<<< Dane tekstu >>>
Autor Maria Konopnicka
Tytuł Pan Balcer w Brazylji
Pochodzenie Poezye wydanie zupełne, krytyczne tom X
Wydawca Gebethner i Wolff
Data wyd. 1925
Druk W. L. Anczyc i Spółka
Miejsce wyd. Warszawa — Kraków — Lublin — Łódź — Paryż — Poznań — Wilno — Zakopane
Źródło Skany na Commons
Inne Cała księga III
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


II.


Z okrutną w puszczę lud rzucił się mocą,
Ciąć one bory stojące z prawieka.
Tylko te ręce, te serca dygocą,
Tylko ta dusza w siekierę ucieka!
Huczą topory dniem i huczą nocą...
Nie patrzy słońca i świtu nie czeka
Ta przesilona praca, co się zdało
W pień, do korzenia puszcz zwali tę całą.

Życia przyrosło w piersiach. Na odpuście
Nie kipią czapy tak ni na jarmarku,
Jak tu, gdy chłop szedł w borowe czeluście,
Junacko głowę trzymając na karcku.
Wnet po wykrotach[1], po jarach, po chróście,
Wśród syku gadzin i papug poswarku,
Latają pieśnie od Wisły, od Buga,
Hulaszcza jedna, a rzewna ta druga.

Więc było patrzeć na te batalije,
Na Wyrwidęby te i Waligóry![2]
Prężą się karki, wzdymają się szyje,
Żył widać bicie skroś spalonej skóry,

Aż świśnie topór, huknie, jak grom bije...
Kwietnych plątańców[3] pękają wnet sznury,
Małpy z gałęzi skaczą z dzikim wrzaskiem,
Z gniazd ptactwo leci, siejące piór blaskiem.

Nie gonion z kniei, od jak stało świata,
Zwierz wstał, zawęszył, okiem toczy, prycha,
Po trzykroć leż swą koliskiem oblata,
Zadarłszy chwosta, i ziemny wiatr wdycha.
Drgnął, stanął; pędzi, gdzie trzcin gęsta krata,
Ogromnem cielskiem w moczary się wpycha;
Trzeszczą łamane trzciny, bagno plucha,
Zwierz chrapy podniósł rozwarte i słucha.

Lecz topór huczy, jak działo armatnie.
— Bij! Pal! — Odwiecznej drżą fortecy mury...
Co ostrze z jękiem ugodzi i zatnie,
To chłop odjęknie i pojrzy do góry...
Aż siły z siebie dobywszy ostatnie,
Rąbnie! Jak granat pień pękł. Lecą wióry,
Błyskają, rażą, by drzazgi z kartacza...
Tak Mazur srogą bitwę z puszczą stacza.

A był w tej wojnie pęd taki i siła
Co i za bębny stał i za komendę.
Bo tam z toporem razem dusza biła,
Sama siekiera grzmiała tam: «Zdobędę!»
Bo nie wodzowi, co pułki posyła,
Lecz sobie naród zdobywał tam grzędę,
Na której róść miał. Więc duch bił z tej mocy,
Wyrębującej się na jutrznię — z nocy.

Dziś jeszcze, jeszcze teraz ucho słyszy
Muzykę siekier i toporów ową...

I teraz jeszcze mam za towarzyszy
Te echa, co mi grają pod posową
Samotnej izby, gdy się w niej uciszy...
I widzę, jak te bory chwieją głową
Z wielkiego dziwu i jak słońce trzęsie
Blask w knieję, tęcze nizając na rzęsie.
...................

Lecz puszcza stała twardo. Ściąłeś drzewo?
Polec nie miało kędy przed inszemi,
Ale podparte, na prawo, na lewo,
Między stołbami wisło ściśnionemi,
Sypiąc wdół kwiecia i liścia ulewą,
Umiatające gałęźmi po ziemi...
Tak zwartą rotę gdy kula przewierci,
Nie pada żołnierz, lecz stoi — po śmierci.

Słyszałem ci ja o tej Bukowinie[4],
Co tam podcięte stały w borach buki.
Idzie chudzina, jakoś się uchynie...
Aż ci tu szlachta wali i halduki,
A wszystko grube, po miedzie, po winie...
Tak zagrzmi nagła śmierć, zakraczą kruki,
Runie bór ścięty, trup pada na trupa,
Pnie ludzie, konie — razem! Jedna kupa!

Więc mi to nieraz na myśli stawało,
Kiedy tak nasi w topory dzwonili.
Huknie co tężej? — «A słowo się stało!»
Już nasłuchuję od chwili, do chwili.
Niespokojności zażyłem niemało...
Ale że jakoś przypadku nie było.
Znać cię, chudzino, nie wielce przybyło[5]!
...................

