<<< Dane tekstu >>>
Autor Tadeusz Dołęga-Mostowicz
Tytuł Pamiętnik pani Hanki
Rozdział Wtorek
Wydawca Towarzystwo Wydawnicze „RÓJ”
Data wyd. 1939
Druk Zakłady Graficzne „FENIKS“
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały pamiętnik
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
Wtorek

Jezus Maria, co ja teraz pocznę?! Jak mam postąpić? Wiem, że jeżeli zrobię tak, jak nakazuje mi sumienie — popełnię zbrodnię. Jeżeli tak jak nakazuje mi obowiązek — popełnię podłość i to podłość w stosunku do człowieka, który nie tylko mi nigdy nic złego nie zrobił, lecz który kocha mnie tak prawdziwie i tak głęboko.
Z rana przyszła paczka z poczty. Zdziwiłam się bardzo z dwóch powodów. Po pierwsze paczka była żywnościowa, a po drugie nadana została z Kowla przez jakąś zupełnie mi nieznaną Zofię Patrycz. To mnie tak zaintrygowało, że postanowiłam otworzyć ją sama. Moje zdumienie jeszcze bardziej wzrosło, gdy wewnątrz znalazłam dwie oskubane kury. Już chciałam zawołać Józefa, by to zabrał do kuchni, gdy między tymi obrzydliwościami dostrzegłam kopertę. Serce zabiło mi mocno. W tej chwili już wiedziałam, że to Robert. I nie omyliłam się.
Przez długą chwilę wahałam się co mam z nią zrobić (z tą kopertą). Nie było na niej adresu. Obejrzałam jeszcze raz opakowanie paczki. Stanowczo adresował ją ktoś inny. Jakaś kobieta o niewprawnym charakterze pisma. W dodatku ohydnym anilinowym ołówkiem.
Na dobitkę kury pachniały surowym mięsem, czy też po prostu nie były już świeże. Zrobiło mi się mdło. Zostawiłam je w jadalni i zamknęłam się w buduarze.
Stanowczo miałam prawo otworzyć kopertę. Tu ani major, ani pułkownik nie mogą żywić do mnie żadnych pretensyj. Skądże mam przypuszczać, że to od Roberta. Jaki mężczyzna wysyłałby damie z towarzystwa zdechłe kury?
Rozerwałam kopertę i wypadł z niej kluczyk. Mały, precyzyjny kluczyk. Oprócz tego wewnątrz była jakaś legitymacja i list. Ponieważ nie wiem jeszcze jak postąpię, i co z tym wszystkim zrobię, a list ten jest jednym z najpiękniejszych jakie kiedykolwiek w życiu otrzymałam, przepisuję go poniżej:

„Hanko!

To jest straszne, gdy mężczyzna, gdy silny mężczyzna musi wyciągać ręce o pomoc do kobiety, którą pragnąłby otoczyć pancerzem bezpieczeństwa, osłonić przed wszystkim, co zranić by mogło jej subtelną wrażliwość, zakłócić jej spokój, wnieść dysonans w pogodę jej dni. Rozpacz mnie ogarnia, że muszę to zrobić i nic na świecie nie usprawiedliwia mnie, nawet to, że Cię tak bardzo, że Cię tak do szaleństwa kocham. Raczej może to być uważane za jeszcze jeden kamień, który spada na moją biedną głowę i na moje zdruzgotane życie. Muszę tak postąpić.
Wysłuchaj mnie teraz. Niespodziewanie zwaliło się na mnie nieszczęście. Nieszczęście, którego rozmiarów ja sam jeszcze ogarnąć nie mogę. Musiałem nagle, dla ratowania własnego życia, uciekać z Warszawy. Nie zdążyłem zabrać nawet podręcznej walizki. Nawet pieniędzy. Dzięki przypadkowo spotkanym ludziom nie umarłem jeszcze z głodu. Co się ze mną stanie jutro, czy za godzinę — przewidzieć nie mogę. A tu jeszcze ta miłość, która przepala mi serce, ta ogromna i beznadziejna tęsknota za Tobą. Ta miłość, którą muszę narazić na tak brutalną próbę. Wiem, że mi nie odmówisz. Lecz wiem jednocześnie, że wystawiam Ciebie, jedyna, która jesteś moim największym skarbem, na możliwe przykrości. Dlatego błagam Cię, zachowaj jak najdalej posuniętą ostrożność. Niech nikt nie wie, zaklinam Cię, o tym liście ani słowa.
Prośba moja jest taka: w Banku Północno-Wschodnim mam sejf. Przesyłam Ci kluczyk od niego. Załączam również legitymację z hasłem. Pójdź tam i wyjm całą zawartość. Są to dwie paczki. W jednej znajdują się papiery inżynierskie z planami pewnej fabryki, którą zamierzałem budować, w drugiej pieniądze. Zabierz to do siebie i ukryj starannie. W drodze do banku i w samym banku staraj się nie zwracać na siebie uwagi. Odzyskanie tych paczek przedstawia dla mnie niesłychaną wartość, może wartość mego życia.

