[95]
KOLĘDA 99.
W dzień Bożego narodzenia
radość wszystkiego stworzenia:
Ptastwo chwali Pana, bydło na kolana
Upada, upada.
Król orzeł najprzód przyleciał,
gdy się o godach dowiedział:
Nawiedził dzieciątko, małe pacholątko,
W Betleem, w Betleem.
Ptastwo się też dowiedziało,
za królem swoim leciało.
Na królewskie gody, niw pili tam wody,
Lecz wino, lecz wino.
Którem chcąc zagrzać struś głowę,
a do tego zjadł podkowę,
By ją prędzej strawił, na gody się stawił
Jezusa Chrystusa.
A gdy kania dżdżu czekała,
o tychże godach słyszała,
Więc odszedłszy wody, leciała na gody
Jezusa Chrystusa.
[96]
Stadem cyranki leciały,
a kaczki bardzo kwakały,
Myśliwiec je brokiem przestraszył, aż skokiem
Uciekły, uciekły.
Gdy przyleciały do dwora,
piwnicznym miały kaczora,
Lecz mu na te gody, kazały być wody
Piwnicznym, piwnicznym.
Obchodziło to kaczora,
i nie chciał czekać wieczora,
Ale go żurawie, strzepali po głowie,
I ucichł, i ucichł.
Gęsiom się wiedzieć dostało,
że się tam ptastwo zleciało,
Gąsior ich zwiódł w pasmo, by nie było ciasno,
W Betleem, w Betleem.
Gdy wodne ptastwo leciało,
leśne się też dowiedziało,
Dudek z wielkim nosem, zwoływał ich głosem,
Na gody, na gody.
Sójka im więcej znać dała,
gdy jak chłop w lesie hukała,
Bo się już upiła, gdy na godach była,
W Betleem, w Betleem.
Szczygieł z czyżykiem i ziębą,
i kanarek z małą gębą,
Trznadle z czeczotkami, były szczebiotkami,
Wzajemnie, wzajemnie.
Darmo na wino pójdziemy,
bo go mało wypijemy;
Chruściel im z wywilgą, dobrą choć nie wielką,
Są radą, są radą.
Mówiąc: za co to nam stanie,
gdy się nam widzieć dostanie,
W Betleem wesele, które w ludzkiem ciele,
Bóg sprawił, Bóg sprawił.
Jeszcze jarząbek z sokołem,
radził im z cietrzewiem społem,
Rozmów zaniechajcie, na gody bywajcie,
Do wina, do wina.
A jeśli nie wypijecie,
jastrzębia poczęstujecie,
By was pazurami, latając nad wami,
Nie szarpał, nie szarpał.
Ptastwo się z lasu porwało,
bo się im to spodobało,
Lecąc z kuropatwą przeiórka, tę łatwą
Da radę, da radę:
A co nazbyt będziem miały,
u bąka gardziel nie mały,
Więc go pożyczemy, do domu weźmiemy
Ostatek, ostatek.
A jeżeli będzie we dzbanie,
pożycz nam nosa bocianie,
Żuraw długiej szyje, rad też dobrze pije,
I da nam, i da nam.
I tak różnych ptasząt stado,
będąc Jezusowi rado,
W to miejsce leciało, kędy Pańskie ciało
Powito, powito.
Spocząć chciały niebożęta,
lecz zastąpiły zwierzęta,
Bydlęta, robacy i domowi ptacy
Chwalili dzieciątko.
Zaatem wszystek dom okryli,
gdy się w szopie nie zmieścili,
Potem w zgodne głosy, wrzaski pod niebiosy,
Leciały, leciały.
Chwała bądź Bogu żywemu,
ubogo narodzonemu,
Dla człowieka nędznego, by kłopotu swego,
Miał koniec, miał koniec.
Podziękowawszy dzieciątku,
każdy się miał z nich do wziątku,
Bóg im błogosławił, gdy się na świat zjawił,
W pieluszkach, w pieluszkach.
