Panna do towarzystwa/Część druga/I
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Panna do towarzystwa |
Data wyd. | 1884 |
Druk | Drukarnia Noskowskiego |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | anonimowy |
Tytuł orygin. | La Demoiselle de compagnie |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Wszystkie dzienniki rozpisywały się o zbrodni przy ulicy Garancière i o aresztowaniu Raula de Challins, a jednakże Honoryusz, stary kamerdyner zmarłego Maksymiliana de Vadans, niewiedział jeszcze o niczem.
Rzecz ta, tak nieprawdopodobna była jednak nader prostą.
Żaden dziennik nie dostawał się do pałacu, a Honoryusz krokiem z domu nie wychodził, nie miał z nikim żadnych stosunków, i plotki uliczne nie dochodziły do jego uszu.
Co raz bardziej zdziwiony i niespokojny tą niewytłomaczoną dla niego nieobecnością młodego pana, i nie wiedząc gdzie zasięgnąć informacyi, chciał się już udać do pani de Garennes, gdy w tej samej chwili przeszkodziło mu przybycie sędziego śledczego, w towarzystwie pisarza, szefa Bezpieczeństwa i sędziego pokoju.
— Przychodzimy zdjąć pieczęcie i dopełnić rewizyi papierów pozostałych po zmarłym hrabi de Vadans — rzekł mu sędzia śledczy.
Kamerdyner skłonił głowę.
— Czy wolno mi zadać panu jedno pytanie? — wyjąknął po chwili.
— Jakież to pytanie?
— Od trzech dni nie widziałem pana Raula de Challins i żadnej nie miałem o nim wiadomości... Czy możesz mi pan wyjaśnić przyczynę tej nieobecności, w której zapewne ukrywają się ważne jakieś powody.
— Wyjaśnię to panu... lecz przedewszystkiem oddaj do naszego rozporządzenia jeden z pokojów pałacu.
Honoryusz zaprowadził ich do małego salonu na dole.
Sędzia śledczy z ogromnego portfelu wydobył papiery, przeglądał je, poczem cichym głosem dał ja kiś rozkaz pisarzowi.
Ten usiadł przy stoliku i przygotował się do pisania.
— Kiedy sąd zeszedł tu poraz pierwszy — rzekł sędzia śledczy do Honoryusza — zdawałeś się pan być przekonany, że pan de Vadans nie zostawił testamentu?...
— Tak panie...
— Przekonanie to masz zawsze?
— Zawsze.
— Utrzymywałeś pan, że żaden lekarz nie przestąpił progów pałacu, podczas ostatniej choroby zmarłego hrabiego?
— Utrzymywałem, ponieważ to jest prawdą...
— Czy nie wydawało się to panu podejrzanem?
— Nie panie... wiedziałem, że pan mój był człowiekiem oryginalnym, bardzo samowolnym, nie cofającym się nigdy przed raz powziętem postanowieniem... wiedziałem przytem, że nienawidził lekarzy.
— Czy hrabia długo chorował?
— Stopniowe osłabienie zwiększało się od wna, na trzy lub cztery miesiące przed śmiercią stan jego stał się bardzo groźnym.
— Podobno podczas tych ostatnich miesięcy mało miałeś pan dostępu do swego pana?
— Bardzo mało.
— Dlaczego?
— Pan de Challins był jedyną osobą, której obecność była mu przyjemną.
— Czemu przypisujesz pan śmierć hrabiego de Vadans?
— Starości.
— Ależ tego trudno dopuścić. Wiek jego i silna budowa pozwalały mu żyć bez porównania dłużej.
— Pan hrabia miał wielkie zmartwienia...
— Czy mówił panu kiedy o nich?
— Nigdy... Mój pan cały był w sobie zamknięty.
— Jakież było zwykłe zachowanie się pana de Challins w ostatnich czasach.
— Pan Raul na każdym kroku dawał dowody najzupełniejszego poświęcenia i ogromnej energii... Okazywał się niezmęczonym... Nie mogłem go namówić aby spoczął choć na jedną chwilę... Tak kochał swego wuja!
— A kiedy pan de Vadans oddał ostatnie tchnienie, czy znajdowałeś się pan w jego pokoju?
— Nie, panie.
— Czy byłeś przy wkładaniu ciała do trumny?
— Tak panie, pomagałem w oddaniu ostatniej posługi memu panu.
— Któż zajmował się wyrobieniem pozwolenia na przewiezie zwłok do Compiégne?
— Pan de Challins.
— I czy to on towarzyszył zwłokom podczas podróży?