Tymczasem baby wylegną przed chaty,
Ogniska palą i bób warzą czarny[6],
Albo naręczem dźwigają pataty[7],
Co jak kartofel są, ale poczwarny.
Wokoło duszne biją aromaty,
Powietrze brzęczy, jak dzwonek ten farny,
Od wielkich, złotych much[8], co je żar drażni,
A parem dyszysz tak, jak kacap[9] w łaźni.

Postój, a pomilcz... Już gad syczy z trawy,
Już zwierz z gęstwiny skoczy, patrzy w ciebie,
Już ci nad głową ptak szumi bujawy[10],
Szeroko skrzydła rozwiódłszy po niebie.
W oczach ci z trzaskiem kwiat pęka jaskrawy,
Rój pstropierzystych papug się kolebie,
A słońce sączy przez liść krople blasku,
Właśnie jak szmaragd, topiony[11] na piasku.

Więc choćbyś stał tak i patrzał do świata
Dzień cały, jeszcze nie objąłbyś okiem
Wszystkiego, co tam pełza, błyska, lata,
Co z pod nóg rwie się, co wybucha tłokiem!
Tak święty jeden (od księdza wiem brata),
Cudnym jakowymś zachwycon widokiem,
Na szczerej drodze lat przestał niemało,
Pięćdziesiąt cości, a dniem mu się zdało.

Lecz pod noc padał strach. Te czarne knieje,
Ludzkim się oczom nie jawią aż do dna.
Słysz... Coś się czai... Słysz!... Cości się śmieje...
Gdzieś gardziel ryknie, gdzieś paszcz ziewnie głodna

Słysz... Śmierć gdzieś z trzaskiem otwarła wierzeje...
Puszcza, jak morze, bezkresna, bezbrodna,
Ma dziwotwory swoje, a ich głosy,
Ich szepty, szmery — na łbie dębią włosy.

Słuchasz i czujesz, że tam, w tej głębinie
Mrocznej świat jakiś nieznany się rusza,
Że coś tam cierpi, mocuje się, ginie,
Że jakaś ślepa wyrywa się dusza
Z głębi cielsk, w oną zagnanych pustynię,
I trwoga ci tu powraca pastusza
Twego dzieciństwa, gdyś łyżką od kaszy
Bór pokazował i mówił: — «Tam straszy!» —
...................

Ogromnym krokiem lud wracał z roboty,
Z błyskawicami zawziątku w źrenicy,
Choć nie schodziły mu z czół wielkie poty,
Które nie z rosy były, lecz z krwawicy.
A tu iskrzasty snop buchał już złoty
Z ogniska mojej polowej kuźnicy
Na górce, gdzie mi Jasiek dymał miecha.
Więc łoskot młota, więc gwar i uciecha.

— «Hej! To my pany tera i bogacze —
Krzyknie Przytuła — Że też to w Obrytem
Nie wiedzą ludzie nic, co ja tu znaczę!
Tu teraz gruntu tyla, tu bór przytem!
Oj, będą tutaj na bezrok[12] kołacze,
Bo wpół pszenicą obsieję, wpół żytem!» —
A Roch: — «Laboga! Już puszczam popręgi!»[13]
Inszy w śmiech: — «Dobry! — klaszczą w ręce — Tęgi!» —

Wtem Koźbiał westchnie: — «Nim będzie co z tego,
Niemało wody na Wiśle upłynie!

Pola tu nigdzie nie widzę dobrego.
W bór nas zagnali, jak zwierza w pustynię...
Grunt ciężki; trzaby sprzężaju srogiego!
A gdzież ja tutaj na owies przyczynię?
Na groch, tatarkę, na wykę, na proso,
Co w letkich szczyrkach[14] najlepszy plon niosą?»

— «Patrzta — Świercz krzyknie — ślepego Mazura,
Jak mu to piasek zasypał te ślepie!» —
A Roch: — «Co gadać? Już taka natura,
Mazur zna gliny tyle, co w polepie...»[15]
— «Nieprawda! — krzyknie Koźbiał. — Jest niektóra
Ziemia i u nas!» — A Hnat: «Hej, ty stepie —
Zaciągnie nagle głosem — ty rodzony!
Hej ługu, młodą kaliną sadzony!...»

Zawtórzą insi, hukną. Każdy śpiewa
Po swemu, sobie i swojej nadziei...
Czego upragnie, czego się spodziewa,
Dobywa z duszy w tej głosów rozwiei...
A wtem wszedł księżyc, i blasków ulewa
Sączyć się jęła strugami do kniei,
Co stała cicha i światłem srebrząca,
Pod rozwidnioną źrenicą miesiąca.

