Pamiętniki (Pasek)/Rok pański 1685

<<< Dane tekstu >>>
Autor Jan Chryzostom Pasek
Tytuł Pamiętniki
Rozdział Rok pański 1685
Redaktor Jan Czubek
Wydawca Polska Akademja Umiejętności
Data wyd. 1929
Druk Drukarnia Uniwersytetu Jagiellońskiego
Miejsce wyd. Kraków
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
Rok pański 1685

zacząłem — daj Panie Boże [szczęśliwie]! — tamże w Olszowce. Sejm w Warszawie był. Tego roku w Wielkiej Polszcze droży[z]na była wielka dla nieurodzaju jarzyny[1], z ktorej racyej i w Warszawie zdrożało bardzo. O czym ja dowiedziawszy się, kazałem naładować dubas[2] jęczmieniem i grochem, na ktorym poszedłem sam i zarwałem przecię piniędzy od Wielgopolakow in Maio[3]. Tylko że już było poźno; gdybym był tygodniem trochę pośpieszył, poko nie tak nawieziono, wziąłbym był za korzec altero tanto[4]. Eodem anno[5] Stanisław, margrabia pińczowski, w Lublinie na deputacyej[6] umarł, mnie w wielkim kłopocie zostawiwszy ratione[7] dzierżawy dobr margrabskich, o czym będzie niżej. Wiele ludzi cieszyło się z jego śmierci, ale i ja niebardzom go żałował, bo był — P. Boże mu odpuść! — człowiek chytry, nieszczery, słowa nie trzymający i nieprawdą się bawiący; kiedy co zełgał, jakby się najlepiej najadł. I dlatego nie żałowałem go, choć umarł, supponendo[8], że succedaneus[9], brat jego Jozef[10] będzie inakszej kategoryej, bo się widział stateczny i dobrej natury; ale, widzę, takem się zawiodł na nadziei, jako owa baba[11], co Pana Boga prosiła o lepszego pana, a coraz to jeden po drugim gorszy następował.
Powrociwszy z Warszawy, począłem się gotować do Gdańska i bardzo tęskniłem ze zbożem, ktore mi się w szpichlerzach bardzo grzało i ustawicznie było trzeba koło przerobki pracować; ale że wody nie było, musiałem czekać i wszyscy aż ad Septembrem[12]. Kiedy następował czas pożądanej naszej ekspektatywy[13], zachorowałem bardzo 30 Augusti[14] w dzień czwartkowy. A przypadła mi ta chorobka z przepicia dla nieszczęśliwej kompaniej, ktora mię zawsze do tego przywodziła, bo z swojej dobrej wolej nie pamiętam, żebym się kiedy upieł, jako znam takich niektorych; ale kiedy albo mnie kto rad szczerze, albo ja też komu, a osobliwie kochanemu jakiemu konfidentowi, to wtenczas naszej mody polskiej nie podobna nie obserwować. Zapadłem tedy tak periculose[15], żem zaraz i ludzi nie znał, g[dyż] maligna [mię] wzięła. Co tam ze mną robili medycy, nie wiem; sufficit[16], że zdesperowali i rozgłosili, że bardzo źle i niepodobna convalescentia[17].
Tymczasem woda poczęła przybierać; przybiega stroż szpichlerzowy[18], dając znać, żeby posyłać do ładowania, a ja o świecie nie wiem. Kazała mu tam żona gdzieś pojechać do nieszczęścia; pojechał, bo żadnego nie było podobieństwa, aby Bog miał ze mną takie dziwy uczynić w momencie prawie, jakie uczynił. Tak się rzecz ma. Kiedy już w owej ciężkiej malignie leżąc, 30 Augusti[19], ze czwartku na piątek przededniem 7ma Septembris[20], to jest, w wigilią Narodzenia Najświętszej Panny, jak we śnie w gorączcze leżącego, trząsnęło mię coś za ramię, mowiąc te słowa: »Owo Antoni nad tobą stoi!« Obrocę się do ściany, aż stoi zakonnik in habitu Minorum sancti Francisci[21]. Patrzę, nie mowię nic; on też nic. Świeca się tam w kącie świeci; ludzie, poturbowani koło mojej usługi, już też posnęli. Lecz już ku dniowi owo trząśnie mię. Było mi, jak we śnie, ale od trząśnienia zaraz jużem się czuł, żem na jawie, jużem był przy dobrej pamięci, jużem się i w tym rektyfikował[22], że ja tą chorobą złożony, już mi i to w dobry rozsądek weszło, co się ze mną dzieje, lubom przedtym o sobie nie pamiętał. I tak sobie myślę, że to jakiegoś do mnie zakonnika przysłali, jako zwyczajnie do chorego; aż owa osoba rzecze: »Pilnowałem cię szczerze od przeszłego czwartku: nie bojże się już, a wstań!