{{Dane tekstu2 Pieśni Kosmiczne i inne |tytuł=Pieśni Kosmiczne |tytuł oryginalny=Písně kosmické }}


XXII.

Spłynęły żaby na bagna wierzch,
Zerkają w niebo jasne.
Żabiego rodu uczony mąż
Oświeca mózgi ciasne.

Od firmamentu rozpoczął rzecz,
W gwiezdnem wzrok utkwił kole,
O astronomach rzekł nieco słów,
Że to są „światów mole“.

Prawił, że onych „gwiaździarzy“ węch
Wiedzie, gdzie prawdy Eden, —
Dwadzieścia dawniej milionów mil
Dla nich dziś — łokieć jeden!

Wnet na przykładzie wyjaśnię wam,
Aż w głowie się to wierci:
Neptun o łokci trzydzieści stąd,
Wenera o trzy ćwierci.


Jął prawić żabom o słońcu też.
Słuchacze dziwem niemi:
Ze słońca trzysta tysięcy aż
Naszych by sklecił ziemi.

Słońce jest nader potrzebne nam,
Gdyż światło niesie w darze,
Nicując wieczność co każdy rok,
Na termin, jak lichwiarze.

Co zaś do komet... błąka się myśl,
A łacno tu pobłądzić...
Ale nie trzeba z pozoru znów
Nadto je lekko sądzić.

Z kolei potem przeszedł do gwiazd.
— Te, wskróś tam rozrzucone,
Jak nasze słońce, słońcami są:
Żółtawe, to czerwone.

Pod spektroskopem, gdy promień ich
Światła twe oko bada,

Widzisz metale wszyściutkie te,
Z których się ziemia składa.

Zamilkł uczony. Dokoła szmer
Niesie się wśród słuchaczy.
Mędrzec się pyta, czy może kto
Wiedzieć coś jeszcze raczy?

Słuchacze skrzeczą, podnosząc wzrok:
— Każdy z nas wiedzieć skory,
Czy są tam żaby takie jak my,
Czy są jak nasze twory?




Brak odpowiedniego argumentu w szablonie!