Ale Horodziej obchodził nas wkoło
(Stary krok drobny miał, lecz jeszcze szparki).
Tylko te włosy dzielone przez czoło
Od skroni mu się zlewają na barki.
Aż stanął, stuknął kijem: — «A gdzież sioło
Będzie? Bo jakieś osobne folwarki
Szykować chcecie... Gdzież tu sioło będzie,
I gdzie tu kmiecie usiędą na grzędzie?»

Podniósł berlicy, brwi ściągnął sobole:
— «I cóż patrzycie we mnie, jak w raroga?
Pytam: gdzie będzie tu gromadzkie pole?
Gdzie wygon? Kędy na pastwisko droga?
Gdzie tu wysadą zaszumią topole?
Gdzie w łąkach stogi świeżego muroga[16]?
Gdzie staną chaty rzędem? Sady? Kopy?
Gdzie tutaj stanie wieś? Gdzie siędą chłopy?

Bo jak miarkuję dotąd i jak baczę,
Holendry chcecie fundować tu... Szwaby...
Tfu! Płócienniki jakieś... Djabły... Tkacze...
Co na osóbkę[17] siedzą, tfu! jak żaby
W błocie!... Ja ciągnął tu między oracze,
Między rataje[18] Boże, Boże raby[19]...
Ja tu fundować myślał w te wysiołki[20]
Wieś sprawiedliwą polską!» — «Czy my kołki —

Kos krzyknie — żeby żerdzi się trzymali?
Każdemu luźniej, jak pola rozeprze!» —
Lecz stary kiwał głową: — «Oj, obali
Wiatr cię, obali, jak czajkę na Dnieprze,
Ty, samoluzie!»[21] — Lecz inni wzdychali,
Dnie wspominając szczęśliwe i lepsze.
Każdemu stoi przed okiem, jak żywa
Ta wiejska droga miła, chociaż krzywa...

Milczą. Zbyt pełno w sercu tam i w duszy,
Żeby wymówić słowem... Ten zagrodę

Rzuconą widzi... Ten szum słyszy gruszy
Na własnej miedzy. Inszemu po wodę
Żóraw u studni skrzypi... Ów pastuszy
Flecik załawia uchem... Jakieś młode
Wonie i rosy powiały skroś spieki,
Jakiś pociągnął wiatr świeży... daleki...

Więc nas obeszła cichość wielką falą...
Westchnie Kos, Bugaj wąsa wdół zatarga.
A choć nie mówi nikt, same się żalą
Serca... Z serc samych leci niema skarga.
Tak krzyknę: — «Dawaj drew! Niechaj się palą!
Bo nam się dusza w tych smutkach obszarga,
Jak wrona w słotę!» — buchnęło ze stosu,
I wnet nam ducha przybyło i głosu.

Lecz choć powrócił śmiech, wrzawa, ochota,
Jedno poczuli wszyscy: — «Jak raz dola
Zatrzaśnie za kim czarne one wrota,
Co od swojego odgrodzą go pola,
Nie ufunduje dawnego żywota
Nigdy i nigdzie!» Aż krzyknie Roch: — «Hola!
Dosyć tej rady, gromado życzliwa!
Trza z brzaskiem walić w bór, pod siew, pod żniwa!»
...................

Lecz i do żniwa świat[22] był i do siewu...
Rąbie chłop z ranka do nocy dni cztery,
A ledwo radę da srogiemu drzewu.
Porozpalały się w garściach siekiery,
Jak to żelazo w cęgach; bez odziewu
O głodzie tnie chłop, a ledwo zadziery
Uczyni w korach za dziesiątym razem,
Bo drzewo takoż zdało się żelazem.


Pół biedy jeszcze, gdzie stały na dziele[23]
Jedlice, które się tam pinho[24] się zową.
Ta, choć sierdzista i twarde ma biele[25],
Upadnie przecież pod siłą takową.
Ale najgorzej było, gdzie kanele![26]
Te, jak chcesz rąbaj, albo w nie tłucz głową,
Na nic! Strom[27] zwięzły jak z krzemienia stoi,
A ręki ludzkiej najmniej się nie boi.

Więc wściekłość naród brała u tych karczy[28].
Zdziczały chłopy tak, że choć na noże!
A jam już widział, że sił tu nie starczy,
Że nie my puszczę, lecz puszcza nas zmoże.
Topór w powietrzu aż jęczy, aż warczy,
A jak od stali odskoczy po korze...
Klnie Roch: — «Niech gromy siarczyste zatrzasną!»
Klnie Zięba, duszą pocący się własną.

Lecz Dudek, który tu przyciągnął z żoną,
Ze stron polistych, gdzie gaj jest jak słoma,
Ciskał siekierę i z głową zwieszoną
Siadał i płakał, podparty rękoma:
— «Chryste! Za każdą osinkę skręconą,
Za każdą brzózkę wyciętą tam, doma,
Na dworskiem, Bóg mnie pokarał tym borem!
Ani go ugryźć, ni uciąć toporem!»

