W domach mieszczan ucząc dziatki,
Twardowski zarabiał sporo,
Więc do Nety i jej matki
Zachodził wieczorną porą:
Nosił pannie wstążki, kwiatki
I mówiono na Kleparzu,
Że młodzi wnet się pobiorą.
Jemu nie brakło ochoty,
I panna snać w bakałarzu
Ceniła godne przymioty,
Z chęcią bowiem dosyć skorą
Przyjmowała te zaloty.
Ale uporu kobiety,
Gdy jej co do głowy strzeli
Nie przełamie nikt — niestety!
Gdy przyszło jednej niedzieli
Do affektów[1] cnych wyznania,
Twardowski o rękę Nety
Prosił wymownie i składnie.
Panna kapryśna się wzbrania,
Na prośby głucha i jęki,
Chyba, że zagadkę zgadnie;
To mówiąc, słoik maleńki,
W którym coś rusza się na dnie,
Pokazała mu zdaleka:
— „Co to za zwierzę, robak czy wąż?
Kto to odgadnie, będzie mój mąż!“
I z drwiącym śmiechem ucieka.
Twardowski, choć był w rozpaczy,
Nie dał jednak za wygraną:
Oblókł się w łachman żebraczy,
Długą brodę konopianą
I sakwę na ramię wkłada;
Do wdowy nazajutrz rano
Przychodzi, ślepego dziada
Udając. Na Netę matka
Łajała jeszcze od wczora
Za jej z Twardowskiego drwiny —
Pragnąc matce do ostatka
Dokuczyć, córka przekora,
Podbiega do starowiny,
Dobywa swego słoika
I pod nos ślepego dziadka
Z temi słowy go podtyka:
— „Co to za zwierzę, robak czy wąż?
Kto to odgadnie, będzie mój mąż!“
Więc Twardowski odpowiada:
— „Mościa Panno, to jest pszczoła!“
A z frasunku córki rada
Wdowa, klaszcząc w ręce woła:
— „Pójdziesz za ślepego dziada!...“
Wtem Twardowski przed nią stawa,
Zerwawszy przyprawną brodę —
— „Zgadłem i skończona sprawa,
W miesiąc do ślubu cię wiodę“.
Jakoż we cztery tygodnie
Było wspaniałe wesele:
Uraczono wszystkich godnie,
Chociaż gości było wiele;
Strugą ciekły piwa, miody,
Nie zbywało i na winie.
Więc tańczono i śpiewano.
Wnet po weselu pan młody
Najął na żonine wiano
Dawną po Mistrzu Marcinie
Pracownię, by robić złoto.
Od Świętej Barbary klecha
Drew przykładał na kominie
I dmuchał z wielkiego miecha.
Twardowski nad tą robotą
Strawił na próżno rok cały:
Ciągle cedzi, miesza, praży
I najdroższe materyały
Skupuje od aptekarzy,
A tu żona mu dokucza:
— „Zróbże już to złoto prędzej!
Nie dam ci od skrzyni klucza,
Twoje banie, rurki, kotły
Dość już zjadły mych pieniędzy!“
Tak wrzeszcząc, szukała miotły…
A Twardowski pełen sromu
Czapkę nabijał na uszy
I chyłkiem uciekał z domu —
Ciężko mu było na duszy!
↑„afekt“ z łać. uczucie; wyznanie affektów, wyznanie uczuć, oświadczyny.