« Jakaś mię radość ogarnęła i wpadło mi na myśl, że to już nie prosty ksiądz, ale musi być osoba święta. Porwę się, chcąc mu do nog upaść, zawoławszy wielkiem głosem: »Święty Ojcze!« Stoczyłem się z łożka. Usłyszeli wszyscy owo zawołanie, przypadli z świecą, aż ja pytam: »Gdzie poszedł?« Rozumieją, że to w gorączcze czynię; mowią do mnie: »O kogoż pytasz? Nie był ci tu nikt u ciebie«. Ja mowię: »Był. Czy oczu nie macie?« A wtym usiadłem już nie na łożku, ale na stołku. Rzecze moja pani: »Wołaj Kazimierza!« Przyjdzie cyrulik, pomaca pulsow: gorączki niemasz i jakoby nigdy nie była. Ja też dopiero, obaczywszy się i odpocząwszy trochę, poklęknąłem, pierwej dzięki czyniąc Panu Bogu i św. Antoniemu, a potym wstawszy, począłem im to powiedać. Cum stupore[23] dziwowali się wszyscy; jedni wierzyli, że tak [się] stało, drudzy też nie dowierzali. Nawet sam cyrulik supponebat[24], lubo widział, że już gorączka totaliter[25] odstąpiła, że przecię jeszcze jakąś debilitatem mentis[26] zostawiła. I tak się zabawiają ze mną, aż ja mowię: »Widzę, że mi wińszujecie i cieszycie się z konwalescencyej, a nie pytacie, jeżelibym też co zjadł; namorzyliście się mnie dosyć przez te dni choroby mojej«. Porwie się żona: »Zaraz, zaraz«, i pyta się mnie, do czego mam chęć. Powiedziałem: »Co dacie, to będę jadł z wielką ochotą«. Radzą, coby gotować: to nie, to nie, aż cyrulik rzecze: »Możeć to z masłem, choć wigilia«. Spytam: »Do czego wigilia?« Powiedzieli, że do Najświętszej Panny[27]. Zdumiałem się, bom nie rozumiał, żebym tylo dni miał chorować, i mowię: »Nie będę ja z masłem jadł, ponieważ wigilia«. Ugotowali mi jakiejś garmatki[28] garnuszek mały. Na ząb mi to nie padło; kazałem w większym garku gotować i korzenia dużo nasypać. Gotowano tedy, a ja tym czasem ubrałem się tak, jako należy, i kazałem iść do sadzu[29] z kancerzem[30], wziąć szczupaka i kwaśno szaro ugotować go. Jak tedy obaczyli, że jem smaczno i piję i rzeźwość...[31] należało, dopiero uwierzyli, żem sanus mente et corpore[32], o czym cyrulik osobliwie bardzo dubitował[33]. Przy owym jedzeniu mojem mowi mi żona: »Pragnął Wść flisu, a teraz chorobka przeszkodziła«. Pytam: »Albo co?« Powiedziała, że dawano znać, że woda wielką przybrała; pan Rupniowski pojechał, pan Jaroszowski pojechał[34], na głowę chłopow powyganiali do ładowania. Odpowiem: »To i ja pojadę«. Rośmiali się wszyscy; rozumieli, że żartuję, a ja czuję w sobie wigor[35]. Naj[a]dłszy (s) się, przejdę się po izbie; kazałem włodarza wołać i rozkazuję mu, żeby chłopi zaraz wychodzili do ładowania, a tym czasem konie gotować i zaprzągać. Mowią mi: »Nie czyń tego, dla Boga! Chudziąt[k]o, droższe jest zdrowie«. Ja mowię: »Dajcie mi pokoj; ja się lepiej czuję, co się ze mną dzieje, i Temu ufam, co mi dał zdrowie, że mię przy nim konserwuje i zaprowadzi szczęśliwie tam, gdzie intendo[36]«. Pojechałem, pożegnawszy się, a kazawszy za sobą przywozić necessaria[37]. Wyjechawszy w pole, wsiadłem na konia z kolaski i pobieżałem ryścią, obawiając się, żeby woda nie uciekała. Zastałem, jedni już poodkładali[38], drudzy też jeszcze czekali na leguminę[39], kto nie miał gotowej w szpichlerzu. Że tedy moi chłopi nie byliby byli ledwie na noc, bo