Pamiętnik dr Z. Karasiówny/Dzień targowy
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Pamiętnik |
Pochodzenie | Pamiętniki lekarzy |
Wydawca | Wydawnictwo Zakładu Ubezpieczeń Społecznych |
Data wyd. | 1939 |
Druk | Drukarnia Gospodarcza Władysław Nowakowski i S-ka |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały pamiętnik Cały zbiór |
Indeks stron |
Raz na dwa tygodnie jest w Suchej jarmark.
Każdy ma okazję, żeby przyjechać do lekarza. I prywatny i ubezpieczony. Nie będzie osobno furmanki płacił. I tak musi być na targu.
Tylko, że na ten mądry pomysł wpadli wszyscy — cała wieś — jedna — druga i trzecia. Nie mogę policzyć czekających. Przepychają się wszyscy do drzwi. Każdy chce być pierwszy. Na każdego furmanka czeka. Są ubezpieczeni. Są prywatni. Wszyscy razem. Nie ma dziś godzin, nie ma w ogóle badania. Jest urwanie głowy, koniec świata.
Nie wolno mi odmówić nikomu. A nuż jest ktoś na prawdę poważnie chory.
Zaoszczędził kilka złotych na furmance. Tylko że do badania musi przyjść jeszcze raz.
I wypadki w jarmark łatwo się trafiają. To chłopi pokrają się nożami. To znowu koń kogoś kopnie. Albo ktoś goni złodzieja i nogę złamie. Jeżdżę na rowerze, furmance, w dorożkach. Przesiadam z fury na furę. W przerwach wpadam do domu coś załatwić. Cięgle ruch. Nie mam czasu wyłapać wszy, które mnie oblazły.
Wieczorem przynosi Komendant Policji dziecko. Noworodek znaleziony na jarmarku. Zziębnięte leżało parę godzin na deszczu. Niewiadomo gdzie je umieścić.
„Niechże się przez chwilę zagrzeje u mnie“ mówię.
Upłynęły miesiące i lata — grzeje się dotychczas.
Nie zapomnę tego jarmarku. Ruch był jak w młynie. Ubezpieczeni, prywatni, wypadki.
Prywatni wyjątkowo płacili. W gotówce i w naturze. Zarobiłam 2 kopy jajek, 55 zł, 15 wszy i dziecko.