Pan Twardowski (Rydel, 1923)/Rozdział IV

<<< Dane tekstu >>>
Autor Lucjan Rydel
Tytuł Pan Twardowski
Podtytuł Poemat w XVIII. pieśniach
Wydawca S. A. Krzyżanowski
Data wyd. 1923
Druk Drukarnia Związkowa w Krakowie
Miejsce wyd. Kraków
Ilustrator Włodzimierz Tetmajer
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
ROZDZIAŁ IV.
ZGON MISTRZA MARCINA.


W pracowni Mistrza Marcina
Dąć na żar z wielkiego miecha,
Drew dokładać do komina,
Mieszać w tyglu różne płyny,
To była Janka uciecha,
Nieraz przez długie godziny
Przelewają, warzą, smarzą,
I wciąż im się myśl uśmiecha,
Że nareszcie zrobią… złoto!
I nieraz z płonącą twarzą
Wołali: „Uda się! Uda!
Coś już w tyglu błyszczy oto!“
I cóż? Nic — to była złuda…
Słuchał Twardowski z ochotą,
Gdy Mistrz opowiadał cuda
O nauk swoich potędze;

Nie mówił mu jednak stary
O tem, że w magicznej księdze
Czytuje codziennie w nocy,
I że odprawuje czary,
By zakląć nieczyste Mocy.
Nieraz, gdy noc była głucha,
Twardowski w swojej izdebce
Leży bezsennie i słucha,
Że Mistrz woła coś i szepce,
Lecz nie słyszał nigdy ducha.
Czasem rano na pulpicie
Widział wielki tom rozwarty
Z dziwnie pisanemi karty,
Lecz Mistrz chował go wnet skrycie
I obracał wszystko w żarty.

Życie, jako woda płynie
Czas, jako wicher ulata
Mknie godzina po godzinie.
Twardowski nie wiedział kiedy
Minęły mu cztery lata
Między szkołą a Kleparzem,
Wśród nauki i wśród biedy,
Dość, że został bakałarzem[1]

Z dyplomem na pergaminie.
Już nie usługiwał wtedy,
Ale przy mistrzu Marcinie
Mieszkał: miał na drugiem piętrze
Sklepiony alkierzyk mały.
Tak pragnienia najgorętsze
Ojca — zwolna się spełniały:
Jego Janek na człowieka
Wychodzić jakoś zaczyna
I przyszłość piękna go czeka.

Rano do mistrza Marcina
Zaszedł raz, lecz stukał długo
I na próżno. Więc do Klechy
Dał znać do świętej Barbary[2],
Co teraz był Mistrza sługą.
We dwóch tłuką… To nie śmiechy,
Może w nocy zasłabł stary?
Co robić? — Drzwi wywalili…
Z izby siarczane opary
Buchnęły na nich w tej chwili…
Patrzą, a Mistrz Marcin leży
Rozciągnięty na podłodze.
W ogromnej krwawej kałuży;

Czarne plamy na odzieży,
Ręce poparzone srodze,
W koło bań szklanych okruchy,
A przy trupie ów tom duży…
Zabiły go widać duchy!
Twardowski w okropnej trwodze,
Przerażony tym wypadkiem,
Nie miał siły zostać dłużej —
...............
Lecz księgę zabrał ukradkiem.






  1. „Bakałarz“ (z łacińskiego: bacca laurea, gałązka laurowa), dawny stopień uniwersytecki, uzyskiwany przez zdanie egzaminów i odbycie naukowej dysputy. — Bakałarz miał prawo udzielania niektórych nauk, a równocześnie sam kończył wyższe studya.
  2. „Klecha od św. Barbary“. Klecha, kościelny a zarazem zakrystyan. On zamykał i otwierał kościół, utrzymywał w porządku sprzęty i szaty kościelne, dzwonił, wypiekał opłatki, wybierał dziesięciny od parafian itd. Najczęściej bywał człowiekiem świeckim i żonatym, czasem miewał niższe święcenia. Kościół św. Barbary, tuż przy kościele NMP., zbudowany z końcem XIV. w.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Lucjan Rydel.