<<< Dane tekstu >>>
Autor Julian Ejsmond
Tytuł Patrząc ku niebu
Pochodzenie W słońcu
Wydawca Księgarnia św. Wojciecha
Data wyd. 1930
Druk Drukarnia św. Wojciecha
Miejsce wyd. Poznań
Źródło Skany na commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


PATRZĄC KU NIEBU

I.

Gdy patrzę na góry ogromne,
na bliskie niebiosów skały, —
myślę, jak bardzo człowiek
przyziemny jest i mały...

Gdy słucham, kiedy las szumi
lub śpiewa wiosenna rzeka, —
myślę, jak bardzo cichy
i słaby jest głos człowieka.


II.

Szept dębów i czarnych sosen,
nurt fali, bijącej o głazy,
jak bardzo jest wymowny,
gdy z nim ludzkie porównać wyrazy.

I jedno słowo: wiosna,
ileż ma w sobie odcieni,
mówione ustami kwiatów
i drzew i leśnych strumieni...


Głoszone przez radość słońca,
szeptane wiatru powiewem,
grane brzęczeniem pszczelnem,
skrzydlone ptaszęcym śpiewem...

I jedno słowo: miłość,
ileż ma w sobie odcieni,
powtarzane tysiącem głosów
od wiosny do jesieni.

Zbudzone w głuszca graniu
w ostępie białowieskim
i w bełkocie rycerskich cietrzewi
na wiosennym mszarze poleskim...

Trwające od świtów majowych
aż po mroki zimnej jesieni,
aż po ryki walczących łosi
i głoszących swą miłość jeleni...


III.

Gdy patrzę na niebo gwiezdne,
miesięczne, czy słoneczne, —
myślę, że ziemia jest mała,
a niebo wielkie i wieczne.

I z tej małości ziemskiej
do tej wielkości błękitu
sięgam mym ludzkim wzrokiem
pełnym kornego zachwytu.


A gdy potem ku ziemi wracam
oczyma zachwyconemi,
coś z gwiazd i coś ze słońca
w mem spojrzeniu przynoszę ziemi...


Zakopane w lutym 1930 r.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Julian Ejsmond.