[329]PARYŻ.
Patrz! przy zachodzie, jak z Sekwany łona
Powstają gmachy połamanym składem,
Jak jedne drugim wchodzą na ramiona,
Gdzie niegdzie ulic przeświecone śladem,
5
Gmachy skręconym wydają się gadem,
Zębatą dachów łuską si najeża.
A tam — czy żądło oślinione jadem?
Czy słońca promień? czy spisa rycerza?
Wysoko — strzela blaskiem ozłocona wieża.
10
Nowa Sodomo! pośród twych kamieni
Mnoży się zbrodnia bezwstydna widomie,
I kiedyś na cię spadnie deszcz płomieni,
Lecz nie deszcz Boży, nie zamknięty w gromie,
Sto dział go poszle... A na każdym domie
15
Kula wyryje straszny wyrok Boga,
Kula te mury przepali, przełomie,
I wielka na cię spadnie kiedyś trwoga,
I większa jeszcze rospacz — bo to kula wroga...
I już nad miastem wisi ta dział chmura,
20
Dla tego ludu zasępione tłumy,
Dla tego ciemność ulic tak ponura,
Przeczuciem nieszczęść zbłąkane rozumy;
Bez echa kona słowo próżnej dumy,
O wrogach ciągle toczą się rozmowy...
25
A straż ich przednia, już północne dżumy
Obrońców ludu pozwiewały głowy,
I po ulicach ciągły brzmi dzwon pogrzebowy.
[330]
Czy wrócą czasy tych świętych tajemnic
Kiedy tu ludzie zbytkiem życia wściekli,
30
Jedni pod katem, drudzy w głębi ciemnic,
Inni ponurzy, bladzi, krwią ociekli,
Co kiedy śmieli pomyśléć — wyrzekli.
Lud cały kona, katy i obrońce,
Dnia im niestało aby się wysiekli;
35
I przeczuwając krwawéj zorzy końce,
Jak Jozue wołali: dnia trzeba — stój słońce!
I nie stanęło — pomarli — przedwcześnie,
Lecz zostawili pamiątki po sobie,
Kraj po rozlewie krwi tonący we śnie,
40
I lud, nie po nich, ubrany w żałobie,
Krwi trójcę w jednéj wcieloną osobie;[1]
Ten jak Rodyjski posąg, świecznik trzyma,
I jedną nogę wsparł na martwych grobie,
Drugą na zamku królów... Gdzie oczyma
45
Sięgnął — tam wnet i ręką dostawał olbrzyma.
A kiedy posąg walił się z podstawy,
Tysiące ludu sławą się dzieliło,
Każdy się okrył łachmanem téj sławy,
Każdemu było dosyć — nadto było...
50
Marzą o dawnéj sławie nad mogiłą,
I pod kolumną spiżu wszyscy posną;[2]
Choć cięcie kata głowę z niej strąciło,
Choć na niéj może jak na gruzach, z wiosną
Chwasty z liliami Burbonów porosną.
55
Tu dzisiaj Polak błąka się wygnany,
W nędzy — i brat już nie pomaga bratu.
Wierzby płaczące na brzegach Sekwany
Smutne są dla nas jak wierzby Eufratu.
I całéj nędzy nie wyjawię światu...
60
Twarze z marmuru — serca marmurowe,
Drzewo nadziei bez liścia i kwiatu
Schnie gdy wygnaniec złożył pod nim głowę,
Jak nad prorokiem Judy schło drzewo figowe.
[331]
. |
. |
. |
. |
. |
. |
. |
. |
. |
. |
. |
. |
. |
. |
. |
. |
. |
. |
. |
. |
. |
. |
. |
. |
. |
. |
. |
. |
. |
. |
. |
. |
. |
. |
. |
. |
. |
. |
. |
. |
. |
. |
. |
.
|
Zdala od miasta szukajmy napisów
65
Gdzie wielki cmentarz zalega na górze.[3]
O! jak tu smutno, kędy wśród cyprysów
Pobladłe w cieniu chowają się róże.
A pod stopami — daléj — miasto w chmurze,
Topi się we mgłach gasnących opalu...
70
A dla żałobnych rodzin, przy tym murze,
Przedają wianki z płótna lub z perkalu,
Aby dłużej świadczyły okupionym żalu.
Patrz znów w mgłę miejską — oto wież ostatki,
Gotyckim kunsztem ukształcona ściana.[4]
75
Rzekłbyś — że zmarła matka twojéj matki,
W czarne brabanckie koronki ubrana,
Z chmur się wychyla jak duch Ossyana...
Ludzi nie dojrzysz... Lecz nad mgłami fali,
Stoją posągi (gdzie płynie Sekwana)[5]
80
Jakby się w Styxu łodzi zatrzymali,
I przed piekła bramami we mgłach stoją biali...
Tam gmachy Luwru gdzie tron Baltazara,
A na nim siedział wyrobnik umarły...
Przez dnie lipcowe panowała mara,[6]
85
U nóg jéj ludzie snuli się jak karły;
Po nad nią cienie śmierci rospostarły
Wielkość olbrzymią — był to król narodu.
I axamity krew mu z czoła starły,
Lecz jego dzieci umierały z głodu,
90
Zaczął dynastią trupów, był ostatnim z rodu.
Skan zawiera grafikę.