[27]
Auferro vobis viros fortes — viros consilii. Jerem.
A czy znasz ty bracie młody
Te krużganki i te wschody,
Kędy chodzi przyszłość nasza
Od Annasza do Kajfasza?
A czy znasz ty bracie młody
Twoich posłów chorowody;
Twoich „Dzikich“, twych „Stańczyków“,
„Mameluków“ i „Jurczyków“?
A czy znasz ty bracie młody
Twojej Izby bujne płody:
Wnioski, wneski i wnesenia
Czekające odroczenia.
A czy wiesz ty, co nam z tego?
Oj nie zawsze, oj nie wszędzie
Biały Ośle tak ci będzie,
Jako dziś za Potockiego.
[28]
Trzeba będzie język skrócić,
Uszy stulić, ogon schować,
I juchtowe buty zrzucić,
I spodeńki wywatować!
Kto tam zgadnie gdzie osiędziesz,
Gdzie po dawnym twym zwyczaju
„Portu“ jutro szukać będziesz,
W jakim raju i nahaju?
Weź więc bilet na te chóry,
Kędy siedzą twe augury;
Miło spojrzeć z tej wyżyny
Na sejmowe te łysiny,
Co los przędą twej krainy.
Gankiem, gankiem za „Barankiem“,
Potem hejto za „Krywejtą“,
Korytarzem za „Brewiarzem“,
Z „Tromtadratą“ na zasadzie
Fiku-bryku do kurniku,
Gdzie usiadło stado gęsie,
Co opinią kraju trzęsie.
Gdy te wszystkie przebrniesz drogi,
Zachowawszy całe ziobra,
Całe poły, czyste nogi,
Podróż była bardzo dobra.
[29]
Lecz pamiętaj siedzieć makiem,
I nie wszczynać rozhoworów
Lekkomyślnem słówkiem jakiem
Z głodną rzeszą redaktorów,
By się który nie przyczepił,
I przedpłaty ci nie wlepił.
A gdy sobie już zdobędziesz
Miejsce w ławce, i usiędziesz,
To, nim spojrzysz okiem na dół,
I myśl twoją puścisz w tropy
Paplaniny sejmu gaduł,
Rzuć spojrzeniem jeszcze wprzódy
Na sufitów onych stropy,
Gdzie fujary, trąby, dudy
I cymbały zdobią pował,
Które — jakiś wieszcz malował!
A gdy znaki te odczytasz,
To — niejedno już zrozumiesz,
I już niczem się nie zdumiesz,
I o więcej nic nie spytasz!
Z lewej, z prawej, stoją ławy,
Dwa sąsiedzkie tworząc rzędy;
W nich się mrowi tłum ruchawy,
I łysiny świecą wszędy.
I nie trudno mikroskopem
Za dyskusyi goniąc tropem,
[30]
Na tym mlecznym łysin szlaku,
Znaleźć każdy znak Zodyaku.
W głębi stanął tron złocony,
Zkąd „Niedźwiedziem“ nam przyświéca
Stary bartnik doświadczony;
Niżej wschody i mownica —
Ruskie kawki i gawrony
Smalą na niej swe androny,
Lub też ckliwie mży fatalny
Kapuśniaczek katastralny.
Przy niej jako dąb wiekowy
Zasiadł „Cerber“ urzędowy;
Twardy, chłodny jak Łomnica,
Świeci on dyskusyom co dnia,
Przy budżecie, jak pochodnia,
A w szkół sprawie jak gromnica!
Tam pod ścianą, hen! na lewo,
Niby tłusty karp z podlewą,
Albo prosię z chrzanem w pysku,
Lub gęś szara na półmisku,
Leży gładko oskubana,
Ruś Czerwona — Ruś hreczana!
Stoi kopa koło chłopa;
Po oborze towar brodzi;
Od dobytku trzeszczy szopa,
Bo też luźno człek nie chodzi,
[31]
Wtem do chaty pop zawita,
I rozpoczną się wykłady
Polityczne, i biesiady,
I Jegomość „Słowo“ czyta,
I owieczkom swym tłómaczy
Świętojurskich treść zadaczy.
W ugor idą już zagony
Żyd zabiera zboże z szopy,
Żwawe byczki, tłuste skopy,
Lecz już chłopek nauczony
Kumom twierdzi swym przy szklance,
Że zbawienie jest w grażdance!
Aż w tem żydzi grabią chłopa,
I u popa — staje kopa!
Gdy na lud ten człek spoziera,
To aż serce żal opłynie,
I zapytać chęć cię zbiera:
— Co ci to Rusinie?
Ale Rusin nie wypowie,
Bo mu język z ust wywlekli
Grachy jego i Brutowie,
I na bigos go posiekli.
Lud na kwasie to pieczony;
Wszystko też tu zakalcowe,
Jak te knysze prażnikowe.
Każdy kwaśny i skiszony;
Sprawa wymieszona z błota,
A lud nudny niby słota,
[32]
Kwęczy ciągle — jak za rajem,
Tęskniąc wiecznie za nahajem!
Daj mu cukru — daj mu miodu,
Postaw mu ptasiego mleka!
Szkoda trudu i zachodu.
Niechce miodu, nie chce mleka.
