Podróż z mego okna

<<< Dane tekstu >>>
Autor Kornel Ujejski
Tytuł Podróż z mego okna
Pochodzenie Poezje Kornela Ujejskiego
Wydawca F. A. Brockhaus
Data wyd. 1866
Miejsce wyd. Lipsk
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Indeks stron
PODRÓŻ Z MEGO OKNA.

Północ — sen uciekł — otworzyłem okno;
Gwiazdy jak oczy kiedy we łzach mokną
Niepewnem drzą światłem, a księżyc ponury
Zaciemnił się, zmarszczył i złożył do chmury.

O, nocy spokojna! jam cię umiłował,
Tyś moją kochanką, moją powiernicą,
Dla ciebiem dnia troski w głębi serca chował,
I szedłem tu tobie z spragnioną źrenicą,
I byłem szczęśliwy, gdym się wyspowiadał,
Szczęśliwy — jak gdybym z zmarłem szczęściem gadał.

O, nocy spokojna! szkoda twojej krasy,
Twej woni i blasku i tajemnych śpiewów
Dla ludzi osnutych w łachmany, w atłasy,
Leżących snem twardym śród miejskich wyziewów;
A który z nich czuwa, to w trudzie lub w brudzie.
Hej myśli! leć chyżo — co robią ci ludzie?

Hej myśli! leć chyżo na zwiady, w podsłuchy!
Leć skrzydłem tak cichem, jak lecą snów duchy.

Naprzeciw — zczerniałe sklepienia kościoła,
Kościoła bez krzyża, bez wchodu, bez dzwonu;
Głos jakiś przeleciał, — to śpiewy zakonu —
Nie śpiew to! — to żołdak nocne hasło woła.
A wewnątrz, choć jakby po przejściu Tatarów
Pustkowie na miejscu ołtarzów zostało,
Nie jeden ofiarnik krew swoją, i ciało
Poświęca na wykup swych braci od carów.

W przyległym klasztorze cela koło celi,
A w celach dzban mętów, spleśniały kęs chleba,
I związka zgnilizny natomiast pościeli —
U okien zasłona, co kradnie blask nieba.
Tam cisza i ciemnia; niekiedy dłoń skuta
Zabrzęknie, i oczy zabłysną do świécy
Podobne; po nocach tam słychać świst knuta —
Na Boga! któż oni? — jacy pokutnicy?
I jakiż to patron jak szatan nieczuły
Mógł zakon utworzyć tak ostrej reguły!

W podziemiu stół długi, dwóch siedzi za stołem,
Z tych jeden coś pisze a drugi coś pyta,
Przed niemi ktoś blady dumnem toczy czołem,
I milczy i zębem za język swój chwyta.
A potem bladego na odstęp prowadzą,
Dwaj czarni za stołem coś szepcą i radzą,
I wyrok wydali...

Héj myśli! leć, daléj na zwiady, w podsłuchy!
Leć skrzydłem tak cichem jak lecą snów duchy.

Godowa sala,
Taniec jak fala

Płynie, wiruje,
Toczy, kołuje;
Gwar i połyski,
Śmiech i uściski.
Dziewczęta z wieńcem
Pływają w parze,
Ognia rumieńcem
Błyszczą ich twarze,
A młódź z kielichem
Coś głosem cichym
Szepce do ucha
I okiem tonie
W fałdy sukienki;
Dziewczyna płonie,
Stoi i słucha,
I odpowiada,
Ściśnieniem ręki.

„Hej, szczęścia tyle
Na dnie kielicha!
Niech czarne chwile
Giną do licha!“
Muzyka głuszy
Wyrzuty duszy,
Jadem w nich pełza
Wino co kiełza
Dawne poloty
Wiary i cnoty.
I daléj, daléj,
W szumiącej fali
Płyną, wirują,
Toczą, kołują —
A jaka czczość w słowie,
To w duszy próżń taka!


Hej myśli! leć dalej na zwiady, w podsłuchy!
Leć skrzydłem tak cichem jak lecą snów duchy.

Na czarnej ścianie wilgotnego locha
Wisi kaganiec śród pleśni i prochu,
A przy nim świecą, małe oczy kocie.
Co jak ogniki kołują przy złocie.

Starzec to biały — nie widzi, nie czuje.
Jak ćma osklepił się workiem — rachuje!
Liczba mu w uściech i w sercu i w głowie,
Bóg, dusza, wieczność: jednostką liczebną —
Bo jemu złoto jest słońcem w połowie,
Dźwięk złota jemu melodją gędziebną.

I starca drugiego spostrzegam za murem.
Ten zwiesił brew siwą i okiem ponurem
Potacza po sobie, po nagich swych dzieciach.
Co jako szczenięta walają się w śmieciach,
I z głodu skowyczą...
A krew pędem rwistym
Nabiega mu w serce, — bo jedna mu ręka
Została by błagać to ludzi, to nieba,
A druga — gdzieś zgniła na polu ojczystem.
Wtem dziecko przypełzło mu do nóg i jęka:
«Ach, ojcze mój, ojcze! jam głodny! — och, chleba!!»
Od głosu takiego kamień i mur pęka.

A starzec w lochu nie widzi, nie czuje,
Jak ćma osklepił się workiem — rachuje!
A potem powstał, zadmuchnął kaganiec,
I szeptem zmówił pobożny różaniec,
I tak swobodnie jak majtek po burzach.
Usnął na złocie jak gdyby na różach.


O, nocy spokojna! jako w matki łono
W tobie nasze nadzieje, smutki nasze toną,
Ty zawsze tajemna, milcząca, łagodna,
Na świat ten poglądasz jako matka rodna,
I nieraz łza twoja do nas rosą leci,
Gdy patrzysz na bole lub zbrodnie swych dzieci!






Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Kornel Ujejski.