[23]TRZEJ KRÓLOWIE.
Szli przez pustynie — przez stepy bez końca,
Krwią znacząc często ślady na kamieniu;
Wkoło nich puszcza w grobowem milczeniu,
Nad nimi piekło libijskiego słońca.
A stepy dzikie — a niebiosa skwarne;
I nigdzie źródła, w któregoby wodzie
Mogli pragnienie ugasić pożarne,
I nigdzie palmy, gdzieby spocząć w chłodzie!
Czasem im drogę huragan zaskoczy,
I, chciwy pastwy ruchomy grobowiec,
Jak wąż piasczystym kłębem ich otoczy;
Czasem znów hiena lub szakal — wędrowiec,
Głodem zawywszy w tej stroskanej ciszy,
Chwilę pielgrzymom zdala towarzyszy;
A czasem majak zabłyśnie w oddali,
Wabiąc znużonych oazą uroczą;
Ale pielgrzymi z swej drogi nie boczą,
I wciąż milczący, idą wciąż, i dalej,
A poprzed nimi gwiazdka złota biegnie,
Gdzieś roziskrzona w Bogu: ta ich strzegnie!
[24]
Po ojcach wzięli prorocze podanie,
Że kiedyś światu zabłyśnie zbawienie,
I że się „Słowo wieczne“ ciałem stanie,
I „Światło prawdy“ nocy zwalczy cienie,
Że gwiazda złota na błękit wybiegnie,
I o spełnieniu tych dni ich ostrzegnie.
Więc za tą gwiazdą mimo słońca skwary,
Mimo piasczyste huraganów fale,
Mimo majaki, i mimo szakale,
Spieszą wytrwali, ufni, pełni wiary;
Nadzieja tęskne im rozwidnia twarze,
A wzięli z sobą w drogę skarb bogaty,
Aby go złożyć Wcielonemu w darze —
Skarb milszy Panu od perł Guzaraty:
Kadzidło modlitw, i miłości myrrę,
I serca złote, piastowskie i szczére!...
Tak idąc, dzikie minęli pustynie,
I weszli w ziemię, która miodem płynie;
Więc idą pytać się w książęce grody:
„Gdzie Ów, którego czekają narody?“
Lecz nikt nie wiedział o Nim w dworskim gminie;
Jego tam niemasz! — Gwiazdka dalej płynie!
Więc znów pielgrzymie kije wzięli w ręce;
Idą w swą gwiazdkę wpatrzeni oczyma,
Aż wtem się ona w błękitach zatrzyma,
I przy ubogiej stanęli stajence.
A stajnia była kryta słomy wiechem,
Ale w tej chwili jasna słońcem złotem,
[25]
Przez dziury nieba świecąca uśmiechem,
Zwinnych jaskółek grająca świegotem,
A mędrcy mieli serca takie lasze,
I takie wierne, tak miłośne dusze,
Że ufni w szopki wstąpili poddasze,
Wyroki Pańskie w rzewnej wielbiąc skrusze!
W żłobku, na sianie, w tym przytułku nędzy
Spoczywa dziecię na śnieżystej przędzy,
I spiące słodko do Tej się uśmiécha,
Co przy nim stoi spokojna i cicha,
Snu jego będąc aniołem i strażą.
Czasem ze sianka polny kwiatek strzeli,
I zawieszony nad dzieciny twarzą,
Kielich w skrzydlatą główkę przeanieli;
A czasem kwiaty te przeanielone
Skrzydłami w wianek uroczy się splotą,
I wioną piosnką na dziecię uspione;
— Kwiaty się stają wtedy arfą złotą!...
Więc zapatrzeni w tę dziecinę Bożą,
Która w tej chwili z uspienia ocknięta,
Różane do nich wyciąga rączęta,
Klęknąwszy mędrce w proch swe czoła korzą,
A przez szczeliny strzechy rój promieni
Nad ich czołami zapalił wschód słońca,
I w blaskach jego stoją przebóstwieni
Oni, co wytrwać umieli do końca!
[26]
O Panie, Panie! I my, twoi wierni,
Za Twoją gwiazdą — za Twoim aniołem
Krwawy ślad znaczym na głogu i cierni;
I niema palmy pod którejby czołem
Można wypocząć, i krynicy niema,
Gdzieby ugasić pragnienie pielgrzyma;
I nam huragan skwarny, czoło pali,
I na nas stada czyhają szakali,
I wokoło nas step martwy i głuchy,
Jednak w znużeniu nie słabną nam duchy;
Bo wierzym Panie, że jak królów Wschodu
Nas przeprowadzisz przez pustyń bezdroże;
Lecz kiedyż błyśnie dla Twego narodu
Betlehemskiego dnia różanne zorze?...
1868.