nie ten lekarz, który w zaraniu swej praktyki przeszło 6 km. pędził pieszo, żeby chorego odesłać do szpitala na operację. Dopiero ósmy rok tej jazdy po błocie, piachach i dołach, a skutki już czuję. Ósmy rok pracy w dzień i w nocy i już choruję na serce. Nogi się pode mną trzęsą, kiedy wychodzę z samochodu. Chora, do której mnie wzywają, leczyła się podobno na gruźlicę. Drewniana chata, w której pacjentka mieszka, kryta jest deskami. Wokół płotek, a tuż za nim, przed samymi oknami chatki stosy gnoju, który widocznie przechowuje się w tym miejscu aż do wiosny. Obok piwnica z ziemniakami, pieniek do rąbania drzewa, pies w budzie i przeraźliwe błoto, błoto, błoto...
Wbiegam z wąskiej sieni do izby i od razu robi mi się niedobrze. Panuje tu zaduch naprawdę niezwykły. Na podłodze, na krzesłach i stole leża części jakiegoś zwierzęcia, wieprza, czy wołu, odarte ze skóry, zielonkawo-żółte, oślizgłe.
— Co pan tu robi? — pytam kręcącego się koło tych specjałów mężczyzny.
— Kiszki na święcone.
W Poznańskim na wszelkiego gatunku kiełbasy mówi się zawsze: kiszka.
Tzw. flaki, czyli kiszki, leżały obok w miednicy. Czuję, że długo nie wytrzymam w tym zaduchu. Już bowiem gdy tylko zobaczyłam te „wielkanocne wyroby“, dostałam pierwszych odruchów torsji.
— Gdzie chora?
Pacjentka leży pod tradycyjną pierzyną w tej samej izbie, która chwilowo zamieniona jest na masarnię. Pod łóżkiem chorej spoczywa głowizna, czyli łeb odartego ze skóry zwierzęcia.
Kobieta odpluwa. Przypuszczam, że prątkuje. Temperatura 38 i 5. Orkiestra z furczeń i świstów w płucach! Smaczne i zdrowe będą te „kiszki“, to mięso, które chłop polski jada w nadmiarze na Wielkanoc.
Ze względu na możliwość zarażenia otoczenia i na ciężki stan chorej, chciałam ją natychmiast skierować do szpitala. Nie zgodziła się jednak. Na Wielkanoc nie będzie sama w szpitalu.
— Może po świętach pani doktorowa mnie zabierze. Teraz nie pojadę i koniec.
Wytłumaczyłam wszystko o zakażeniu i skrytykowałam sposób wyrabiania wędlin. Ale im więcej wymyślałam na „zielone mięso“, które widocznie było przechowywane aż do świąt w beczce, z tym większą lubością zarówno chora, jak i jej mąż, spoglądali na swe ulubione „kiszki“. Cóż mogłam poradzić? Wołać policjanta, psuć im humor i zaufanie do siebie?
— A więc, wesołych świąt!



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Sabina Różycka.