przecię mil 7 drogi[40], dali mi samsiedzi chłopow. Naładowałem wnet dwie szkuty, trafty[41] za[ś] powolej kazałem już bez siebie ładować. W dzień Najświętszej Panny tedy raniusieńko pojechałem do franciszkanow[42], nająłem mszą przed św. Antonim, słuchałem jej; a tym czasem tam ostatek koło szkut pogotowano. Wrociłem się, wsiadłem i kazałem od południa odłożyć, bo też już byli wszyscy poodkładali. Chłopi moi prawie jak darmo przychodzili, co mi już byli cudzy, porobili, co potrzeba, ktorych miałem dosyć. Poszedłem tedy, szczęśliwie dogoniłem i owych, co byli przede mną połtorą dniami poodkładali, lubom w ten dzień mało co uszedł, a prawie, jak nic, bo rotman[43] zły miał czołn i starał się sobie o inszy. Stanęliśmy tedy w Leniwce[44] aż 23 7bris[45], bo nam wiatry częste przeszkadzały, a trafty za mną przyszły czternastego dnia; z Łęki[46] wyszedłszy, do Gdańska mniej szły dni, niżeli szkuty, z tej racyej, że już były wiatry owe, co przeszkadzały szkutom, ustały, kiedy trafty od pala wychodziły, bo wychodziły 21 7bris[47], a my już byli pod Toruniem, to jest w dzień świętego Mateusza, w ktory dzień mroz był potężny i lody po brzegach nad zwyczaj. Zaszedłem tedy z łaski Bożej dosyć szczęśliwie, tak instantanee[48] wybrawszy się po owej chorobie, i głowa mię za łaską Jego świętą nie zabolała, za co niech będzie Imię jego Przenajświętsze pochwalone na wieki, pokornie suplikując[49], żeby nas w kożdych aflikcyach[50], a osobliwie w chorobach z Swojej ojcowskiej nie wypuszczał opieki!






  1. t. j. jarego zboża
  2. Dubas — szkuta, statek, który bierze na siebie 8–14 ludzi i do 20 łasztów (łaszt — waga okrętowa polska = 1865.60 klg.).
  3. w maju
  4. drugie tyle
  5. W tymże roku.
  6. deputatem (sędzią) na trybunał kor.
  7. z przyczyny
  8. przypuszczając
  9. następca
  10. Józef Władysław Myszkowski, ożeniony z Anną Mohilanką, wdową po Czarnkowskim.
  11. Jest to, jak słusznie zauważył prof. Brückner (Kwart. Hist. XII, 1898, 866), owa baba, co to w obawie przed nowym, gorszym panem, modliła się o zdrowie dla starego tyrana (Valer. Max. V. Ext. 2). Pobałamucił jednak Pasek, wkładając prośbę Fedrowych żab w usta baby.
  12. do września
  13. wyglądania, wyczekiwania
  14. sierpnia
  15. niebezpiecznie
  16. dość
  17. wyzdrowienie
  18. z Nowego Miasta Korczyna
  19. sierpnia
  20. siódmego września
  21. w habicie braci mniejszych św. Franciszka (t. j. bernardyńskim)
  22. rozpoznał
  23. ze zdumieniem
  24. sądził
  25. całkowicie
  26. osłabienie umysłu
  27. N. M. P. Narodzenia, 7 września.
  28. Garmatka — polewka dość gęsta z wody i tartego chleba, piwa i żółtka.
  29. Sadz — zagrodzone miejsce, gdzie złowione ryby chowają.
  30. Kancerz (z niem.) — rodzaj siatki do chwytania ryb.
  31. Z powodu uszkodzenia karty kilka słów brak.
  32. zdrów na duszy i ciele
  33. powątpiewał
  34. nad Wisłę
  35. rzeźwość
  36. zamierzam
  37. potrzebne rzeczy
  38. odbili, odpłynęli
  39. żywność, strawę (mąkę, kaszę, groch itp.)
  40. z Olszówki do Nowego Miasta Korczyna, gdzie Pasek miał śpichlerz nad Wisłą
  41. tratwy
  42. w Nowem Mieście Korczynie
  43. Rotman — starszy flisak, przewodnik, który w czółnie wyprzedza i bada głębokość wody.
  44. Leniwka zowie się jedno ramię Wisły w Gdańsku.
  45. września
  46. Łęka — w. nad Wisłą w pobliżu Nowgo Miasta Korczyna.
  47. września
  48. nagle, obcesowo
  49. błagając
  50. w utrapieniach





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Jan Chryzostom Pasek.