Pamiętniki nieznajomego/Tom pierwszy/5 Czerwca

<<< Dane tekstu >>>
Autor Józef Ignacy Kraszewski
Tytuł Pamiętniki nieznajomego

Tom pierwszy

Wydawca Księgarnia Gubrynowicza i Schmidta
Data wyd. 1872
Druk Kornel Piller
Miejsce wyd. Lwów
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tom pierwszy
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cała powieść
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
5. Czerwca.

Spieszyłem o samej szóstej na wyznaczone miejsce; postrzegłem je stojące na balkonie zdaleka; ale gdym się ukazał znikły.
Z przedpokoju posłyszałem głos profesorowej, która żywo śmiejąc się odzywała.
— Niechże pan sowietnik siada, proszę bardzo pana sowietnika.
Na progu już postrzegłem, że to był strach tylko na mnie, bo nikogo prócz nich dwóch nie było, profesorowa śmiała się serdecznie.
— A co, nieźle pana nastraszyłam? — spytała podając mi malutką rączkę, nieprawdaż?
Marja siedziała jak zawsze smutna na kanapie.
— Jakaś ty szczęśliwa, — szepnęła, — z tą swoją wesołością!
— Niedawno, niedawno jeszcze i ty mi pomagałaś, ale cię teraz nie poznać. A temu wszystkiemu ktoś winien? I pogroziła mi. Mam z panem na pieńku!
— Nie wiń mnie pani przynajmniej. Wezmę za świadka pannę Marjannę, że ją zawsze jak mogę ze smutku tego i nieufności w przyszłość staram się wywieść, ale napróżno. Mnie to trapi najwięcej, bo...
— Bo taki pan winien jesteś! — dorzuciła profesorowa. — Popsułeś mi moją serdeczną siostrzyczkę! dawniej póki miała sowietnika, trzpiotałyśmy się jak ja. Teraz zostałam sama, i bardzo mi z tem nudno... a co gorzej zarazić się boję.
— Pani!
— A tak, ja!
— Pewne uczucie, które przez uszanowanie nie nazwę, tak właśnie jak żydzi imion pewnych Boga nie ośmielają się wymawiać.
— Znać studenta! — zawołała profesorowa.
— Pewne uczucie jest jak wino.
— Stare porównanie! — czytałam go w Anakreoncie mego męża.
— Jedni upojeni niem są weseli, drudzy smutni, inni gniewni... Pani należysz do szczęśliwszych, którym daje wesołość.
— A zkądże pan wiesz, że jestem upojona tem uczuciem.
— Wszakże masz pani męża?
Profesorowa zaczęła się śmiać serdecznie.
— Nigdym się tak naiwnej odpowiedzi nie spodziewała — odrzekła. — Ale ja... od roku i więcej podobno poszłam za mąż, kocham sobie spokojnie, głowa mi się nie kręci. Moja miłość, to wcale co innego. Radzę Marylce pójść za sowietnika, a będzie wesoła jak ja.
To powiedziawszy zakręciła się i pobiegła myśleć o herbacie! Zostałem z Marją. Nie napiszę cośmy z nią mówili, rozmowa nasza będzie mi i bez tego pamiętną, a spisać bym jej nie umiał.
Co za serce w tej kilkonasto-letniej dziewczynce! co za szlachetna dusza. Kiedy mówi o przyszłości, jak surowo pojmuje obowiązki swoje względem rodziców, względem świata... Nic ci nie przyrzekam, mówiła — jam twoją na wieki sercem, ale nie chciej bym ci więcej obiecywała. Poddam się woli matki i ojca, powiem im i wyznam wszystko, gdy mnie spytają. Bogu polećmy przyszłość. Ty nie wiąż się także, pozostań swobodny, zachowaj mi tylko pamięć, wspomnij czasem Marję twoją, która cię więcej kocha niżeli myślisz. Ja ci się wydam zimną, ale nie wierz nigdy uczuciu co się płomienisto objawia. Płomienie te są zewnątrz, nie ma ich w sercu; kto głęboko czuje, ten westchnąć i zapłakać tylko umie.
I ciągle mi powtarzała jeszcze, że ma jakieś smutne przeczucia. Cały jestem tem przejęty, głowa mi się kręci, ucieka i moja spokojność. Chodziłem późno w noc pod bulwar i siedziałem z godzinę, słowik śpiewał w ich ogródku, może i ona go słuchała.
Biedny sowietnik przyszedł jakby tajemnie uwiadomiony także, ale właśnie w kilka minut po jej wyjściu. Musiałem grać z nim wista...






Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Józef Ignacy Kraszewski.