— Tak panie.
— Sam?
— Tak jest panie, sam.
— Nakoniec, żadne podejrzenie nie powstało w pańskim umyśle?
— Podejrzenie? jakie podejrzenie?
— Co do śmierci hrabiego...
— Nie rozumiem pana, cóż takiego miałbym podejrzywać?
— Ależ, że naprzykład śmierć nastąpiła skutkiem otrucia.
— Otrucia!! — powtórzył stary kamerdyner z przerażeniem. — Ależ panie, to być nie może! to nie podobna!
— To co pan mówisz — odrzekł sędzia śledczy — jest to twoja opinia osobista, której jednakże ludzie z okolicy mniej dowierzający lub też jaśniej widzący rzeczy wcale nie podzielają. Śmierć hrabiego de Vadans wydała im się do tego stopnia nienaturalną i tajemniczą, że czuli się w obowiązku wprowadzić sprawiedliwość na ślady zbrodni.
Honoryusz nie mógł się powstrzymać i wybuchnął:
— Ależ to potwarz panie, potwarz nikczemna! — zawołał. — Któżby miał otruć mego biednego pana? Kogóż ośmielają się oskarżać o czyn tak niesłychany?..
— Tego, którego od trzech dni oczekujesz pan napróżno, ponieważ jest w więzieniu.
— Pana Raula de Challins!! — rzekł — nigdy temu nie uwierzę! nigdy! nigdy! Pan Raul jest niewinny... Odpowiadam za niego, jak za siebie.
Sędzia śledczy wpoił oczy w bladą twarz starca i rzekł powoli kładąc nacisk na każdy wyraz:
— Jakim zatem sposobem wytłomaczyć zniknięcie ciała?
Kamerdyner począł drżeć nerwowo.
— Ciało zniknęło... — wyjąknął.
— Tak jest; ekshumacya trumny odbyła się w obecności sądu i członków familii... Trumna została otwartą... okazała się pustą, albo raczej, zamiast trupa znaleziono ziemię.
— Boże, mój Boże! — rzekł starzec, wznosząc w górę ręce. — Któż więc dopuścił się tego świętokradztwa?
— Kto? Raul de Challins.
— Jakto on?
— Tak, zawsze on, ponieważ on jeden miał interes w ukryciu trupa, aby usunąć dowód zbrodni, — ciało napojone trucizną.
— Ależ ta zbrodnia, w jakim celu?
— Aby prędzej odziedziczyć...
— Oh! nieszczęsny, nieszczęsny, wyjąknął Honoryusz pochylając głowę.
— Litujesz się nad tym zbrodniarzem?
— Lituję się nad nim z całej duszy, jeżeli jest winny.
— A więc wątpisz jeszcze?
— Tak panie, i błagam pozwól mi pan wierzyć w jego niewinność.
— Pomimo to prawda skacze do oczu... Sam towarzyszył zwłokom, sam zatem mógł tylko dokonać tej świętokradzkiej zamiany... Wszak to oczywiste, niezbite!
Istotnie wydawało się to niewątpliwem. Przybity straszną tą logiką Honoryusz zamilkł.
— Panie sędzio pokoju — mówił dalej sędzia śledczy — pójdźmy zdjąć pieczęcie i przystąpić do przejrzenia papierów...
Praca ta zajęła wiele czasu. Wszystkie sprzęty zostały przejrzane. Wszystkie papiery złożone razem, związane sznurkiem i opieczętowane, miały być odniesione do gabinetu sędziego, aby je mógł przejrzeć swobodnie.
Kiedy sądownicy oddalili się było już około ósmej wieczorem.
Podczas gdy w Paryżu odbywano rewizyę w pałacu przy ulicy Garancière, tej samej natury poszukiwania dopełnione były w Compiègne, w szalecie zmarłego hrabiego de Vadans.
W Compiègne, zarówno jak i w Paryżu, nie znaleziono ani testamentu, ani jakiejbądź wskazówki, mogącej naprowadzać na myśl, że Raul zniszczył ostatnią wolę swego wuja.
Dla sprawiedliwości jednak pusta trumna była dowodem najważniejszym, zastępującym wszelkie inne.
Sędzia śledczy zbrodnię uważał za dowiedzioną i zdawał się być najzupełniej pewny osobistości zbrodniarza, chciał jednak wiedzieć w którem miejscu i kiedy nastąpiło porwanie ciała, lub też zamiana jednej trumny na drugą, gdyż ostatecznie zamiany był pewnym.