Dopieroż tam wrzawa była,
gdy było zwierząt tak siła,
Żaden nie chciał robić, każdy wolał spełnić,
Na godach, na godach.
[97]
Więc orzeł między ptakami,
lew zaś między zwierzętami,
Uczynił porządek, by każdy za wziątek,
Co robił, co robił.
Wprzód zrobili gospodarstwem,
bydlęta z domowem ptastwem,
By leśne zwierzęta, i wodne ptaszęta,
Raczyli, raczyli.
Kur jako gospodarz domu,
wiedząc co rozkazać komu,
Kazał mało gadać, a owocu dawać,
DOstatkiem, dostatkiem.
Pana obudził swym pianiem,
by żyli jego staraniem,
I czeladź i dziatki, by mieli dostatki,
I goście, i goście.
Koty wszystkie powysyłał,
Aby przynieśli specyjał,
Dla czaple i sowy, kotom także zdrowy,
Jak myszy tak szczury.
Wróblom kazał domowym,
do gumna pokazać owym,
Co zboże jadają, choć w lesie siadają,
Na drzewie, na drzewie.
Psom kazał aby szczekali,
ażby goście się nadziali,
Sam zaś wlazł na strzechę, by mieli uciechę,
Przypiewał, przypiewał.
Na muzyce nie schodziło,
pokazał każdy swe dzieło,
Grał raróg na rogu, słoń dał chwałę Bogu,
Swym nosem, swym nosem.
Kurczęta w piszczałki grały,
uczone kosy śpiewały,
Niedźwiedź pacierz mówił, koń zębami dzwonił,
Nad żłobem, nad żłobem.
Puchacz swoim głosem puchał,
a gołąb dzieciątku gruchał,
Wrona krak krakała, Boga wyznawała,
Na szopie, na szopie.
A słowik śpiewał dyszkantem,
z kanarki skowronki altem,
A kruk śpiewał basem, gawron był podczaszym,
Ochotnym, ochotnym.
Kozioł zasię brodą trząsał,
gdy skórę z drzewa okąsał,
Jagnięta beczały, gdy płacz usłyszały,
Jezusa Chrystusa.
Zając siedział z królikamu,
bębnił swojemi nóżkami,
Wróble zaś gwarzyły, gdy sobie podpiły,
Z dzierlatką z czeczotką.
Papuga także gwarzyła,
coś z cudzoziemska mówiła,
Żołna i z jędykiem, była tam syndykiem,
Bażant był szafarzem.
Paw ogon śliczny roztoczył,
lecz sprosnym wrzaskiem wykroczył,
Kwiczoły kwiczały, czeczotki śpiewały,
Śęp siedział jako sęp.
A jeleniowe zaś czoło,
na rogach mając świec wkoło,
Tam wszystkim świeciło, aby widzieć byĸo,
Cieszyć się, cieszyć się.
Wilcy grali w szałamaje,
czajka ochoty dodaje,
Koniki skakały, świrzcze pomagały,
Z mrówkami, z mrówkami.
Więcej tam było wszystkiego,
niżeli w Arce Noego,
Tam tylko po parze, a tu zaś co może
Mieć ziemia, mieć ziemia.
Sroka piwa nawarzyła,
korzec weń chmielu włożyła,
Było dobre piwo, pito go co żywo,
Na godach, na godach.
Sowa nieboga huczała,
we dnie wina nie widziała,
Hu hu, hu hu hu hu, a mało co w brzuchu,
Bez wina chudzina.
[98]
Ale gdy było wpółnocy,
piła do ciężkiej niemocy,
Wr piwa wypiła, jeszcze się swarzyła,
Niecnota, niecnota.
Gdy wszystko Boga uczciwło,
co żywo się rozproszyło,
Ludziom przykład dawszy, by Boga uznawszy,
Chwalili, chwalili.
|