I tem jedynie gorycz osładzał tęsknoty, Że nie zboczył z drogi cnoty. Chociaż go wszystko prawie opuściło w świecie Znalazł on rozkosze przecie, I nie zazdrościł gdy marnej igraszki Inne po borach używały ptaszki. Bocian, którego miłość ku rodzicom znana, Napotkał samotnego w brzegach pelikana. Oddawna pragnął po znać tego pustelnika; Widok jego postawy czcią gościa przenika; Dobremu jak on dziecku jakąż radość sprawia, Widzieć tego, co dzieciom własną pierś rozkrwawia? „Synu zacnych rodziców! rzekł bocian wzruszony, Przypadek mię tu w twoje przyprowadza strony, Ale jakżem szczęśliwy, że tego poznaję, Co miłości ojcowskiej rzadki przykład daje, Lecz co widzę? tyś wesół, choć żyjesz w pustyni? Cóż cię na rozkosz świata obojętnym czyni?“ „Mam ja, rzecze pelikan, okropne zgryzoty, Niedawnom stracił matkę, uwielbianą z cnoty, Opuścili mię wierni niegdyś przyjaciele, Z nikim ani pociechy, ani łez nie dzielę; Lecz Bóg, co okiem łaski na wszystkich spoziera, On jeszcze nieszczęsnego pelikana wspiera. Za tę małą cierpliwość, z którą troski znoszę, Wlał w serce moje, innym nieznane rozkosze: Te osładzają życie powleczone chmurą, I w niebo przemieniają pustynię ponurą.“ Kto się z młodu nauczył mężnie walczyć z losem, Cenić rozkosze serca, iść za cnoty głosem, Komu czarnych sumienie wyrzutów nie czyni, Ten może być szczęśliwym nawet wśród pustyni.