Tu była zagadka, wzbudzająca jego ciekawość, i aby ją rozwiązać, postanowił poświęcić wszystkie swoje siły.
Przed poddaniem Raula ostatecznej indagacyi, postanowił wybadać świadków aby jeśli się uda zaczerpnąć pożyteczne dla sprawy wyjaśnienia.
Świadków tych było dwóch.
Pierwszym był Saturnin, woźnica furgonu przedsiębiorstwa pogrzebowego, który przewoził w towarzystwie Raula trumnę hrabiego de Vadans, z Paryża do Compiègne.
Drugim świadkiem była wdowa Magloire gospodyni oberży w Pontarmé, w której furgon noc przepędził.
Woźnica i wdowa otrzymali wezwanie.
W dniu i godzinie oznaczonej stawili się.
Sędzia śledczy badał ich długo, lecz z odpowiedzi ich jasnych i ścisłych nie wyszło żadne choćby najmniejsze podejrzenie, na pana da Challins.
Co ro bił młody człowiek podczas nocy?
Oto, o czem sędzia śledczy, chciał się dowiedzieć za jakąbądź cenę.
Od dziesiątej wieczór do trzeciej z rana, czy nie wychodził z pokoju do którego zaprowadziła go oberżystka?
Na to pytanie wdowa Magloire i stangret Saturnin nie mogli dać odpowiedzi, i rzekli jedynie:
— Wszystko zdaje się zapewniać, że podróżny krokiem nie wyszedł z pokoju, straszna bowiem burza szalała i deszcz lał jak z cebra.
Saturnin dodał:
— Mój pokój dotykał pokoju młodego człowieka a nie słyszałem go wychodzącego, chociaż pioruny spać mi nie dały prawie całą noc...
— Drzwi od podwórza były otwarte? — zapytał sędzia.
— Oh! tak panie — odrzekła wdowa Magloire — na wsi nigdy się nie zamyka.
Sędzia przekonany, że zamiana trumien nie mogła być dokonaną gdzieindziej jak w oberży Pontarmé, postanowił aby wyjaśnić tę tajemnicę, udać się do Pontarmé.
Żadnego jednak śladu nie odkrył.
Zwiedzenie jedn ak oberży dowiodło mu jednej tylko rzeczy, mianowicie że łatwo było wyjść z podwórza przez drzwi wychodzące na drogę do Baron.
Niewątpliwie użyto tych drzwi, ale Raul nie był wstanie dopełnić sam jeden tej zamiany.
Musiał mieć spólnika.
Gdzie znaleźć tego spólnika?
Szef Bezpieczeństwa i najsprytniejsi ludzie z jego brygady robili co mogli. Wyczerpywali się na próżne usiłowania, poszukiwania bezowocne.
— Rzecz ta musiała być ułożona i przygotowana oddawna przed śmiercią hrabiego de Vadans — mówił szef do sędziego śledczego... Nadzieja jest tylko w zeznaniach oskarżonego.
— A jeżeli będzie milczał?
— To nieprawdopodobne... Ścisłe osamotnienie w jakiem pozostaje, zmusi go do zastanowienia... Czuje się złapanym, i wie doskonale, że wina jego nie ulega wątpliwości... Badaj go pan częściej... Przyciśnięty pytaniami skończy na zagmatwaniu się w odpowiedziach i zręcznie, zwolna, doprowadzisz go pan do wyznania.
— Pierwsze badanie miało miejsce w dwadzieścia cztery godziny po aresztowaniu, lecz uczyniłem to jedynie zastosowując się do prawa, była to prosta formalność — rzekł sędzia. — Chciałem, zanim rozpocznę sprawę na seryo, uzbroić się w wyjaśnienia... Teraz mogę zacząć działać... Jakąż jest pańska osobista opinia o tym Raulu de Challins?
Mam go za nadzwyczaj skrytego, bardzo zręcznego, obrachowującego wszystko, wszystko przewidującego — odpowiedział szef Bezpieczeństwa. — Walka będzie długa i trudna, lecz zwyciężysz pan niewątpliwie, ponieważ prawda jest przy panu, on zaś trzyma się kłamstwa, a kłamstwo nigdy nie wygrywa...
— Jutro zawezwę go do śledztwa.
I sędzia wydał rozkazy ażeby nazajutrz o jedenastej rano Raul został przyprowadzony do jego gabinetu.
Poczem posłał wezwanie do pani baronowej de Garénnes i jej syna, aby się stawili jako świadkowie, oprócz tego do Berthaud odźwiernego i Zuzanny kucharki zmarłego hrabiego de Vadans.