Jeżeli posłyszysz o mnie coś złego, możesz wierzyć wszystkiemu. Możesz mnie potępić i wykląć ze swojej pamięci. Jestem na wszystko gotów. Może jestem nawet tego wart, chociaż znam Cię, i wiem, że nikogo nie osądzisz nie wysłuchawszy go przedtem, nie poznawszy tego splotu tragedyj, który pchnąć go mógł w innym kierunku, niż pragnęłoby jego serce. Wiele klęsk przeżyłem w życiu, największą jednak przeżywam teraz, gdy zawisła nade mną groza utraty Ciebie, właśnie w tym momencie, gdy zamierzałem usunąć wszystko to, co nas dzielić mogło. Kocham Cię, i jeżeli dowiesz się o mojej śmierci, wiedz o jednym: jeżeli umrę, umrę z Twoim imieniem na ustach. — Robert“.

Trzęsły mi się ręce, gdy kończyłam czytanie tego listu. Więc jednak nie zawiodłam się na tym człowieku. Wiedziałam, co w nim cenię. To jest prawdziwy mężczyzna. Pomyśleć tylko, że wówczas, gdy mu się dobrze powodziło, ani razu nie powiedział mi, że mnie kocha. A mógł przecież wtedy liczyć na bardzo wiele. I z listu tego wynika, że wiązał ze mną duże nadzieje. Może spodziewał się, że dla niego się rozwiodę. Odważył się wyznać mi miłość wtedy dopiero, gdy już wszelkie nadzieje zostały przekreślone. To jest człowiek z charakterem.
Czułam, że powinnam bez namysłu zrobić wszystko, o co mnie prosi. Tego żądał mój instynkt kobiecy. Jeden Bóg wie, jakie okropieństwa mogły go pchnąć na złą drogę. Jeden Bóg wie, ile dobra mogę mu wyświadczyć, ułatwiając mu powrót do uczciwego życia.
Czy wolno mi nawet zastanawiać się nad tym?...
Z drugiej jednak strony strach mnie przejmuje na myśl, że miałabym w domu te jego papiery i pieniądze. Ktoś ze służby, czy Jacek, mogą to znaleźć. I dlaczego żąda, bym je zabrała do siebie? Przecież bezpieczniejsze są w banku.
A poza tym ten major. Tyle groźby było w jego spojrzeniu, gdy wymagał ode mnie bym natychmiast zawiadomiła go, jeżeli tylko Robert da o sobie znać. Widocznie nie są to bagatelne sprawy, skoro tamta biedna dziewczyna popełniła samobójstwo. Zdaje mi się, że wciąż widzę przed sobą jej zsiniałą twarz. To okropne, że ludzie się zajmują tymi wszystkimi ohydnymi sprawami. I dlaczego ja, właśnie ja muszę być w nie wmieszana?!
Jak postąpić?...
Stryjowi Albinowi nie mogę się z tym zwierzyć. Zresztą straciłam wiarę w jego rozum od chwili, gdy nie umiał rozwikłać zagadki owego listu.
Jeżeli o mnie chodzi, jestem przekonana, najmocniej przekonana, że ta sprytna kobieta wodzi go za nos jak sama chce; i umie świetnie się maskować. Może w ogóle nie jest żadną cudzoziemką. Mężczyźni wobec sprytnej kobiety tracą cały swój krytycyzm i dają się wyprowadzić w pole, jak małe dzieci. Zdaje mi się, że polega to na tym, że motywy i pobudki naszego postępowania komentują według własnej logiki. A to jest najzawodniejszy sposób.
Nie mogę się oderwać myślami od Roberta, który gdzieś na dalekiej prowincji musi kupować nieżywe kury, by móc mi dać znać o swojej tragedii, by móc mi wyznać swoje uczucia, by móc prosić mnie o ratunek.
Robercie! Jeżeli kiedyś — któż może wiedzieć — jeżeli kiedyś będziesz czytał te słowa, pamiętaj, że całym sercem byłam przy tobie. Nie wiem jeszcze, jak postąpię. Sama nie umiem zdobyć się na decyzję. Ale czuję, że gdyby mi nie zabrakło hartu i siły spełniłabym twoje żądania.
Mój Boże, już pierwsza, a o dwunastej mam miarę. Z tego wszystkiego jeszcze mi nie wykończą sukni na bal w ambasadzie.




Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Tadeusz Dołęga-Mostowicz.