Panowanie Augusta III/O różnych zdarzeniach w roku 1749

<<< Dane tekstu >>>
Autor Jędrzej Kitowicz
Tytuł Pamiętniki do panowania Augusta III. i Stanisława Augusta
Wydawca Antoni Woykowski
Data wyd. 1840
Druk W. Decker i Spółka
Miejsce wyd. Poznań
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Indeks stron


O różnych zdarzeniach w roku 1749.

1749. roku Jan Klemens Branicki, hetman polny koronny, zaślubił Poniatowską, wojewodziankę mazowiecką. Niemasz w tém nic osobliwego; ożenił się równy z równą — lecz, iż brał ślub nie za indultem, tylko się dał zapowiadać, to osobliwość, dla któréj, między pany wtenczas i teraz rzadkiéj, zdało mi się ten maryasz podać potomności. Za jego przykładem rzucili się panowie do zapowiedzi, lecz niedługo zaniechali. Ślub i wesele odprawiało się w Warszawie, gdzie matka panny, wojewodzina mazowiecka, ustawicznie, Branicki zaś hetman często przemieszkiwali.
Tegoż roku Adam Ignacy Komorowski, proboszcz katedralny krakowski, po Szembeku zmarłym, otrzymał nominacyą na arcy-biskupstwo gnieźnieńskie, z prymaturą korony polskiéj i wielkiego księstwa litewskiego nierozdzielnie chodzące, z podziwieniem i niesmakiem wszystkich biskupów, których ta godność minęła. Mówiono, iż August król wyświadczył Komorowskiemu tę łaskę za uczynioną sobie przysługę wydaniem ze skarbu krakowskiego koron, do koronacyi tego króla potrzebowanych, których pod ten czas był kustoszem. Był pan wspaniały, urodziwy, dwór chował okazały, wino pijał stare węgierskie i gościom go nieżałował. Glos miał ogromny, przytém wdzięczny; ton kościelny i inne obrządki duchowne umiał doskonale. Jedną miał wadę, szpecącą jego figurę, że dla szkorbutu z rady doktorów żując często tytuń, wprawił się w nałóg przewracania ustawicznie językiem, jakby dużą jaką sztukę w gębie mastykował, co czynił nawet przy ołtarzu, lub siedząc na biskupim tronie. W poróżnieniu panów o interes ordynacyi ostrogskiéj, przeszedł był na stronę familii, lecz niedługo odstąpił od niéj i pojednał się z królem. Żył Komorowski prymasem lal 9 i coś miesięcy, przeznaczeniém (jak wielu trzyma) na praktyce od czasu niepamiętnego aż dotąd zasadzoném, niepozwalającém prymasom przeciągnąć lat dziesięciu (zostawmy to późniejszemu doświadczeniu). Umarł na gangrenę w nodze kiedyś skaleczonéj, zbytkiem wina tęgiego sprawioną w Sierniewicach roku 1759. Odstąpiony od doktorów (których panowie nadaremnie trzymają nadwornych od przypadku śmierci), wezwał zachwalonego w Łowiczu bonifratra. Ten się go wyleczyć podjął. Póki rzezał zbolałe ciało, prymas nieczując bólu, wołał: „o bonus frater“: gdy mu zaś dojął do żywego wrzeszczał: „o malus frater“, i niemogąc wytrzymać bólu, niedał skończyć operacyi i tak przejęty do serca boleścią umarł. To o Komorowskim. O ordynacyi zaś wyżéj namienionéj będziesz miał w swojém miejscu.
Tegoż roku 1749. w Łucku na Wołyniu odprawiła się koronacya Najświętszéj Maryi Panny w kościele dominikańskim, z dawna cudami słynącéj. Koronował obraz Kobielski, biskup łucki, na hakach do obrazu przyprawionych koronę na głowie obrazu zawiesiwszy, przy solenném, do takiego aktu stósowném, podług ceremoniału z Rzymu przysłanego, nabożeństwie, na którém, przez całą oktawę trwającém, znajdowało się kilku innych biskupów łacińskiego i greckiego obrządku, tudzież wielu prałatów, i niezmierna moc panów, pań, szlachty, szlachcianek, ludu rozmaitego płci obojéj. Assystowali téj koronacyi żołnierze z różnych regimentów, kommenderowani z armatami i kilka chorągwi polskich usarskich i pancernych w zbrojach i pancerzach, Obóz był założony na błoniach pod klasztorem za rzeką Styrem. Z armat dawano ognia w obozie, z ręcznéj broni przed kościołem, przed którym w dzień koronacyi szykowały się do parady wojska. Fundatorem téj koronacyi, między wielu składkę czyniącymi, najznaczniejszym był Potocki, wojewoda wołyński, który w niedostatku kwoty pieniężnéj przysłał dominikanom znaczne srebra, aby je zastawili na pieniądze, czego oni, mając skądinąd dosyć, zażyli na rozprzestrzenienie murów klasztornych i zakupienie kilku domów i placów klasztorowi bliskich. Prokuratorem rzeczonej koronacyi był Piotr Szczerbiński, przeor natenczas klasztoru, rodu szlachetnego i wielkiego rozumu, z dominikana ksiądz świecki, przez lat 18 proboszcz w Słomczynie pod Warszawą i napowrót dominikan. Ten w dziecinnym wieku piorunem zabity, od rodziców strapionych do Łucka przywieziony i przed ołtarz Matki Boskiéj złożony, podczas litanii na te słowa: „Consolatrix afflictorum“, to jest: pocieszycielko strapionych, ożył i żył do lat blisko sześćdziesiąt. Sam o sobie tę relacyą wielom czynił, a prócz jego relacyi, ten cud zaraz, gdy się stał, w kronikach miejscowych był zapisany.
Tegoż roku 1749. zerwałsię trybunał. Potoccy i do nich należący, mając zawzięta nienawiść od zabitego w pojedynku Tarła, wojewody lubelskiego, do Poniatowskich i Czartoryskich, jedném słowem familia zwanych, uwzięli się, niedopuścić żadnego deputata, stronnika familii. Prawo było starodawne przysięgać deputatom na funkcyą przy reassumpcyi trybunału w Piotrkowie w farnym kościele przed ziemstwem tamtejszém i przed niém okazywać swoje lauda, czyli obrania sejmikowe. Podobnież familia starała się niedopuścić żadnego deputata z strony Potockich. Obydwie strony sprowadziły wielką liczbę przyjaciół, szlachty i dworskich. Podkomorzy koronny trzymał czoło w swojéj partyi, ale pomiarkowawszy mocniejszą stronę przeciwną, przestrzeżony o zamachu na życie, umknął pocichu z Piotrkowa. Rzecz zapalczywości skończyła się na wzajemném niedopuszczenia żadnego deputata. Cały dzień wołając „vacat“ (było to słowo, które znaczyło, iż deputata niemasz z téj ziemi, którą sędzia ziemski z rejestru czytał, albo jest źle obrany, albo kondemnatą okryty,) i grożąc sobie szablami dobytemi, o ciemnym mroku wyszli z kościoła i rozjechali się z Piotrkowa, gdy im ten ciołek, którego mieli apetyt zrąbać na sztukę mięsa, uszedł z placu.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Jędrzej Kitowicz.