I ucieka, od człowieka
Rad trzymając się zdaleka,
Jak prykazaw pan Seneka.
Narodowość to z tektury,
Kreowana po dekrecie,
Z misyą — w moście wielkiej dziury,
Z mową szytą na tandecie!
Dwieścieletnie męty, kały,
Pozostałe z biegiem wieków,
Na dziejowych spodzie ścieków,
W jeden się tu kanał zlały;
Wróg przepełzał śladem gadu,
I do mętów dolał jadu,
Zatruł z wierzchu — zmącił spodem,
I mianował to — narodem!
Toż gdy zbliżysz się do leży
Tego „nacionałytetu“,
Pięścią ciebie w nos uderzy
Woń ruskiego Essbukietu!
Smaruj masłem — smaruj miodem,
Nie pozbędziesz swędu bracie,
[33]
Bo ten foetus po Bajracie,
Siedmiorakim pachnie smrodem;
Każdy inny i odmienny,
— Ach, a każdy z nich — „korenny!“
Choć to człek się niezbyt kusi
Tykać rzeczy, która cuchnie,
Wiele robi ten, co musi!
Więc choć bracie i nos spuchnie,
Gdy chcesz poznać sprawę Rusi,
Zbadać musisz one swędy,
Bo nie znajdziesz tu lawendy. —
Pierwszy swąd więc — to ciemnota,
Drugi — to szlacheckie grzechy,
Trzeci — brzęk podłego złota
I szatańskich zdrad uśmiechy,
A swąd czwarty — to grażdanka,
Piąty — wsteczny ich kalendarz,
A swąd szósty — kartoflanka,
A zaś siódmy — to arendarz!
Toteż skutkiem tej malaryi,
Rad trzymając się podołka
Przenajświętszej kancelaryi,
Lud ten cały w kołek z kołka,
Nuci dumy tęsknej aryi,
I ta harna gąska w prosie,
I to w worku czułe prosię
I to w chlewku rewne cielę,
I ta kurka w obcej grzędzie,
[34]
I ci sławni borytele,
Co żrą bukwę i żołędzie,
Wszystko kwiczy, kwęczy, gdacze,
Że je srodze Lach uciska,
I wywodzi swoje płacze:
Lisy i pasowyska!
Jak lud żyje po bożemu,
Tak i szlachta z sobą wzajem,
Dawnym radzi obyczajem;
Wszystko, wszystko po staremu!
Każdy dudek ma swój czubek,
Każdy beitrag swe cuszlagi,
Każdy becyrk swe amtslagi,
Każdy powiat swe powagi;
Zaś powagę każdą zdobi
To, co trudno wypowiedzieć,
A co głównie ją sposobi,
Aby mogła w Sejmie siedzieć.
Rej też w Sejmie szlachta wiedzie,
I do Wiednia chętnie jedzie;
Tam to druchny śpiew miluchny,
I minister gościom rady,
Tam to tany, a biesiady,
I przyjęcie najłaskawsze,
I jest parę tłustych banków,
[35]
Zastawionych łapką zawsze,
— Na halickich panków!
Wielkie głowy za granicą
Stoją w ludzie pracą żmudną,
U nas — wcale tem nie świécą,
A o „Gwiazdę“ nie tak trudno!
Ledwie człekby czasem wierzył:
Szlachcic — choć mu w łeb strzel zaraz —
Wtem mu powiat mandat zwierzył;
Ot — i „mowiec“ w mig się znalazł!
Choć mu obcą ekonomja,
Ale z serca Carrey płynie,
I — buczacka Detonomja,
Jak szeroka Polska słynie!
Minie doba trzecia, czwarta,
Już nie poznasz pana brata;
Rzekłbyś istne sztuki czarta,
Taki z niego dyplomata,
Finansista i legista,
I pedagog i statysta,
Tak ci gładko i z rezonem
Zwinąć umie się z andronem,
Kiedy w argumenta wda się: —
Nie policzysz kółek w pasie,
Już banialuk tak naplecie,
Że to istne — istne dziwa,
Jak cierpliwem to „P“ bywa,
Co to Posłów stawi w świecie,
[36]
I człek w myśli się zacieka:
Czemu ono się nie wścieka,
I urwawszy nie ucieka?
Więc też w Sejmie, czy w Wydziale
Czy w komisyach, czy w Rajchsracie,
Bogu dzięki, miły Bracie!
Zbytku głów nie cierpim wcale;
A ztąd i porządek doma
I niejedna sprawa chroma;
Lecz Opatrzność losem włada,
I tak jakoś chatę chowa,
Że się w wichrach nie rozpada;
I ............. Marszałkowa
Gospodarzy nam w Wydziale,
Ku .......... większej chwale,
I wypuszcza w pacht szpitale,
Z „wolnej ręki“ na pożytek
Przewielebnych sióstr Szarytek!
O, te rządy, te obrazy
Autonomii i swobody —
Chwytaj pilnie wieszczu młody
Póki „złota era“ świta,
Bo nie wrócą się dwa razy,
Bo któż w gwiazdach to wyczyta
W jakim się przebudzim Reichu,
Przy najbliższym już Ausgleichu,
— A już wtedy z nimi — kwita!
|