Kto klął, kto płakał, lżej przecie mu było.
Ale Sekura, w swej straszny niemocie,

Na głucho z oną pasował się siła.
W pianach, z krwią w oczach, trzęsący się w pocie,
Jakoby właśnie złe w niego wstąpiło,
Tak w drzewo rzucał się. Aż w tej robocie
Zapamiętany[29], upadał na trawy,
Garściami zielska rwąc, drapiąc murawy.

Wszakże i ten się nie cieszył zamianie,
Kto w góry poszedł i grunt tam miał dany.
Bo choć haszcz tylko porastał te granie[30]
I ledwo rzadki dąb był tam rąbany,
Spodem — głaz żywy zato. A na ścianie
Skalnej tam tyle ziemi, co śmietany
W grancu się babie pod wieczór ustoi.
Gdy rankiem chudą krowinę wydoi.

Orać? — A jakoż, gdy krój w głąb nie bierze
I tylko powierzch dzioba, jak motyki?
Siać? — A to wnet te skrzydlate drapieże,
Ogromny czarny sęp i gołąb dziki,
Chmurą nakryją usiewy ci świeże,
A choćbyś stępił i te gwałtowniki,
Przylecą wichry i ziem tę lekuchną,
Jak szmatę zwiną, poniosą i zdmuchną.

Tak czy z tej ugryźć, czyli z inszej strony,
Twardo i zębów nałamać nam trzeba!
Świat bo tu z wieków pod puszczę sprawiony,
I darmo po nim chcieć pola i chleba.
A choćbyś zwalił te górne korony,
Które wzrokowi nie dają do nieba,
Jakoż wyruszysz pnie, co pono swemi
Korzeńmi siedzą aż w jądrze gdzieś ziemi?


Gdybyż choć siły poprzeć, ile trzeba...
Skąd? Czy garść mąki my tam?... Kroplę mleka?...
O czarny bochnie razowego chleba,
Jakżeś ty pachniał nam z tego daleka!
O przeżegnany ręką Bożą z nieba
Od onych czasów naczątku człowieka,
Dorobku pierwszy ojca Adamowy,
Jak świętość, temi cię wspominam słowy!

Nie przeto, iżem osłabiał, jak z głodu,
Żem młot rękami musiał dźwigać dwoma,
Lecz, że juz bardzo odcięty od rodu,
Kogo nie dojdzie chleb, co go jadł doma...
Że przez tę rzekę nie będzie już brodu,
Ani do swoich przewoza ni proma,
Gdzie chleb poniecha człeka i opuści...
Że mu tam ginąć, w śmiertelnej czeluści!







  1. Wykrot — dół po wyrwanem burzą drzewie.
  2. Wyrwidęby, Waligóry — siłacze, postacie z bajek.
  3. Plątańców — liany: zob. str. 174, 2.
  4. Mowa o klęsce bukowińskiej za króla Olbrachta 1497 r.
  5. T. j. twojego dorobku, własności.
  6. Por. str. 131, 3.
  7. Pataty — roślina podzwrotnikowa o kłączach bulwiastych, zastępujących nasze ziemniaki.
  8. Por. str. 175, 2.
  9. Kacap — Moskal.
  10. Bujawy — mający buje, skrzydła, skrzydlaty.
  11. ...topiony — roztapiający swój blask, barwiący na zielono.
  12. ...na bezrok (gw.) — na przyszły rok.
  13. Popręga —tu: pas.
  14. Szczyrk — gleba piaszczysta, piasek o podglebiu z urodzajnej gliny.
  15. Polepa — wierzchnia warstwa z gliny na ścianie chaty.
  16. Murog (błr.) — siano z łaki suchej.
  17. ...na osóbkę — osobno, w pojedynkę.
  18. Rataj — oracz.
  19. Rab (ros.) — pracownik, sługa.
  20. Wysiołek — wysiedleniec, osadnik.
  21. Samoluz — człowiek chodzący luzem, w pojedynkę.
  22. Świat (gw.) — daleko.
  23. ...na dziele — na dziale, na przydzielonym kawałku lasu.
  24. Pinho (port.) — pinja, rodzaj sosny lub jodły.
  25. Biel — pierwsza warstwa drzewa tuż pod korą.
  26. Kanela, canella — korzybiel, drzeow korzenne, rosnące w Ameryce południowej.
  27. Strom (cz.) — drzewo.
  28. Karcz — karczunek, wyrąb.
  29. T. j. nieprzytomny.
  30. Grań — krawędź górska.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Maria Konopnicka.