Pieśń o ziarnie
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Pieśń o ziarnie |
Pochodzenie | Poezje Kornela Ujejskiego |
Wydawca | F. A. Brockhaus |
Data wyd. | 1866 |
Miejsce wyd. | Lipsk |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Niebo tak gładkie — bez chmury, bez plamy,
Jak ty o ludu! gdy cię blask swobody
Jako zwierciadło weźmie w złote ramy;
Lecz gdy zagaśnie pochodnia przyrody,
A noc cię skryje żałoby całunem,
Natenczas gwiazdy twej wiary i cnoty,
Jak twego łona ukryte klejnoty,
W obłędzie świecą nam zbawiennem łunem.
I lżej nam jakoś — nie tak boli serce,
Wiedząc że płomień drży w każdej iskierce;
Wiedząc że łącząc z sobą niebios końce
Wszystkieby gwiazdy w środek się zsypały,
W jednoby ciało swoje światła zlały
I stokroć większe utworzyły słońce.
Niebo tak gładkie — jutrzenka się płoni.
Całe powietrze jak skowronek dzwoni;
Wybiegnę w pole — świat taki swobodny,
I dusza moja jak w fali kwiat wodny
Z taką rozkoszą w niebie się przegląda,
Że w niem utonąć, rozpłynąć się żąda.
Bogdaj-to w siole, na własnym zagonie,
Ukochać lud nasz chęciami młodości,
Odkrywać perły skryte w jego łonie,
Z znoju mu ścierać podeptane skronie
A karmić ziarnem wiary i miłości!
Wczoraj na łanie kiedy zboże siałem,
Tę pieśń wieśniakom przy siejbie śpiewałem:
A razem, a z wiarą rzucajmy w głąb ziarno,
A ziarno, gdy czyste to pójdzie nie marno,
Oj! pójdzie nie marno, choć silny wiatr wionie,
Nie na tym, to zejdzie na innym zagonie,
Choć trochę naddzióbią go wrony a kruki.
Plon zbiorą choć nie my, to nasze prawnuki.
Śród siejby od gromi; gdy siewacz upadnie,
Niech sławiąc śmierć swoją do trumny się kładnie;
«Do trumny się kładę, a ziarno nie zginie!»
O! miło tak dumać w przedśmiertnej godzinie.
A drugi na miejsce niech jego wystąpi,
Co także siać umie, a trudu nie skąpi.
Północno a mroźno jesienny wiatr wieje,
Lecz ziemia jak matka swe ziarno ogrzeje,
Oj! grzeje jak matka, w pieluchy otula,
A po niej niech wicher tumani i hula;
Pod piersią to ziarno wkorzeni się, wrośnie,
I trawką, murawką wystrzeli o wiośnie.
A trawka ta będzie pod liściem łopuchu
Żyć skryta a w swojskim wyrabiać się duchu,
Wyrabiać się w duchu — a pełzać przy ziemi,
Że burza gromami nie znajdzie jej swemi,
I gniewna gdy gradem żółć swoją wyrzuci,
To trawki nie dotknie a łopuch wywróci.
A trawka swobodna rozbuja się w kłosy,
Kłos słońcem pozłocą zbłagane niebiosy,
Zbłagane niebiosy zapomną o karze,
I przyjdą w świątecznych sukmanach żniwiarze,
I piersi wolnemi pieśń wielką zanucą
I z wozy pełnemi do zagród swych wrócą.